Krzysztof Pacyński: Potrzeba dobrej woli na lewicy

[2015-10-31 02:24:55]

Po raz pierwszy na ławach sejmowych zabraknie miejsca dla lewicy. Co prawda wielu twierdzi, że od lat nie było na Wiejskiej autentycznie lewicowej formacji, i mają pod tym względem sporo racji. Jednakże, przy wszystkich wadach ugrupowań zajmujących dotychczas tę stronę sali mogliśmy zawsze liczyć na głosy przynajmniej kilku wyrazicieli idei postępowych. W nowej zaś kadencji zasiądą ludzie reprezentujący szerokie spektrum, od neoliberałów z „ludzką twarzą” po posłów jawnie faszyzujących, jednak będzie to spektrum ograniczone wyłącznie do poglądów prawicowych.

W świetle tak fatalnych wyników trudno oprzeć się wrażeniu, że w naszym kraju po prostu nie ma miejsca na lewicę. Bez wątpienia inicjatywom prawicowym jest o wiele łatwiej przebić się w naszej zabetonowanej rzeczywistości. Jednakże potencjał lewicowy istnieje. Nawet proste zsumowanie wyników Zjednoczonej Lewicy i Razem (co wynosi 11,17%) nie daje pełnego obrazu. Należy bowiem pamiętać o innych ugrupowaniach, którym nie udało się wystartować czy wyborcach, którzy z rozmaitych powodów woleli poprzeć kandydatów prawicy (PiS, udający partię „prospołeczną”, PO, jako „mniejsze zło”, Nowoczesną, „bo jest przynajmniej liberalna światopoglądowo” czy nawet „antysystemowca” Kukiza). Nie zapominajmy też o tych, którzy zostali w domu. Pośród prawie połowy elektoratu, którzy nie poszedł do urn, bez wątpienia znajdują się też ci, którzy serce mają po lewej stronie.
Nie ma co ukrywać: lewicę w Polsce czeka bardzo długa droga, zanim będziemy mogli mówić o jakiejkolwiek alternatywie dla prawicowego status quo. Jednakże każda długa droga musi mieć swój początek.

Rzeczywistą porażką lewicy jest nie tyle brak mandatów, ile smutny fakt, że w tych wyborach nie udało nam się uczynić nawet malutkiego kroku.

Naturalną konsekwencją porażki jest szukanie tych, na których można by złożyć winę. Po obu stronach, a mówimy tu o wyborcach ZL i Razem, zaroiło się od wzajemnych oskarżeń i złośliwości, kto komu co odebrał, kto kogo pogrzebał itd. Zwolennicy ZL powtarzają, że wzrost poparcia dla Razem w ostatnich dniach kampanii kosztował ich te kluczowe .45% potrzebnych do przekroczenia progu. Z kolei ci, którzy poszli z nową inicjatywą mają, mimo poczucia pewnego sukcesu, pretensje to tych, którzy postanowili zostać z ZL.

Wzajemne oskarżenia są nie tylko wątpliwej jakości merytorycznej. Większość zwolenników ZL i tak nie zagłosowałaby na osobny projekt, podczas gdy lwia część spośród tych, którzy poparli Razem nie zaufałaby liście, na której znajdował się Leszek Miller i reszta skompromitowanej starej gwardii.

Co więcej, pogrążanie się we wzajemnych pretensjach jest najgorszą rzeczą, na jaką możemy sobie w tej ciężkiej sytuacji pozwolić. Czy ZL i Razem wzajemnie zepchnęły się poniżej progu będzie jeszcze długo kwestią dyskusyjną. Jedno wszak jest pewne: podzielona lewica skazana jest na polityczny niebyt.

