W tak zwanym demokratycznym państwie społeczeństwu wolno protestować przeciwko decyzjom władz. Wiadomo jednak, że demokratyczne protesty rzadko kiedy odwracają decyzje rządów tam, gdzie nie istnieje demokracja bezpośrednia, znająca instytucję powszechnego referendum wiążącego. Tak jak nie istnieje w Polsce czy na Ukrainie, w odróżnieniu od Szwajcarii. Podgrzać protesty do czerwoności i podżegać do przemocy – oto wypróbowana metoda kreowania rzeczywistości politycznej po myśli demokracji „made in USA”. Wypracowana receptura ośrodków CIA i jej przykrywki USAID, aby obalić każdy rząd, z którym Stanom Zjednoczonym nie po drodze. Od demokratycznie wybranego rządu Iranu w 1953 r. – gdy to rząd znacjonalizował swoje bogactwo naftowe – aż po demokratycznie wybrany rząd Hondurasu w 2009 r., kiedy prezydent ubiegał się o referendum narodowe do powołania postępowej Konstytuanty. Ponad 5 miliardów dolarów zainwestowanych przez USA w pranie mózgów Ukraińców w ostatnich kilkunastu latach – przed oraz po pomarańczowej rewolucji - nie mogło się zmarnować. Ukraina musi przestać być prorosyjska, by stała się proamerykańska. Dzięki temu NATO spełniłoby marzenie zadomowienia się u progu wiecznego nieprzyjaciela. Polskim politycznie ograniczonym umysłom odpowiada ten geopolityczny scenariusz dekadenckiego mocarstwa. „Strefa buforowa” ma być strefą zimnowojennego konfliktu, nie obszarem gospodarczej, politycznej i kulturowej współpracy pomiędzy Polską, Ukrainą i Rosją.
Jedyna siła, na którą USA mogły postawić w swoich dążeniach, to ultraprawicowy nacjonalizm ukraiński. Nieprzypadkowo – tak jak i nie jest przypadkiem strategia polskiej prawicy w sprawie Ukrainy. Od momentu zakończenia II wojny światowej USA konsekwentnie wspierają neofaszystowski ruch zasadzony na ultraprawicowym nacjonalizmie ukraińskim. Ruch ten mają w opiece również niemieccy konserwatyści, którzy nie zapominają o współpracy OUN-UPA z nazistami, stanowiącej ideologiczny rdzeń dzisiejszych nacjonalistów. Ruch ten nie jest również obcy polskim ośrodkom politycznym - nacjonalizm ukraiński rozwija się również w Polsce. Sprzyjają mu i wspierają go politycznie, finansowo i kulturowo ośrodki wpływowego w Polsce myślenia antyrosyjskiego. Pomimo faktu, że ze swojej natury ideologicznej ruch ten jest z gruntu antypolski.
Przedstawiane jako próba ostatniej szansy polsko-francusko-niemieckie „dogadanie” zbuntowanej opozycji z legalnym rządem Ukrainy (porozumienie z 21 lutego 2014 r.) nie mogło się powieść, gdyż nic nie wskazywało na to, że jakiekolwiek referendum czy wybory doprowadzą do władzy podopiecznych USA i UE. Podżeganie do przemocy protestujących na Majdanie pozostało jedyną realną deską ratunku dla uzyskania tego, czego nie udało się załatwić umową stowarzyszeniową z UE. To znany, a zarazem groteskowy scenariusz wydarzeń rodem chociażby z buntu prawicowej opozycji w Wenezueli, gdzie w 2001 r. w podobny sposób doprowadzono do zamachu stanu na demokratyczny rząd Hugo Cháveza. Z tym że w Wenezueli próba ta nie powiodła się, bo tam z rewolucją boliwariańską wkraczała w życie zmiana epoki, ku Socjalizmowi XXI Wieku, aktywnie popierana przez większość społeczeństwa. Dziś, kiedy CIA i USAID nie ustają w wysiłkach, by ponowić próbę zamachu stanu, Prezydent Nicolás Maduro głośno ostrzega Waszyngton, że Wenezuela to nie Ukraina. Tymczasem na ukraińskim Majdanie, wśród neofaszystowskich bojówkarzy szturmujących demokratycznie wybrany rząd, spacerował sobie polski minister spraw zagranicznych - niczym bojownik na służbie Imperium brytyjskiego z czasu niedawnej inwazji USA i Wielkiej Brytanii na Afganistan. Tacy ludzie rządzą Polską i prowadzą politykę zagraniczną państwa polskiego. W czyim imieniu i na podstawie jakiego demokratycznego mandatu? O to nikt głośno w Polsce nie pyta, pomimo że większość obywateli ocenia krytycznie działania rządu i państwa polskiego w sprawie Ukrainy.
To ten sam minister spraw zagranicznych, niestroniący od powiązań z amerykańskimi neokonserwatystami i rewizjonistyczną niemiecką prawicą, który dzisiaj tłumaczy polskiemu społeczeństwu z ambony polskiej telewizji, jak to kolejne dotkliwe sankcje UE nakłada się na Rosję. Wreszcie Polska górą wobec Rosji. Duch „cudu nad Wisłą” wypełnia niebezpiecznie dla Polski ego polskiej prawicy, znajdującej się u steru państwa polskiego. „Cud” wraca jako farsa polityczna. Na całym świecie tzw. sankcje UE wobec Rosji są wyśmiewane przez szanujących się analityków i polityków, zarówno z prawa, jak i z lewa – od Kissingera, przez Paula Craiga aż po Chomsky'ego. Opinia, jak i fakty świadczące o tym, że to Waszyngton sfabrykował kryzys ukraiński, są powszechnie przyjęte poza Polską i Stanami Zjednoczonymi. Polskie społeczeństwo pozostaje omamione przez polskie media. Na to liczy obóz władzy w swoim śnie o wiecznym sprawowaniu władzy nad Wisłą.
Tymczasem proste, pierwsze z brzegu fakty mówią o niemożności wywierania wpływu na Rosję - ani pozorowanymi sankcjami, ani tymi, które mogłyby się zbliżyć do ekonomiczno-politycznej granicy rosyjskiej tolerancji. Spójrzmy na realia:
* 40 miliardów inwestują rocznie w Rosji tylko kraje Beneluksu, Irlandia i Cypr.
* We Francji stworzono 2 tys. miejsc pracy dzięki aktualnemu kontraktowi na budowę okrętów wojennych dla Rosji, w mocy do 2016 r.
* Bułgaria, Łotwa, Litwa, Finlandia i Słowacja są w 100% uzależnione od dostaw rosyjskiego gazu, Polska w 46%, a UE-15 w 34%.
* Kalkulacje CE świadczą o tym, że przy poważnych sankcjach ze strony UE w Niemczech doszłoby do recesji rzędu 0.1% do 0.3%, (o czym nie informuje się o czasie rządów podległych, takich jak Polska – no bo i w jakim celu?)
* Porozumienie z Chinami w sprawie strategicznego kontraktu na dostawę gazu rosyjskiego na 30 lat.
* Milionowe inwestycje rosyjskie w nieruchomościach w Wielkiej Brytanii (napędzające wszelkie koniunkturę na tym spekulacyjnym rynku).
* Rosyjskie inwestycje rzędu 88 miliardów dolarów we własnych siłach zbrojnych tylko w 2012 r.
* Realna możliwość przejścia Rosji do międzynarodowej wymiany gospodarczej opartej na własnej wymienialnej walucie lub na wspólnej walucie rosyjsko-chińskiej.
* Konsolidująca się grupa BRICS, otwierająca rozległe pole rozwoju stosunków ekonomicznych Rosji.
Odwieczne rosyjskie interesy geopolityczne zostały zlekceważone przez ograniczone umysłowo neokonserwatywne siły USA i UE. Zmysł realpolitik szwankuje u twórców teorii pragmatyzmu politycznego. Kapitalistyczna Rosja, podobnie jak Chiny, nie rozwija swojej mocarstwowości według zimnowojennej filozofii politycznej z czasów minionej ery amerykańskiej. Wręcz przeciwnie. Międzynarodowa wielobiegunowość świata po upadku Muru Berlińskiego jest faktem dokonanym. Imperializm amerykański wkroczył na równię pochyłą i trudno mu przychodzi dobrze zarządzać swoim schyłkiem. Stany Zjednoczone, póki co, działają wbrew własnym interesom. W takich historycznych okolicznościach polskiemu establishmentowi politycznemu, zaślepionemu rosyjskim kompleksem, nie stać na właściwe rozpoznanie polskiej racji stanu. To, że stabilizacja w regionie wschodniej Europy i w samej UE, a co za tym idzie i dynamiczny rozwój współuzależnionych gospodarek, nie dadzą się osiągnąć ani bez Rosji, ani przeciwko niej, nie pobudza wyobraźni politycznej sił, które doprowadziły Polskę do stanu neokolonii ekonomicznej. Wynikające z tego zaślepienie umysłów powoduje zniewolenie polityczne w zabetonowanym po 1989 r. układzie władzy, co zagraża żywotnym interesom Polski.
Ukraina nie wróci do statusu sprzed prawicowego puczu. A nie ten scenariusz rozpisali jednoocy eksperci z Pentagonu, amerykańskiego Departamentu Stanu i CIA. Na nic rzucanie koła ratunkowego przez zdesperowaną Brukselę, nawołującą do okrągłego stołu autonomicznych regionów i Kijowa. Tymczasem, regiony wschodnie to republiki ludowe. Federalizacja Ukrainy to nowa jakość polityczna i ekonomiczna. Polsce, dzięki rządzącemu establishmentowi, przypada bezpośrednie sąsiedztwo z ukraińskim prawicowym nacjonalizmem. Tym u władzy i tym podskórnym. Rosja rozwijać będzie się dalej, nie wbrew państwom regionu, lecz wraz z nimi, jako niewątpliwy regionalny i światowy czynnik stabilizacyjny. Zastopowanie drapieżnej ambicji USA w Syrii stanowi punkt zwrotny w imperialistycznym marszu ku iluzji nowej ery amerykańskiej – nigdzie na świecie nie ulega to wątpliwości, oczywiście poza Polską, żyjącą w swojej antyrosyjskiej fortecy, zdominowaną przez dezinformacje rodem z CNN, Fox News czy BBC. Czy nowe pokolenie polskie uwolnią się wreszcie od rosyjskiego kompleksu? Tak, o ile sama Polska uwolni się od wizji świata narzuconej jej przez prawicowe myślenie.
Nie ma innej drogi dla trwałego bezpieczeństwa Polski i pokoju w całym regionie niż przekształcenie wschodnioeuropejskiej i dalej, euro-azjatyckiej mapy politycznej w przestrzeń wspólnego zrównoważonego rozwoju i awansu cywilizacyjnego. UE i USA, zdominowane przez interesy przemysłowo-finansowego liberalizmu dążą w przeciwnym kierunku, o czym jednoznacznie i definitywnie świadczą tajne negocjacje traktatu o „wolnym handlu” (TTIP), prowadzone przez Brukselę i Waszyngton. W tym marszu kapitału amerykańsko-europejskiego kraje wschodniej peryferii UE, takie jak Polska, pogrążone w skutkach neoliberalnej transformacji, popychane są na bezpośrednią konfrontację z Rosją. W żywotnym interesie Polski i całej Europy Wschodniej leży więc odwrócenie tej geopolitycznej logiki euro-atlantyckich centrów władzy. Jest to wyzwanie dla postępowych sił społecznych, pozostających po lewej stronie politycznego myślenia.
Roberto Cobas Avivar