Wielkie zmiany?

[2001-12-04 09:30:12]

„Big changes in Bulgaria”. Tak rozpoczął się krótki reportaż międzynarodowej stacji telewizyjnej EuroNews na temat wyborów prezydenckich w Bułgarii. Niestety. To nieprawda, to tylko takie drobne, komercyjne przekłamanie. A bardzo szkoda, bo nic nie jest w tej chwili Bułgarii tak potrzebne, jak właśnie „big changes”.

To już trzeci festiwal prezydentów, który miał miejsce w Bułgarii. Pierwsze wybory prezydenckie na początku lat dziewięćdziesiątych wygrał – jak w zasadzie wszędzie – „kandydat niezależnej opozycji”. Był nim niejaki Żeliju Żelew. Społecznego zaufania nie wzbudzał, frekwencja wyborcza była mniejsza niż podczas dogorywającego aktualnie festiwalu, a on sam miał usta pełne „demokracji” i „wolności”. Trwał ów na prezydenckim stolcu lat sześć (zgodnie z konstytucją). Najważniejsze aspekty jego prezydenckiej działalności to odnowienie byłej carskiej willi pod Sofią i przeniesienie do niej swojej rezydencji oraz nadużywanie alkoholu podczas podróży lotniczych, które notabene odbywał w dresach (sic!). Ale to już jest zamierzchła przeszłość... Analiz prezydentury Żelewa napisano już bardzo wiele. W pierwszych latach społeczeństwo nie narzekało. Opieka socjalna wciąż funkcjonowała, prywatyzacja szła powoli i ociężale więc przypadki utraty pracy były jeszcze sporadyczne. Zabójcze były za to podwyżki cen. Co jakiś czas, cyklicznie i bardzo systematycznie informowano społeczeństwo o podwyżkach cen na wszystko! Na samym początku, gdy w Bułgarii nastawała „wolność i demokracja” rekompensowały to jeszcze oszczędności z czasów „zbrodniczego, totalitarnego reżimu terroru”, ale postępująca dewaluacja i szalejąca hiperinflacja sięgająca w 1993 jakieś 700% szybko zmniejszyły wartość pieniądza i z dnia na dzień to co dawniej starczyło na samochód okazało się być co najwyżej równowartością opłaty za przejazd taksówką. Przyzwyczajeni do opieki i pomocy w ciężkich sytuacjach, a pozostawieni z dnia na dzień samemu sobie Bułgarzy poczuli się nieswojo. Nagle po ulicach zaczęły przetaczać się hordy żebraków, w gazetach zaczęto pisać o jakichś głodnych dzieciach, w centrum większych miast jacyś panowie załatwiali swoje sprawy za pomocą broni maszynowej, wybuchały kawiarnie i restauracje w Sofii, zaczęły się kradzieże samochodów, a w mediach bułgarskich karierę zaczęło robić wyrażenie narco-traffic (tyle że pisane cyrylicą). Wszystko to firmował poniekąd prezydent Żelew. Ale prezydent to prezydent. Z czasem ludzie zaczęli sobie uświadamiać, że „prezydent” i „sekretarz generalny BPK” – mimo, że i jeden i drugi tytułował się i był tytułowany „głową państwa” to ich kompetencje są inne. Do społeczeństwa zaczynało docierać, że prezydentem musi zostać jakaś osoba, którą będzie można pokazać jak kukiełkę na różnych politycznych rautach to tu, to tam i która zdobędzie się na coś więcej niż dres Adidasa podczas podróży międzynarodowych. Poza tym dobrze by było, aby rzeczona persona miała zielone pojęcie o świecie plus możliwość porozumiewania się w jakimś obcym języku. Przekonanie to z wolna stawało się powszechne, kadencja Żelewa miała się ku końcowi, a w tzw. obozie demokratycznym