Łukasz Drozda: Złudzenia i kara
[2013-10-06 19:58:24]
Kino Allena kojarzymy z komediami. Filmami inteligentnymi, nieraz ich oglądaniu towarzyszy śmiech przez łzy, ale mimo wszystko dramat nie jest formą w jego dorobku najczęściej spotykaną. Nowojorski reżyser produkuje taśmowo, eksperymentował z różnymi gatunkami: kręcił też thrillery, czy właśnie dramaty. Jeden z nich, Wnętrza (1978 r.), jest dzisiaj pozycją w dorobku reżysera Manhattanu zapomnianą, ale w moim rankingu obrazów tego twórcy ów niezwykle posępny film wyprzedzają chyba tylko Wspomnienia z gwiezdnego pyłu. Zupełnie się nie zestarzał, a o jego wartości artystycznej niech najlepiej świadczy, że wszystkie te wspomniane tytuły powstały w niemal tym samym czasie. Ostatnio Allen nie tylko nie zwolnił, ale kręci częściej niż w niezwykle bogatej przecież karierze. Porażek unika, chociaż naprawdę porywający film udał mu się w ostatnich latach właściwie jeden. Było to genialne Whatever Works (polski przekład tytułu jest tak groteskowo zły, że polecam zupełne wyparcie go z pamięci), w którym wraca do najbardziej typowego modelu swojego kina. Owszem, w niemal każdym z jego filmów odnajdywaliśmy genialne sceny, nawet Zakochani w Rzymie mieli parę niezłych ról. Poświęcony europejskim miastom cykl niebezpiecznie dryfował jednak w stronę, co prawda intrygującego, ale jednak drogiego marketingu turystycznego. W kolejce ustawiał się zresztą i rodzimy Kraków. Ostatecznie do niczego nie doszło, projekt ukręciła kapitałochłonność potencjalnego filmu, na co małopolskiej metropolii zwyczajnie nie było stać. Dzisiaj można żałować, bo zamiast tej upiornie drogiej komedii, żądne prestiżu władze wymarzyły sobie zabawkę drogą niewyobrażalnie: starają się o Olimpiadę. Zyskało kino Allena. Blue Jasmine nie jest przełomową pozycją w jego filmografii, ani nie zalicza się też do Allenowskiego kanonu. Mimo tego jest to jeden z najciekawszych filmów tego autora w ostatnich latach. Tytułową bohaterką jest w nim doświadczająca właśnie gwałtownego, klasowego upadku żona świeżo skazanego spekulanta, Hala (Alec Baldwin). Jasmine (Cate Blanchett, dawno nie było u Allena tak wyrazistej postaci kobiecej), żyła do tej pory w złotej klatce bogactwa, realizując się przede wszystkim poprzez organizowanie „najlepszych” przyjęć z elitarnego towarzystwa. Żyła beztrosko, niespecjalnie zawracając sobie głowę działalnością męża. Po samobójstwie Hala traci majątek, nie może znaleźć pracy, a do tego odkrywa jakim błędem było beztroskie porzucenie studiów. Przeżywa upokorzenie. Tracąc status i towarzystwo, musi prosić o pomoc znacznie uboższą siostrę, Ginger (Sally Hawkins, która u Allena grała już świetnie w Śnie Kassandry), ofiarę finansowych machinacji Hala. Może nie jest to zupełne dno, Jasmine może sobie przecież pozwolić na podróżowanie z walizkami Louis Vitton, ale jak tłumaczy siostrze, te lokaty kapitału finalnie okazują się być trudne do sprzedania. Wdowa jest sama sobie winna, nie potrafi słuchać, a jedynie uwiesza się na otoczeniu, nie tracąc w dodatku protekcjonalnych nawyków względem nowego towarzystwa, na które jest od tej pory skazana. Gadki o pracowitości nagradzanej nieuchronnym sukcesem finansowym obracają się na jej niekorzyść, wyjątkowo złowieszczo pobrzmiewają też bon moty o pazerności dybiących na majątek urzędników, jakby żywcem wyjęte z ust Rona Paula. Współczujemy jej jednak, w gruncie rzeczy została oszukana. Owszem, była naiwna, ale nie mogła wiedzieć o wszystkim, a do tego poddawano ją subtelnemu szantażowi emocjonalnemu ze strony męża. Jasmine zderza się ze światem, ale los daje jej szansę. Nie tylko ma zapewnioną pomoc siostry, ale udaje jej się też wywierać na nią pewien wpływ. W końcu ociera się o dawny świat. Okazja odnawia najgorsze nawyki. Znowu postępuje lekkomyślnie i przegrywa. Prawda będzie na dodatek znacznie gorsza niż ktokolwiek przypuszczał. Allen wyprowadza Jasmine ze swojego (także poniekąd własnego) świata: bohaterka musi porzucić bajkowy Nowy Jork na rzecz prowincjonalnego w takim ujęciu San Francisco, gdzie Golden Gate widzimy tylko raz w postaci ironicznej migawki. Reżyser przedstawia świat zepsutej i neurotycznej bogaczki, kontrastujący z surowością egzystencji jej krewnych: żyjących ubogo, ale uczciwie. To w gruncie rzeczy schematyczna, prosta opowieść, z finałem niekoniecznie szczęśliwym dla każdego z bohaterów, ale gdzie dobro znajduje nagrodę, a zło zasłużoną karę. Allen, „najmniej hollywoodzki z hollywoodzkich twórców”, przywraca amerykańskiemu kinu jego utraconą rolę. Bo jak właściwie zareagowało ono na kryzys? Głównie przegadanym i mętnym Cosmopolis Davida Cronenberga czy obrazami „prawdziwej natury polityki” w rodzaju Id marcowych George’a Clooneya, tyleż sprawiedliwymi, co naiwnymi i oddalonymi od przeciętnych zjadaczy chleba. Chociaż jest to oczywiście tylko jeden z wątków Blue Jasmine, prymitywnie upraszczające i nieuczciwe wobec tego dzieła byłoby odczytywanie filmu wyłącznie w takich kategoriach. Allen bardziej klasycznie najwięcej mówi przede wszystkim o samotności i złudzeniach jakimi obudowujemy związki i inne relacje. Na uboczu tego stoją jednak rozliczenia, jakich do tej pory w jego kinie brakowało, znacznie poważniejsze od żartów o Tea Party w jednym z ostatnich filmów. Ten najnowszy warto obejrzeć, zwłaszcza dla Blanchett, która ze świetnie nakreślonej roli uczyniła kreację genialnie odrażającą, ale też mniej oczywistych i chwalonych, a zasługujących na szczególne wyróżnienie Hawkins i znakomitego Bobbiego Cannavale obsadzonego jako Chili, nieprzystający do elitarnych oczekiwań Jasmine latynoski partner Ginger. Sam Allen jest z kolei doskonały. Twardo trzyma się wszystkich zasad swojego warsztatu, a jest przy tym zarazem najbardziej przygnębiający od naprawdę długiego czasu. Fantastycznie ponury film. Blue Jasmine. Reż. Woody Allen, dramat, USA 2013. Premiera polska: 23 sierpnia 2013 r. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
23 listopada:
1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".
1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.
1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.
1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.
1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.
1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.
1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.
1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.
2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.
?