Brak stałej umowy o pracę oznacza między innymi, że pracę taką łatwiej utracić, a zwolniony nie ma prawa do odprawy, pracownik nie może też liczyć na urlop wychowawczy. Półroczna umowa o pracę przekreśla możliwość otrzymania kredytu czy zakupu telefonu, a za przerwy między umowami przysługuje bardzo niski zasiłek dla bezrobotnych.
1400 petentów, którzy codziennie zjawiają się w Urzędzie, "obsługują ludzie, którzy sami stoją na krawędzi bezrobocia" - pisze dziennik. Zdarzają się też przypadki odmowy ponownego zatrudniania kobiet, które urodziły dziecko, wielu pracowników w obawie przed utratą pracy przychodzi do urzędu w stanie choroby. "No cóż, urlop macierzyński jest długi, a ktoś musi pracować. Na miejsce pracownicy odchodzącej na urlop macierzyński musimy przyjąć kogoś innego" - komentuje te fakty kierowniczka łódzkiego urzędu, Iwona Olczak, chwaląc przy tym "ofiarność" tych, którzy "unikają korzystania ze zwolnień lekarskich, a gdy choroba jest ciężka, wolą wziąć urlop, niż przynieść zwolnienie".
Zdaniem pani Olczak, od momentu przejęcia Urzędów Pracy przez samorządy w styczniu 2000 roku, brakuje pieniędzy na stałe etaty dla wszystkich pracowników. Urząd Miasta Łodzi winą za brak środków finansowych obarcza z kolei ministerstwo pracy.
Według Pawła Czarneckiego z wydziału orzecznictwa lekarskiego łódzkiego ZUS proceder panujący w Urzędzie Pracy jest niezgodny z prawem. "Tak traktowany pracownik powinien zwrócić się o pomoc do sądu pracy" - uważa Czarnecki.
Krzysztof Kobrzak
współpraca Tomasz Ciborowski