W ciągu pierwszych kilku lat po wejściu do Unii Europejskiej z Polski wyjechało w celach zarobkowych ponad 2 mln ludzi. Nikt nie mówił wtedy o groźnej fali migrantów, nie podkreślano różnic kulturowych, nie oczekiwano, aby nasi rodacy dostosowywali się do lokalnej kultury, znali język czy wyznawali te same wartości co mieszkańcy krajów zachodnich. Polacy dostali pracę, godne wynagrodzenie, a często też świadczenia społeczne. W tym samym czasie za pieniądze unijne wybudowaliśmy setki dworców, szpitali, szkół, autostrad, dróg szybkiego ruchu. Mimo to odmawialiśmy pogłębienia integracji z Unią – kolejne rządy blokowały przyjęcie wspólnych standardów pracy, nie chciały upodobnienia systemów podatkowych, odmawiały ratyfikacji ważnych dokumentów dotyczących praw kobiet czy LGBT. Do dziś Polska nie przyjęła w całości europejskiej Karty Praw Podstawowych. W międzyczasie zawarliśmy strategiczne porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi, lekceważąc sojusz z Unią Europejską. Wybraliśmy amerykańskiego Boeinga, a nie europejskiego Airbusa, amerykańskie F16, a nie europejskiego Gripena czy Mirage’a.
Również w polityce zagranicznej obce były nam idee solidarności. Wbrew woli znacznej części Unii Europejskiej Polska przyłączyła się do ataku na Afganistan i Irak. Obecna dramatyczna sytuacja w tych krajach ma bezpośredni związek z tamtymi wydarzeniami, ale polskie elity nie poczuwają się w związku z tym do żadnej odpowiedzialności.
Polska rości sobie również pretensje do istotnego wpływu na konflikt na Ukrainie. Nie przyjmujemy jednak uchodźców z terenów objętych wojną. Tych przyjmuje znienawidzona przez nasze elity Rosja. Polska wpuszcza tylko ukraińskich migrantów zarobkowych, ale i tutaj nie prowadzi skoordynowanej polityki, a naszym sojusznikom ze wschodu oferujemy jedynie zatrudnianie na czarno w najgorzej płatnych zawodach. Trudno uznać to za akt solidarności.
Wreszcie warto podkreślić, że Polska jest krajem OECD, który udziela najmniejszej pomocy najbiedniejszym regionom świata ze wszystkich krajów rozwiniętych – zaledwie 0,08% Produktu Narodowego Brutto. Średnia OECD jest blisko cztery razy wyższa, a Szwecja czy Dania wydają procentowo ponad dziesięć razy tyle, co nasze „solidarne” państwo.
Wrogość wobec uchodźców, którą obecnie demonstruje znaczna część środowisk politycznych i dziennikarskich, wpisuje się w tę politykę. Obecnie na świecie jest blisko 50 mln uchodźców, z czego większość pochodzi z Syrii, Iraku i Afganistanu. Połowa z nich to dzieci. Wielu z nich grozi śmierć. Najwięcej uchodźców przyjmują kraje biedniejsze od Polski. 2 miliony przyjęła Turcja, 1,5 mln Liban, 600 tys. Jordania – warto pamiętać, że ostatnie dwa kraje mają znacznie mniejszą liczbę ludności niż Polska. W ubiegłym roku w całej Unii Europejskiej o status uchodźcy ubiegało się nieco ponad 600 tys. osób, przy czym blisko połowa w Niemczech i Szwecji. Polska była na końcu stawki z 8 tys. wniosków. Mniej niż połowę wniosków rozpatrzono pozytywnie, przy czym w Polsce było ich poniżej 1 tys.
Obecnie w Polsce trwa dyskusja, czy mamy przyjąć 2 tys. uchodźców – ludzi, którzy uciekają przed śmiercią, są pozbawieni domu, pracy, środków do życia, którzy często utracili bliskich. Znaczna część sceny politycznej nie chce pomóc nawet tak małej liczbie ludzi, inni z wahaniem się zgadzają, zastrzegając, że Polska nie wyda na nich ani złotówki. Jeszcze inni chcą, aby szczegółowo sprawdzać, kim oni są i przyjmować tylko chrześcijan.
Wielu Polaków, a szczególnie przedstawicieli elit opiniotwórczych łatwo zapomina, jak często pomagano ich rodakom w ciągu ostatnich dziesiątków lat. Część z osób niechętnych uchodźcom pracowała za granicą, korzystając z hojnego systemu świadczeń społecznych i regulowanego rynku pracy. Również oni często powtarzają ksenofobiczne hasła o „brudasach” i „terrorystach”. Mają szczęście, że neofaszystowska prawica jest w Niemczech czy Wielkiej Brytanii słaba i tamtejsze władze traktują Polaków gościnnie.
Warto też przypomnieć, że jeszcze niedawno wielu Polaków pracowało w Iraku czy Libii – wtedy nikt nie mówił, że jest do siedziba terroryzmu i wcielonego zła. Gdy jeździli na wakacje do Maroka, Egiptu czy Turcji, również nie mieli oporów korzystać z tamtejszych kurortów. Problem pojawił się, gdy zaczęto potrzebować pomocy od nas. Nagle upolityczniony, skrajny odłam islamu stał się tożsamy z wyznaniem wszystkich mieszkańców tamtego regionu. Ma to mniej więcej taki sam sens jak utożsamianie wszystkich protestantów z Andersem Breivikiem albo Ku-Klux-Klanem – wszak dla Breivika i amerykańskich rasistów religia też była ważna. Czy to znaczy, że wszyscy protestanci to terroryści?
Zamiast usilnie szukać alibi, żeby nie pomagać bliźnim w potrzebie, powinniśmy solidarnie wesprzeć uchodźców. Kilka czy choćby kilkadziesiąt tysięcy ludzi na blisko czterdziestomilionowe społeczeństwo to naprawdę niewiele. Niemcy czy Irlandczycy w krótkim czasie przyjęli znacznie większą liczbę Polaków – i to tych, którzy nie uciekali przed śmiercią, lecz chcieli zarabiać nieco lepiej niż w swoim kraju. Zamiast bezmyślnie powtarzać, że jesteśmy społeczeństwem, które zawsze pomaga innym, chociaż raz udzielmy komuś realnego wsparcia.
Piotr Szumlewicz
Fot. Waldemar Chamala