Xawery Stańczyk: Patriotyczny antyfaszyzm i inne sprzeczności

[2019-04-28 18:06:41]

W sobotę 11 maja w warszawskim Teatrze Powszechnym odbyć się ma Slam patriotyczny + benefit na Antifa. Sygnalizowane w nazwie osobliwe połączenie patriotyzmu z antyfaszyzmem sygnowane jest między innymi przez Stół Powszechny, Autonomiczną Przestrzeń Edukacyjną i Studencki Komitet Antyfaszystowski. Pierwszy z tych podmiotów to kawiarnia i przestrzeń warsztatowa mieszcząca się w teatrze i współprowadzoną przez tę instytucję wraz z fundacją Strefa WolnoSłowa, organizację, która przedstawia się na swojej stronie: „Poprzez artystyczne projekty międzynarodowe, działania interdyscyplinarne oraz inicjatywy angażujące uchodźców i imigrantów mieszkających na terytorium Polski działamy na rzecz dialogu międzykulturowego, integracji europejskiej i praw człowieka”. Autonomiczna Przestrzeń Edukacyjna określa się z kolei jako „oddolna grupa edukatorów i edukatorek. Dzielimy się z innymi swoimi umiejętnościami, wiedzą i pasją. Wierzymy, że inny świat jest możliwy, zaczynamy go budować od innej edukacji”. Wreszcie, Studencki Komitet Antyfaszystowski jest grupą sprzeciwiającą się obecności faszyzmu i nacjonalizmu w murach Uniwersytetu Warszawskiego i przestrzeni publicznej. To właśnie SKA ma być beneficjentem imprezy – do tej grupy trafią pieniądze zebrane wśród uczestników wydarzenia. Zaangażowanie tak istotnych podmiotów na lokalnej scenie aktywistycznej i deklarowany udział bądź zainteresowanie prominentnych postaci z warszawskich środowisk radykalnej lewicy skłania ku przyjrzeniu się dyskursowi i ideologii slamu patriotycznego pod flagą antyfaszystowską.

1.

Jak organizatorzy wyobrażają sobie połączenie „inicjatyw angażujących uchodźców i imigrantów”, „dialogu międzykulturowego”, „innej edukacji” i antyfaszyzmu z patriotycznym wzmożeniem? Służyć ma temu „miłosny głos ku wytyczonej granicami ziemi i temu, co na niej żyje”. „Chcemy mówić o tym, co dla nas znaczy patriotyzm i jak możemy go wyrażać, nie krzywdząc nikogo. O naszym prawie do uznania narodowości jako wartości pozytywnej i otwartej. Chcemy spotkać się wśród tekstów o Polsce i o innych krajach, o Polsce i osobach polskich, trochę-polskich i mniej-polskich. O historii dawniejszej i tej, która dzieje się dziś, o walce, o nadziei, o wspólnocie, o wspomnieniach, o ojczyznach wielkich i małych, o tym, co nas łączy” – wyjaśniają w opisie wydarzenia.

W słowach tych pobrzmiewa stare, lecz wciąż pokutujące w Europie Środkowo-Wschodniej, a szczególnie w Polsce, rozróżnienie patriotyzmu i nacjonalizmu. Zgodnie z tym rozróżnieniem, wpajanym zgodnie przez ideologiczne aparaty państwa w rozumieniu Althussera (czyli szkoły publiczne i prywatne, kościoły, partie polityczne, prasę, telewizję, sztukę, literaturę itd.) i „oddolne grupy edukatorów i edukatorek”, patriotyzm to piękna, szlachetna, a wręcz naturalna miłość do miejsca urodzenia, przywiązanie do narodowych obyczajów, krajobrazów, języka i symboli, afirmowanie zbiorowych emocji i sentymentów, troska o grupę, z którą utożsamia się dana jednostka. Zupełne przeciwieństwo nacjonalizmu, który jest egoistyczny, agresywny, wojowniczy, wrogo nastawiony do innych i w ten sposób wypaczający z gruntu nieszkodliwe uczucia patriotyczne. Krótko mówiąc, patriotyzm jest dobry i niejako przyrodzony, nacjonalizm zaś zły i zwyrodniały. Polska humanistyka i nauki społeczne, podobnie jak dyskurs oficjalnej sfery publicznej, pełne są klisz opartych na tej dychotomii, która sama przedstawia siebie jako rozsądna, umiarkowana i niewymagająca dalszych wyjaśnień.

Gdy w internecie pojawiły się krytyczne komentarze dotyczące sensu łączenia patriotyzmu z działalnością antyfaszystowską, organizatorzy – Stół Powszechny – odpowiedzieli, opierając się całkowicie na tej ideologicznej konstrukcji, a nawet (co za przebiegły fortel!) wprowadzając dodatkowy podział na „dobry” i „zły” patriotyzm:

W związku z kontrowersjami pojawiającymi się wokół wydarzenia uściślamy: slam jest zaproszeniem do namysłu nad patriotyzmem innym niż go obecnie kojarzymy (i krytykujemy!). Chcemy zadać sobie pytania o to, czy możemy być lewicowymi patriotami, anarchistycznymi patriotami, otwartymi patriotami, ekopatriotami, lokalnymi patriotami... Może nie możemy - zapraszamy również z tekstami krytycznymi wobec patriotyzmu w ogóle i sceptycznymi wobec koncepcji patriotyzmu pozytywnego.

Benefit dla Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego jest wyrazem stanowczego odcięcia się od faszyzującego, nacjonalistycznego patriotyzmu, na który nie ma naszej zgody. Nie ma jednak naszej zgody również na zagarnięcie wszystkiego, co narodowe czy co polskie przez skrajną prawicę. Zdajemy sobie sprawę z tego, z jakimi środowiskami i ideami jest obecnie wiązane słowo “patriotyzm”. Dlatego właśnie chcemy zmierzyć się z narosłymi wokół niego problemami i poszukać innych sposobów na wyrażanie swojej tożsamości - jeśli ktoś ma taką ochotę.


Wcześniej, w odpowiedzi na jeden z komentarzy, Ida Dzik, współprowadząca slam, pisała: „pomysł na ten slam powstał z głębokiego naszego przekonania, że patriotyzm nie musi oznaczać nacjonalizmu - zdajemy sobie sprawę z tego, że w ostatnich latach te dwa fenomeny zaczęły się zlewać (a raczej jeden zaczął zjadać drugi) i właśnie z tego powodu czujemy potrzebę poszukania innych możliwych patriotyzmów” (wszystkie cytaty za stroną wydarzenia na Facebooku). Logika patriotów-antyfaszystów wydaje się zatem następująca: w starych dobrych czasach wszystko było proste i jasne, istniał sobie dobry patriotyzm i zły nacjonalizm. Niestety, w ostatnich latach ten drugi zaczął wchłaniać ten pierwszy, skrajna prawica perfidnie zagarnęła wszystko, co polskie, wskutek czego sam patriotyzm rozpadł się na dwie części: dobrą, lewicową, otwartą i ekologiczną oraz złą, nacjonalistyczną, faszyzującą. To urocza opowieść, którą jednak należałoby odłożyć na półkę przeznaczoną dla baśni, klechd i legend. Tych z dreszczykiem.

2.

Patriotyzm nie jest żadnym przeciwieństwem nacjonalizmu – jest jego wyrazem. Bo i nacjonalizm stanowi zjawisko znacznie wykraczające poza jego „gorące”, destrukcyjne przejawy, nad którymi lubi załamywać ręce liberalna opinia publiczna. Nacjonalizm jest ideologią, jedną z najpotężniejszych ideologii w skali globalnej. Ideologia ta nie głosi bynajmniej, że „mój naród jest lepszy, niż twój” – tak powiada tylko jeden z jej wulgarnych wariantów. Przeciwnie, główna siła nacjonalizmu, jak każdej skutecznej i trwałej ideologii, tkwi w tym, że działa on w ukryciu: wypełnia ludzką codzienność, tkwi w popularnych konstrukcjach językowych, powtarzany jest wielokrotnie i często bezrefleksyjnie, wskutek czego warunkuje społeczną percepcję i wpisuje się w najbardziej osobiste, intymne doświadczenia. Staje się oczywistością. Takimi oczywistościami, opartymi na ideologii nacjonalizmu, są np. mapa świata podzielonego na państwa narodowe, z których każde ma swój ustrój, kulturę i język, albo godła narodowe umieszczone na gmachach szkół, urzędów i innych instytucji publicznych. Takimi oczywistościami są też przekonania, że istnieje narodowy, np. polski, krajobraz, czy też, że dany naród posiadać winien swoją kulturę, różną od kultur innych narodów. Codzienną zgodę „na codzienny porządek, który, biegnąc sam przez się, narzuca się jako oczywistość”, Pierre Bourdieu określał mianem doksy.

Ernest Gellner pisał, że nacjonalizm wytwarzany jest przez elity polityczne, sterujące nowoczesnym państwem, i narzucane masom społecznym, by za pomocą sfabrykowanej ogólnonarodowej kultury zaprząc te masy do pracy w industrialnej gospodarce, anihilując tym samym lokalne kultury ludowe i przesłaniając istnienie konfliktu klasowego. Z kolei Benedict Anderson kładł nacisk na powszechnie podzielane praktyki, takie jak czytanie tych samych gazet do porannej kawy, odbywanie tych samych życiowych wędrówek poprzez instytucje szkolne i miejsca pracy, czy posługiwanie się mapami zawierającymi wyraźne kontury danego kraju, jako praktyki poprzez które tworzy się i podtrzymuje narodowa wspólnota wyobrażona. Praktyki i doświadczenia, które podziela dana zbiorowość, sprzyjają temu, by członkowie tej zbiorowości zaczęli wyobrażać sobie siebie jako uczestników pewnej wspólnoty. Jest to wspólnota wyobrażona, ponieważ istnieje tylko w wyobraźni – nawet niewielki naród to zbyt duża zbiorowość, by jego członkowie mogli rzeczywiście spotkać się, poznać nawzajem i zbudować między sobą bezpośrednie więzi – ale nie odbiera to jej realności na poziomie fenomenu kulturowego. Nacjonalizm oferował wspólną interpretację wspólnych doświadczeń i to, wraz z rozwojem kultury druku, schyłkiem wielkich, uniwersalistycznych religii, i postępami kapitalistycznej gospodarki, uczyniło zeń dominującą ideologię nowoczesności. Elementem tego ideologicznego wyobrażenia jest przeświadczenie o jakiejś wspólnej tożsamości, a także założenie, że wszyscy mają jakąś tożsamość. Próby zdefiniowania tej tożsamości, czy to na gruncie liberalnej ideologii wyboru w „supermarkecie kultury”, czy to w ramach psychologii społecznej, gdzieś na przecięciu autoidentyfikacji i tożsamości społecznie przypisywanej, są dość mętne i sprawdzają się tylko jako naukowa legitymizacja sympatii i idiosynkrazji danego autora. Dlatego lepiej widzieć w tożsamości historycznie wytwarzany konstrukt kulturowy, obejmujący wiele różnych, niekoniecznie kompatybilnych, idei, wartości, obrazów, wyobrażeń, dyskursów i symboli.

Takie rozumienie tożsamości zaproponował Tim Edensor, badacz, który ukuł pojęcie matrycy tożsamościowej. W obrębie tej matrycy nieustannie toczą się walki i spory o dominujące wzorce tożsamości narodowej. To właśnie te niekończące się walki o to, jak powinien wyglądać narodowy kanon, które wartości powinny przyświecać danemu narodowi, jaka wizja wspólnoty narodowej ma być celem gry politycznej, co jest częścią kultury narodowej, a co tylko jej lokalnej czy regionalnej odmiany – te batalie, a nie jakiś monolityczny, narzucany odgórnie wzorzec, stanowią o witalności matrycy tożsamościowej i podtrzymują istnienie wspólnot narodowych lepiej, niż nakazy i zakazy. „Poczucie tożsamości narodowej nie jest zatem ostateczne, lecz ma charakter dynamiczny i dialogowy; znajduje się w konstelacjach wielkiej matrycy kulturowej obrazów, idei, przestrzeni, rzeczy, dyskursów i praktyk” – pisał Edensor.
Dlatego właśnie patriotyczny slam połączony z benefitem dla Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego nie jest bynajmniej niewinny: stanowi on jeszcze jedną partyjkę w wielkiej grze o wyobrażenie narodowej tożsamości, wpisuje się w spory o to, jaki ma być naród, tym samym naturalizując i legitymizując samo ideologiczne przeświadczenie o istnieniu czegoś takiego jak narody i tożsamości narodowe. Z perspektywy wskazanej przez Edensora dzielenie patriotyzmu na dobry i zły, „miłosny” i „nacjonalistyczny”, jest niczym innym, jak przetasowaniem elementów matrycy tożsamościowej, by ułożyć z nich nowy obrazek, wedle własnego gustu. W praktyce, matryca zawsze zawiera i zawierać będzie elementy afirmujące hegemoniczną w danym momencie historycznym wizję tożsamości i elementy wobec niej krytyczne lub alternatywne. Zastępowanie jednych drugimi, żonglerka symbolami, dyskursami, obrazami i wyobrażeniami, jest wodą na młyn nacjonalizmu jako ideologii, a nie jego kontestacją.

Jak tego rodzaju postępowanie jest groźne, uzmysławiał z kolei Michael Billig, który ukuł pojęcie banalnego nacjonalizmu, innego od „gorących”, widowiskowych i agresywnych form nacjonalizmu, którymi żyją mass media, lecz nie mniej niebezpiecznego. Banalny nacjonalizm, to wyrażenie w gazecie codziennej: „prezydent podpisał ustawę budżetową”, w którym nie trzeba definiować, jakiego państwa to prezydent – wszyscy czytelnicy tej gazety rozumieją bez dodatkowych wyjaśnień, że chodzi o głowę „ich” państwa. Banalny nacjonalizm to prognoza pogody w telewizji, gdzie symbole zjawisk atmosferycznych (np. opadów deszczu) umieszczone są w konturach danego kraju – i znów, nie trzeba nikomu tłumaczyć, co oznacza ten szlaczek na ekranie, ani dlaczego obejmuje on taką, a nie inną przestrzeń. Banalny nacjonalizm to zbiorowe „my”, którym posługują się nawykowo politycy, dziennikarze i intelektualiści, wypowiadając się na temat unarodowionego społeczeństwa zamkniętego w granicach państwa narodowego. Tak, wszystko to wydaje się właśnie banalne, niegroźne, niewinne w porównaniu z wojnami i ludobójstwami o podłożu etnicznym. Ale wszystko to jest cykającą w ukryciu bombą, która wybuchnąć może, aktywowana porywającym przemówieniem przywódcy tego czy innego narodu, wzywającego swoich rodaków na sprawiedliwą wojnę w słusznej sprawie. Wojownicza retoryka znajduje powszechny odzew tak łatwo, ponieważ odwołuje się do kulturowych oczywistości, symboli i konstrukcji językowych, którymi wszyscy się na co dzień posługują. Uruchamia doksę i w niej znajduje potwierdzenie. Dlatego slam patriotyczny, organizowany przez grupy, które chwalą się swoją działalnością na rzecz uchodźców i imigrantów, jest wyjątkowo ponurą kpiną z tych grup, przypominając im, że wcale nie są u siebie i muszą podporządkować się tożsamościowym grom dominującej większości, aby jako mniejszość zachować względne poczucie bezpieczeństwa.

3.

Patriotyczne wzmożenie zadziwia też w połączeniu ze specyfiką gatunku twórczości słownej, jakim jest slam. Gatunek ten powstał oddolnie, zapoczątkowany w 1986 r. przez Marca Kelly’ego Smitha, robotnika z Chicago. Recytacje własnej twórczości w knajpach i barach, w atmosferze dalekiej od dobrych manier kulturalnego salonu, postrzegać można jako ludową formę rozrywki, odbiegającą od dystynkcji klas wyższych i wymagającą zgoła innych kompetencji niż poezja krążąca w elitarnym obiegu literackim. Slam od początku pozwalał mówić więcej i inaczej, był bardziej demokratyczny – i do pewnego stopnia taki pozostał pomimo popularyzacji we wszystkich grupach społecznych. Jest ludyczny i frywolny, bywa dosadny i rubaszny, wymaga błyskotliwości i wyczucia tłumu raczej niż znajomości odniesień literackich, klasycznych tropów i awangardowej poetyki. Dzięki temu cały czas stanowi (podobnie jak pokrewne mu gatunki spoken word poetry) przestrzeń ekspresji grup mniejszościowych: robotników, kolorowych, kobiet, osób nieheteronormatywnych. Także w Polsce, po początkowej dominacji mężczyzn (często jednocześnie regularnych poetów), slamy doczekały się wielu wyrazistych uczestniczek, a na imprezach slamowych, m.in. w Teatrze Powszechnym, usłyszeć można przesłanie feministyczne, emancypacyjne, równościowe. Unarodowianie slamu jest pchaniem go w ślepą uliczkę, przeciwną jego emancypacyjnemu potencjałowi.

Jeszcze bardziej kuriozalne jest łączenie patriotyzmu z antyfaszyzmem. Niestety, do tej osobliwości polskie środowiska antyfaszystowskie zdążyły już przyzwyczaić swoich sympatyków. W 2018 r. Koalicja Antyfaszystowska postanowiła, zamiast demonstracji antyfaszystowskiej 11 listopada, zorganizować tego dnia „street party”, aby pokazać, że „można spędzić 11 listopada w pozytywny sposób”. Zgodnie z planem, w dniu państwowego święta niepodległości, w cieniu największego w Europie faszystowskiego marszu, dosłownie kilka przecznic dalej, w tanecznym pochodzie paradowali antyfaszyści. Trudno powiedzieć, co kierowało antyfaszystami, którzy uznali, że uliczna potańcówka w święto niepodległości, kiedy osoby o przypisanej niepolskiej tożsamości boją się wyjść z domu, będzie najlepszym sposobem kontestacji tego święta. Kolejne postulaty Koalicja Antyfaszystowska przedstawiała, domagając się „niepodległości”: dla kobiet, dla lokatorów, dla innych grup marginalizowanych lub dyskryminowanych. Zamysłem było prawdopodobnie subwersyjne przejęcie dyskursu hegemonicznego, ale efekt przypominał raczej próbę wepchnięcia się pod parasol tego dyskursu. To nie nowa taktyka środowisk antyfaszystowsko-anarchistycznych; rok wcześniej demonstracja 11 listopada odbywała się pod „odzyskanym” patriotycznym hasłem: „Za wolność waszą i naszą”.

Antyfaszyści wielokrotnie odwoływali się do narodowej historiografii, swoją działalność przedstawiając jako prostą kontynuację walki Armii Krajowej z nazistami. Na antyfaszystowskich wlepkach pojawiała się powstańcza kotwica, zaś 8 listopada 2014 r. antyfaszyści złożyli kwiaty i zapalili znicze pod pomnikiem Polskiego Państwa Podziemnego. Przy okazji kolejnych rocznic wybuchu powstania warszawskiego przypomina się udział w tym wydarzeniu syndykalistów i socjalistów; antyfaszyści nie mają problemu z podtrzymywaniem mitów narodowych, natomiast z pamięcią o antysemityzmie w szeregach AK i innych organizacji niepodległościowych jest już gorzej. Na demonstracjach antyfaszystowskich i antyrasistowskich powiewają flagi biało-czerwone i unijne (Frontex widocznie nie stanowi problemu), natomiast wylecieć z tych imprez można za symbole komunistyczne, takie jak sierp i młot. „Byłeś w ORMO i zomowcem, dzisiaj jesteś narodowcem” – mają w zwyczaju skandować antyfaszyści, wpisując się w panującą antykomunistyczną doksę. Jak trafnie zauważył w 2017 r. Bojan Stanisławski, „Lewica czy nawet liberałowie w Polsce są, doktrynalnie biorąc, wyłącznie patriotyczni albo neoliberalni czyli totalnie niesamodzielni”.

Problem z takimi i im podobnymi aktami „subwersji” polega nie tylko na tym, że są zwyczajnie nieskuteczne (to dominujący dyskurs przejmuje tych, którzy chcieliby go przejąć) i pomijają mniej chlubne karty historii. Problem tkwi w samym przystąpieniu do gry elementami matrycy tożsamościowej, zamiast jej systematycznej dekonstrukcji i trzymania się własnego, odrębnego języka. Znak Polski Walczącej jest pojemny semantycznie, dlatego sięgnąć po niego mogą i faszyści, i antyfaszyści, ale skuteczność leży po stronie tych, którzy są bliżej dyskursu dominującego (czyli faszystów), podczas gdy pretendenci rezygnując z własnego języka i wpisując się w symbolikę narodową, tylko umacniają to, co trzyma ich w pozycji podporządkowanej. To samo dotyczy patriotycznego slamu i wszelkich tego rodzaju imprez. Zamiast uprawiać jałowe dywagacje nad odmiennością przywiązania do polskiej przyrody od manifestacji narodowego egoizmu należałoby zapytać, jak w ogóle do tego doszło, że w języku funkcjonuje taka klisza jak „polska przyroda”. Od kiedy ziemia, rośliny i drzewa posiadają paszporty? III Rzesza faktycznie tępiła na swoim terytorium niektóre gatunki roślin, uznane przez faszystowską naukę za obce, nie rdzennie niemieckie. Powinno to dać do myślenia wielbicielom sielskiego, rodzimego pejzażu.

Patriotyczny antyfaszyzm to oksymoron. W rzeczywistości nacjonalizm zawsze był częścią i podstawą faszyzmu. Jean-Louis Vullierme pisał, że nacjonalizm wśliznął się „w zachodnią cywilizację, nie stapiając się z jej istotą, i przekształcał ją. Stał się możliwy na skutek osiadłości terytorialnej i kształtowania się państwa. Następnie zrodził się z rewolucji francuskiej i z masowego poboru, jako jedyna ideologia mogąca je usprawiedliwić. Jego znaczącym skutkiem było umożliwienie nowym elitom zastąpienia dawnych albo zmieszania się z nimi. Nowo przybyli zrodzili się nie tyle na gruncie kapitału, ile na gruncie państwa, jego biurokracji i zawodów prawniczych, których rozwojowi państwo sprzyjało”. W tym sensie, powiada Vullierme, funkcją nacjonalizmu było tworzenie „substancji integrującej, od dołu do góry hierarchii społecznej” – nacjonalizm każdemu coś obiecywał. Ceną za te obietnice była narastająca wrogość między nowymi, narodowymi państwami. Stąd, między innymi, wyrósł nazizm, który „byłby nie do pomyślenia” bez nacjonalizmu. Oczywiście, część to nie całość, warto jednak pamiętać, że poszczególne elementy składowe, które w danych warunkach historycznych złożyły się na nazizm, nadal istnieją w kulturze europejskiej, także polskiej.

4.

We współczesnym świecie są różne nacjonalizmy. Marksiści nigdy nie traktowali na równi nacjonalizmu narodu uciskanego i nacjonalizmu narodu uciskającego. Wielkim wypaczeniem internacjonalizmu było, zdarzające się w dziejach naszego ruchu, stawianie znaku równości między patriotyzmem i nacjonalizmem. Dziś zbudziły się do życia setki milionów ludzi w koloniach. Kilkadziesiąt narodów wywalczyło dla siebie niezawisłość narodową i walczy o suwerenność swych państw, często pod hasłem nacjonalizmu. Jest to jednakże nacjonalizm postępowy, w istocie rzeczy patriotyzm wynikający z płomiennej miłości do swego narodu, jego wyzwolonych dążeń i aspiracji, przeniknięty nienawiścią do tych, którzy przez stulecia nieśli ludziom kolorowym zagładę i bezprzykładny wyzysk.

Słowa te, których zapewne nie powstydziłby się niejeden dzisiejszy działacz antyfaszystowski, padły w 1965 r. Ich autorem był Zenon Kliszko, w latach 60. jeden z najbardziej zaufanych współpracowników Władysława Gomułki. W ten sposób Kliszko odpowiedział na książkę wybitnego marksisty Adama Schaffa Marksizm a jednostka ludzka, której autor domagał się reagowania na rasizm i nacjonalizm – i to tutaj, w Polsce, gdzie ataki antysemickie dotykały współmieszkańców i współpracowników, nie zaś gestów abstrakcyjnej solidarności wobec czarnoskórych, których w Polsce praktycznie nie było. Sugestia Schaffa, że istnieje przyzwolenie na antysemityzm, wywołała oburzenie – głos Kliszki w obronie „postępowego nacjonalizmu” pochodził właśnie z chóru oburzonych takimi insynuacjami. Trudno oprzeć się wrażeniu, że współczesna radykalna lewica w Polsce znów mówi językiem Kliszki, Gomułki i Moczara, wybierając łatwą solidarność z abstrakcyjnym – odległym i nieobecnym – innym, niż zwalczanie nacjonalizmu na swoim podwórku (warto porównać ten powrót „marcowego gadania” w Polsce ze ze spostrzeżeniami Moishe Postone’a na temat opowiadania się części zachodniej lewicy po stronie reakcyjnych, nacjonalistycznych reżimów i organizacji arabskich jako zagubienia moralnego i politycznego kompasu).

Patriotyzm jest przejawem nacjonalizmu, a nie jego przeciwieństwem. Jako taki jest historycznie silnie powiązany z rasizmem, patriarchatem, mizoginią, homofobią, militaryzmem i kapitalizmem. Tymczasem tak zwany ruch antyfaszystowski woli atakować własne fantazje o faszyzmie, chętnie odgrywane przez pajaców od tortu ze swastyką, niż zmierzyć się z problemem we własnych szeregach. „Lewica próbuje uwierzytelnić swój ekstremizm, podnosząc wrzawę o faszyzm, pomijając tym samym krytykę państwa” – pisał Jean Barrot – a tym samym wzywa państwo do interwencji przeciwko faszyzmowi, to samo państwo, które, niezależnie od tego, czy przyjmuje formę „demokracji” czy „dyktatury” (ostatecznie, czy w demokracji klasa robotnicza ma jakikolwiek wybór?), stoi na straży interesu kapitału, a więc też na drodze rewolucji. Piętnowane są nacjonalistyczne i antysemickie wystąpienia na protestach rolników z Agrounii, antysemityzm na lewicy można łatwo owinąć w bawełnę retoryki antysyjonistycznej, o czym pisała Anna Zawadzka, przypominając, że „Koalicję antyfaszystowską zawiązaną kilka lat temu zniszczył m.in. fakt, że będąca w niej organizacja pro-palestyńska postanowiła przepytać inne podmioty koalicji na okoliczność ich stosunku do Izraela. Pod ten samozwańczy nadzór wpadły organizacje żydowskie: miały się spowiadać, czy są finansowane przez Izrael, co odbierałoby im prawo do nazywania się antyfaszystowskimi”.

Ten stan rzeczy jest zarazem świadectwem, jak i przyczyną pogłębiania się alienacji środowisk aktywistycznych od klas ludowych i ich bolączek. Retoryka i symbole nacjonalistyczne na protestach rolników, nauczycieli, lekarzy czy opiekunów osób niepełnosprawnych niestety nie powinny dziwić – grupy te poruszają się w obrębie dyskursu dominującego i sięgają po takie środki wyrazu, jakie w ramach tego dyskursu wydają im się dostępne i skuteczne. To nie niedouczone grupki chuliganów i skrajnej prawicy, lecz dominujące wzorce polskiej kultury, tej, w której uczestniczy, chcąc nie chcąc, całe unarodowione społeczeństwo, z jego elitami symbolicznymi na czele, reprodukują nacjonalizm, co dobrze mieć na uwadze zwłaszcza organizując wydarzenie kulturalne w jednym ze stołecznych teatrów. Jednakże kiedy biało-czerwone flagi pojawiają się na demonstracjach antyrasistowskich, „Tu jest Polska, nie Białoruś!” – skandują obrońcy demokracji, anarchiści podpinają się pod mit powstania warszawskiego, społeczność LGBTQ ucieka się pod egidę tęczowego orła, zaś antyfaszyści organizują patriotyczny slam, wszystkie barwy tęczy zlewają się w brunatne bagno. Polskie środowiska radykalnie lewicowe tkwią w tym bagnie co najmniej po kolana i chwacko brną dalej w głąb.

Może więc najwyższa pora rozwiązać organizacje antyfaszystowskie, zapomnieć o teatrach, slamach, benefitach i demonstracjach, zrzucić niepotrzebny, subkulturowy balast i na oczyszczonym terenie zacząć przygotowywać fundament pod rewolucję kulturalną, która realnie mogłaby wywrócić dominujące normy, ideologie, doksy i dyskursy. „Może pora na emancypację, za której sprawą większość dominująca wyemancypuje się od samej siebie, weźmie za siebie odpowiedzialność, zyska poczucie sprawczości i przestanie zagrażać innym oraz przy okazji samej sobie?” – jak retorycznie zapytywała Elżbieta Janicka. Zadanie nie będzie łatwe – w 1945 r. nie wystarczyły nawet radzieckie bagnety – ale nie czyni go to niewykonalnym. „Ah well... after all, history only tastes bitter to those who expected it to be sugar coated”, by zacytować esej filmowy Sans Soleil Chrisa Markera.

Bibliografia:
1. Louis Althusser, Ideologie i aparaty ideologiczne państwa, przeł. Andrzej Staroń, „Recykling Idei”, http://recyklingidei.pl/althusser-ideologie-aparaty-ideologiczne-panstwa, dostęp: 05.04.2019.
2. Benedict Anderson, Wspólnoty wyobrażone: rozważania o źródłach i rozprzestrzenianiu się nacjonalizmu, przeł. Stefan Amsterdamski, Wydawnictwo Znak, Kraków 1997.
3. Jean Barrot, Faszyzm i antyfaszyzm: Analiza liberalnej i lewicowej obsesji na punkcie faszyzmu i antyfaszyzmu oraz roli robotników w międzynarodowym sprzeciwie wobec niego, „Przegląd Anarchistyczny”, http://www.przeglad-anarchistyczny.org/faszyzm-w-demokracji/231-faszyzm-i-antyfaszyzm, dostęp: 05.04.2019.
4. Michael Billig, Banalny nacjonalizm, przeł. Maciej Sekerdej, Kraków 2008.
5. Pierre Bourdieu, Dystynkcja. Społeczna krytyka władzy sądzenia, tłum. Piotr Biłos, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2005.
6. Tim Edensor, Tożsamość narodowa, kultura popularna i życie codzienne, przeł. Agata Sadza, WUJ, Kraków 2004.
7. Piotr Forecki, Anna Zawadzka, Wysoka kultura i gówniarskie swastyki, „Krytyka Polityczna”, https://krytykapolityczna.pl/kraj/wysoka-kultura-i-gowniarskie-swastyki/, dostęp: 05.04.2019.
8. Ernest Gellner, Narody i nacjonalizm, PIW, Warszawa 1991.
9. Elżbieta Janicka, O kontrkulturę – tu i teraz, „Recykling Idei”, http://recyklingidei.pl/janicka-o-kontrkulture-tu-teraz, dostęp: 05.04.2019.
10. Paweł Matusz, Co robi z nami tęczowy nacjonalizm?, „Codziennik Feministyczny”, http://codziennikfeministyczny.pl/co-robi-nami-teczowy-nacjonalizm/, dostęp: 05.04.2019.
11. Moishe Postone, Critique and Dogmatism. Interview by Anej Korsika, https://anejkorsika.wordpress.com/2015/02/26/interview-with-moishe-postone-critique-and-dogmatism/, dostęp: 05.04.2019.
12. Bojan Stanisławski, Uwagi na marginesie: Patriotyzm to idiotyzm, Strajk.eu, http://strajk.eu/uwagi-na-marginesie-patriotyzm-to-idiotyzm/, dostęp: 05.04.2019.
13. Jean-Louis Vullierme, Lustro Zachodu. Nazizm i cywilizacja zachodnia, przeł. Maria Żurowska, W.A.B., Warszawa 2016.
14. Marcin Zaremba, Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm. Nacjonalistyczna legitymizacja władzy komunistycznej w Polsce, Wydawnictwo Trio, Warszawa 2011.
15. Anna Zawadzka, To, co w nawiasie, „Codziennik Feministyczny”, http://codziennikfeministyczny.pl/zawadzka-to-nawiasie/, dostęp: 05.04.2019.

Xawery Stańczyk


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


21 listopada:

1892 - Na zjeździe w Paryżu postanowiono utworzyć Polską Partię Socjalistyczną.

1918 - Odwołanie delegatów PPS z warszawskiej Rady Delegatów Robotniczych i utworzenie własnej Rady.

1918 - W czasie demonstracji robotniczej w Czeladzi żołnierze otworzyli ogień do manifestantów - 5 osób zabitych.

1918 - Rząd Jędrzeja Moraczewskiego wydał manifest zapowiadający reformę rolną i nacjonalizację niektórych gałęzi przemysłu.

1927 - USA: masakra w Columbine w stanie Kolorado - policja ostrzelała strajkujących górników ogniem karabinów maszynowych.

1936 - Polscy górnicy zadeklarowali jeden dzień pracy dla bezrobotnych, wydobywając na ten cel 9500 ton węgla.

1940 - W Krakowie grupa bojowa GL PPS (WRN) pod dowództwem M. Bomby dokonała aktu dywersji na terenie zakładów "Solvay", paląc 500 wagonów prasowanego siana.

2009 - Duńska Partia Komunistyczna założyła własną organizację młodzieżową Ungkommunisterne.


?
Lewica.pl na Facebooku