Jedną z ważniejszych tez Piotra jest diagnoza „metafizycznego pęknięcia” między Rosją i Zachodem. Pęknięcia, które historię Zachodu przeciwstawia historii Rosji; ta pierwsza jest historią Rozumu, dzięki której żyjemy dziś w postindustrialnym, dobrze zorganizowanym świecie, ta druga jest historią… Rosji właśnie, i dlatego Rosja „ma fatalną gospodarkę, słabe społeczeństwo, które może uwierzyć we wszystko, i armię pełną młodych mężczyzn gotowych posłusznie użyźniać każdą ziemię, jaką wskaże dowództwo”. Od umysłowego skażenia nie są wolni nawet rosyjscy intelektualiści. Pisze Piotr: „(…)nawet wśród intelektualistów znaczna część upatruje w Putinie zbawcy, przywracającego narodowi rosyjskiemu chwałę i wielkość. W racjonalistycznym świecie Zachodu imperializm z gołą dupą uprawiany jest w miejscach odosobnienia dla nadwyrężonych psychicznie, w uduchowionej Rosji przystoi najpiękniejszym umysłom”.
Diagnoza „metafizycznego pęknięcia” jest przerażająco pogardliwym wyrazem antyrosyjskości, wpisującym się niestety w panującą w Polsce atmosferę. Antyputinizm, będący stanowiskiem całkowicie zrozumiałym wobec imperialnych i szowinistycznych działań rosyjskiego władcy, coraz częściej jest przez polskich intelektualistów łączony z antyrosyjskością. Coraz częściej też rodzime elity tracą w ocenie sytuacji rozsądek. Kilkanaście dni temu „Gazeta Wyborcza” opublikowała list otwarty wzywający do zaostrzenia kursu wobec Rosji, będący zawoalowanym wezwaniem do interwencji zbrojnej Zachodu; jak bowiem rozumieć zaostrzenie kursu, skoro regularnie podejmowane są kolejne sankcje? Z zaskoczeniem czytałem nazwiska sygnatariuszy, wśród których pojawili się m.in. Władysław Bartoszewski, Jacek Dehnel, czy Olga Tokarczuk. Czy prof. Bartoszewski zrezygnowałby z emerytury i powrócił do przeszłości, stając naprzeciw rosyjskich najemników? Czy Jacek Dehnel podreptałby w zadumie do okopu pod Mariupolem, by strzelać do rosyjskich czołgów? Czy Olga Tokarczuk udałaby się na front, korzystając z otwarcia europejskich armii na kobiety (słusznie pisze Piotr Czerski, wskazując na obecność w wojskach Zachodu „mężczyzn i kobiet”). Oczywiście, że nie. W imieniu elit wojnę będą toczyć chłopcy z klasy robotniczej, którzy do wojska wstąpili w poszukiwaniu stabilnego zatrudnienia i godnej emerytury. I to oni, jak zawsze bywało w historii, ponieśliby ofiarę najcięższą. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie.
„Metafizyczne pęknięcie” jest nieprawdą na każdym z możliwych poziomów. Jedynie dominująca w Rosji religia różni się od wyznawanych na Zachodzie. Brak różnic między codziennymi troskami zwykłych obywateli to truizm. Piotr zdaje się jednak zapominać, że zachodnia „historia Rozumu” to historia masowych mordów dokonywanych przez Niemców w czasie II Wojny Światowej, przez Hiszpanów w czasach następujących po wojnie 1936-39, dwóch dekad nasilonego terroryzmu ze szczytem w latach 70., zapomnianego genocydu w Kongo-Kinszasa, zbombardowania Indochin ilością bomb kilkukrotnie przekraczających wszystkie zrzucone w czasie II Wojny… Wymieniać można by bez końca. Niczym nie różnimy się od tych czerwononosych, zakochanych w Putinie „Ruskich”, którymi tak pogardzamy. Nasza historia ma tyle samo czarnych kart, o ile nie więcej. Nawet ta najnowsza.
Co jednak ważniejsze, podobną liczbę czarnych kart zapisujemy w teraźniejszości. Postępujemy wedle tego samego modelu. Bombardowania Serbii, inwazje na Irak, Somalię, Afganistan, Panamę, wykreowanie potwora w postaci Islamskiego Lewantu, którego aktualnie staramy się zlikwidować, wykreowanie Al.-Kaidy, którą w dużej mierze zdusić się już udało – to tylko garść przykładów z ostatniego 25-lecia. W którym – dodajmy – Rosja toczyła jedynie domową wojnę z czeczeńskimi separatystami i wojnę z Gruzją, która – o czym media, rzecz jasna, nie pamiętają – została rozpętana przez stronę gruzińską, której zamarzyło się odbicie niezależnej de facto Południowej Osetii. Działania Putina na Ukrainie nie są jakimś niezrozumiałym aktem szaleństwa. Rosja postępuje w tej sprawie wedle logiki przyjętej przez każde mocarstwo; broni się po prostu przed utratą kolejnej strefy wpływów. Zniosła rozpad ZSRR i Układu Warszawskiego, zniosła przyjęcie do UE i NATO krajów bałtyckich, zniosła nawet zbrojną inwazję na swojego bałkańskiego sojusznika – Serbię (gdzie byliście wtedy wy wszyscy, przejęci atakiem na Ukrainę? Bo na pewno nie z małymi grupkami lewaków protestującymi pod amerykańską ambasadą). Nie może jednak znieść próby wciągnięcia do zachodniej strefy wpływów kraju częściowo zsowietyzowanego, strategicznie położonego, z którym graniczy na długości 1500 kilometrów. W którym połowa ludności mówi na co dzień po rosyjsku. Żadnego innego wytłumaczenia nie potrzeba.
Piotr pisze, że jeśli urodziliśmy się po kryzysie kubańskim „nigdy nie byliśmy świadkami wydarzeń ważniejszych, niż w ciągu minionych kilkunastu miesięcy”. Otóż byliśmy. Pucz Janajewa, gdyby się tylko udał, doprowadziłby najpewniej do unieważnienia przemian roku 1989. Sam rok 1989 też był, rzecz jasna, okresem ważniejszym. Ceausescu z Honeckerem przebierali nóżkami, by zdławić polską kontrrewolucję, a przy Ceausescu Putin jest przewidywalnym, sympatycznym starszym panem, pozbawionym skłonności do przemocy. W ciągu następnych dwóch lat runął w posadach cały porządek powojennego świata, co też wydaje mi się wydarzeniem ważniejszym. Zachód zaangażował się we wsparcie „swoich” ukraińskich oligarchów (skoro Majdan był zjawiskiem spontanicznym, dlaczego Ukrainą nie rządzi teraz jakiś sympatyczny rewolucjonista, tylko dwóch oligarchów – Jaceniuk z Poroszenką?) przeciwko oligarchii rosyjskiej. Ofiarami tej niepotrzebnej, szkodliwej politycznej gierki, są oczywiście zwykli ludzie zamieszkali na wschodzie Ukrainy, mający dotąd w dupie międzynarodową politykę, chcący prowadzić normalne życie, nie mający pewnie nawet potrzeby jednoznacznej narodowej identyfikacji. Będą tak cierpieć dopóty, dopóki Zachód nie zrozumie, że eskalacja konfliktu nie posłuży nikomu. Dopóki pomoc humanitarna i wysiłki dyplomatyczne nie zastąpią sankcji i groźby dozbrajania, co dotyczy obu stron konfliktu. Mam nadzieję, że szybko zrozumieją to także polskie elity, leczące narodowy kompleks irracjonalną niechęcią wobec Rosjan. Sprzeciw wobec imperialnej polityki Putina, godzącej w prawo międzynarodowe i prawa człowieka, musi iść wraz ze sprzeciwem wobec nieodpowiedzialnej polityki krajów Zachodu, prowadzącej niekiedy, jak w Iraku, do ofiar śmiertelnych liczonych w setkach tysięcy. Nie może się natomiast przerodzić w nienawiść do zwykłych Rosjan, którzy wbrew diagnozie o metafizycznym pęknięciu, niczym się od nas nie różnią.
Michał Zygmunt
Michał Zygmunt - pisarz, publicysta kulturalny. Autor dwóch powieści ("New romantic", "Lata walk ulicznych"), współautor dwóch antologii prozatorskich i dwóch zbiorów esejów filmoznawczych.
Artykuł pochodzi ze strony autora.