zachodziły zmiany. Poza prezydentem w Bułgarii funkcjonował także rząd. Pierwszy z nich (po 1989 roku) czerpał – nazwijmy to – z tegoż obozu. Ten rząd nie trwał długo, ale już dawał się ludziom we znaki. Gdy zatem zorganizowano pierwsze wolne wybory parlamentarne wygrała je Bułgarska Partia Socjalistyczna (przechrzczona świeżo Bułgarska Partia Komunistyczna) przytłaczającą większością głosów. Wówczas to (1993 rok) zachodni establishment i „światowa opinia publiczna” obraziły się na Bułgarów, którzy „okazali się być narodem na tyle niedojrzałym, że nie nabyli zdolności prawidłowego kształtowania struktur władzy państwowej”. Tak oto podsumował całą sytuację Helmut Kohl w wywiadzie dla niemieckiej stacji ZDF. Polska prasa z redaktorem Michnikiem na czele również nie omieszkała wyjawić swych krytycznych refleksji. Problem w tym, że ludzie liczyli na powstrzymanie zalewającej już kraj fali kryzysu, a dostali coś dokładnie odwrotnego. Przez dwa lata nie działo się nic. Kryzys narastał, a BPS nie bardzo wiedziała co z tym robić. Nędza stawała się coraz bardziej powszechna a przestępczość zorganizowana coraz bardziej oficjalna. Po drodze odbyły się kolejne wybory prezydenckie. Tym razem standardów prezydentowania postanowiła się także trzymać Unia Sił Demokratycznych, której dotychczasowy reprezentant Żelew zastąpiony został inteligentnym światowcem ze wspaniałą prezencją, która sprawnie kompensowała niedostatki jego urody – Petyrem Stojanowem. Społeczeństwo miało według planu wybrać przedstawiciela BPS, ale niestety parlamentarna polityka partii sprawiła drastyczny spadek wskaźnika frekwencji oraz zwycięstwo zdeklarowanego prawicowca. A potem nastąpił rok 1995. był to rok horroru i absurdu. Średni zarobek sięgnął bowiem absurdalnej sumy 3 USD (słownie: trzy) miesięcznie, a horror był tego oczywistym efektem. Bułgarzy się zdenerwowali. Rozpoczęła się fala masowych strajków we wszystkich sektorach i na wszystkich uczelniach. Na ulicach Sofii rozpoczęły się protesty, które szybko przeistoczyły się w bijatyki z policją i żandarmerią wojskową (oddelegowaną specjalnie do ochrony parlamentu). Skończyło się to ogólną masakrą oraz spaleniem (takim połowicznym) Zgromadzenia Narodowego. Zdecydowano się rozpisać nowe wybory, BPS zrzekła się swojego mandatu parlamentarnego. Wygrała prawica. Społeczeństwo znów liczyło na wielkie zmiany i po raz kolejny się zawiodło. Otrzymało minimalną stabilizację, która jednak przez szerząca się korupcję stała się de facto niedostrzegalna. Ówczesny bułgarski premier – Iwan Kostow – dawał najlepszy przykład swoim podwładnym i nie tylko – jak się skorumpować i nie pozwolić wyciągnąć wobec siebie konsekwencji. To zaowocowało kolejną paranoją. Tym razem spersonalizowana został ona w osobie Symeona II Sachsen-Coburg-Ghota. Oto powrócił Ojciec Narodu, wygnany po wojnie przez komunistów. Wybory wygrał w cuglach. Został premierem. Na co ludzie liczyli? Na wielkie zmiany oczywiście! I... oczywiście znów się zawiedli!!! Symeon odwdzięczył się Bułgarom za zaufanie podwyżkami cen benzyny i żywności. Taka forma podziękowań nie została przyjęta zbyt entuzjastycznie. I tak oto nadszedł rok 2001.

