Wierzę, że narody cementuje albo miłość, albo nienawiść. Wiek XX wybrał nienawiść, wiek XXI wybierze albo miłość, albo nic, piekło
Tadeusz Różewicz słabo nadaje się do szkół IV Rzeczypospolitej. Był autorem sztuki potępionej przez beatyfikowanego świeżo kard. Stefana Wyszyńskiego, żołnierzem Armii Krajowej, któremu kombatanci z AK zarzucili zdradę ideałów i zohydzanie pamięci bohaterów, katolikiem (przez chrzest święty i bierzmowanie, jak sam pisał w testamencie), który przez całe życie spierał się z Bogiem. Nawet pochować się kazał na cmentarzu ewangelickim.
Owszem, na liście lektur uzupełniających w liceach wciąż jest „Kartoteka” z 1960 r., którą można interpretować jako ocierającą się o groteskę satyrę na rzeczywistość PRL. Z „Kartoteką rozrzuconą”, z początku lat 90., niebezpiecznie aktualną także dzisiaj, byłoby dużo gorzej.
Wszyscy mu coś zawdzięczamy?
Po II wojnie światowej Różewicz za Theodorem Adornem uznał, że poezja po Oświęcimiu przestała być możliwa. Jeśli nadal pisał, to po to, by wystawić swoim czasom świadectwo: gorzkie, ironiczne, złośliwe, czasem okrutne. Atakowano jego wiersze i dramaty za nihilizm, pisano o „poezji rozpaczy”. Poematy nazywano reportażami, sprawozdaniami, notatkami, poezja pojawiała się na końcu. I nagle okazało się, że forma, której używa – surowa, chłodna, pozornie pozbawiona poetyckiego ducha – najlepiej przystaje do nowych czasów. Młodsi poeci zaczęli pisać „jak Różewicz”, a cały świat podziwiał i przekładał to, co stworzył. Jego wiersze przetłumaczono na 50 języków, w tym na celtycki, albański, estoński, chiński, arabski, hinduski, hebrajski i jidysz. Najwięcej na języki skandynawskie i niemiecki, gdzie był ceniony najbardziej, choć powodzenie w Niemczech wcale nie musi być dziś zaletą. W helsińskim parku miejskim stanął pomnik poezji Różewicza. Pochodzący z Polski rzeźbiarz Radosław Gryta na 12 głazach z czarnego granitu utrwalił „Opowiadanie o starych kobietach”. W Lejdzie w Holandii na ścianie kamienicy umieszczono, po polsku, wiersz „Pisałem”. A w szwedzkim piśmie dla lekarzy ukazał się poemat „Rodzina nadpobudliwych”, który uznano za bardzo precyzyjny opis symptomów choroby.
Niechętni poecie twierdzili, że to, co pisze Różewicz, to zaledwie podzielona na wersy proza, a badacze uwielbiający buchalterię nawet w poezji, obliczyli, że jest twórcą IV systemu wersyfikacyjnego. Studenci filologii Uniwersytetu Wrocławskiego dostawali podczas seminarium wiersze Różewicza zapisane jak prozę, bez podziału na wersy. Mieli je podzielić tak, by powtórzyć rytm, w którym słowa układały się pod piórem poety. Rzadko się udawało.
Wisława Szymborska napisała: „Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak wyglądałaby powojenna poezja polska bez wierszy Tadeusza Różewicza. Wszyscy mu coś zawdzięczamy, choć nie każdy z nas potrafi się do tego przyznać”. Są jednak tacy, dla których opinia Szymborskiej nie jest żadną rekomendacją.
Grzechy wybaczone i nie
W Polsce, jak to w Polsce, przez lata wypominano mu grzechy zawinione i niezawinione. Przede wszystkim te z okresu stalinizmu, choć były raczej nieszkodliwe i mało ważne. Nie pisał wiernopoddańczych adresów do Stalina ani elegii o Towarzyszach z Bezpieczeństwa. Był poemat o gen. Świerczewskim, zatytułowany „Gwiazda proletariatu”. I sztuka poświęcona komunistycznemu działaczowi Marianowi Buczkowi, który z 21 lat II Rzeczypospolitej 16 spędził w więzieniach, a zginął od niemieckich kul 9 września 1939 r. Były jakieś reportaże wspierające Trzyletni Plan Odbudowy Polski. Było trochę socrealistycznych wierszy – z czasów, gdy dużo więcej tekstów mu odrzucano za hołdowanie mieszczańskim miazmatom – w rodzaju „Troskliwość robotnicza o wspólne” (z tomu „Czas który idzie”, 1951) czy „Rzeka światła”: „Powiedziała partia / Tu stanie zapora / Z wiosną / przyszli młodzi / rozkopali ziemię / przenieśli góry / zaskoczyli bystrą wodę” („Wiersze i obrazy”, 1952). Ale nawet gdy próbował zapłonąć, ogień wychodził z tego słaby. Nie takie grzechy zostały w IV RP wybaczone tym, którzy opowiedzieli się po stronie władzy, mającej moc odpuszczania.
W 1964 r. był wśród 600 z górą pisarzy, znanych i nieznanych, których podpisy znalazły się pod tekstem będącym reakcją partii na List 34 pisarzy i uczonych do premiera Cyrankiewicza, domagających się ograniczenia cenzury i zwiększenia nakładów książek i czasopism. Były tam także podpisy Szymborskiej, Jana Brzechwy, Juliana Przybosia i Kazimiery Iłłakowiczówny. Trudno jednak uznać to za grzech śmiertelny, skoro po latach okazało się, że partia nie wszystkich nawet zapytała, czy chcą list podpisać, a treść podpisanego już tekstu samowolnie zmieniła.
Po latach, podczas wykładu na University of Warwick, Różewicz powie, że jest przedstawicielem „generacji oszukanej przez rządy, przez ideologie i wiary, i przez samą siebie”.
Sztuka niemoralna i obrzydliwa
Dużo większe emocje niż socrealistyczne wypociny wywołały późniejsze utwory Różewicza. Po premierze „Białego małżeństwa” w 1975 r. pisano o erotyzmie dramatu, budzącej się seksualności bohaterek, dziewictwie wydanym na pastwę męskich żądz i erotycznych fantazji – Artur Sandauer dorzucił nawet coś o nadmiernym rozpasaniu inscenizacji – ale ani aktorki topless, ani erotyka nie były już wtedy w polskim teatrze czymś szczególnie nadzwyczajnym. Jednak to był dopiero wstęp. 9 maja 1976 r. prymas Polski Stefan Wyszyński w homilii wygłoszonej w kościele na Skałce w Krakowie potępił Jerzego Grotowskiego i Tadeusza Różewicza. Pierwszego za „Apocalypsis cum figuris”, drugiego właśnie za „Białe małżeństwo”. Prymas mówił o „obrzydliwej sztuce teatralnej”, wierni wtórowali, że świństwo i pornografia, nie zatrzymało to jednak kolejnych inscenizacji. Peerelowska władza była równie drobnomieszczańska jak Kościół, ale za Gierka gołe biusty już jej nie przeszkadzały.
Od tamtej pory „Białe małżeństwo” było grane na scenach całej Polski kilkadziesiąt razy, niekiedy świetnie, innym razem nudno, ale przy okazji można było kilka aktorek rozebrać, co świetnie wpływało na frekwencję. W 1992 r. powstał nawet na podstawie sztuki film Magdaleny Łazarkiewicz. A kiedy krytycy zaczęli pisać, że przemiany obyczajowe dawno „Białe małżeństwo” wyprzedziły, karierę zaczęło robić pojęcie gender, podnoszono kwestie tożsamości płci i transseksualności, okazało się, że Różewicz wszędzie tam już był.
Uchwałą Senatu RP Tadeusz Różewicz razem z kard. Wyszyńskim (a także Norwidem, Stanisławem Lemem i Krzysztofem Kamilem Baczyńskim) zostali patronami roku 2021. Na szczęście uchwały Senatu w sprawie patronów nie podlegają zatwierdzeniu przez Sejm. Bo mogłoby być różnie.
Szeregowy Waluś z AK
Dużo bardziej kontrowersyjna niż „Białe małżeństwo” okazała się sztuka „Do piachu”, która w tym samym czasie próbowała przedrzeć się na scenę. Bez skutku.
Różewicz pisał ją długo, aż 17 lat. Kiedy skończył, przez siedem lat nie pozwalała dramatu opublikować cenzura, a gdy wreszcie w 1979 r. doczekał się prapremiery (na scenie Teatru na Woli, którego dyrektorem i reżyserem spektaklu był członek KC PZPR i rektor szkoły teatralnej Tadeusz Łomnicki), wybuchł skandal.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 41/2021, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.
Mariusz Urbanek jest pisarzem i publicystą.
fot. Michał Kobyliński, gilling.info - Poetyckie Foto Niusy