Radosław S. Czarnecki: Kenijskie gułagi
[2018-01-30 11:18:31]
Afrykanie mieli ziemię, a przybysze – Biblię. Uczyli nas, że podczas modlitwy powinniśmy mieć zamknięte oczy. Kiedy je otworzyliśmy misjonarze mieli ziemię, a my Biblię. Jomo KENYATTA (pierwszy prezydent Kenii) Czy dżentelmeni z Eaton College, absolwenci Oxfordu i Cambridge, szacowni, eleganccy i cywilizowani hiper-Europejczycy, créme de la créme zachodniej kultury liberalno-demokratycznej (za jakich uważają się od zawsze wyniośli synowie Albionu) mogli stworzyć coś na pozór stalinowskich gułagów ? Przecież to jest tylko i wyłącznie domena barbarzyńców, dzikusów, Hunów, jakichś Azjatów, a przede wszystkim – „ruskich” i „komunistów”. Co prawda Imperium Brytyjskie jako clou kolonializmu światowego i takiej też epoki, będącej prymatem Europejczyków (a de facto – białego mężczyzny, chrześcijanina i promotora nowoczesności w zachodnim wydaniu) nad resztą świata miało – o czym się mówi „półgębkiem” – też i ciemne strony, ale podziwiamy przede wszystkim dostojność bytności Brytyjczyków w Indiach, cywilizowanie Arabów w Egipcie czy Sudanie oraz czarnoskórych autochtonów we wschodniej i południowej Afryce (vide – sienkiewiczowski mit pt. W pustyni i w puszczy), ich heroizm obrony na Malajach przed Japończykami itp. Polacy czują do Anglików wielką – z tytułu historycznych i kulturowo umocowanych kompleksów – admirację, by nie rzec – czołobitność. Podsycaną przez mainstream kultywujący mit anglosaskiej wyższości i przewodnictwa kulturowo-cywilizacyjnego nad resztą Zachodu. Nic bardziej mylnego. Książka Caroline Elkins pt. Rozliczenie z imperium, przypomina zapomnianą współcześnie historię ostatnich lat kolonialnej epoki na obszarze Afryki Wschodniej, w Kenii. Tuż po triumfie brytyjskiej liberalnej demokracji nad nazizmem i zwycięstwem w II wojnie światowej w Kenii uwięziono w obozach – zorganizowanych na kształt hitlerowskich obozów śmierci, radzieckich „gułagów” czy... obozów filtracyjnych organizowanych przez Anglików podczas wojen burskich w początkach XX wieku na południu Afryki – dziesiątki tysięcy członków plemienia Kikuju. Kikuju to najliczniejsza i najbardziej prężna od dziesięcioleci na terenach współczesnej Kenii grupa etniczna. Ich ojczyzną są żyzne, centralne wyżyny kraju, na których prowadzili zawsze rolniczy tryb życia. Ich językiem jest język kikuju wchodzący w skład rodziny języków Bantu. Spośród nich rekrutowało się gros powstańców Mau-Mau walczących o niepodległość Kenii (1952-55). O czasach tego powstania pisze właśnie w tej książce Caroline Elkins, afrykanistka z Uniwersytetu Harvarda. Przyczyną wybuchu rebelii była sytuacja gospodarcza na tych obszarach. Z racji posiadania przez białych, brytyjskich najczęściej, osadników ziem uprawnych należących niegdyś do Kikuju musieli oni emigrować z przeludnionych i biednych wsi do miast zasilając slumsy. Brak stałego zajęcia oraz perspektyw na przyszłość, głód ziemi, zepchnięcie ludności autochtonicznej na margines życia oraz praktykowany rasizm doprowadziły do wybuchu pogromów białej mniejszości (farmerów i kolonistów), a potem – regularnych walk. Pierwsze oznaki rebelii pojawiły się już w latach 1950-51, kiedy to zaczęto napadać na pojedyncze farmy, mordować białych mieszkańców Kenii, niszczyć ich mienie i zasiewy, zabijać bydło. Trzon organizacji niepodległościowej stanowili – oprócz Kikuju – reprezentanci plemion Embu i Meru. Główne bazy znajdowały się w górskich rejonach Mount Kenia i grzbietu górskiego Nayandarua. Brytyjczycy, jako odwet i ochronę europejskich kolonistów, postanowili przesiedlić tubylców z rozproszonych gospodarstw do większych wiosek-obozów, co miało ułatwić ich kontrolę. Tu widać wyraźną analogie z praktykami zastosowanymi przez Londyn podczas wspomnianych wojen burskich. Przymusowym przesiedleniom towarzyszyły represje, zastraszania, morderstwa i grabieże. Przemoc – zwłaszcza wobec kobiet i dzieci – i towarzyszące jej głód oraz pragnienie, kiepskie warunki sanitarne i brutalność sił bezpieczeństwa (złożonych z afrykańskich autochtonów rekrutujących się z mniejszych plemion kenijskich, jak i białych kolonistów, wspomaganych przez brytyjski korpus ekspedycyjny) dziesiątkowały ludność transportowaną koleją czy samochodami – często gonioną pieszo w palącym, tropikalnym słońcu - do obozów filtracyjnych, gdzie czekała tygodniami na decyzje odnoście skierowania do właściwych wiosek-obozów (za drutami i palisadami). Była to – według dzisiejszej nomenklatury – klasyczna czystka etniczna, dokonywana przez Brytyjczyków. Zaledwie kilka lat po potępianej w Polsce dziś przez mainstream tzw. Akcji „Wisła”, mającej podobny charakter i cel (tylko w mniejszej skali i ofiar było u nas zdecydowanie mniej). Geneza takiej oceny leży nie w aspektach etyczno-moralnych, ale w antykomunizmie i antypeerelizmie nadwiślańskich elit, tak politycznych jak i medialnych. Wobec powstańców i bojowników zastosowano terror, tortury, zabójstwa i psychiczne znęcanie się nad nimi w miejscach absolutnego odosobnienia (przetrzymywano ich często w mikropomieszczeniach, ograniczając im dostęp do wody pitnej, co w tamtejszym klimacie jest niebywałą torturą). W końcu 1952 roku internowano, a potem – aresztowano Jomo Kenyattę, pierwszego prezydenta niepodległej Kenii i znaczącą osobistość ruchów: panafrykańskiego i państw niezaangażowanych w latach 60- i 70-tych XX stulecia. Był on członkiem ruchu na rzecz niepodległości kraju. Jego proces i skazanie na wieloletnie więzienie okazały się niebywałą farsą cywilizowanej, anglosaskiej jurysprudencji, która od dziesięcioleci cieszyła się zawsze na Zachodzie swoistym uznaniem i gloryfikacją procedur oraz niezależnością. Krytyków wydania wyroku „w Londynie” na potrzeby polityki, manipulacjom i oszustwom sądowym depczącym klasyczne zasady cywilizowanej jurysprudencji, uciszano administracyjnymi karami, odsuwano od uczestnictwa w przestrzeni publicznej i odsyłano do Anglii. Jednym z torturowanych wtedy autochtonów był Husajn Onjango Obama, dziadek byłego prezydenta USA – Baracka Obamy. Jego żona miała zeznać, że brytyjscy żołnierze wbijali w jego ciało szpilki i zmiażdżyli mu genitalia, nacinali skórę, polewając je potem wodą z solą i wystawiając na długie godziny słonecznej ekspozycji, aby w taki sposób zdobyć informacje na temat kenijskich organizacji konspiracyjnych. W obozach, gdzie gromadzono tak ludność cywilną jak i bojowników, obowiązywała dyscyplina i przymusowa praca – stąd porównanie wydarzeń w kenijskim interiorze w trakcie i po powstaniu Mau Mau do stalinowskich gułagów. Nie dość, iż często ludzie musieli kilometrami maszerować na miejsce robót – najczęściej było to kopanie rowów, kanałów i utwardzanie dróg – to praca w równikowym słońcu, przy niedoborach wody pitnej (ten środek stosowano nagminnie jako swoista kara nie tylko za utożsamianie się z powstaniem, ale za samą przynależność do plemienia Kikuju obarczanego en bloc bezpośrednim stygmatem powstania) była nie mniej uciążliwa niźli prace na syberyjskim mrozie czy magadańskim pustkowiu. O bezwzględności walk w ich szczytowym okresie (1952-54) niech świadczy fakt, że wśród brytyjskich żołnierzy oraz sprzymierzonych z nimi oddziałów, tak białych jak i czarnych wolontariuszy, dokonywano swoistych zawodów (nagrodą było 5 szylingów) w strzelaniu do ujętych partyzantów Mau-Mau. Funkcjonowały nawet tabele z nazwiskami najskuteczniejszych „strzelców”, „łowców”, „killerów” itd. Demonstracjom ludności cywilnej w miastach domagającej się niepodległości towarzyszyły ze strony wojsk ekspedycyjnych i służb bezpieczeństwa salwy ognia do protestujących. Tak było np. 23 listopada 1952 roku w Fort Hall, gdzie interweniujący Brytyjczycy otworzyli do kilkusetosobowego tłumu Kikuju ogień, strzelając seriami z broni maszynowej. Poległo ponad 100 bezbronnych osób. Tak ginęły setki ludzi, bez względu na wiek, pochodzenie plemienne, status społeczny. Kenia w wyniku tego powstania najpierw uzyskała w roku 1958 częściową autonomię, a następnie pełną niepodległości w roku 1963. Śmierć poniosło kilkuset Brytyjczyków. Ofiary (zabici i zmarli w wyniku walk) po stronie Afrykanów szły w tysiące (niektóre źródła mówią o ponad kilkudziesięciu tysiącach). W 2013 roku (po 60 latach od tych tragicznych wydarzeń) rząd brytyjski zdecydował, iż wypłaci weteranom powstania i żyjącym jeszcze prześladowanym uczestnikom, drobne odszkodowania. Władze Kenii uważają, że formalnie takich osób jest 50 tysięcy, a rekompensaty brytyjskie są mocno zaniżone. Trzeba dodać na zakończenie tego materiału, który jest zachętą do sięgnięcia po tę niezwykłą pozycję (nagroda Pulitzera w 2006), opisującą prawie nieznane w Polsce wydarzenia z czasów tuż po II wojnie światowej, iż Jomo Kenyatta, pierwszy prezydent Kenii, którą opuścili koniec końcem „córy i synowie Albionu”, okazał się kenijskim Mandelą. Apelował (i wdrożył do praktyki przez co Kenia za jego rządów okazała się oazą spokoju i stabilnego rozwoju na tle innych krajów „czarnej” Afryki) o spokój, wybaczenie, spowodował pozostanie na kenijskiej ziemi kilkuset „białych” specjalistów od gospodarki, zagadnień społecznych, a także – farmerów, którzy przyuczali, wolnych już, Kenijczyków do zarządzania krajem, do prowadzenia wysokotowarowych farm, do polityki, dyplomacji etc. Ale teraz już na zasadzie partnerstwa (nie jak do tej pory kolonialnego paternalizmu połączonego z rasizmem i wyższością kulturową „białego człowieka”). Książka C. Elkins pokazuje nam, iż gloryfikowana i mitologizowana rola „białego człowieka” w tzw. „cywilizowaniu” Trzeciego Świata, jeszcze w latach 50- i 60-tych XX wieku niewiele różniła się od stalinowskich metod terroru i zarządzania „zasobami ludzkimi”. Czy był to heglowski „Zeitgeist” czy immanencja kultury i cywilizacji europejskiej – trudno rozstrzygnąć. Wypada tylko stwierdzić, że imperializm jedno ma imię i formy funkcjonowania. Różnice polegają zawsze wyłącznie na skali zjawiska. Caroline Elkins, Rozliczenie z imperium (przemilczana historia brytyjskich obozów w Kenii), Świat Książki, Warszawa 2013, ss. 608. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
22 listopada:
1819 - W Nuneaton urodziła się George Eliot, właśc. Mary Ann Evans, angielska pisarka należąca do czołowych twórczyń epoki wiktoriańskiej.
1869 - W Paryżu urodził się André Gide, pisarz francuski. Autor m.in. "Lochów Watykanu". Laureat Nagrody Nobla w 1947 r.
1908 - W Łodzi urodził się Szymon Charnam pseud. Szajek, czołowy działacz Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Zastrzelony podczas przemówienia do robotników fabryki Bidermana.
1942 - W Radomiu grupa wypadowa GL dokonała akcji odwetowej na niemieckie kino Apollo.
1944 - Grupa bojowa Armii Ludowej okręgu Bielsko wykoleiła pociąg towarowy na stacji w Gliwicach.
1967 - Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję wzywającą Izrael do wycofania się z okupowanych ziem palestyńskich.
2006 - W Warszawie zmarł Lucjan Motyka, działacz OMTUR i PPS.
?