Osobiście długo byłem przeciwny wchodzeniu w koalicje z SLD. Uważałem, że należy pogrzebać skompromitowany i wyczerpany twór, jakim jest Sojusz, przynajmniej pod kierownictwem starego aparatu, gdyż trwając nawet jako parlamentarny kadłubek nie pozwala wyrosnąć nowym inicjatywom. Miałem nadzieję na stworzenie szerokiego porozumienia lewicy pozaparlamentarnej, która miałaby większe szanse na wejście do Sejmu, choćby jako zalążek przyszłego odrodzenia, niż wszyscy idący osobno.

Do tego porozumienia jednak nie doszło, więc postanowiłem, z pewnymi wątpliwościami, poprzeć listę ZL aby tym samym dać szansę kandydatom nie skompromitowanym związkami ze starym aparatem, jak Adam Ostolski, Małgorzata Tracz, Joanna Erbel czy Krystian Legierski. Wobec pewnego zwycięstwa prawicy uznałem, że lepiej poprzeć ZL i umożliwić przez to zdobycie mandatów nowym ludziom, którzy mogliby utworzyć przyczółek na czekającej nas długiej drodze ku odrodzeniu.

Rozumiem doskonale tych, którzy nie chcieli poprzeć listy. Jednakże cena, jaką przyszło nam zapłacić za utrącenie Millera czy Czarzastego, a była nią porażka całej listy, może okazać się za wysoka. Zamiast uczynić krok do przodu cofnęliśmy się kilka kroków w tył. Jedyną nadzieją jest to, iż starej gwardii będzie trudno utrzymać się po klęsce, a kampania przysłużyła się do wypromowania przyszłych liderów, ale, jak mawiają Anglosasi, „we shall see”.

Formuła szerokiego porozumienia była słuszna, jednakże nie okazała się na tyle szeroka, aby zapewnić koalicji przekroczenie progu.

W przeciwieństwie do innych, rozgoryczonych porażką, żywiłem i nadal żywię wielką sympatię dla członków i zwolenników Razem. Cieszy mnie ich sukces, czyli przekroczenie trzyprocentowego progu.

Jednak widzę przy tym sporo niebezpieczeństw. Jeżeli Razem popadnie teraz w tryumfalizm (a powyborczym zachowaniem niektórych członków już zraziła do siebie wielu spośród tych, którzy poparli ZL) ten potencjał ulegnie zmarnowaniu. Nie ujmując nic ciężkiej pracy, wykonanej podczas kampanii przez aktywistów, trzeba pamiętać, że swój sukces nowa formacja zawdzięcza przede wszystkim reklamie, jaką otrzymała w mediach po dobrym wystąpieniu Zandberga w debacie. Teraz jest bardzo możliwe, że media powrócą do wcześniejszego ignorowania Razem i, o ile nie uda im się zbudować stałych struktur, partia nie przeżyje okresu powyborczego i tym samym osiągnięty potencjał pójdzie na zmarnowanie.

Jednocześnie Razem powinno zrozumieć, że nawet jeżeli uda im się przetrwać i osiągnąć próg za cztery lata, to osobno działająca formacja nie będzie nigdy w stanie skruszyć polskiego betonu i w najlepszym razie skończy jako sejmowa kanapa. Do tego potrzebne jest szerokie porozumienie.

Jedyną szansą na zdobycie realnego wpływu na proces polityczny jest znalezienie się ludzi z ZL, Razem oraz pozostałych formacji po jednej stronie. W tym celu należy zapomnieć o wzajemnych pretensjach czy różnicach. W przeciwnym razie beton się umocni i następnym razem będzie jeszcze trudniej.

Obie strony popełniły błędy (ZL nie pozbywając się w porę starego aparatu, Razem, odrzucając wszelkie porozumienia). Tych błędów już się nie naprawi, ale można wyciągnąć wnioski. Potencjał lewicowy istnieje, ale aby mógł przerodzić się w coś więcej potrzeba po obu stronach dobrej woli. Tylko czy działaczy stać będzie na jej okazanie?

We shall see.

Krzysztof Pacyński


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku