Czy broniąc Polaków przed Polską, jestem czy nie jestem patriotą?
Czy myśl, wyłożona powyżej, w ostatecznych swoich następstwach
wzmacnia czy osłabia naród? I na przykład, czy ci co mają na widoku
jedynie doraźne interesy Polski, nigdy zaś własną godność, uczciwość,
własny rozum, własne uzdolnienia, ci co oddają się fałszowaniu
rzeczywistości, jakiejś taniej i niemądrej propagandzie, albo wprost głoszą konieczność rezygnacji z własnego „ja” na rzecz ślepej dyscypliny, mającej wytworzyć tę upragnioną moc, albo zmuszają siebie i innych do miłości i wiary – czyż oni na dalszą metę nie przekreślają wszelkich możliwości rozwojowych narodu? Cóż wart jest naród, złożony z ludzi sfałszowanych i zredukowanych?
Z ludzi, którzy nie mogą sobie pozwolić na żaden szczerszy, swobodniejszy odruch z obawy by im się ten naród nie rozpadł?
Witold Gombrowicz
Ten mundial w polskiej propagandzie i zachowaniach wspomnianego mainstreamu może doprowadzić do szału. W razie zwycięstw i sukcesu można było domniemać na kanwie roztaczanej atmosfery, że spowodowałby chyba u tego „ludu” taką euforię, stan takiej ekstazy, że ruszyłby pod wodzą Antoniego M. na Moskwę, a na pewno zdemolowałby wszystko co pod ręką i po drodze. Bo byłoby „super-byczo”, byśmy byli na wieki „zwarci”, „gotowi”, a o „guzikach od szyneli” by nie było mowy, lecz o zdobyciu Kremla, jak w roku A.D.1612!
Gigantyczna manipulacja medialno-celebrycka, stworzenie klimatu euforii sprowadzającego się do hamletowskiego „be ot nor to be”, która tak silnie wpłynęła na emocjonalne, irracjonalne zachowania pokazują, czym jest współczesne polskie społeczeństwo. I jakimi przesłankami się ono kieruje, jakie znaczenie mają dlań racjonalne i zdystansowane oceny rzeczywistości, a jakie - proste (by nie rzec behawioralne) emocje i afekty. Czy na takiej samej zasadzie – dziś, współcześnie – można sądzić, iż Hitlerowi i nazistom udałoby się w miesiąc na fali odpowiedniej manipulacji i propagandy grających na uczuciach i emocjach (widzimy to doskonale) w duszach „lechickiego plemienia” zaprowadzić nad Wisłą, Odrą i Bugiem faszyzm i Polacy byliby bardziej zadowoleni niż Niemcy w latach 30. ? Bo w rzeczywistości ani państwa tu nie ma, ani społeczeństwa (o obywatelskości nawet marzyć nie ma co a śni się to na jawie demoliberałom), ani niezależności mediów, które by nie żerowały (i tak to się ma nie tylko w tym, omawianym przypadku) na najniższych, emocjonalnie-behawioralnych instynktach. Praca „u podstaw” sięgająca czasów Judymów i Siłaczek, edukacyjno-wyjaśniająca, szerzenie kultu racjonalności pragmatyzmu wzięła jak widać „w łeb”. Z folwarku, pańszczyzny, mentalności niewolniczo-poddańczo-postsarmackiej nie można jednak wyrosnąć w przeciągu 2-3 pokoleń, gdy w tym tkwiło się zanurzonym po czubek głowy przez kilka wieków.
Bo te zaklęcia nad Polską i futbolem – „muszą", bo inaczej będzie tragedia narodowa niczym przegrane powstania z XIX wieku – to ciąg dalszy naszego życzeniowego i emocjonalnie niezrównoważonego (zbiorowo) sposobu „na życie”. Czyli „od ściany do ściany”….. Mainstream medialny, celebryci i piarowcy potraktowali mistrzostwa jak …. wyprawę Sobieskiego pod Wiedeń, a spojrzenie na mecze kadry - jako przedłużenia owego spojrzenia na życie w pryzmacie „być albo nie być" (kolejna bitwa Warszawską AD’1920 lub warszawskie powstanie). Przecież jesteśmy wspaniali, mocarni i należy nam się zewsząd uznanie, aplauz itd. Źródłem takich postaw jest splot polskich kompleksów (różnej maści) i nierzeczywisty, irracjonalny sposób – afektywno-romantyczny - patrzenia na życie i świat (chore polskie imaginarium). To potrzeba ciągłej akceptacji z zewnątrz, pochwał i zachwytów nad nami. To jest jakaś forma narcyzmu, ale przede wszystkim słabość, lichość poczucia własnej wartości. Tego potrzebują irracjonalne, dziecinno-emocjonalne czyli niedojrzałe, niezracjonalizowane, histerycznie ([za]: Antoni Kępiński) ukształtowane osobowości, ale i zbiorowości. Potrzeba bycia „pawiem narodów” po raz kolejny lśni mocno stęchłym, a na pewno śmiesznym, blaskiem.
I teraz po kiepskim występie polskich piłkarzy w Rosji (co w sporcie się zdarza, jak często w życiu, bo nie zawsze wychodzi jakbyśmy chcieli, gdyż inaczej życie jest traktowane jako wishful thinking), ci którzy tak dmuchali ten balonik próżności i megalomanii, ci którzy tak ekscytowali się i dęli w surmy narodowej dumy, ci którzy onanizowali się reklamami w jakich futboliści en masse brali udział (wedle neoliberalnego sznytu, gdzie zysk i kasa są jedynymi i naczelnymi wartościami i dobrem) teraz ogłaszają narodową klęskę. Debilni pismacy! Idiotyczni celebryci! Szurnięci piarowcy! To przecież zabawa, widowisko, spektakl, a nie rzecz decydująca o egzystencji narodu, państwa, społeczeństwa! Co za histeryczne, emocjonalnie niezrównoważone pojmowanie świata i procesów w nim zachodzących! Pierdoły urastają w takiej perspektywie do hiperwydarzeń, a rzeczywistość jest przemieszana z fantasmagoriami. De facto to może i dobrze, iż ten irracjonalny, traktujący chciejstwo za realność obraz skończył się klapą (jak miało to miejsce wielokrotnie w naszej historii z bardziej poważnymi sprawami niż futbol). I znowu - teraz to tylko śmieszność - dooopa w krzakach. Szloch, łamanie rąk, kalumnie i pretensje. Próba przedstawienia siebie jako Katonów, celem pokrycia swej irracjonalności oraz śmieszności (co wykazała praktyka życiowa), przemieszanych z głupotą, megalomanią i niekompetencją.
Historia uczy, że ludzkość nic się z niej nie nauczyła ([za]: Georg W.F. Hegel). My, Polacy pasujemy do tego szlagwortu w dwójnasób. Już Jan Kochanowski stworzył na ten temat stosowną fraszkę (Pieśni, Księgi wtóre, pieśń V). Histeryczne, dziecinne, made in piaskownica „przeżywanie życia" charakteryzuje jednostki i zbiorowości niedojrzałe, pełne kompleksów i zwidów, żyjące fatamorganami historii i czasu teraźniejszego. Coraz to potrzebujące, jak aktor na scenie (ale grający przed lustrem, dla siebie samego), aplauzu i akceptacji publicznej przez oklaski, wyrazy poparcia, zachwyty etc. To wynika z edukacji, narracji elit, medialnego szumu i chorej, przewrażliwionej na swoim tle - na plus lub minus - wyobraźni.
Taką postawę i chęć zaimponowania czymkolwiek widowni – tu: światu - Sławomir Mrożek doskonale ujmuje w „Monizie Clavier”. Polski turysta zaproszony na eleganckie przyjęcie w Wenecji upija się (by dodać sobie animuszu), gdyż pożąda czynu desperackiego i wyjątkowego, a w efekcie prezentuje wnętrze swojej jamy gębowej, bo na nic więcej go nie stać.
Epilogiem tych rozważań niech będzie parafraza fragmentu listu Marii Janion do uczestników Kongresu Kultury z 2016: ten naród musi żyć albo w stanie euforii albo zadawać sobie cierpienie. Jedno jest powiązane z drugim, tak jak miłość i nienawiść czy piękno i brzydota. Świadczy to tylko o wspomnianej niedojrzałości, królującym irracjonalizmie, niekontrolowanych emocjach i życiu w oparach fantasmagorii. Lecz ten zarzut i krytyka winne być skierowane głównie do elit i wspomnianego mainstreamu. No, ale jaki „lud” takie elity i taka władza.
Czy Polki i Polacy zasługują na POPiS?
PS: Po ostatnim, żenującym (to był po prostu antyfutbol i antyreklama piłki nożnej) występie Polski na Mistrzostwach w Rosji mainstream znów w swym słowotwórczym onanizmie szczytował pompatycznością, kabotyństwem, bombastycznością i histerią: honor, dumna – te pojęcia popłynęły szerokim potokiem. I w zderzeniu z bylejakością poziomu jaki wszyscy widzieli, a także z tytułu „nie mówienia uroczyście o rzeczach marnych” ([za]: Arystoteles) wyrażona w felietonie pogarda i obrzydzenie dla takich postaw, nabiera dodatkowego znaczenia i racji.
Na zdjęciu mecz Polska - Japonia, fot. Светлана Бекетова - soccer.ru