W maju odbył się kongres, na który przyjechało pół tysiąca osób. W zaproszeniu można było przeczytać, że jego organizatorzy chcą „więcej solidarności i wspólnoty, a mniej rynku”. – Nie znaliśmy się wcześniej, ale wiedzieliśmy, że łączą nas podobne poglądy i wspólnota doświadczeń – mówi Jakub, który do Razem należy od początku. – Codzienność pracy na umowach śmieciowych albo brak pracy, arogancja władzy i pracodawców, państwo, które zapomniało o obywatelach, i niezgoda na obecną w mediach propagandę ekonomiczną – te problemy nas zjednoczyły – dodaje. Dzisiaj do partii Razem należy kilkanaście tysięcy osób. Na początku września jej działacze triumfalnie ogłosili zebranie 100 tys. podpisów wymaganych do zarejestrowania list wyborczych w całym kraju. To duży sukces, nie ukrywają lewicowi konkurenci.
Lewica żołądka
– Nie rozpalają nas takie kwestie jak religia w szkołach czy świeckość państwa, bo nasza historia jest o czymś innym: o pustych garnkach i pustych kieszeniach. Oczywiście, że mówimy też o godności, o prawie do samostanowienia, ale głównie o tym, że wszystko zaczyna się od portfela, od tego, czy mamy w nim pieniądze, żeby przeżyć do pierwszego. I co będziemy mieć w tym portfelu za miesiąc, za rok, za pięć lat – tak w jednym z wywiadów charakteryzowała partię jej działaczka Katarzyna Paprota. Razem ze względu na głoszone hasła jest utożsamiana z lewicą społeczną, a jej działacze sami powtarzają, że są lewicą żołądka, a nie światopoglądu. Nie wszystkim taka identyfikacja się podoba. Zdaniem lewicowych polityków z innych partii, to zręczny wybieg, który pozwala nie stawiać na pierwszej linii kwestii związków partnerskich, świeckiego państwa czy zmiany polityki narkotykowej. W sytuacji, gdy lewicę – duża w tym zasługa Janusza Palikota – utożsamia się głównie z postulatami kulturowymi, takimi jak in vitro czy związki partnerskie, a nie społeczno-gospodarczymi, lewicowa partia opierająca program na postulatach socjalnych stanowi swego rodzaju eksperyment. Dziś nie można jasno stwierdzić, że się udał, ale też nie ma podstaw do przekreślania jego szans powodzenia. Lista zarzutów stawianych partii Razem jest jednak dłuższa. Konkurenci zarzucają jej członkom licytowanie się, kto jest prawdziwszą lewicą, i używanie przy tym niewybrednego języka w stosunku do części aktywnych dotychczas lewicowych polityków.
Z tego ostatniego tłumaczy się Adam Jaśkow: – Pojawiają się takie sformułowania jak postkomunistyczne złogi, ale one żyją potem własnym życiem w oderwaniu od intencji autora i sensu, jaki im nadał. Jaśkow jeszcze w maju był członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. – Z partią łączyło mnie coraz mniej, a podjęta przeze mnie próba reaktywacji „lewicy w SLD” skończyła się niepowodzeniem. Od kilku lat lepiej współpracowało mi się z lewicowym planktonem w Krakowie niż z macierzystą partią, dlatego tuż przed pierwszą turą wyborów złożyłem rezygnację z członkostwa w SLD zniesmaczony „sezonem ogórkowym” – mówi. Już wtedy aktywnie współredagował deklarację programową powstającej partii Razem.
Praca nad społeczną wyobraźnią
Politycy Razem nie ukrywają, że przede wszystkim zależy im na realnym działaniu, a nie na dawaniu świadectwa. Chcieliby zacząć od zmiany nawyków myślowych i świadomości społecznej, zastępując „problemy” wykreowane przez media tymi, z którymi realnie, na co dzień zmagają się obywatele. – O tych wszystkich problemach chcemy opowiedzieć przez codzienne doświadczenia ludzi i to działa! Ludzie do nas przychodzą, bo odnajdują się w języku, który nie jest abstrakcyjnym akademickim wykładem, tylko odnosi się do spraw mieszkaniowych, służby zdrowia, edukacji i pracy – chwali się Maciej Konieczny, jeden z założycieli Razem, dodając, że dzięki temu partii udało się przebić poza bańkę aktywistów, którzy od lat rozmawiają wyłącznie sami ze sobą, i wyjść poza duże miasta.
W programie Razem możemy znaleźć m.in. państwo, które staje po stronie pracowników, nowy przemysł, koniec podziału na Polskę A i B czy wprowadzenie 35-godzinnego tygodnia pracy. Ugrupowanie od początku chce być kojarzone z hasłem: „Inna polityka jest możliwa”. A ma ona być możliwa dzięki osobom, które nie były dotychczas politycznie zaangażowane, i ofensywie politycznej w sieci, np. na Facebooku, gdzie aktywiści zamieszczają m.in. internetowe memy. Można się z nich dowiedzieć, że co siódmy pracujący w Polsce to pracujący ubogi, że zyski banków w naszym kraju wyniosły 16 mld zł albo że niemiecka ustawa zasadnicza uniemożliwia prywatyzację kolei. Sugestywne analizy i dane statystyczne mają przekonać do partii młodych wyborców, wychowanych tak, by bezkrytycznie postrzegali kapitalizm.
To wszystko ma umożliwić rozpoznanie rzeczywistości, a dokładnie odkrycie tego, co kryje się pod warstwą propagandy. – Przez lata kolejnych rządów niszczone i zakłamywane były podstawowe i najważniejsze, naszym zdaniem, wartości: solidarność społeczna, sprawiedliwość czy wspólne działanie. Od lat w Polsce mamy do czynienia z obrzydzaniem państwa i jego instytucji – podkreśla Maciej Konieczny. Jak mówi, w mediach, w szkole, na studiach młodych ludzi zniechęca się do państwa na wszelkie możliwe sposoby. Spójna opowieść o państwie i jego instytucjach, które powinny pomagać i służyć obywatelom, o przywilejach dla przedsiębiorców i lekceważeniu pracowników ma więc być skuteczną odtrutką na propagandę sukcesu ostatnich 25 lat. Razem przeciwstawia model państw skandynawskich modelowi III RP, która, owszem, poprawiła jakość życia, ale tylko nielicznym. Pozostali to ci, do których partia adresuje swoją ofertę.
Zaangażowanie niezaangażowanych
Większość obywateli ma negatywne zdanie na temat krajowej polityki i niechętnie angażuje się w działalność partyjną. Dlatego aktywność tych, którzy jeszcze pół roku temu nie myśleli o zaangażowaniu politycznym, budzi uzasadniony optymizm w szeregach Razem. Joanna i Jarosław byli sfrustrowani degrengoladą polskiej sceny politycznej i jej oderwaniem od rzeczywistości. – Państwo stało się narzędziem w rękach silnych, zabezpiecza interesy wielkiego biznesu, korporacji i Kościoła katolickiego – wytyka Joanna. – Irytowało nas, że nikt nie pyta, co z resztą społeczeństwa – dorzuca jej mąż. Ona jest z wykształcenia anglistką, on prawnikiem z kilkuletnim stażem; zdecydowali się wstąpić do Razem z prostego powodu – z chęci zmiany rzeczywistości. Takich, którzy po raz pierwszy angażują się w projekt polityczny, jest w partii więcej. Działacze są przekonani, że może to się przełożyć na nową jakość. Ich droga polityczna różni się od drogi zawodowych polityków, którzy najczęściej zaczynają w młodzieżówkach partyjnych od noszenia teczki posła z regionu. Za sukces Razem można też uznać optymizm dużej grupy osób, które domagają się powrotu do wartości lewicowych, a o tych dziś nikt w Polsce głośno nie mówi. Od lat wraca pytanie, dlaczego tak trudno lewicy wyjść poza duże miasta i zyskać sympatię wyborców z mniejszych miejscowości. Razem pełnej odpowiedzi nie daje, ale wyznacza jakiś kierunek myślenia i działania, dający nadzieję na rozpowszechnienie lewicowych wartości.
Nieskalani czy politycznie zahartowani?
Oprócz debiutantów są w Razem także osoby, które politykę znają na wylot. Rada krajowa partii to już wyższy poziom politycznego wtajemniczenia. Ci, którzy w niej zasiadają, mają na koncie działalność w innych ugrupowaniach. Część działaczy ze ścisłego kierownictwa jeszcze wiosną tego roku należała do Zielonych. Od członków tej partii można usłyszeć o rzekomo planowanym od dawna spisku, który miał polegać na przejęciu Zielonych przez aktualnych liderów Razem. Ponieważ to się nie udało, powstała Razem. Jednak nie wszyscy źle wspominają „rozłamowców”. – Pamiętam, jak do nas przyszli, bardzo szybko zajęli się pracą, organizowali manifestacje, sprzeciwiali się podwyżkom cen biletów komunikacji miejskiej, bronili likwidacji ogródków działkowych, protestowali przeciw prywatyzacji szkolnych stołówek, można powiedzieć, że podnieśli partię z kanapy – opowiada jeden z członków Zielonych. – Organizacyjnie są świetni, mają zapał do pracy i są skuteczni, więc można powiedzieć, że są dobrzy w politycznym sprincie, ale czy sprawdzą się w pracy długookresowej, tego nie sposób przewidzieć, tym bardziej że w uczuciach do partii okazują się bardzo chwiejni.
Nie brakuje głosów, że błyskawiczna, bo trwająca zaledwie kilka miesięcy przemiana partyjna w dużej mierze podważa wiarygodność działaczek i działaczy. Należy też przypomnieć, że to już kolejna, bo przed Zielonymi byli jeszcze Młodzi Socjaliści, którzy mieli wówczas w planie przejąć Polską Partię Socjalistyczną. Jak wspomina jeden z działaczy PPS, do przewrotu zabrakło dosłownie kilku głosów: – Mieli gorące, ideowe głowy, ale niewiele racjonalnego myślenia.
Duża grupa członków Razem działalności społecznej uczyła się głównie w środowiskach lewicowych: ekologicznych, feministycznych, w ruchach miejskich. W Krakowie do Razem zapisały się osoby związane wcześniej z inicjatywą Kraków Przeciw Igrzyskom i Zielonymi. Gdy działacze Razem zaczęli się pojawiać w ogólnopolskich mediach, na forach internetowych niektórzy zarzucali im hipokryzję, spędzanie w modnych warszawskich knajpach czasu na popijaniu kawy z mlekiem sojowym. Miało to przeczyć temu, że dobrze znają problemy zwykłych ludzi. Wątpiono w ich umiejętność trafiania do szarych obywateli w ubieganiu się o ich głosy. Jednak z wyjściem poza krąg ludzi tradycyjnie zainteresowanych polityką, tzw. inteligencji, partia poradziła sobie rewelacyjnie, demonstrując przy okazji sprawność organizacyjną. W ciągu ostatnich trzech miesięcy Razem zorganizowała ponad 200 spotkań z mieszkańcami miast powiatowych i wojewódzkich, w tym największych, takich jak Kraków czy Wrocław, ale również z osobami mieszkającymi poza Polską, np. w Glasgow i Londynie. 100 tys. zebranych podpisów i 200 spotkań w całym kraju to dobry prognostyk, ale trudno przewidzieć, ilu z tych 100 tys. odda swój głos na Razem. Dziś sen z powiek spędza działaczom pytanie, w jaki sposób przebić się ze swoim przekazem do szerokiej publiczności, bo ta o partii Razem wie niewiele albo nic.
Bez lidera, w grupie siła?
Działacze Razem zapowiadają, że nie będą robić kampanii wyborczej z wykorzystaniem znanych twarzy i billboardów. Zamiast tego mają opowiadać swoje historie i pokazywać, że głoszona treść ma związek z ich życiem. Niepewne zatrudnienie, niskie płace, drogie kredyty to właśnie część problemów młodych ludzi, a tych na listach Razem jest bardzo wielu. Od przebiegu kampanii zależeć będzie w dużej mierze wynik w wyborach. Ostatnie 25 lat to okres dominacji partyjnych liderów – ich blask powoli gaśnie, ale wciąż potrafią zmobilizować masowy elektorat. Raz na jakiś czas wraca temat końca pewnej epoki, którą wyznaczali Kaczyński, Miller i Tusk. Nie pada jednak pytanie, kto może ich zastąpić i czy koniecznie musi to być jedna osoba, której nadaje się miano lidera.
Szeregowi członkowie Razem pytani wprost o swojego lidera, odpowiadają, że jest nim ta osoba, która w danym okresie dobrze wypada w mediach. Wówczas stawia się na nią, a w sieci przesyłane są fragmenty programów telewizyjnych z jej udziałem. Tak było z Marceliną Zawiszą, Justyną Samolińską, Maciejem Koniecznym i Katarzyną Paprotą, którzy dobrze poradzili sobie w starciu z obytymi z kamerami zawodowymi politykami. Nieoficjalnie można także usłyszeć o jednym z założycieli Razem, który ma potencjał na prawdziwego lidera i wydaje się, że w partii wszyscy o tym doskonale wiedzą. – Jeśli będzie taka potrzeba, pojawi się w kampanii wyborczej jako lider – tłumaczy członkini Razem. Mowa o Adrianie Zandbergu, otwierającym warszawską listę do Sejmu. Czy Zandberg podczas kampanii ujawni wyborcom swoje zalety polityka, o których nieco zbyt nieśmiałym głosem wspominają jego koleżanki i koledzy z partii?
Kacper Leśniewicz
Artykuł pochodzi z tygodnika "Przegląd".