Niezależnie od tego jaki dramat rozgrywał się na płaszczyźnie społecznej w 2001 roku politycy i partie polityczne uznały, że tym razem czas się pokazać z jak najlepszej strony. W czasach kojarzenia wszelkiego dobra z Unią Europejską wszystko co pozytywne musi być obdarzone przymiotnikiem „europejski” . Zresztą gdzie jak gdzie, ale w akurat w Bułgarii można na tym zbić niezły kapitał polityczny. Ostatnie sondaże wykazały, że ponad 75% Bułgarów popiera jak najszybsze wstąpienie do Unii Europejskiej. Gdy ogłoszono wybory prezydenckie 2001 roku, wszyscy kandydaci natychmiast zadeklarowali, że kampania będzie miała charakter europejski i że to już czas najwyższy przystosować się do odpowiednich standardów uprawiania polityki. Udało się to raczej połowicznie.

Wybory rozpisano na jedenastego listopada. Praktycznie każda partia wystawiła swojego kandydata.

Bułgarzy wybierają prezydenta i wiceprezydenta jednocześnie. Głosuje się zatem na duety. Pierwszym takim, najbardziej pewnym zwycięstwa i od samego początku kroczącym najbardziej dziarskim krokiem na wszystkie konferencje prasowe i debaty była para Petyr Stojanow i Lilijana Kuckowa. Pewność ta wynikała jednakże nie z europejskości kampanii, którą prowadzili, ale z carskiego poparcia. Stojanow nie wyobrażał sobie, że społeczeństwo, które obdarzyło tak wielkim mandatem zaufania byłego cara nie posłucha teraz jego instrukcji i nie zagłosuje na wskazanego przezeń kandydata. Niestety okazało się to wielką, naiwną pomyłką. Po pierwsze Stojanow i Kuckowa pewni zwycięstwa przestali najwyraźniej zaczytywać się w sondażach poparcia dla partii politycznych. Pominęli tym sposobem fakt powolnego, acz systematycznego spadku poparcia nie tylko dla cara-premiera, ale i całego Ruchu Narodowego Symeon II. Społeczeństwo definitywnie chce nowej jakości jeśli chodzi o sposób uprawiania polityki (naczelny slogan kampanii parlamentarnej RNSII), ale dobrze by było wskazać jakieś perspektywy na poprawę standardów życiowych obywateli. Postulat drugi – jak zresztą wspominałem – nie został podjęty, zaproponowano za to podwyżki i prywatyzacje oraz uszczelnienie granic przed nielegalnymi emigrantami. Tak więc naturalną konsekwencją tego był spadek społecznego poparcia – niektórzy jeszcze wierzyli, że to tak właśnie ma być i należy dać Ojcu Narodu jeszcze trochę czasu, ale większość zdecydowanie porzuciła wszelkie złudzenia i deklaruje swoje poparcie dla RNSII tylko ze względu na to, że szczerze nienawidzi zarówno USD jak i BPS. Ta właśnie część społeczeństwa została bardzo zręcznie zagospodarowana przez inny duet– Georgi Pyrwanow i Iwan Marin. Ci oto panowie byli kandydatami z ramienia Bułgarskiej Partii Socjalistycznej. Ludzie mieli świeżo w pamięci kilka faktów. Po pierwsze Symeon obiecywał różne fantastyczne rzeczy, a teraz się z tego wszystkiego wycofuje. Po drugie udziela poparcia Stojanowowi, który jest przecież bądź co bądź przedstawicielem USD, która to zwalczała RNSII podczas wyborów parlamentarnych jak nie przymierzając Niesiołowski Millera. Wówczas to nawet sam Stojanow pozwolił sobie stwierdzić, że RNSII stanowi „zagrożenie dla demokratycznych mechanizmów funkcjonowania władzy”. Z jakiegoś dziwnego powodu teraz panowie stali się najlepszymi przyjaciółmi. I tym sposobem w gruzach legło to co Symeon miał zrobić najważniejszego – wprowadzić nowe morale polityczne. Jednocześnie Stojanow prowadził śliską i bezpłciową kampanię opartą przede wszystkim na biurokratycznej paplaninie, która na pewno zrobiła by wielkie wrażenie na Andrzeju Olechowskim, ale nie koniecznie na zmęczonych biedą Bułgarach. Pyrwanow za to zdecydował się na ostateczne i silne określenie profilu politycznego nie tylko swojej osoby, ale i swojej partii. Wyraźnie podkreślał, że to właśnie on jest tym pro-socjalnym, pro-społecznym, pro-ludzkim itd. Zasiłki, pomoc, obowiązki państwa wobec obywateli, inwalidzi, biedni, potrzebujący... „Ja się Wami zajmę” deklarował Pyrwanow. Ta strategia zagrała. Rychło okazało się, że wynik wyborów na pewno nie jest przesądzony, a druga tura jest pewna. Pyrwanow zdawał sobie sprawę, że może mówić wszystko. Jako prezydent nie może nic. Będzie zatem narzekał, że jest źle, tłumacząc zarazem, że to tylko dlatego, że rządzi partia zarówno jemu jak i narodowi nieprzychylna, namawiając tym samym do głosowania w następnych wyborach na BPS. Kłopot w tym, że to strategia bardzo krótkowzroczna, ale o tym za chwilę. Gdy tylko wskaźniki poparcia dla Pyrwanowa wzrosły, Stojanow natychmiast zmienił ton na bardziej agresywny, a do jego wypowiedzi powróciły zużyte już dawno sformułowania: „postkomunista”, „50 lat terroru”, „dosyć już komunistów w parlamencie”. To jednak przypomniało tylko społeczeństwu wczesne lata dziewięćdziesiąte i spowodowało efekt przeciwny do zamierzonego. Pierwsza turę wyborów – jedenastego listopada – wygrała para Pyrwanow – Marin z wynikiem 38,57%. Stojanow – Kuckowa zajęli drugie miejsce osiągając 32%. Na miejscu trzecim uplasował się duet Bonew (były USDowiec) – Żelezczew (BZNS) zdobywając 19,7% głosów. Druga tura odbyć się miała osiemnastego listopada. I stało się. Georgi Pyrwanow wygrał wybory prozeydenckie zdobywając ponad 51% głosów, przy czterdziestosiedmio procentowej frekwencji.

Nie chciałbym być monotonny, ale Bułgarzy znów będą rozczarowani wyborem. Pyrwanow szafował obietnicami podniesienia tzw. „socjalu” zdając sobie doskonale sprawę z tego, że jest to postępowanie dość demagogiczne. Nie jestem pewien czy zastanowił się na ile ma to jakiś głębszy sens. Po pierwsze Bułgaria znalazła się od 1994 roku w okowach międzynarodowego kapitału i jest zobowiązana do ścisłego przestrzegania instrukcji Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który nie pozwala na żadne zabawy w państwo opiekuńcze. Po drugie w ramach struktur liberalnego, wolnego rynku w warunkach permanentnego kryzysu finansów publicznych nie da się zaprowadzić sprawiedliwej redystrybucji kapitału i innych dóbr. To jest zwyczajnie nie możliwe, nie wykonalne. Przyznaje to nawet Chomsky. Poza tym ktokolwiek doradzał Pyrwanowowi w sferze ekonomicznej, zapomniał wziąć pod uwagę jednego ważnego aspektu gospodarki światowej – nadchodzi recesja. Wszyscy ekonomiści przyznają, że nadchodzi niebezpieczna fala gospodarczego zastoju, która – o ile pozostanie niekontrolowany – może spowodować bankructwo słabych gospodarek. To na pewno nie sprzyja zwiększaniu wydatków socjalnych. Pyrwanow zdoła zapewne namówić by ludzie zagłosowali przy okazji następnego festiwalu wyborczego na BPS, od której wszyscy będą oczekiwali tego co cały czas opowiada dzisiejszy prezydent. To właśnie to będą bowiem ludzie pamiętali nawet za cztery lata i nie zwrócą uwagi na żadne ostrzeżenia liderów (które i tak zbyt wyraźne przecież nie będą bo wybory trzeba będzie jakoś przecież wygrać) że to nie do końca będzie tak fantastycznie z pomocą państwa dla obywateli. BPS nie zrobi oczywiście nic, bo na cokolwiek nie będzie pieniędzy, a nawet jak będą to MFW i tak nie pozwoli na żaden pro-społeczny ruch, jeśli w ogóle do tego czasu światowa recesja nie pochłonie finansów Bułgarii. Wtedy społeczeństwo znów poczuje się oszukane, będzie rozczarowane, car zapowie, że błędem było głosowanie na BPS i że nie miała wystarczająco czasu aby spowodować sanację polityczno-gospodarczą i znów go trzeba wybrać, a USD będzie doszukiwało się afer w łonie wszystkich pozostałych partii, przywoła ewentualnie swój antykomunistyczny etos. I tak w koło Macieju.

Moje pytanie jest następujące: jaki to ma sens?

Bojan Stanisławski


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku