Perspektywy lewicy
[2002-04-13 03:21:42]
Trudno się temu zresztą dziwić. Polska znajduje się dziś na 44 miejscu w rankingu rozwoju cywilizacyjnego OECD (na 45 krajów), i nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja miała się w najbliższym czasie poprawić. Jakby neoliberałowie nie mydlili oczu, rozwój cywilizacyjny i ogólny poziom życia jest funkcją zarówno silnej, produktywnej gospodarki, jak i działalności państwa w dziedzinie socjalnej, edukacyjnej, zdrowotnej. Ta zanika z braku wystarczających funduszy. Odczuwają to wszyscy, którzy leczą się w publicznej służbie zdrowia, wysyłają dzieci do publicznych szkół – czyli wszyscy, poza elitami sprawującymi władzę polityczną i ekonomiczną. Bezpłatne świadczenia państwowe to zwykle jedyne świadczenia, na jakie stać polskiego pracownika – a często także, o ironio, drobnego biznesmena, który na wolnym rynku przegrał konkurencję z wielkimi korporacjami i rozpaczliwie szuka jakiejkolwiek niszy, żeby przetrwać. Pieniędzy na inwestycję w kapitał społeczny (zdrowie, wykształcenie) w budżecie nie ma – a z zaprezentowanej w programie Przedsiębiorczość – Rozwój – Praca filozofii wynika, że i w przyszłości nie będzie. W najbardziej optymistycznym wariancie planu Belki, gdzie PKB rośnie w kolejnych latach o 1% - 3% - 5%, wzrost wydatków budżetowych ma być zatrzymany na poziomie 1% ponad inflację. Czy Polskę stać na spadek udziału budżetu w PKB? Lokalne firemki przegrywają konkurencję z wielkimi korporacjami, bo mają niewielkie kapitały, a co za tym idzie – dysponują przestarzałymi technologiami. Podkreślana na każdym kroku przez neoliberałów niska (choć ciągle rosnąca) wydajność pracy ma swoje źródła przede wszystkimi właśnie w przestarzałej infrastrukturze, którą biznes odziedziczył po PRL. Innej nie stworzył, bo nowych właścicieli, w większości – za przeproszeniem – gołodupców, nie było na to po prostu stać. Odcinając dostęp do edukacji, obniżając standardy opieki zdrowotnej, skazując setki tysięcy potencjalnie produktywnych pracowników na pozbawione perspektyw bezrobocie – marnuje się jedyny znaczący, a niewykorzystywany zasób, jakim dysponuje polska gospodarka. Ludzi. Rząd, trzymając się przy niskim (3% PKB) poziomie wydatków inwestycyjnych liczy, że uruchomi gospodarkę przy pomocy funduszy prywatnych, pozyskanych z tzw. partnerstwa prywatno-publicznego. Przypomnijmy, to ten sam kapitał, który – jak tylko może – wypompowuje z Polski pieniądze i unika podatków wykazując latami zerowy dochód. Doświadczenia ze styku państwa i biznesu wskazują raczej na to, że państwo jest klientem, kosztem którego robi się w Polsce świetne interesy. W planach rządu nie widać za to standardowych narzędzi walki z brakiem popytu i bezrobociem – robót publicznych, ochrony rynku. Zacofanym przedsiębiorstwom, które jak kania dżdżu potrzebują nowoczesnych i tanich technologii – rząd zapowiada za to, że ma zamiar komercjalizować i prywatyzować pozostałe jeszcze w rękach państwa jednostki badawczo-rozwojowe. Prywatyzować – czyli ograniczać dostępność nowych technologii, kiedy państwu powinno zależeć, by były one dostępne najlepiej za darmo. Prywatyzować – czyli oddawać tym, których stać na zaplecze badawcze (albo wykupienie gotowych rozwiązań i likwidację jednostek naukowo-technicznych) – a więc raczej nie lokalnym przedsiębiorcom, którzy zajmują się walką o przetrwanie, a nie inwestycjami. Wydaje się, że są przynajmniej 3 powody, dla Sojusz raczej nie zmieni znacząco polityki gospodarczej i społecznej. Powstrzymuje go przed tym jego zaplecze ekonomiczne. W przypadku wielkiego kapitału jest ono bezpośrednio zainteresowane niskim (realnie) fiskalizmem i utrzymaniem furtek do wyprowadzania zysków z Polski do rajów podatkowych. Potężnemu lobby importowemu zależy na utrzymaniu zawyżonej wartości złotego i w zasadzie stabilnej polityce makroekonomicznej – choć w dłuższej perspektywie od forsowanych przez nie środków samo też w końcu padnie (z braku popytu). W przypadku małych i średnich przedsiębiorstw, „aktywu gospodarczego” SLD, brak zmiany polityki makroekonomicznej powoduje, że firmy, dusząc się na rynku, na którym jest za mało pieniądza, walczą o przetrwanie tnąc koszty – i żądają od swoich politycznych przedstawicieli radykalnego ograniczenia praw pracowniczych. Kiedy i to nie pomoże – a pomóc za bardzo nie może, bo jest dla nich środkiem doraźnym, a nie tym, czego im najbardziej brak, czyli popytem – zażądają zdecydowanie okrajania pozapłacowych kosztów pracy. Podatku dochodowego znacząca część z nich już i tak od dawna nie płaci, bo znajduje się (rzeczywiście, a nie jak to było przez lata – tylko dla urzędu podatkowego) pod kreską. SLD powstrzymuje też przed zmianą brak wiary jego liderów w silną interwencję państwa, czy szerzej – społeczeństwa – w gospodarkę. Wychowankowie schyłkowego PRL identyfikują pomysły takie jak uspołecznienie czy nieufność do mechanizmów rynkowych ze światem, który legł w gruzach w 89 – gruzach, z których ledwo się wygrzebali, by znów chwycić władzę. Społeczna interwencja czy pracownicza partycypacja w zarządzaniu jest im, jako obozowi politycznemu, historycznie nieznana – ilekroć spotykali się z tym pomysłem, to tylko wtedy, gdy ktoś próbował wysadzić ich starszych kolegów z KC z siodła. Co jednak chyba najistotniejsze – SLD powstrzyma przed zmianami brak gotowych, praktycznych, konkretnych programów przebudowy społecznej. I tu dochodzimy do głównego problemu z budowaniem efektywnie funkcjonującej, niezależnej od SLD lewicy. Zdolność pozaeseldowskich środowisk do sporządzania ogólnych, podstawowych diagnoz, perspektywicznie nawet do służenia jakimś wsparciem dla prowadzących walkę ekonomiczną związków zawodowych jest oczywista. Natomiast z przyczyn generacyjnych i strukturalnych (trudno zdobywać wiedzę o strukturze, którą chce się przebudować, znajdując się całkowicie poza nią) formułowane na lewo od liberalnych centrów decyzyjnych SLD pozytywne programy przemian są dość mikre. Problem dotyczy wszystkich – oprócz tych „prawdziwych rewolucjonistów”, którym się wydaje, że ich działalność będzie usprawiedliwiona i sensowna, jeśli ograniczą się w oczekiwaniu na rewolucję społeczną do wydawania bibuły i zbierania amunicji. Z pewnością na scenie politycznej brakuje dziś ugrupowania, które konsekwetnie i jasno reprezentowałoby interesy pracowników. Są jednak na niej środowiska (posłowie UP, sejmowi związkowcy, działacze PPS, wreszcie – niektórzy parlamentarzyści z SLD), które do takiej roli w pewnym zakresie aspirują. Problem w tym, że wszyscy oni, uwikłani w ścisłą współpracę z Sojuszem, żyją w przekonaniu, że ich los jest związany na dobre i na złe z powodzeniem lub porażką programu obecnego rządu. Dystansując się od rządowych propozycji w konkretnych kwestiach (jak kodeks pracy), nie próbują nawet formułować systemowej alternatywy dla realizowanego modelu neoliberalnego – tłumacząc, że w obecnych warunkach politycznych realizacja bardziej społecznego programu gospodarczego jest nie do przeforsowania. Istnieje jednak realna i zorganizowana siła społeczna, zdolna do wywierania nacisku na władze, której interes ekonomiczny nie pozwala na akceptację neoliberalnych założeń realizowanej polityki gospodarczej państwa. Ta siła to związki zawodowe. Wykorzystywane na przestrzeni ostatnich kilkanastu lat jako parasol ochronny przez liberałów wszelkich barw partyjnych – związki zapłaciły za to przetrąceniem kręgosłupa i utratą zaplecza społecznego. Atomizacja społeczeństwa i zmiana struktury przedsiębiorstw gwarantuje, że nie odzyskają już zapewne dawnej potęgi, która zatrząsła kiedyś w posadach blokiem wschodnim. Z pewnością jednak są nadal najsilniejszym, zorganizowanym elementem społeczeństwa obywatelskiego w Polsce – potężniejszym niż mikre struktury polskich partii politycznych, nie wspominając już o świecie stowarzyszeń. Związki walczą dziś o przetrwanie – a jego warunkiem jest istnienie przyjaznego środowiska społeczno-gospodarczego, w którym mogłyby się rozwijać. Nie zbudują im go partie, które trwają nie dzięki zakorzenieniu społecznemu i składkom członkowskim, ale dzięki powiązaniom z biznesem. Związkowcy, długo oszukiwani przez polityków, nie zdecydują się jednak na prowadzenie niezależnej polityki pracowniczej tak długo, jak nie usłyszą konkretnych propozycji programowych. Konkretnych – czyli wyrażonych w projektach ustaw, które można przekuć na obywatelskie inicjatywy legislacyjne. Konkretnych – czyli opartych na ekonomicznych analizach i szacunkach. Konkretnych – czyli przedstawianych przez ludzi zdolnych uczestniczyć w ich realizacji. Przekonanie do działania organizacji pracowniczych do pierwszy krok na długiej drodze do przebudowy społeczeństwa. Trzeba pamiętać, że każdy krok w stronę bardziej społecznego modelu gospodarki będzie ostro zwalczany przez tych, których satysfakcjonuje status quo – elity biznesowe, koncerny medialne, znajdującą się w rękach prywatnych wielkonakładową prasę. Realizacja nawet umiarkowanego programu lewicowego jest bez szans – bez masowego poparcia przez ludzi pracy. Jak wszyscy pamiętają, po wyprowadzeniu ludu Izraela z ziemi egipskiej, Jahwe zwrócił się do jego przedstawicieli, informując ich, że będzie ich wspomagał po prostu dlatego, że ich sobie upodobał. Kołakowski zwrócił swego czasu słusznie uwagę, że wkrótce po tej deklaracji ukochany lud czekała – z woli Bożej - niewola babilońska, podbój rzymski, exodus z Palestyny, o holokauście nie wspominając. Morał z tej historyjki dla nas jest taki, że puste deklaracje sympatii nie znaczą zbyt wiele, bez konkretów trudno zaś przekonać kogoś do współpracy (jeśli nie ma się autorytetu Jehowy). Przed nie-eseldowską lewicą zaś, nim wybije się na niezależność, jeszcze całkiem sporo (intelektualnej) pracy... |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?