Duque, lider prawicowego Centrum Demokratycznego, który swoje zwycięstwo zawdzięcza w dużej mierze poparciu byłego neokonserwatywnego prezydenta Kolumbii Álvara Uribe (2002-2008), był faworytem ostatnich sondaży.
41-letni Duque, który zdobył prawie 54 proc. głosów w drugiej turze wyborów prezydenckich po pokonaniu kandydata lewicy, Gustava Petro (42 proc.), starał się pokazać bardziej ugodową postawę niż w trakcie kampanii wyborczej.
Moje rządy nie będą oparte na nienawiści. Uczynię wszystko, by doprowadzić do zjednoczenia naszego społeczeństwa. Nigdy więcej podziałów! - obiecał w Bogocie, w swoim pierwszym wystąpieniu po ogłoszeniu wyników wyborów.
Poruszył sprawę porozumienia pokojowego ze skrajnie lewicowymi Rewolucyjnymi Siłami Zbrojnymi Kolumbii (FARC). Jeszcze w trakcie kampanii wyborczej zapowiadał, że zamierza zmodyfikować porozumienie wynegocjowane przez prezydenta Juana Manuela Santosa w kilku ważnych punktach, choć "nie chce podrzeć tego układu na kawałki" - jak podkreślał.
Porozumienie z 23 czerwca 2014 r., kończące trwający od pół wieku konflikt, który pociągnął za sobą 218 tys. zabitych i kilka milionów wysiedlonych, uważane jest przez wielu Kolumbijczyków za kamień milowy w historii ich kraju.
Według prawicy i samego Ivána Duque podpisane przez Santosa porozumienie było korzystne, jednak umożliwiło FARC uniknięcie odpowiedzialności i uzyskanie legitymizacji politycznej.
Szczególnie oburzające jest to, że sprawcy zbrodni wojennych i przestępstw uniknęli kary. - podkreślił Duque - Dziś wszyscy jesteśmy po jednej stronie - po stronie przyjaciół pokoju, którzy chcą go budować, ale to musi być pokój oparty na demobilizacji, rozbrojeniu i resocjalizacji partyzantów - dodał.
Z kolei zdaniem lewicy rząd nie wywiązuje się ze zobowiązań wokół dawnych partyzantów, nie zapewniając im ochrony przed atakami ani wsparcia w powrocie do życia w cywilu.
Lider FARC, Rodrigo Londoño (Timoszenko) za pośrednictwem Twittera pogratulował zwycięzcy dobrego wyniku. Jednocześnie zaapelował do Duque o zdrowy rozsądek i respektowanie woli pojednania, którą wyraził naród kolumbijski.
Zwycięstwa w wyborach prezydenckich pogratulował Ivanowi Duque również jego rywal, 58-letni Gustavo Petro, były członek rozwiązanego w 1990 r. niewielkiego, lewicowego ugrupowania partyzanckiego M-19., były burmistrz Bogoty i obecny lider lewicowego ruchu Colombia Humana. Wcześniej zapowiadał on, że wyprowadzi ludzi na ulice, jeżeli dojdzie do fałszerstw wyborczych.
Ostatecznie jednak Petro uznał wygraną prawicowego kontrkandydata, który podczas kampanii wyborczej obiecywał budowę nowego modelu kapitalizmu, wzrost konkurencyjności, obniżenie podatków, ograniczenie opieki socjalnej, utworzenie nowych miejsc pracy i przyciągnięcie inwestycji zagranicznych.
Kandydat lewicy ze swej strony obiecywał uwłaszczenie najbiedniejszych i wzrost wydatków na opiekę społeczną. Hasło walki "z wszechogarniającą korupcją" starej klasy politycznej, pod którym prowadził kampanię przyciągnęło najmłodszych wyborców. Nie zdołali oni jednak przechylić szali zwycięstwa na korzyść swego kandydata,
Również Duque krytykował "powszechną korupcję", twierdząc, że jest to spuścizna po rządach obecnego prezydenta Juana Manuela Santosa i dyskretnie pomijając milczeniem fakt, że na dwóch synach jego protektora byłego prezydenta Uribe ciążą poważne zarzuty korupcyjne.
W pierwszej turze wyborów, która odbyła się 27 maja, Duque zdobył 39,14 proc., podczas gdy Petro - 25,08 proc. głosów.
fot. Wikimedia Commons