Wolicki: Wampir socjalizmu

[2001-08-25 13:08:49]

1. Autorzy tekstów z 525 numeru "Znaku" nie mają na ogół wątpliwości, że komunizm był po prostu i bezwzględnie złem (Złem?), intelektualiści natomiast, a ściślej mówiąc ? intelektualiści wychowani w kulcie Wielkiej Rewolucji Francuskiej i wskutek tego podatni na owo zło ? grupą ludzi, którzy z rozumu korzystali tak jak przewrotny szewc z kopyta: żeby robić buty noskami do tyłu. Józef Tischner uważa ideologię komunistyczną i walkę klas za "pułapkę". Ale nie prowadzi swego przyrównania dość daleko. Pułapka, jego zdaniem, poległa na tym, że nie ukazywano ludziom dalszego ciągu. Lecz przecież w środku pułapki leży prawdziwa słonina. Dlaczegóż by to koncept walki klas miał być smaczną słoniną dla ludzi? Może dlatego, że ujmował i trafnie wyrażał ich własne doświadczenie świata?

Jądrem teorii Karola Marksa jest stwierdzenie, że ludzie, którzy pracują na cudzym, są wyzyskiwani. Kapitał wyciska z pracy najemnej wartość dodatkową, nieopłaconą, nawet jeśli konkretny kapitalista o tym nie wie, bo stosuje się tylko do "praw rynku". Sprzeczność interesów pracodawców i pracobiorców (jakież zakłamanie w tych nazwaniach, bo wszak pracę swoją dają właśnie pracobiorcy, a biorą pracodawcy!) jest przeto głębsza niż rynkowe fluktuacje cen i żadne regulacje jej nie usuwają... Z nadwyżki wartości w ten sposób uzyskanej żyje kapitalista, żyje państwo. Z niej też finansowana jest przyszłość, rozwój naukowo-techniczny itd. Zarówno wielkość nadwyżki, jak i jej podział w skali zbiorowości są przedmiotem walki interesów, na poziomie indywidualnym, lokalnym i narodowym. Walce ekonomicznej w miarę organizowania się pracowników towarzyszy walka polityczna: o władzę w państwie... Kapitalizm uległ bardzo różnym zmianom w toku 150 lat, jakie upłynęły od opublikowania Manifestu Komunistycznego. Bardzo wiele elementów modelu, jakim była Marksowska teoria kapitalizmu ? a sądzę, że był to najtrafniejszy model, jakiego formacja ta się kiedykolwiek doczekała ? przestało dobrze opisywać rzeczywistość. Ale koncepcja sprzeczności interesów pracowników najemnych i właścicieli kapitału pozostaje słuszna w całej rozciągłości. Mimo wszelkich wysiłków ideologicznych szkoły liberalnej i szkół solidarystycznych oraz mimo rozmaitych zmian w kształcie i kompozycji obu członów opozycji ? pracowników najemnych i właścicieli kapitału. Trudno w istocie rozpoznać Engelsowskiego robotnika we współczesnym "białym kołnierzyku" przy komputerze bądź właściciela doglądającego od rana swej fabryki ? w bankierze pochylonym nad wykazami z giełd całego świata.

Sprzeczność interesów i walka klas nie znaczą (w autentycznym, źródłowym marksizmie), iżby na każdym poziomie i w każdym momencie nie istniał również interes wspólny: przetrwania. Przetrwania przedsiębiorstwa, przetrwania państwa (narodu), przetrwania ludzkości, przetrwania człowieka. Nie jest więc tak, iżby marksista absolutyzował walkę klas. Natomiast prawdą jest, że uważał ją za motor dziejów, po którym spodziewał się, że doniesie ludzkość do społeczeństwa bezklasowego, braterstwa ludzi i ludów.

Choć statyczny model kapitalizmu w ogólności się Marksowi udał, historia zadała kłam nadziejom pierwszych pokoleń marksistów. Radykalnie nie doceniali możliwości rozwojowych kapitalizmu, intensywnych i ekstensywnych (bo dopiero teraz rynek staje się rzeczywiście ogólnoświatowy). Omylili się w przewidywaniach co do polaryzacji społeczeństw: wprawdzie drobnomieszczaństwo faktycznie straciło już wszelką samodzielność wobec wielkich struktur kapitalistycznych (na przykład banków), ale wzrost zapotrzebowania na wysoko kwalifikowane i dobrze płatne kadry wytwarza nowe pokłady warstw średnich, które nawet pochlebiają sobie, że są niezależne. Popełnili ciężki grzech niecierpliwości, na wzór św. Ekspedyta wznosili stale sztandar "Hodie" i z dnia na dzień spodziewali się rewolucji.

Socjalizm miał być rozwiązaniem sprzeczności, które doprowadzą światowy kapitalizm do samoblokady i załamania. Tymczasem jego szansa zaświtała rewolucjonistom jako skutek I wojny światowej, umęczenia ludzi tam, gdzie byli najbardziej umęczeni, i kompromitacji władzy tam, gdzie była najbardziej skompromitowana: w Cesarstwie Rosyjskim. Socjalizm radziecki był dzieckiem poronionym, niedojrzałym, i, jak wiadomo, tego zdania byli m. in. bardzo wybitni marksiści, tak różni jak Karol Kautsky i Róża Luksemburg. Ale Lenin i jego ludzie chcieli ratować wcześniaka, liczyli na rewolucję światową, a potem na niezmierzone obszary rosyjskie, na zdolności manewrowe radzieckiej dyplomacji, na dyktaturę proletariatu i czerezwyczajkę... Kiedy zaś II wojna światowa przyniosła okazję ekspansji nowego ustroju, to Armia Radziecka odegrała w tej ekspansji, przynajmniej w Europie, nieporównanie większą rolę niż rewolucja, w Azji zaś, gdzie rewolucje były autentyczne, niedojrzałość socjalizmu okazała się jeszcze głębsza niż w 1917 w Rosji. Władza znalazła się w rękach biurokracji, której trzonem była partia komunistyczna.

Cóż się w tym czasie działo z komunistami? Większość popłynęła wraz ze swoją partią, inni zginęli jako ofiary partyjnej władzy. Niektórzy przeszli na stronę wroga klasowego, wybrali wolność... Okazało się zatem, że tam, gdzie rządzą komuniści, tam w końcu nie ma komunistów. Władza, która zawsze demoralizuje rządzących, w tym przypadku pozbawiła ich istoty własnej, starła z tablicy. Niejeden z dyskutantów "Znaku" powie zapewne, że szatan zabrał im duszę, którą mu zapisali w zamian za zwycięstwo rewolucji.

2. Przyznam, że dziwi mnie trochę, iż tak świetni autorzy w lutowym numerze "Znaku" nie zauważają na ogół, że najwięcej dla sprawy komunizmu zrobili nie intelektualiści ? apologeci władzy radzieckiej (ludowej) ? ale ci, którzy drążyli, krytykowali i darzyli pogardą burżuazję (tak się wtedy mówiło) i jej panowanie klasowe, ustrój kapitalistyczny i jego kulturę. "Jakaś cząstka geniuszu Tuwima zawarta w jego serwilistycznych enuncjacjach docierała do umysłów i serc jego czytelników" ? notuje na przykład Ryszard Legutko. Otóż jestem zupełnie pewien, że dla sprawy komunizmu Tuwim zrobił nieporównanie więcej takim tekstem jak Bal w Operze, morderczym pamfletem na późną Drugą Rzeczpospolitą, tak gwałtownym, że po wojnie "poprawiała" go ludowa cenzura.

Szczególny przechył w analizach wspomnianych autorów (na który zwrócił również uwagę Jerzy Szacki) można oczywiście tłumaczyć bardzo banalnie: lenistwem i chęcią samopotwierdzenia. Poręczniej jest ukazywać moralną nicość i ślepotę owych wszystkiemu winnych intelektualistów, niż uporać się z ich krytycznym stosunkiem do świata, który teraz do nas powraca pod eufemistycznym nazwaniem "demokracji i wolnego rynku". Poręczniej i bardziej komfortowo. Zapewne jednak są też głębsze powody takiego nastawienia. Ewa Bieńkowska pisze:

Ideologiczna dezorientacja i niewątpliwe upokorzenie lewicowych mentorów nie trwały długo ? szybko podnieśli głowy. Gdyby dzisiaj zanalizować składniki ich wiary, zauważylibyśmy, że została ona, co prawda, poważnie zmodyfikowana, zniknęło z niej wiele dawnych dogmatów, ale przetrwało jądro: bunt przeciw cierpieniu i nędzy świata, negacja tego, co jest, w imię tego, co przyjdzie, przeświadczenie o konieczności radykalnego zwrotu. Często jako nowy kostium wykorzystuje się problematykę ekologiczną (...) rozmaite czerwono-zielone mieszanki są odpowiedzią na falę niepokojów wywołanych trudnościami przystosowania do procesów globalizacji. Pojawiają się głosy zachwalające "woluntaryzm" w zastosowaniu do zjawisk ekonomicznych o planetarnym zasięgu. Lewicowość znowu się elegancko nosi, a nawet, wobec pragmatycznego nastawienia partii socjalistycznych, powstało zapotrzebowanie na "lewicę lewicy", nową awangardę ludzkości.

Myślę, że tym, co naprawdę bulwersuje autorkę, mimo afiszowanego lekceważenia niepoprawnych "lewicowych mentorów", nie jest powrót lewicowości, ale powrót racji lewicowości. Bezradności wobec tego zjawiska nie ukryją takie perełki eufemizmu jak "trudności przystosowania do procesów globalizacji".

3. Autorzy "Znaku" ? Wojciech Roszkowski, Jan Prokop... ? tropią rozmaite niskie i niemądre motywy lewicujących intelektualistów, ale nie chcą zauważyć bardzo oczywistego: buntu przeciw hipokryzji. Nawet uczestnicy najpóźniejszych buntów, z 1956, 1968, 1980, występowali przecież przeciw hipokryzji, domagając się, by fakty dorównały słowom, rzeczywistość ? obietnicom. "Solidarność" sama chciała najpierw naprawiać socjalizm, przy czym nie była to tylko powściągliwość polityczna wobec możliwej interwencji ZSRR. Poprawiony socjalizm solidarnościowców miał być bowiem socjalizmem bez przewodniej roli PZPR (na czym właśnie najbardziej zależało Moskwie), ale za to z radami robotniczymi...

Bunt przeciw hipokryzji jest w ogóle centralnym motywem, dla którego intelektualiści kierują się na lewo już od paru setek lat. Ci, którzy dziedziczyli świat po rewolucjach XVIII wieku, nigdy nie wyrzekli się publicznie tamtych ideałów. Wolność, Równość, Braterstwo nadal są wypisane na sztandarach i jeśli nawet nie podobały się Burkeowi, to Bill Clinton, Tony Blair i chyba nawet królowa Elżbieta II nic przeciw nim nie mają. Ale były to słowa-obietnice i pozostały, dla ogromnej większości ludzi, niespełnione, choć milowymi krokami rosły od tamtego czasu produkcja, technika i bogactwo...

Powiadacie: nie można było spełnić tych obietnic. Powiedzcie to głośno ludziom: nie będziecie wolni, nie będziecie równi i na pewno nie będziecie braćmi... Jest jak jest... ? Nie da się za takie pieniądze ? jak mówił pewnej pani, chcącej jeszcze pożyć, przedstawiciel Kasy Chorych w Warszawie.

Było i jest wielu intelektualistów, którzy zrezygnowali z tych nadziei i zwrócili się ku innym Wyspom Szczęśliwym. Uznali mądrość Hioba i jego niezmordowaną wytrwałość ? i zwłaszcza zalecają ją innym. Wierzą w Boga i pewni są, że znają do Niego drogę, ponieważ ufają Kościołowi.

Są też tacy, którzy z nadziei zrezygnowali i żadnej innej nie znaleźli, ale mają satysfakcję z przegranej komunistów. W ujęciu Wojciecha Roszkowskiego była ona tak oczywista i nieuchronna, że jedyne, czego po lekturze czytelnik nie rozumie, to w jaki sposób ta przegrana idea mogła w ogóle zaistnieć.

Otóż, Panie Profesorze, wyłącznie dzięki bezgranicznej hipokryzji, zakłamaniu świata, którego niepodobna, Pańskim zdaniem, zmienić ludzkimi siłami i ludzką wolą. No bo siłą, jak się okazuje, nie należy i się nie uda, a po dobroci władza nie pozwoli, prawda?

Na koniec kilka wyjaśnień. Zawsze wydawało mi się wątpliwe twierdzenie, że to rewolucje są źródłem największych ofiar. Nie wiem, czy aby ewolucja nie kosztuje nieraz więcej cierpień i zniszczonych istnień, choć w powolniejszym trybie. Ile w tym sensie kosztowała nierewolucyjna droga brytyjska od, powiedzmy, Jonathana Swifta do Karola Dickensa i od Karola Dickensa do Tony Blaira? Nie należałoby także mylić kosztów rewolucji z wynaturzeniami porewolucyjnych reżimów: Napoleon kosztował więcej ofiar niż Robespierre, a rządy Stalina niż sama rewolucja i wojna domowa. Oczywiście i Napoleon, i Stalin byli skutkiem rewolucji. Ale niekoniecznym.

Preferowanym argumentem liberałów przeciw możliwości socjalizmu jest twierdzenie, że równość ludzi inna niż tylko formalno-prawna jest wbrew naturze. Socjaldemokraci, którzy od dziesięcioleci "nasiąkają" liberalizmem, ograniczają się wobec tego do "równego startu", ustępstwa mało zresztą skutecznego, bo w rzeczywistości liberalnej równy start jest taką samą iluzją jak wszelkie inne równości (por. sytuację oświaty i szkolnictwa wyższego). Ale z punktu widzenia rewolucjonisty nie w tym tkwi problem: zwolennicy socjalizmu walczą o ustrój bez wyzysku, równość możliwości jest ważna, ale wtórna.

W całym numerze "Znaku", do którego niniejsze jest polemiczną glossą, komunizm występuje często jako określenie ustroju zamiast socjalizmu. Jakoż chodzi raczej o stosunek określonej (jako tako) kategorii ludzi wobec fenomenu ideologicznego. Stosuję się do tej konwencji, ale teraz muszę koniecznie ? o socjalizmie. Bowiem autorzy "Znaku" piszą wprawdzie o "komunizmie, czy szerzej ? o totalitaryzmie", od którego "upadku minie wkrótce dziesięć lat", ale wielu z nich pogrzebało w istocie wszelkie nadzieje na socjalizm. Otóż, przyznaję, mnie także wydaje się, że socjalizm leży w grobie, choć mnie to nie cieszy, tak jak nie zamierzam wymienić rozumu Oświecenia na mądrość Hioba. Ale myślę, że dzieje socjalizmu jeszcze się nie skończyły. Nie wygasła żadna z przyczyn, które tę ideę powołały do życia. Od czasu opublikowania lutowego "Znaku" nawet trochę znów przybyło.

"Wojna z Jugosławią (...) oznacza też koniec epoki, w której politycy bali się używać na większą skalę siły w stosunkach międzynarodowych. Wojna ponownie stanie się powszechnym instrumentem polityki" ? świętuje powrót do Clausewitza ekspert wojskowy "Gazety Wyborczej". I, oczywiście, odpowiednio wzrasta z tej okazji codzienna doza demokratycznej naszej hipokryzji...

Nie bójcie się, Państwo, socjalizm leży w grobie i za naszego życia najpewniej nie wstanie. Ale długi będzie XXI wiek...

 


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku