Czas odejść od koncertów życzeń, od obietnic bez pokrycia. To mieliśmy już przez ostatnie 25 lat. My takiego podejścia do wyborców mamy dość. Wyborcy zresztą chyba też. Stąd realne szanse na sukces KWW Lewica Wrocławska i na moją wygraną w wyścigu o fotel prezydenta Wrocławia – mówi Konrad Rychlewski, kandydat na prezydenta Wrocławia.
Po prostu trzeba tak zmienić priorytety inwestycyjne, aby to było wykonalne, przede wszystkim wykreślić niepotrzebne albo nawet szkodliwe inwestycje. Mamy to wyliczone i to z rezerwami! – odpowiada na pytanie o to, jak chce zbudować szybką kolej miejską, mieszkania komunalne, zwiększyć dostępność przedszkoli i żłobków, zapewnić ciepłe posiłki i darmową komunikację miejską wszystkim dzieciom.
Jarosław Klebaniuk: Konradzie, przyznam, że trochę się zdziwiłem, gdy dowiedziałem się, że będziesz się ubiegał o stanowisko prezydenta Wrocławia. A to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, pozycja Rafała Dutkiewicza wydaje się niezagrożona – zdecydowanie prowadzi z sondażach. Po drugie, lewica ma już kandydata – Waldemara Bednarza, popieranego przez SLD, UP, PPS i Zielonych. Dlaczego więc startujesz?
Konrad Rychlewski: Niestartowanie byłoby równoznaczne z godzeniem się na dalsze ignorowanie potrzeb mieszkańców - przedpotopową komunikację zbiorową, brak mieszkań komunalnych, niewystarczającą liczbę miejsc w żłobkach i przedszkolach czy nieudolną walkę z przejawami rasizmu w mieście, że pozwolę sobie wymienić tylko kilka z problemów, z którymi borykają się wrocławianie każdego dnia. Rafał Dutkiewicz miał 12 lat, aby wykazać się swoimi umiejętnościami w tym zakresie. Nie sądzisz, że wrocławianie zdążyli się już przekonać, co potrafi?
Rozwiązanie części z tych problemów deklaruje jednak Waldemar Bednarz. W czym Twoje propozycje są lepsze od jego?
Co do deklaracji pana Bednarza, to zanosi się na to, że na deklaracjach się skończy. Po dziś dzień nie przedstawił on realnej wizji sfinansowania któregokolwiek z punktów swojego programu. Zapowiada, że wie, jak zaoszczędzić 300 mln zł. Tyle, że deficyt budżetowy i nowo zaciągnięte długi w tym roku to już grubo ponad 400 milionów. Na razie pan Bednarz jest więc co najmniej 100 milionów w plecy, a jeszcze nie wydał ani złotówki na swój program. Na obecną chwilę z całego jego programu zostają więc rzadziej strzyżone trawniki, a stąd do lewicowości jeszcze daleka droga.
A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej. Miasto w tym roku ma zamiar wyprzedać majątek każdego z wrocławian na kwotę 258 mln zł. Kto ich do tego upoważnił? To jest nasza, gminna własność, nie magistratu. Jeżeli chcemy skończyć z bezmyślną wyprzedażą majątku publicznego, trzeba jeszcze więcej oszczędzić. Jak na razie program pana Bednarza może i w części jest podobny do naszego, ale jest jedna istotna różnica. On to obiecuje, KWW Lewica Wrocławska wie, jak autentycznie lewicowy program, bo nasz taki niewątpliwie jest, wcielić w życie.
Czas odejść od koncertów życzeń, od obietnic bez pokrycia. To mieliśmy już przez ostatnie 25 lat. My takiego podejścia do wyborców mamy dość. Wyborcy zresztą chyba też. Stąd realne szanse na sukces KWW Lewica Wrocławska i na moją wygraną w wyścigu o fotel prezydenta Wrocławia.
Wygląda na to, że jesteś przekonany do swojego programu i wierzysz w jego realizację. Rozwiążesz problemy komunikacji miejskiej, brakujących miejsc w przedszkolach i żłobkach, panoszącego się rasizmu i jeszcze zbudujesz tysiąc mieszkań komunalnych, a przy tym wstrzymasz prywatyzację mienia komunalnego i oddłużysz Wrocław? Brzmi to zbyt dobrze, aby było prawdziwe. Jak zamierzasz tego dokonać?
Po prostu trzeba tak zmienić priorytety inwestycyjne, aby to było wykonalne.
Co będzie Twoim priorytetem?
Wszystko to, co wymieniłeś, ale mówiąc skrótowo: mieszkania, dzieci i transport. Trzeba przede wszystkim wykreślić niepotrzebne albo nawet szkodliwe inwestycje. Mamy to wyliczone i to z rezerwami!
Możesz podać jakiś przykład?
Dutkiewicz nam to akurat trochę ułatwia, bo chybionych inwestycji u niego nie brakuje. W tym roku jedną czwartą pieniędzy na inwestycje pochłania Narodowe Centrum Muzyki. Z punktu widzenia konstruowania przyszłorocznego budżetu to nawet korzystne. Czemu? Bo my przecież nie będziemy budowali jeszcze jednej sali koncertowej. Już w ten sposób oszczędzamy setki milionów złotych...
Do tego odchodzimy od prawicowego analfabetyzmu urbanistycznego. Mimo, że od prawie 40 lat udowodniono, że inwestycje w drogi prowadzą do zwiększenia korków, my nadal wydajemy prawie 300 mln na nowe drogi. Wydawaliśmy tak przez dziesięciolecia i jakoś korków nie ubyło. Zjawisko to, znane jako prawo Lewisa-Mogridge'a, zostało pierwszy raz opisane w 1977 roku, do świadomości włodarzy Wrocławia się jednak jakoś jeszcze nie zdążyło przebić. Takich przykładów można mnożyć. Potrzebna jest większa fachowość i diametralna zmiana mentalnościowa.
Wydaje się, i tak pewnie myślą obecne władze Wrocławia, że po lepszych, szerszych czy też liczniejszych drogach jeździ się szybciej i korków powinno ubywać. A co Ty proponujesz, aby wrocławianie poruszali się po mieście szybciej?
Zielone Mazowsze obliczyło, że aby Śródmieście Warszawy pomieściło dzisiejszą lawinę samochodów bez większych korków, główne arterie komunikacyjne musiałyby mieć po dwanaście pasów w każdą stronę. Praktycznie trzeba byłoby wysadzić większość centrum, aby tam pomieścić samochody. Nie inaczej jest we Wrocławiu. Na szczęście my mamy na to skuteczną receptę.
Jeżeli staną Państwo następnym razem w korku, taka okazja wrocławskim kierowcom powinna się nadarzyć dość szybko, to proszę policzyć samochody, które widzą Państwo przez przednią szybę. A gdyby tak 30, 50% tych kierowców przesiadło się do komunikacji zbiorowej?
Podobnie jest z brakiem miejsc parkingowych. Za każdym razem gdy mija Państwa pełen tramwaj, po szynach mknie kolejne 200 wolnych miejsc parkingowych. Jaki jest sposób, aby poprawiła się sytuacja w tym zakresie? Dokładnie, więcej osób w tramwajach, autobusach i – to clou naszego programu transportowego – we wrocławskiej SKM. W czasie pierwszej swojej kadencji uruchomię pierwsze relacje szybkiej kolei miejskiej, budując między innymi tunel między dworcami Wrocław Główny i Wrocław Nadodrze. Poprawię, między innymi, skomunikowanie Oleśnicy, Trzebnicy, Obornik Śląskich, Wojnowa, Jagodna czy Kobierzyc i to wszystko za pomocą szybkich, komfortowych, niezawodnych i bezpiecznych połączeń SKM.
A skąd wziąć na to pieniądze? Z funduszy europejskich, praktycznie niewykorzystywanych przez ekipę Rafała Dutkiewicza. Wyborcom już wkrótce zaprezentujemy kompletną mapkę wrocławskiej SKM oraz dokładny podział na poszczególne etapy budowy. Ale miejscowości i dzielnice, które wymieniłem, znaczącej poprawy mogą się już spodziewać do roku 2019.
Później będzie już tylko lepiej, o ile poprą to oczywiście wyborcy i o ile plan SKM zostanie zaakceptowany w referendum. My inwestycji na taką skalę nie będziemy przeprowadzać bez jednoznacznego poparcia wrocławian, wyrażonego w referendum. Brak dialogu z mieszkańcami jest kolejnym błędem obecnej ekipy, który naprawimy.
Brzmi to przekonująco. Sam, choć jestem kierowcą i przez kilkanaście lat poruszałem się po Wrocławiu niemal wyłącznie samochodem, w ostatnich latach odkrywam zalety korzystania z komunikacji miejskiej: można uniknąć stresu związanego z korkami i niską kulturą jazdy, spokojnie czytać lub słuchać czegoś. Jednak oczekiwanie na autobus, zwłaszcza w złą pogodę, bywa irytujące. Także połączenia kolejowe są rzadkie. Infrastruktura PKP wydaje się mało wykorzystana w komunikacji aglomeracyjnej. Jej aktywizacja wygląda na prawdziwie rewolucyjny pomysł, a tunel między Głównym i Nadodrzem kojarzy się z budową metra w Warszawie – to zabrało długie lata i było bardzo kosztowne. Czy nie prościej byłoby wykorzystać istniejące tory?
Ależ my w naszych planach SKM-ki wykorzystujemy każdy milimetr torów, który jest w mieście. Tyle, że pewnych ograniczeń terenu się nie przeskoczy. Spokojnie, udział tuneli, nawet w docelowej sieci SKM, którą w pełnej okazałości przejedziemy się może za 10, 12 lat, nie przekroczy 20%, a porównaj 25 lat budowania pierwszej linii metra z 4 latami, które zajęło zbudowanie środkowego odcinka drugiej linii. Ten odcinek ma 6 km, "nasz" będzie miał z 2,5.
Nawiążę jeszcze do kierowców. Bardzo istotne w tej wypowiedzi dla mnie jest stwierdzenie, że kluczem do poprawy warunków właśnie dla osób, które wolą korzystać z samochodów, jest jak najlepsza oferta transportu publicznego. Dlatego tworzenie oferty transportowej na miarę XXI wieku to poprawa sytuacji dla pasażerów, dla środowiska naturalnego, ale właśnie w równym stopniu dla kierowców.
Podoba mi się pomysł angażowania mieszkańców Wrocławia w podejmowanie najważniejszych decyzji. Czy plan budowy SKM, rozumiem, że związany z nowymi liniami i torami, będzie jedyną kwestią poddawaną pod powszechne głosowanie, czy jeszcze jakieś plany staną się przedmiotem referendum?
Optujemy za hybrydowym modelem podejmowania decyzji. Konsultujemy plany, np. z przedstawicielami lokalnych społeczności, organizacji pozarządowych, na spotkaniach z mieszkańcami, tworzymy z tego spójną całość, poddajemy to pod głosowanie w referendum, a potem, na przykład jeżeli chodzi o konkretną lokalizację danego przystanku SKM, znów radzimy się mieszkańców w ramach konsultacji społecznych. Nam przecież też na tym zależy, aby to jak najlepiej spełniało oczekiwania wrocławian. Przecież to dla nich budujemy. Jeżeli chodzi o inne inwestycje, to każda długofalowa i droga inwestycja powinna być poddana pod głosowanie. Dokładnego pułapu jeszcze nie ustaliliśmy, ale osobiście uważam, że referendum można by ogłaszać od 50, 100 mln zł łącznych kosztów inwestycji. Kolejną propozycją, która na pewno zostanie poddana pod głosowanie będzie więc zakup 200 długich, niskopodłogowych, klimatyzowanych tramwajów.
Z programu KWW Lewicy Wrocławskiej wynika, że chcecie wprowadzić darmową komunikację miejską dla dzieci do dwunastego roku życia. Jakie inne zamierzenia dotyczą dzieci?
Oj, dzieci i ich rodzice, to jeden z trzech priorytetów programu, o których wspomniałem na początku wywiadu. Na pierwszy plan wysuwa się zwiększenie ilości miejsc w żłobkach i przedszkolach oraz obniżenie kosztów posyłania dziecka do tych instytucji dla rodzin w trudnej sytuacji materialnej. Dość powiedzieć, że tylko na same żłobki zamierzamy podwoić obecny budżet i to już od roku 2015. Ważną dla nas kwestią jest też dożywianie. Zaoferujemy taki system ulg, aby każde dziecko miało zagwarantowany jeden ciepły posiłek w szkole, do szkoły gimnazjalnej włącznie.
O transporcie sam wspomniałeś. Ma on być nie tylko bardziej dostępny cenowo, ale przede wszystkim nieporównywalnie bardziej atrakcyjny dla pasażerów, w tym dla dzieci. Dalszym elementem jest edukacja, tu chcemy postawić na wsparcie programów przeciwdziałania nienawiści i rasizmowi. Tu akurat dużo bardziej od setek milionów potrzebne są szczere chęci. My mamy to szczęście, że współpracujemy z mieszkańcami Wrocławia, którzy przybyli do nas z innych krajów, przecież nawet startują z list KWW Lewica Wrocławska. Już kończąc, dzieci też zasługują na dach nad głową, a ich rodzice na to, żeby nie musieli pracować na umowach śmieciowych. Nasze 1000 mieszkań komunalnych i zaprzestanie współpracy z firmami, które stosują umowy śmieciowe, to zwiastun realnej poprawy i w tym wymiarze.
Brak miejsc w przedszkolach innych niż drogie placówki prywatne doprowadził do sytuacji, w której niektóre kobiety nie biorą ślubu ze swoimi partnerami i udają samotne matki, by zwiększyć szanse na miejsce dla swojego dziecka. Taka, patologiczna moim zdaniem, sytuacja jest efektem likwidacji publicznych przedszkoli przez władze Wrocławia. Co zamierzasz z tym zrobić?
Masz rację, marzy mi się Wrocław, w którym o wysłaniu dziecka do żłobka czy przedszkola będą decydowali rodzice, a nie ich status materialny, stan cywilny czy miejsce zamieszkania. Ale jeżeli Państwo nie pójdą do wyborów 16 listopada i nie zagłosują na kandydatów KWW Lewica Wrocławska i na mnie jako prezydenta Wrocławia, to te marzenia niestety pozostaną jedynie marzeniami. A co zrobimy? Jak wspominałem, zaoferujemy co najmniej dwa razy więcej miejsc w publicznych żłobkach i zwiększymy też liczbę miejsc w przedszkolach.
Na to wszystko w budżecie są pieniądze, trzeba tylko mieć odpowiednie priorytety i otwarte umysły. My je mamy.
Program, który przedstawiłeś jest niezwykle ambitny. Zmiany dotyczą ważnych dla mieszkańców obszarów: poruszania się po mieście, wychowania dzieci, wsparcia dla tych, którzy są w bardzo złej sytuacji mieszkaniowej, bez perspektyw na ich rozwiązanie. Chcesz też uczynić z Wrocławia miasto bardziej otwarte, tolerancyjne. To są cele, które mnie i zapewne wielu innym mieszkańcom wydają się bliskie. Jednak nie jesteś ani osobą znaną, ani nie stoi za Tobą żadna duża partia polityczna. O ile wiem, nie lasuje Cię też żadne medium głównego nurtu. W jaki sposób chcesz dotrzeć ze swoim programem do tak wielu wyborców, aby realnie zawalczyć o władzę?
To, że nie stoi za mną żadna ze skompromitowanych sił politycznych w Polsce jest akurat dużą zaletą, nie przeszkodą. Przeszkodą jest co innego... 25 lat zniechęcania obywateli do korzystania z prawa wyborczego. Ja im się nie dziwię, sam nie uczestniczyłem w ostatnich trzech wyborach, bo po prostu nie było na kogo głosować. 25 lat obłudy, pustych obietnic, arogancji, bezduszności, obojętności władzy na problemy ludzi zrobiły swoje. To jest nasze największe wyzwanie: pokazanie mieszkańcom Wrocławia, że my jesteśmy inni, że jesteśmy początkiem czegoś zupełnie nowego, a nie kontynuacją dotychczasowej beznadziei pod innym szyldem.
Alienacja polityczna jest problemem ogólnopolskim. We Wrocławiu frekwencja nie wygląda najgorzej na tle całego kraju. Marketingowe zabiegi kolejnych prezydentów: Bogdana Zdrojewskiego i wyznaczonego przez niego na następcę Rafała Dutkiewicza od dwudziestu lat okazują się skuteczne. Spora część wyborców najwidoczniej lubi masowe imprezy, na które przeznaczane są grube pieniądze, reprezentacyjny Rynek, całą tą przewagę igrzysk nad chlebem.
Wątpię, aby ktoś autentycznie popierał marnotrawstwo i arogancję władzy. Przecież my też nie chcemy Wrocławia markotnego, ponurego i smutnego. Ale czym innym jest organizowanie mistrzostw świata w siatkówce, a czym innym wydawanie miliarda złotych na stadion miejski. Igrzyska też trzeba organizować z głową. Natomiast jeżeli chodzi o dotarcie... idą nowe czasy. W Hiszpanii Polemos zdobyli 10 procent w wyborach europejskich, a istnieli od trzech miesięcy. W Słowenii istniejąca od jednego miesiąca partia SMC zdobyła 34,8 procent głosów w wyborach parlamentarnych. Ludzie, jeżeli da im się sensowną alternatywę, potrafią zaskakiwać nawet najwytrawniejszych analityków. Ale oczywiście muszą się o tym dowiedzieć, że w ogóle istniejemy. W tym i Twoja rola, jak każdego dziennikarza.
Większość głosujących w kolejnych wyborach prezydenckich we Wrocławiu opowiadała się za kontynuacją dotychczasowej władzy. Chyba musiałbyś dotrzeć do tych zniechęconych nie-wyborców, którzy nie wierzą, że im osobiście i ich najbliższym mogłoby się żyć lepiej niż obecnie.
Mamy w naszych szeregach przedstawicieli praktycznie każdej grupy społecznej - bezrobotnych, osoby rozpoczynające swoją drogę w życiu zawodowym, ale też emerytów, mamy drobnych przedsiębiorców, obcokrajowców, osoby niepełnosprawne, wyznawców różnych religii i stylów życia. Dla nas to takie żywe przypomnienie, żeby o tych społecznościach nigdy nie zapomnieć, ale oczywiście to też zachęta dla wyborców, że każdy z Państwa znajdzie u nas kogoś, z kim będzie się mógł identyfikować, który będzie rozumiał Państwa problemy, bo sam się z nimi zmagał albo nadal zmaga.
A jak dotrzeć? Rzetelną, życzliwą ludziom pracą informacyjną. Ja zwykłem naszą kampanię nazywać kampanią informacyjną, nie wyborczą. My nie chcemy się sprzedać jak tania para dżinsów z Bangladeszu. My postaramy się, aby wrocławianie uwierzyli w szczerość naszych intencji, w fachowość naszego przygotowania merytorycznego i w gotowość do ciężkiej pracy nad tym, aby mieszkańcom Wrocławia żyło się lepiej.
Powiedziałeś: "Mamy w naszych szeregach..." My czyli kto? Komitet Wyborczy wydaje się czymś bardzo ad hoc, tymczasowym? Czy powstaje we Wrocławiu jakaś nowa jakość polityczna?
Nowa jakość polityczna powstaje na pewno. Mamy przecież u nas też założycieli dolnośląskich struktur Ruchu Sprawiedliwości Społecznej. Natomiast dla dobra wrocławian i aby móc mieszkać w rozsądnie zarządzanym mieście, nasze obecne porozumienie lewicy jest dużo szersze. W tym leży źródło naszej siły, nie słabości.
Konradzie, o ile wiem, jesteś człowiekiem bardzo dobrze funkcjonującym zawodowo, wszechstronnie wykształconym. W jaki sposób radzisz sobie ze swoją niepełnosprawnością? Jesteś przecież niemal zupełnie niewidomy.
Długo rozmyślaliśmy nad tym, jak to zagadnienie ugryźć podczas naszej kampanii. Przykładów wyróżniających się polityków, którzy zmagali się z jakąś fizyczną niedoskonałością nie brakuje, więc nie podejrzewałbym wrocławian o to, że stanowiłoby to dla nich jakąś większą przeszkodę, ale nawet gdyby informacja ta miała zwiększać moje szanse wyborcze, to i tak wolałbym przekonać wyborców do nas naszym programem, postawą naszych kandydatów i oczywiście moją też. Jak sobie radzę? Samozaparciem, determinacją, niezłomnością, szczyptą optymizmu i nowoczesną technologią.
Aby uniknąć jakichś spekulacji, może coś o genezie. Przypadłość ta to retinopatia wcześniacza. Tlen podawany wcześniakom w inkubatorze niszczy komórki nerwowe siatkówki, co prowadzi do mniejszego lub większego uszczerbku na zdrowiu. Alternatywą jednak jest uduszenie się noworodka, więc cena jest owszem wysoka, ale warto ją ponieść.
Niepełnosprawność, nawet bardzo poważna nie musi być przeszkodą w efektywnej pracy w świecie polityki. W Wielkiej Brytanii w latach 1997-2005 David Blunckett w był kolejno ministrem edukacji i zatrudnienia, ministrem spraw zagranicznych oraz ministrem pracy i emerytur w laburzystowskim rządzie. Jego działalność w parlamencie i w gabinecie Tony'ego Blaira była oceniana niezwykle wysoko i to nie tylko przez partyjnych kolegów, lecz także przez media sprzyjające opozycji. Redaktor prawicowego tygodnika "The Spectator" napisał o nim: "Nigdy nie był niedoinformowany i nigdy nie okazywał żadnej oznaki niepełnosprawności (...) Był jednym z najlepszych parlamentarzystów Partii Pracy i jednym z bardzo niewielu ludzi w parlamencie, którego życie opisałbym jako inspirujące".
Na zakończenie chciałbym zapytać o jeszcze jedną rzecz. Oprócz zapatrywań na wiele spraw społecznych i politycznych łączy nas także profil wykształcenia. Skończyłeś studia psychologiczne na Uniwersytecie Humbolta w Berlinie. O ile wiem, nie pracujesz w zawodzie. Czy wiedza, umiejętności i kompetencje z zakresu psychologii odgrywają jakąś rolę w Twojej działalności publicznej?
Tak, odgrywają. Pozwolę sobie podzielić się z Tobą i czytelnikami dwoma radami, których się trzymam, jeżeli pracujemy nad czymś wspólnie w grupie osób, na przykład nad oswobodzeniem Wrocławia z rąk skompromitowanej prawicy. Po pierwsze, proszę nie stosować konwencjonalnych burzy mózgów. To przeżytek i to jest udowodnione już od... prawie 60 lat. Zarówno ilość jak i jakość propozycji, wypracowanych w trakcie tradycyjnej burzy mózgów, jest gorsza od sytuacji, w której każda z tych osób by pracowała osobno, oczywiście w ujęciu łącznym. Dlaczego? Słuchanie wypowiedzi innych dekoncentruje nas i sprawia, że nie możemy się skupić nad wymyślaniem własnych propozycji, a do tego propozycje innych aktywują u nas podobne, co zmniejsza różnorodność naszego wkładu w dyskusję. To jedna z cenniejszych, praktycznych wskazówek, której się nauczyłem. Są inne sposoby, ale po to zapraszam do kolejnego wywiadu.
Drugą kwestią jest chwalenie i "karcenie" osób. Chwalmy głośno i publicznie, natomiast krytykujmy cicho i w odosobnieniu. Spieszę z wyjaśnieniem, że wyborów w państwach demokratycznych to obostrzenie nie dotyczy.
I jeszcze jedna podpowiedź, tak na dokładkę, z mojego podwórka służbowego w temacie odpowiadania na wypowiedź, którą uznaliśmy za niesprawiedliwą: Kill them with kindness [Zabij ich uprzejmością – red.]. To działa, sprawdziłem.
Obecność innych bywa rzeczywiście źródłem zarówno facylitacji, jak i inhibicji społecznej. Mówiąc prościej - często nam pomaga, jednak w pewnych sytuacjach - przeszkadza. Generowanie twórczych pomysłów, jak słusznie wskazałeś, jest efektywniejsze w samotności, pod warunkiem, że się mu poświęci czas, oczywiście. Publiczne chwalenie, a prywatne mówienie bolesnej prawdy uznawałem za oznakę przyjaźni, ale może masz rację - warto rozciągać taki sposób postępowania na innych ludzi. A uprzejmość? Podobno Dalajlama powiedział "Moją religią jest uprzejmość". Bardzo mi się to podobało. Często brakuje mi tej uprzejmości zarówno w polityce, jak i w codziennym życiu.
I jeszcze na sam koniec. Co chciałbyś przekazać wrocławiankom i wrocławianom?
Wybieranie mniejszego zła było naszym wspólnym utrapieniem minionego ćwierćwiecza. Wspólnie połóżmy mu kres i postawmy na Wrocław bardziej przyjazny ludziom – nam wszystkim, naszym znajomym, krewnym i przyjaciołom. W końcu jest lepsza alternatywa!
Dziękuję za rozmowę!
Konrad Rychlewski – ur. 1981, psycholog, informatyk, bezpartyjny działacz społeczny i polityczny, sympatyk Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, kandydat na prezydenta Wrocławia rekomendowany przez Komitet Wyborczy Wyborców Lewica Wrocławska.
Wywiad ukazał się także w blogu Autora w serwisie NaTemat.pl.