Hanna Frejlak, Ignacy Dudkiewicz, Stanisław Krawczyk: Po co lewicy sport?

[2022-08-05 07:30:50]

Sport bywa maczystowski i wykluczający. Ten zawodowy jest dziś emanacją rozszalałego kapitalizmu. Bywa też jednak wspólnotowy i solidarny, może być narzędziem emancypacji. Dlatego warto badać go z różnych perspektyw, bo jest doskonałą soczewką do obserwacji rzeczywistości.

Między wspólnotą a nierównościami

„Nigdy nie będziesz szła sama”. To piękne, wspólnotowe hasło, które nosiłyśmy wypisane na własnoręcznie wykonanych transparentach podczas protestów przeciwko barbarzyńskiemu wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej jesienią 2020 czy podczas solidarnościowej demonstracji z prześladowanymi osobami LGBT+ w sierpniu tego samego roku. To także tytuł i refren piosenki, która stała się chyba najważniejszym utworem muzycznym dla piłkarskich kibiców z całego świata. Jest mniej lub bardziej oficjalnym hymnem wielu klubów, między innymi Celticu Glasgow, Borussi Dortmund, a przede wszystkim FC Liverpoolu – tytułowe słowa „You will never walk alone” znajdują się w jego herbie.

Kiedy podczas meczu pomiędzy niemieckimi klubami Borussią Dortmund a 1. FSV Mainz 05 w 2016 roku jeden z kibiców zmarł na zawał serca, stadion i piłkarze w powadze odśpiewali tę pieśń. Nagranie z tego momentu to jeden z kilku „sportowych filmików” na YouTube, które wzruszają moich męskich przyjaciół skuteczniej niż wszystkie filmy Disneya razem wzięte. Kolejnym filmikiem, który dostarcza im podobnych emocji jest chociażby nagranie z pożegnania kibiców z Francisco Tottim – legendą włoskiego klubu AS Roma, z którym ten piłkarz był wiernie związany przez 25 lat swojej dorosłej kariery, choć dostawał intratne propozycje od wielu bardziej utytułowanych i bogatszych klubów. Nieodmiennie wzruszeń dostarczają im też kompilacje pokazujące przykłady futbolowego fair play, na których różni piłkarze różnej klasy celowo pudłują niesłusznie zasądzone rzuty karne. Albo „Pożegnanie Adama Małysza”, w trakcie którego Włodzimierz Szaranowicz wzruszonym głosem mówi o tym, że Małysz „jest posłańcem wielkich wiadomości, wielkiej nadziei”. Każde z tych nagrań – bez względu na to, czy oglądane pierwszy raz w życiu, czy piąty raz danego dnia – za każdym razem wywołuje u moich kolegów niesłabnące wzruszenie.

Sport to źródło emocji: radości i dumy, kiedy na przykład tacy czy inni „nasi” zwyciężają; nadziei – kiedy rozpoczynają kolejny turniej, nawet jeśli ze wszystkich poprzednich odpadli w przedbiegach; złości – kiedy uznamy, że zostali potraktowani niesprawiedliwie przez sędziego; wzruszenia (na którego publiczne wyrażanie sport szczególne przyzwolenie daje mężczyznom) – jak w sytuacjach opisanych powyżej. Słynna „magia sportu” polega między innymi na tym, że te indywidualnie odczuwane emocje stają się emocjami społecznymi.

Ale sport to również dziedzina życia społecznego, w której odbijają i wyostrzają się rozmaite nierówności: klasowe, o czym pisze niżej Stanisław Krawczyk, genderowe, do czego przekonuje w tym numerze Karolina Szyma-Ziembińska, czy wreszcie te wynikające z (post)kolonialnego układu globalnych sił. Sport bywa również maszynką do zarabiania – często niewyobrażalnych – pieniędzy czy narzędziem w rękach bogatych reżimów, służącym poprawie wizerunku na arenie międzynarodowej (więcej na ten temat w tekście Szymona Rębowskiego).

Sport to również przestrzeń społecznej aktywności obudowana rozmaitymi mitami, jak chociażby neoliberalnym mitem „kowala własnego losu” – tę opowieść utwierdzają nadreprezentowane w sporcie (w stosunku do innych dziedzin ludzkiej aktywności) historie osób, które poprzez sport wyrwały się z biedy i zyskały międzynarodową sławę. Czy ta opowieść jest prawdziwa i co z niej wynika? Z tymi pytaniami mierzy się poniżej Ignacy Dudkiewicz, a Michał Okoński odpowiada nam na nie w wywiadzie.

Sport z pewnością bywa maczystowski, bywa nacjonalistyczny, bywa wykluczający, a ten zawodowy jest dziś bardzo często emanacją rozszalałego kapitalizmu. Bywa jednak również wspólnotowy, solidarny, a czasem stanowi narzędzie odzyskiwania sprawczości przez rozmaite defaworyzowane grupy. Dlatego wyrażane co jakiś czas przez lewicowe bądź liberalne elity désintéressement wobec tej dziedziny życia społecznego albo, co gorsza, ignorowanie jej złożoności jest nie tylko przejawem wyższościowej postawy, ale również znacznie zubaża nasze rozumienie rzeczywistości. Bo sport to przede wszystkim niezwykle złożone zjawisko, które może nam bardzo dużo powiedzieć o społecznych emocjach, normach czy wartościach. I dlatego, jeśli jako lewaki i lewaczki chcemy projektować rozwiązania systemowe, które służą całemu społeczeństwu, powinniśmy uważnie przyglądać się życiu sportowemu.


Hanna Frejlak



Po co piłka, gdy jest siłka?


Bielizna termoaktywna za 135 złotych? Ławka do ćwiczeń za 598? Może orbitrek magnetyczny za 1359? Wszystko w promocji!

Fitness kosztuje, sport kosztuje. A kapitalizm już się postara, by kosztowały jak najwięcej. Wystarczy zajrzeć do sklepów sportowych i zaraz otoczą nas produkty zdolne zaspokoić każdą potrzebę – nawet taką, o której nie wiedzieliśmy, że ją mamy. Specjalne kamery, opaski na nadgarstek, fachowe zegarki, krokomierze, wagi liczące BMI, słuchawki do biegania i pływania – to dopiero początek, i to jedynie w kategorii sprzętu cyfrowego. Do tego buty, spodnie, bluzy, kurtki. Czapki i czepki, getry i swetry. Górskie rowery, do nich bajery. Linki, uprzęże, karabinki.

Ruch to zdrowie, ale ruch to też pieniądze. Nic dziwnego, że producenci szukają zarobku praktycznie w każdej sferze naszego życia. W pewnym sklepie internetowym spotkałem na przykład kategorię „akcesoria do chodzenia”. Czyli nawet z własnych spacerów trzeba zdawać egzamin przed komisją klasy średniej. Obstawiałbym, że za chwilę powstanie pojęcie „akcesoria do spania”, gdyby nie to, że już powstało.

Fitness i sport to także wyznaczniki statusu społecznego. Masz w domu sprzęt na ściankę wspinaczkową? Pewnie zarabiasz – jak na Polskę – nie najgorzej. Pewnie mieszkasz w średnim lub dużym mieście. Pewnie sporo twoich znajomych biega, jeździ na rowerze, gra w tenisa. Ścianka to część stylu życia, który odróżnia cię od osób uboższych, zamieszkałych w niewielkich miejscowościach, grywających raczej w piłkę nożną niż we frisbee. Oczywiście są wyjątki, ogólnie jednak nasza aktywność fizyczna podpowiada, do jakiej grupy społecznej należymy.

Aktywność ta coraz częściej jest też ujmowana w cyfry. Niczym w „QualityLandii” Marca-Uwego Klinga, współczesne życie zanurza się w liczbach, rachunkach, algorytmach; dotyczy to również ruchu i odpoczynku. Kapitalizm to lubi, bo cyfryzacja umacnia jego rdzenną ideę – produktywność. Liczby błyszczą nam przed oczami, nęcąc i uwodząc: oto następny próg, wyższy poziom, dosięgnij go, dołóż starań, zmierz się z wyzwaniem. Bóg PKB żąda ofiar, a nie dostarczą ich ludzie przyzwyczajeni do zabawy, spokoju i nudy. Trzeba więc, by przywykli do czegoś zgoła innego.

Jasne, znajdą się osoby, które dzięki smartbandom zaczęły trochę lepiej spać, a dzięki smartwatchom – prowadzić nieco żywszy tryb życia. Jednak ich używanie zbyt często kończy się tak, jak w pewnych grach, w których dążenie do osiągnięć zmienia z czasem rozrywkę w pracę. Oto historia z tytułu „World of Warcraft”, opisana przez Katarzynę Skok w artykule „Paradoks gracza”: „Jej marzeniem było zdobycie ekwipunku, który uczyniłby ją silnym graczem […]. Wiedziała, że kiedy jej koledzy już zdobędą pełne wyposażenie, wtedy przyjdzie kolej i na nią. Uczestnictwo w rajdach powoli zaczynało być męczącym koszmarem […]. Nie rezygnowała jednak, ponieważ żal jej było wszystkiego, co zainwestowała, a wymarzony ekwipunek wydawał się coraz bliższy”. I tak przez dwa lata, w dodatku bez pomyślnego zakończenia. Sportowym lub gimnastycznym odpowiednikiem byłaby koncentracja na nieustannym pokonywaniu ograniczeń własnego ciała – oraz stopniowe zapominanie o zwykłej radości z tu i teraz.

Ta radość może płynąć również z bycia wśród ludzi, w szczególności spontanicznego: „Hej, koniec lekcji, koniec zajęć, koniec pracy, chodźmy na siatkę, chodźmy na kosza”. Ale ten model zastępowany jest przez gadżety, abonamenty, multisporty. Życie sportowe, jak całe życie, traci wymiar wspólnotowy i przekształca się w indywidualny projekt.

Bo po co piłka, kiedy jest siłka?

Stanisław Krawczyk




Nie wszyscy zostaniemy sportowcami


Film „Trener” opowiada prawdziwą historię Kena Cartera, amerykańskiego nauczyciela i trenera sportowego, który przejął w tak zwanym „trudnym liceum” przegrywającą kolejne mecze drużynę koszykówki. Od początku wprowadził w niej nowe zasady: zawodnicy mieli nie tylko trenować, ale także zobowiązywali się między innymi do siadania w pierwszych ławkach podczas lekcji, określonej frekwencji w szkole czy osiągnięcia odpowiedniej średniej ocen. Carter był przekonany, że nie wystarczy, by byli dobrymi koszykarzami, ale trzeba też, by odebrali rzetelną edukację.

Gdy odkrył, że zawodnicy kierowanej przez niego drużyny nie wywiązują się z założeń, zamknął halę sportową na kłódkę, odwołał treningi i mecze. Zrobił to w trakcie sezonu, gdy jego zespół był niepokonany i zmierzał po awans do krajowych rozgrywek. Nie przekonały go połajanki rodziców, twierdzących, że marnotrawi jedyną szansę ich dzieci na lepszą przyszłość. Nie zmienił zdania, gdy sprawa zamieniła się w medialną aferę. Dyrektorce szkoły, która przekonywała go, że musi otworzyć salę, bo szansa na krajowy turniej to najlepsze, co spotka tych chłopaków w życiu, odpowiedział: „I chyba właśnie to powinno nas martwić, prawda?”.

Ken Carter dopiął swego, a każdy z graczy, których trenował w liceum Richmond między 1997 a 2002 rokiem, ukończył szkołę, co dalece nie było oczywistością. Jednocześnie Carter swoim zachowaniem podważał mit awansu społecznego poprzez sport. Dostrzegał bowiem, że jest to droga tyleż atrakcyjna i spektakularna, co wąska.

Tak, w sporcie jest nadreprezentacja historii wydźwignięcia się z nizin społecznych i ekonomicznych poprzez osiągnięte sukcesy. Dotyczy to zwłaszcza kilku dyscyplin, takich jak piłka nożna, koszykówka czy boks. Łączy je fakt, że do ich uprawiania na początku niepotrzebne są wielkie pieniądze, za to na najwyższym poziomie łączą się z olbrzymimi zarobkami. Nie ma więc wielu podobnych historii w tenisie czy narciarstwie (dyscyplinach drogich w treningu), czy też w tych sportach, w których stopa zwrotu nie pozwala na masowe uczestnictwo setek tysięcy nastolatków.

No właśnie: setki tysięcy. Awans poprzez sport jest mitem nie dlatego, że się nie zdarza, ale dlatego, że za każdą indywidualną historią sukcesu kryją się setki tysięcy podobnych biografii, których sport nie odmienił. Nie dał awansu, lecz stał się niespełnioną obietnicą. Podobnie jak w innych dziedzinach życia, także w sporcie nie jest prawdą, że sama ciężka praca wystarczy, by odnieść zwycięstwo. Nikt nie odmawia jej koszykarzom NBA z ubogich rodzin, brazylijskim piłkarzom z faweli w Rio de Janeiro czy bokserom z robotniczych dzielnic miast z upadłym przemysłem. Musieli oni mieć jednak także talent, szczęście (o sportowych karierach decyduje ono znacznie częściej, niż chcielibyśmy przyznać), zdrowie, a często także czyjeś wsparcie. To nie umniejsza osiągnięć, ale uświadamia, że inspiracyjna moc tych historii jest ograniczona i wyolbrzymiona. Nie każdy argentyński chłopak zapatrzony w Leo Messiego czy młody Senegalczyk wzorujący się na Sadio Mané ma jakiekolwiek szanse na intratny kontrakt w najlepszych ligach świata. Przytłaczająca, niemal stuprocentowa większość z nich, tych szans po prostu nie ma.

Podobnie więc jak inne obietnice kapitalizmu, także ta o sportowej drodze awansu jest ostatecznie obietnicą dla nielicznych. Sport sam w sobie daje podobne szanse na odmianę swojego losu jak bukmacherka. Niezerowe. Ale wciąż niemające nic wspólnego z systemowymi rozwiązaniami problemów społecznych.

Nie znaczy to jednak, że sport jest bezsilny. Połączony z wychowaniem, edukacją, zapewnieniem podstawowych potrzeb może być znakomitą lekcją postaw, wytrwałości, uczciwości. Wtedy ma tę moc, którą odkrył w nim Ken Carter. Moc mobilizacji, dawania nadziei i zwiększania życiowych szans tych, którzy na starcie mają je niewielkie.

Niewielka mniejszość podopiecznych Cartera zrobiła zawodowe kariery koszykarskie. Wszyscy skończyli jednak szkołę. Znacząca część – zarówno dzięki osiągnięciom koszykarskim, jak i wynikom w nauce – poszła na studia (piętrzące się także tutaj przeszkody w świecie bez strukturalnych rozwiązań to temat na inną opowieść). Zdecydowana większość otrzymała inspirację, sportową szansę, ale też otwarte drzwi do innych życiowych ścieżek. Stawianie wszystkiego tylko na tę sportową to pułapka. A narracja, że nieliczne historie udanego awansu poprzez sport są dowodem na to, że jest to realna droga niwelowania systemowych różnic dla dużych grup ludzi – to już głupota i mydlenie oczu.

Ignacy Dudkiewicz



Teksty pochodzą z magazynu lewicy katolickiej "Kontakt".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


22 listopada:

1819 - W Nuneaton urodziła się George Eliot, właśc. Mary Ann Evans, angielska pisarka należąca do czołowych twórczyń epoki wiktoriańskiej.

1869 - W Paryżu urodził się André Gide, pisarz francuski. Autor m.in. "Lochów Watykanu". Laureat Nagrody Nobla w 1947 r.

1908 - W Łodzi urodził się Szymon Charnam pseud. Szajek, czołowy działacz Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Zastrzelony podczas przemówienia do robotników fabryki Bidermana.

1942 - W Radomiu grupa wypadowa GL dokonała akcji odwetowej na niemieckie kino Apollo.

1944 - Grupa bojowa Armii Ludowej okręgu Bielsko wykoleiła pociąg towarowy na stacji w Gliwicach.

1967 - Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję wzywającą Izrael do wycofania się z okupowanych ziem palestyńskich.

2006 - W Warszawie zmarł Lucjan Motyka, działacz OMTUR i PPS.


?
Lewica.pl na Facebooku