Partia
Zacznijmy od formy organizacji. Zarówno Marek Beylin na łamach Gazety Wyborczej, Jacek Żakowski, czy Cezary Michalski nie wyobrażają sobie formy organizacyjnej innej niż partyjna. Według Marka Beylina („Nowa lewica na gruzach starej”, Gazeta Wyborcza 29.01.2015) punktem wyjścia do nowej jakości jest przetasowanie w istniejących partiach lewicowych – tak, tak, publicyści głównego nurtu wciąż wierzą w lewicowość SLD czy Ruchu Palikota. Oczywiście za zmianami powinna koniecznie iść działalność wyborcza, wystawienie kandydata lub kandydatki na prezydenta oraz dążenie klasyczną drogą do władzy. W roli nowej liderki lewicy Gazeta Wyborcza oraz inne mainstreamowe media takie jak Polityka już obsadziły Barbarę Nowacką. Wyznaczyły przy tym jej funkcję kolejnej zawodowej polityk, takiej nieco alternatywnej, ale bez przesady. Czy rola ta Barbarze Nowackiej odpowiada? Nie wiemy, bo jej wola jest tu najmniej ważna. Zadania zostały już przez panów publicystów rozpisane w typowy, paternalistyczny sposób, a skoro Nowacka „ma czuja”, jak twierdzi Beylin, to nie powinna protestować. Komentatorzy, tacy jak Beylin czy Cezary Michalski nagle pochylili się nad losem lewicy, chociaż nie mają z nią wiele wspólnego, ponieważ reprezentują kapitalistyczny salon.
Oczywiście partyjne rozumienie polityki i myślenie kategoriami wyborów od początku jest pewną deklaracją. „Naprawiacze” lewicy nie widzą miejsca dla ruchów protestu, demonstracji ulicznych czy aktywności oddolnej. „Nowa” lewica ma grzecznie brać udział w ustawionych przez kapitalistyczne państwo wyborach, akceptować parlamentaryzm i nie narzekać. Wzorem jest „odpowiedzialna” europejska socjaldemokracja, która nie da zrobić krzywdy kapitalistom, a nie „populiści” z Syrizy, Podemos, nie mówiąc już o Wenezueli, „dyktaturze” rządzonej przez zło wcielone.
Umiarkowanego postępu
Gdy już zgodzimy się, że lewica powinna być grzeczna, należy określić jej zakres działania. Według Marka Beylina najlepiej gdyby uznała ona za niepodważalne zasady wolnego rynku, a także zaakceptowała podwyższenie wieku emerytalnego. Dlaczego? Bo powinna i już! Dogmatów się nie podważa! Podobne opinie wyrażają inni publicyści Gazety Wyborczej – lewica tak, ale światopoglądowa, zajmująca się mniejszościami, a od czasu do czasu głaszcząca po główkach tych, którzy „przegrali w wyniku transformacji”. Tym przegranym oczywiście należy tłumaczyć, że nie powinni być wściekli, ale głosować na polityków, którzy poprawią ich byt, czyli będą się ładnie uśmiechali i współczuli.
Publicyści Krytyki Politycznej wyznaczyli inne tabu. Nie można godzić w sojusze i świat zachodnich wartości, czymkolwiek by nie był. Najdalej poszedł Cezary Michalski, niedawno nawrócony na lewicowość. Jego artykuł „Międzynarodówka psycholi” wygląda niczym efekt wrzucenia losowo wybranych tematów do generatora tekstów. Czegóż tam nie ma. Państwo Islamskie, wojna na Ukrainie, skrajna prawicę, a także „mumia postchavezowskiej Wenezueli, mumia Castrowskiej Kuby, mumia Północnej Korei”. Czym przejawia się „mumijność” Kuby czy Wenezueli, redaktor Michalski nie wspomniał. Zapewne kwestionowaniem dogmatów zachodu, który ma jakieś tam minusy, ale redaktorowi KP nie przesłaniają one plusów. W tym mętliku dostaje się też europejskiej lewicy, czyli Syrizie, Podemos oraz Die Linke, które śmią kwestionować dogmat walki o demokratyczną Ukrainę. Zgroza! Jeśli nie będziemy walczyć z putinowską agresją w Donbasie i uznawać, że albo zachód, albo wschodnie barbarzyństwo, to czeka nas koniec cywilizacji. Gdyby Cezary Michalski nie pisał dla Krytyki Politycznej zapewne wyraziłby jeszcze zgrozę wynikającą z „promocji ideologii gender” oraz uchwalenia konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.
Oleksij Radyński, kolejny z tuzów publicystyki Krytyki Politycznej w równie zawikłanym tekście („Syriza i pożyteczni idioci”) wyraża inny dogmat – nieważne jaka będzie lewica, musi wspierać Ukrainę. Inaczej staje się „pożytecznymi idiotami” Putina. Redaktor Radyński jest nawet trochę zbuntowany. Pisze „Skoro działania Syrizy obiektywnie pomagają prowadzić wojnę na Ukrainie, pieprzę tę Syrizę”. Jak widać w ramach promowania umiarkowanego postępu mnożna sobie nawet czasem pozwolić na „pieprzenie”. Inna sprawa, że argumentacja Radyńskiego zbytnio kupy się nie trzyma, bo Syriza nie popiera sprzedaży broni władzom w Kijowie, więc nie pomaga w prowadzeniu wojny.
W granicach prawa
Tutaj docieramy do ostatniego członu nazwy Haszkowskiego ugrupowania, które chcą tworzyć „życzliwi lewicy” publicyści. Chodzi o jego charakter. Lewica ma być klubem grzecznych intelektualistów, rozważających czym są zachodnie wartości i przy pomocy zdań wielokrotnie złożonych walczyć z prawicową hegemonią. Walka ma się toczyć nie na ulicach, ale w salach wykładowych i podczas kulturalnych debat w mediach. Domeną takiej lewicy jest więc konwencjonalna polityka, niewiele mająca wspólnego z potrzebami społeczeństwa. Nad losem lokatorów czy zwalnianych pracowników można się pochylić, ale tylko po to aby stworzyć kolejny referat na ich temat, tudzież jakąś pracę naukową. Na czele z kolei mają stać liderzy/liderki, „mający czuja” do wielkiej polityki.
Czego to dowodzi? Zwolennicy status quo coraz bardziej boją się, że w Polsce w końcu narodzi się realny ruch protestu. Nie kiboli czy narodowców, odwołujących się do absurdalnych haseł, nie mniejszości seksualnych ani subkultur, ale rzeczywisty oddolny ruch. Jest on dla publicystów Gazety Wyborczej czy Krytyki Politycznej czymś strasznym, bo jeśli się wzmocni może zmieść cały układ polityczny od prawicy po „odpowiedzialną” lewicę. Nie jest przypadkowe, że nawet „społecznie wrażliwi” redaktorzy „postępowych mediów”, nie wyrażają entuzjazmu co do górniczych strajków, a niektórzy wręcz je krytykują.
Jarosław Haszek, gdyby żył, miałby dziś wiele radości czytając publicystykę Gazety Wyborczej, Polityki czy Krytyki Politycznej o przyszłości lewicy. Tymczasem „postępowe” media piszą kontynuację jego znakomitego cyklu opowiadań.
Piotr Ciszewski