Rząd przyjął projekt ustawy powołujacej Centralne Biuro Antykorupcyjne. Mają to być nowe służby specjalnie, jak mówią politycy PiS skuteczne, elitarne i apolityczne.

CBA ma zatrudniać 500 funkcjonariuszy. Mają być opłacani lepiej niż policjanci i inne służby walczące z korupcją i zorganizowaną przestępczością. Budżet nowej formacji wyniesie 70 mln. złotych. Biuro ma podlegać bezpośrednio premierowi, ale koordynować je będzie minister Zbigniew Wasserman. Pierwszym szefem CBA ma zostać poseł Mariusz Kamiński z PiS. Jego kadencja wynosić to 4 lata.

"Biuro ma się opierać na młodym pokoleniu Polaków; prawników, ekonomistów, dwudziestokilku-, trzydziestoletnich..." - zadeklarował premier Kazimierz Marcinkiewicz. Minister odpowiedzalny za przeciwdziałanie korupcji, "ojciec chrzestny" CBA Mariusz Kamiński uważa że odpowiedni system rekrutacji zapewni stworzenie w pełni profesjonalnej służby. Kandydaci mają być między innymi badani wariografem (wykrywacz kłamstw). Odpowiadając na pytania dziennikarzy na zwołanej konferencji prasowej premier Marcinkiewcz uznał że potrzeba powołania CBA wynika ze złej kondycji innych służb i błędnego nimi zarządzania.

Nie wszystkim podoba się jednak pomysł powołania kolejnej instytucji do walki z korupcją. Unia Lewicy zwraca uwagę, że urzędnik powołany na taki okres zawsze będzie podlegał wpływom politycznym partii rządzącej, szczególnie w odniesieniu do 4-letniego cyklu wyborczego. UL zwraca też uwagę na potrzebę zapewnienia apolityczności służb specjalnych i przestrzegania przez nie praw obywatelskich.

Projekt powołania CBA wielokrotnie krytykowali także politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej.