W obliczu wciąż spadającego poparcia (obecnie 36 proc.) i nasilających się protestów przeciwko wojnie, George W. Busha przerwał wakacje i wyruszył w podróż po Stanach Zjednoczonych, by szukać poparcia dla rozpętanej przez siebie wojny w Iraku.

Podczas pobytu w stanie Idaho odniósł się pośrednio do trwającego od kilku tygodni w Crawford w stanie Teksas protestu rozpoczętego przez Cindy Sheehan (matkę żołnierza, który zginął w Iraku). Powiedział, że "nawołuje ona do polityki, która osłabiłaby pozycję Stanów Zjednoczonych." Stwierdził też, że jej pogląd odbiega od tego reprezentowanego przez wiele innych rodzin żołnierzy z Iraku, z którymi się do tej pory spotkał.

Wizyta Busha stała się okazją do wyrażenia dezaprobaty wobec prowadzonej przez niego polityki. Protesty odbyły się w Donelly i w stolicy stanu Boise. Policja i wojsko musiało użyć gazu łzawiącego do rozpędzenia protestu.

W tym samym czasie w Waszyngtonie, sekretarz obrony Donald Rumsfeld porównał przeciwników wojny w Iraku do Amerykanów, którzy w czasie i po Drugiej Wojnie Światowej popierali Józefa Stalina. Jednak jak zapewnił: "Amerykanie stoją mocno na ziemi i podejmują właściwe decyzje w sprawach dużej wagi. A przyszłość Iraku jest sprawą wielkiej wagi."

Tymczasem główne stacje telewizyjne w Idaho i Utah odmówiły wyemitowania płatnego ogłoszenia, w którym Cindy Sheehan oskarża Busha, że ten oszukał naród. W uzasadnieniu wydanym przez lokalną stację sieci ABC czytamy: "Ona twierdzi, że prezydent skłamał w sprawie obecności broni masowego rażenia w Iraku. Nie ma dowodu, o którym byśmy wiedzieli, który potwierdzałby prawdziwość jej słów."