Dominika Sitnicka: Dubajskie księżniczki w realiach późnego kapitalizmu

[2016-03-15 15:32:22]

Nie wiem, w jakiej fazie kapitalizmu właściwie dziś żyjemy, ale jedno jest pewne: to czas, w którym niektóre ofiary tego systemu tak głęboko zinternalizowały jego bezwzględne prawidła, że wydaje im się, że są wręcz jego beneficjentami i beneficjentkami. W marcu 2015 roku polskie media, głównie brukowe i społecznościowe, ekscytowały się prowokacją bloga Tag the sponsor, której celem było udowodnienie, że jedna z rodzimych „agencji modelek” zajmuje się tak naprawdę stręczycielstwem. Nie była to pierwsza tego typu historia. W 2013 roku za sutenerstwo prawomocnie skazano Joannę Borysewicz, córkę lidera zespołu Lady Pank, która zajmowała się kontaktowaniem „fotomodelek” z bogatymi klientami. Mniej więcej w tym samym czasie wysuwano podobne zarzuty pod adresem Wojciecha Fibaka. Prowokacja jednej z dziennikarek Wprost postawiła byłego sportowca w dwuznacznym świetle, jednak sprawa nie znalazła finału w sądzie. W zeszłym roku Newsweek przedstawił swoim czytelnikom praktyki polskich celebrytek, których wyjazdy zagraniczne miałyby w istocie na celu uprawianie „weekendowej prostytucji”.

To, co łączy ze sobą publikacje Wprost, Newsweeka oraz bloga Tag the sponsor, to demaskatorski ton, w jakim są utrzymane, i atmosfera skandalu wokół nich. Owszem, stygmatyzuje się przedstawianych w nich organizatorów, czyli kuplerów i sutenerów, ale jest to piętno z gatunku tych, które przypisuje się osobie publicznej, zamieszanej w jakieś „ciemne i śmierdzące interesy”. Prawdziwym odkryciem i przybyciem medialnej „wiedzy radosnej” jest ujawnienie tożsamości ich podopiecznych. Oto okazuje się, że atrakcyjne dziewczyny, popularne na portalach społecznościowych, niejednokrotnie pojawiające się na medialnych przyjęciach, kojarzone z tak zwanym blichtrem, wcale nie z modelingu czy występów w telewizjach śniadaniowych czerpią korzyści materialne. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jednogłośna krytyka, jaka je za to spotyka, nie dotyczy prostytucji samej w sobie, ale właśnie kryptoprostytucji, uprawianej pod pozorem zajmowania się czymś innym.

„Slut-shaming” a gniew klasowy

Gdyby komentujący byli w stanie w niewulgarny sposób wyartykułować swoje zarzuty, opisaliby zapewne ich postępowanie jako „drogę na skróty”. „Na skróty”, czyli poprzez wyłamanie się z bańki umowy społecznej, w którą chcemy wierzyć, mówiącą, że za swoją ciężką i uczciwą pracę otrzymamy proporcjonalną zapłatę. Zapłata ta pozwoli nam następnie uzyskać odpowiednio wysoki status społeczny, potwierdzany kupowaniem przez nas odpowiednio drogich i eleganckich gadżetów. Ten styl życia dotyczy oczywiście wybranych. Przeciętny zjadacz chleba może czuć na ten widok zazdrość, ale gdzieś z tyłu głowy słyszy głos mówiący, że tak musi być. Nauczono go przecież, że w liberalnej demokracji wszyscy startujemy z równych pozycji i ciężką pracą mogliśmy osiągnąć wszystko. Nie zapracował, to nie ma.
Tymczasem na Instagramie, jak na wielkiej wystawie, jak w sklepowej witrynie, prężą się te młode dziewczyny, otoczone atrybutami bogactwa, prezentujące wygodny styl życia. Kłują w oczy. Tag the sponsor maniakalnie komentuje te zdjęcia „bezrobotna, ale stać ją na podróże”, „kto za ciebie płaci”, (tytułowym) „otaguj swojego sponsora”, czy podszytym rasizmem „humus bukkake”. To zabawa w demaskowanie i wyrzut: nie zasłużyłaś, nie zarobiłaś, a i tak to masz! Rozgoryczenie nie przeszkadza im jednak sprzedawać firmowych koszulek. Zysk ze sprzedaży zasili oczywiście walkę w słusznej sprawie. Sami założyciele bloga przedstawiają dziewczyny, które tropią, jako żądne sławy i uwagi. Twierdzą, że te patrzą z pogardą na ludzi „takich jak my”, żyjących „zwykłym życiem”.

Ci odczuwający gniew na widok tych zdjęć, mają do tego prawo. Błędnie jednak interpretują swoje wzburzeni jako „moralne potępienie”. Owszem, sprzedawanie się polskich (polskich!!!) dziewczyn arabskim szejkom, zabawa ekskrementami – brzmi to wszystko jak mokry sen polskich szowinistów. Ale to, co z wierzchu wygląda na typowy „slutshaming”, podszyte jest czymś, co nie do końca dotyczy etyki seksualnej. Bo w tym festiwalu pogardy i ekscytacji najwięcej jest resentymentu. Oto odpada nam bielmo z oczu i odkrywamy, że nasza stopa życiowa wcale nie zależy od naszej ciężkiej pracy i zasług. Że zostaliśmy oszukani. Że nigdy nie zarobimy tyle pieniędzy, by pozwolić sobie na taki styl życia i na cały ten blichtr. A czy ci ludzie ze zdjęć pracują na niego po 12 godzin dziennie?

To czysty gniew klasowy. Ale przeciwko komu skierowany? Przeciw kobietom, które wcale do klasy posiadaczy nie należą. Przeciw kobietom, którym drogie prezenty i wakacje na jachcie przesłaniają prawdę o tym, że są jedynie tymczasowymi depozytariuszkami ułamkowej części bogactwa opłacającej je kasty. Przeciw dziewczynom, które w istocie też są pracownicami prawdziwych kapitalistów, jak ich sprzątaczki, czy stajenni od wielbłądów. Wreszcie, przeciw dziewczynom, które na jachty szejków pcha właśnie ta ideologia „lepszego życia”, której same nie wymyśliły, ale która jest wspólną fantazją, produktem kultury.

Neoliberalny dyskurs jako przyczynę wszelkiego zła wskazuje „rozbuchany socjal”, podczas gdy exodus przedsiębiorców do rajów podatkowych traktuje jak racjonalne zachowanie ekonomiczne. Ta sama matryca ideologiczna sprawia, że oburzenie nie jest kierowane na naftowego króla, żyjącego w pałacach kosztem ubóstwa mieszkańców pustynnych wiosek, ale na modelkę, której kupił torebkę z logo Louis Vuitton.

Oto prawdziwa sztuka – kanalizować uzasadniony społeczny resentyment i klasowy gniew w personalny ostracyzm. Klasowy gniew na nierówności społeczne przenosi się na tych, którzy jedynie pozornie są beneficjentami systemu. Dzielić i rządzić. Dzielić i akumulować. Im bardziej ludzi oburza afiszowanie się bogactwem tych, do których ono tak naprawdę nie należy, tym bardziej utrwala się fetyszyzm towarowy i tym mocniej działa ta ideologia. Ludzie wierzą, że towary są cenne w transcendentny sposób, że są miarą sukcesu, pracy, słuszności, że warto jest ich pożądać. Ich niedostępność wywołuje frustrację. Leżenie nad basenem w pięciogwiazdkowym hotelu i polewanie się szampanem jawi się uniwersalnym i ostatecznym celem, poza którym istnieje jedynie idiotyzm życia zwykłego, życie przegrane.

Dlaczego szwaczki nie mają Instagrama?

Ten rodzaj myślenia, ta pogarda dla „zwykłego życia”, przenika naszą kulturę tak głęboko, że wybrzmiewa nawet tam, gdzie najmniej można by się jej spodziewać. Kilka lat temu w programie Pytanie na śniadanie Kazimiera Szczuka spotkała się z Tomaszem Terlikowskim, by rozmawiać przy okazji filmu Małgorzaty Szumowskiej o fenomenie sponsoringu. Słuszne skądinąd uwagi padające z ust feministki, że to mężczyźni mają pieniądze i są płcią dominującą w stosunkach społecznych, doprowadziły ją do wniosku, że w takim razie prostytucja jest rozsądnym sposobem na finansowe problemy. Stwierdziła, że „dziś dla takiej dziewczyny to praca jak każda inna. I dobrze.” Gdy Terlikowski oponował, Szczuka w sposób pogardliwy odparła: „To co? Ma zostać szwaczką?!”.

Jak wyczytać możemy z koszulek jednej z polskich firm odzieżowych: DOING REAL STUFF SUCKS. No i to „bycie szwaczką” zdecydowanie należy do porządku REAL STUFF, a więc po polsku po prostu „ssie”. Bycie szwaczką jest do kitu, bycie szwaczką nie jest sexy. Szwaczki pracują po kilkanaście godzin dziennie i zarabiają 1500 zł. I tak zamiast burzyć się na warunki życia szwaczek, podsuwa się im atrakcyjną alternatywę. Takie podejście wydaje mi się raczej kapitulacją i akceptacją istniejących warunków społecznych.

W wywiadzie „Godność striptizerki”, który ukazał w lutym 2015 roku w Dużym formacie, Sasza Różycka, polska tancerka erotyczna, tak opisuje motywy dziewczyn pracujących w seksbiznesie: „Wiele z nas idzie na jakiś czas do klubu, by pracować w konkretnym celu: mają doktorat, ale stwierdzają, że chcą odłożyć trochę na mieszkanie (...)”. Jeszcze dwa miesiące wcześniej w tej samej gazecie ukazuje się artykuł opowiadający o psiej doli i marnych perspektywach młodych polskich pracownic naukowych. Tymczasem istnieje na to doskonałe remedium. Po co walczyć o lepszy system szkolnictwa wyższego, gdy pieniądze leżą na ulicy! Wystarczy się po nie schylić. I wykręcić piruet.

Prostytucja jako ideał przedsiębiorczości

W 1985 roku Andrea Dworkin, nieżyjąca już amerykańska feministka, wygłosiła na Duke University ostre przemówienie przeciwko pornografii. Prawie 30 lat później na tym samym uniwersytecie studia rozpoczyna Miriam Weeks, która na swoje czesne zarabia dzięki graniu w pornofilmach jako Belle Knox. Ktoś ze studentów odkrywa jej tożsamość, wybucha skandal, sprawa trafia do mainstreamowych mediów. Weeks nie załamuje się jednak i zaczyna udzielać wielu wywiadów, w których opowiada o potrzebie zdjęcia stygmatu z seks pracownic i sekspracowników, o walce z moralną hipokryzją, o swojej misji emancypacyjnej i o tym, że występowanie w filmach i uprawianie seksu sprawia jej po prostu przyjemność. I choć podważano autentyczność jej narracji, powołując się na jej pierwszą taśmę z przesłuchania, na której wygląda jak ofiara przemocy opisywana w przemówieniu Andrei Dworkin, to problem leży nie tam, gdzie szukały go media. Postulaty Belle Knox dotyczące seks biznesu oraz obyczajowości są całkowicie słuszne. Czy to jednak normalne, że zdobycie wyższego wykształcenia wiąże się z wydatkiem rzędu 35 tysięcy dolarów rocznie? Weeks w wywiadach opowiada o finansowych potrzebach, ale w żaden sposób nie podważa ich powodów. Oto prawdziwa idolka liberalizmu ekonomicznego – zamiast roszczeniowo oczekiwać pomocy ze strony państwa w uzyskaniu wykształcenia, bierze sprawy w swoje ręce. Belle Knox identyfikuje się sama jako „libertarianka”, należy do koła naukowego Students for Liberty, na którego stronie można przeczytać, że jej idolami są Ayn Rand i Milton Friedman. Emancypacja zamienia się w sprawne neoliberalne zarządzanie własnymi zasobami cielesnymi.

Tak jak karmi się nas mitem „od pucybuta do milionera”, tak również wsączy się w nas fantazmat „od seks biznesu do społecznego awansu”. Ten mit, silny szczególnie w Stanach, promieniuje w całej współczesnej kulturze. Od konkursu rapera Juicy J’a, który obiecał 50 tys. stypendium dziewczynie, która nakręci najlepszy film, na którym zatwerkuje w takt jego piosenki Scholarship („say you need some extra cash to pay for college with/ and it just so happens I got a lot of it/ spin around the pole while you’re doing splits/ by the end of the night might earn you a scholarship”), aż po konkurs „Miss America”, który rzekomo jest największym programem stypendialnym w USA. W dużym uproszczeniu przedstawiane są one jako „personal empowerment”, w istocie powielają stare klisze o seksualności kobiety stanowiącej jej kartę przetargową i źródło utrzymania.

Seksbiznes to miliony miejsc pracy, które powinny być chronione, przejrzyście i należycie uregulowane, ale udawanie, że ich źródłem nie jest dramatyczna nierówność i niesprawiedliwość, to mydlenie sobie oczu. Oczywiście, moralne potępienie jest śmieszne i krótkowzroczne – „slutshaming” to po prostu erupcja skrywanych kompleksów. Jednak prostytucja, nawet ta odbywająca się w złotych pałacach, jest przejawem dominacji. Przestawianie akcentów w interpretowaniu tych zjawisk, nazywanie ich „personal empowerment”, czy po prostu „dobrym biznesem”, to nic innego jak popieranie status quo. Systemu, który reprodukuje się na ciałach kobiet.

Dominika Sitnicka



Artykuł ukazał się w kwartalniku „Bez Dogmatu”, nr 106/2015

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku