Pomysł polegał na tym, że skoro olbrzymia większość dóbr przemysłowych w Rosji należała do państwa i w związku z tym każdy obywatel posiadał równą część tego majątku, to bony (dające każdemu proporcjonalny udział w prywatyzowaniu majątku) mogłyby być narzędziem, przy pomocy którego państwo sprzyjałoby równości w posiadaniu udziałów w majątku narodowym. Na pierwszy rzut oka był to bardzo szlachetny pomysł. Teoretycznie, można było w ten sposób stworzyć rodzaj posiadającej szeroką bazę społeczną jeffersonowskiej klasy średniej drobnych posiadaczy, a ci z kolei, mogliby stworzyć podstawy demokratycznej Rosji.
To wszystko skończyło się bardzo źle.. Początkowo, to był po prostu sprawa złego zarządzania i niekompetencji. Ci tak zwani młodzi reformatorzy w rządzie Jelcyna, którym przewodzili Anatolij Czubajs i Jegor Gajdar, zdecydowali się przeprowadzić prywatyzację zbyt szybko. Popełnili oni podstawowy błąd wprowadzając na rynek od razu zbyt wiele rosyjskich dóbr przemysłowych i dóbr naturalnych. To była elementarna pomyłka, co mógł przewidzieć każdy, kto chociaż trochę wie, jak funkcjonuje rynek. Jeśli rzuci się na rynek wielką ilość towarów od razu, cena spada bardzo mocno w dół, ponieważ nie ma w tym momencie wystarczającego popytu. Co więcej, wartość nominalna tych kuponów była bardzo niska. Wszystko to sprawiło, że przeciętny człowiek, po otrzymaniu takiego bonu, mówił sobie, "to jest bez wartości". Więc większość osób natychmiast sprzedało swój bon na ulicy po 7 dolarów. A ta cena oznacza, że wszystkie rosyjskie bogactwa przemysłowe i naturalne zostały oszacowane na 5 mld dolarów USA. Każdy z tego może sam wywnioskować, że było coś straszliwie, ale to straszliwie niedobrego w tej operacji.
Błędem był cały pomysł. Nie sądzę, aby był to cyniczny manewr jak na scenie teatru, ale wszystko to stanowi po prostu wytwór niekompetencji. Oczywiście, istniała także cyniczna kalkulacja, która stała za pomysłem prywatyzacji jednej trzeciej bogactw naturalnych kraju w ciągu jednego roku. Młodzi reformatorzy kierowani byli nie przez względy ekonomiczne, nie przez rozważania jak uzyskać możliwie dużo pieniędzy dla skarbu państwa, nie przez pragnienie wspierania jak największej wydajności prywatyzowanych przedsiębiorstw, ale działali w oparciu o pobudki czysto polityczne. Oni rozumieli, że muszą działać bardzo szybko, aby "złamać kręgosłup" potędze "czerwonych dyrektorów", którzy zarządzali państwowymi przedsiębiorstwami. Ci byli dawnymi zarządcami przemysłu. Część z nich była bardzo kompetentna, część absolutnie nie.
Gajdar i Czubajs uważali, że muszą działać szybko, radykalnie i dramatycznie aby pozbawić tamtych facetów wpływów. Właśnie z tego powodu zastosowali takie środki.
W rezultacie, ostateczna wartość tych przedsiębiorstw skurczyła się do prawie bezsensownych kwot. Większość społeczeństwa rosyjskiego nie skorzystała w ogóle z bonowej prywatyzacji. Ludzie, którzy skorzystali – wtajemniczeni w sprawę i zarządcy finansów, którzy nabyli wszystkie akcje - w końcu kupili kontrolę głównych przedsiębiorstw za ułamek ich wartości rynkowej.
Kto w końcu uzyskał kontrolę nad bonami?
W większej części znalazły się one w rękach własnych dyrektorów Ta właśnie sprawa, której Czubajs i Gajdar chcieli zapobiec, zdarzyła się w większości przedsiębiorstw.
Powiedzmy jest sobie firma przemysłu drzewnego. Główny dyrektor, wraz z pięcioma czy sześcioma bliskimi podwładnymi, mogą działać razem i kupić wszystkie bony od swoich pracowników. Są w stanie to uczynić, ponieważ zgromadzili majątek lub bardziej umiarkowane bogactwo przez sprzeniewierzanie funduszy w poprzednich latach. Ze względu na to, że cena była tak niska - siedem dolarów za kupon - główny dyrektor i jego kompani mogli w końcu wykupić kontrolę nad spółką. Więc pracownicy zostali wywłaszczeni, co prawda dobrowolnie.
Zwyczajni obywatele, którzy nie pracowali w fabryce i nie inwestowali swoich bonów w ten zakład też sprzedadzą swoje kupony na ulicy lub zainwestują bony w tak zwany fundusz bonów. Rząd dał licencję 600 funduszom wzajemnym bez jakiegokolwiek nadzoru nad tym, jak one działają i czy respektują prawa swoich udziałowców. Olbrzymia większość tych funduszy kuponowych, jak się okazało się miało schemat piramid, a te wzbogacały oszustów, którzy założyli je, podczas gdy reszta obywateli straciła wszystko.
Czy Gazprom, największa firma w Rosji, była prywatyzowana za pomocą operacji kuponowej?
Tak. Typowy udział z firmach, sprywatyzowany "kuponówką" wynosi wszędzie od 29 do 35%. Rząd wziął największą z wielkich firm w Rosji, wliczając w to producentów zasobów naturalnych i sprywatyzował 29% poprzez bony. I tak jedna przy użyciu tej metody sprywatyzowano jedną trzecią rosyjskich bogactw przemysłowych i zasobów naturalnych.
Gazprom, który jest monopolistą, gdy chodzi o rosyjski gaz ziemny posiada trzecią część globalnych zasobów gazu ziemnego. Jeżeli liczyć tak jak w firmach amerykańskich po metrach sześciennych zasobów, jego wartość wszędzie wynosi między 300 mld a 900 mld. Oczywiście, to nie jest amerykańska spółka, a prawo własności w Rosji jest słabe i tak dalej Ale nawet biorąc pod uwagę, że to Rosja, to jest firma, która miała wartość giełdową 40 mld dolarów USA w roku 1997. Wobec tego, co się stało, kiedy rząd postanowił sprywatyzować 29% Gazpromu w roku 1994 poprzez aukcję bonów?
Po pierwsze dał pozwolenie zarządowi Gazpromu, aby ten zaprojektował całość operacji sprzedaży bonów.
Główny dyrektor Gazpromu, prawdopodobnie premier Rosji Wiktor Czernomyrdin (który był wcześniej dyrektorem Gazpromu) i czołowych stu lub dwustu menedżerów zebrali się razem i zrobili parę rzeczy. Pierwszą z nich było to, że ludzie, którzy chcieli nabyć udziały mogli uczynić to jedynie w małych syberyjskich i arktycznych miejscowościach, w których Gazprom miał swoje depozyty.. Po drugie, zarząd Gazpromu zarezerwował sobie prawo kupowania akcji, jeżeli pojawiłby się ktoś zewnątrz i narzucał ceny Rezultat był taki, że jedynie ludzie Gazpromu zakończyli kupując akcje i oczywiście byli nimi menadżerowie, którzy mieli środki na wykup olbrzymiej większości udziałów i wyszli z zyskiem z tej sprzedaży. W efekcie, kwota, za którą sprywatyzowano Gazprom w roku 1994 metodą kuponową wyniosła 250 mln dolarów USA, a to było 160 razy mniej niż cena określona przez giełdę po wejściu na nią trzy lata później. A więc było to mniej niż 1% giełdowej wartości przedsiębiorstwa. To, co zrobiono, oznaczało jedną z największych grabieży stulecia.
Mówi się o "prywatyzacji korzyści" , pożyczając te określenie od Borysa Berezowskiego, jednego z byłych rosyjskich "oligarchów". Jaskrawy przykład tego stanowi linia lotnicza Aerofłot. Jaki był tam był plan?
Olbrzymia liczba kradzieży w Rosji dokonanych w tym czasie była operacjami dokonanymi przez prostackich oszustów. Berezowski był o wiele bardziej znakomitą postacią. Stworzył on cały mechanizm pozwalający rozkradać państwowe przedsiębiorstwa, bez konieczności posiadania ich. Nazwał to pierwszym etapem rosyjskiej prywatyzacji - "prywatyzacją korzyści" przedsiębiorstw. Tylko w drugim etapie zrobiono w gruncie rzeczy prywatyzację przedsiębiorstw jako własności. Ale pierwszy był prywatyzacją ich korzyści.
W jaki sposób to robiono? Otóż w ten lub inny sposób dążono do tego, aby dyrektorów przedsiębiorstw państwowych mieć w kieszeni - zarówno przez dawanie im łapówek jak i przez wstawianie swoich podwładnych na kierownicze stanowiska w zarządzie. Jeżeli już ma się swoich menedżerów kierujących przedsiębiorstwem państwowym, oni podpisują takie kontrakty, które otaczają tą firmę całym szeregiem własnych pośredników - banków, doradców finansowych, firm konsultingowych, agencji marketingowych, podmiotów gospodarczych dostarczających wyposażenie itd. Innymi słowy, wszystkie kanały, którymi przedsiębiorstwo te utrzymuje wzajemne stosunki ze światem zewnętrznym dostają się pod kontrolę takich specyficznych firm. To są zwykle nieznane małe firmy, wszystkie założone gdzieś na Cyprze, Szwajcarii, Luksemburgu czy Karaibach.
Tacy ludzie wówczas podpisują kontrakty, których wynikiem jest elementarny transfer cenowy, w którego efekcie wszystkie korzyści i większość dochodów gotówkowych, gromadzone są przez tych pośredników. Dojne krowy - korporacje państwowe stają się zbankrutowane, ponieważ one wykrwawiają wszystkie środki na rzecz tych pośredników. Więc państwo i rząd kończą ze zbankrutowaną firmą, a ktoś kończy z kolosalnym majątkiem.
Berezowski uczynił to z wieloma firmami; najbardziej przejrzyście udokumentowanym przypadkiem jest Aerofłot. W rzeczywistości podstawą dla jego aresztowania w Rosji były zarzuty oszustw i sprzeniewierzeń w Aerofłocie. Wielu czołowych menedżerów, którzy prowadzili Aerofłot przez kilka lat może stanąć przed sądem. Mogą spodziewać się procesów w następnych kilku miesiącach w Moskwie. Sam w sobie Berezowski mieszka w Wielkiej Brytanii i Francji i co oczywiste nie wraca do Rosji, bo gdyby to uczynił, mógłby być aresztowany i postawiony przed sądem.
W tym, co robił Berezowski, charakterystyczne było założenie firmy, która mogły płacić zagraniczne rachunki Aerofłotu. Aerofłot miał rachunki za paliwo, opłaty za lądowanie na zagranicznych lotniskach, opłaty leasingowe za obce samoloty itd. A ta mała firma założona i posiadana przez Berezowskiego i jego głównego kierownika w Aerofłocie płaciła tej linii lotniczej rachunki na Zachodzie. Z tymi pieniędzmi uczyniono tak, że były one traktowane jako pożyczka z obowiązującym opartym o dolara oprocentowaniem 50%. Ale oni nie byli zadowoleni z takiego poziomu zysków, więc w zamian zawarto umowę z innym podmiotem gospodarczym, także posiadanym przez Berezowskiego i jego menedżerów i zarejestrowanym w Irlandii. Udzielił on kredytu, obarczonego stopą procentową w wysokości 30% . W efekcie pojawił się rodzaj łańcuszka absurdalnych, wymuszonych pożyczek dla Aerofłotu. A to zakończyło się zmuszeniem Aerofłotu do płacenia opartego o dolara oprocentowania w wysokości 95%, za miliony dolarów całkowicie zbędnych pożyczek, otrzymanych od kompanii finansowych posiadanych i kierowanych przez Berezowskiego.
Prostszy sposób zastosowano w firmach korzystających z zasobów naturalnych. Większość kompanii naftowych, metalowych i drzewnych mogło założyć spółki handlowe dla kierowania eksportem. Firmy w Rosji mogły sprzedawać ropę naftową, na przykład, dla przedsiębiorstw handlowych z Cypru czy skądkolwiek za cząstkę światowej ceny. Spółka handlowa, którą mogli posiadać bezpośrednio dyrektorzy firmy naftowej, mogła z kolei sprzedać tą ropę po cenie wyznaczanej przez rynki światowe i otrzymać wszystkie zyski na kontach osobistych offshore.
W rezultacie tego wszystkiego, nastąpił wielki odpływ kapitału z Rosji. Mniejsza o to, jak wiele miliardów pieniędzy amerykańskich podatników zostało wprowadzone do Rosji przez MFW i inne instytucje, kilka razy większa kwota wypłynęła z kraju przez te kryminalne projekty. To jest przyczyna bankructwa państwa rosyjskiego. Ono nie miało dochodów podatkowych. Rosyjskie przedsiębiorstwa zostały wypatroszone, opuszczone z braku kapitału, bo państwo nie miało pieniędzy. W końcu waluta rosyjska załamała się, bo zabrakło obcej waluty, aby podnieść ją z powrotem do góry. Wszystkie rezerwy obcej waluty zostały przejete przez garstkę handlowców całkowicie pozbawionych skrupułów.
Czym była metoda "pożyczka na udział", która weszła w następnej fazie prywatyzacji?
To był dużo bardziej cyniczny rodzaj prywatyzacji niż sprzedaż akcji. Ten sposób nie może nawet pretendować do bycia szlachetną koncepcją prowadząca do określonego celu. Anatolij Czubajs, który w roku 1995 był carem prywatyzacji efektywnie kierującym gospodarką za rządów Borysa Jelcyna zadecydował o prywatyzacji udziałów kontrolnych w czołowych dwunastu zorientowanych na eksport firmach rosyjskich, głównie będących producentami ropy naftowej i gazu oraz eksporterów metalu. Prywatyzacja bonowa objęła tylko 29%. Teraz pytanie brzmiało, jak sprywatyzować te 51% udziałów posiadanych przez rząd w tych firmach?
Tym, co zrobił Czubajs było zebranie sześciu do ośmiu czołowych finansistów rosyjskich w grupę - taką kompanię kapitalistów, których później nazwano "oligarchami". Oni uzgodnili między sobą, kto z nich będzie licytował za jaką cenę, jaką firmę
Teoretycznie, owe 51% udziałów można było wystawić na sprzedaż z ceną wywoławczą i istniała możność ich licytacji dostępnej dla każdego. Ale do licytowania nie dopuszczono obcokrajowców i tak naprawdę wszystkich spoza układu, dyskwalifikując także innych Rosjan pod takim czy innym pozorem
Każda z tych firm wpadła wówczas w ręce oligarchów, którzy mieli wybór w tym względzie. Ceny płacone przez nich były wszędzie od 10 do 30 razy mniejsze niż ceny, za które te firmy sprzedano na rynku w połowie lat dziewięćdziesiątych. Innymi słowy, osoby wtajemniczone kupiły te przedsiębiorstwa na tej szachrajskiej aukcji wszędzie za równowartość 3 do 10% wartości rynkowej.
To był bardzo cyniczna sztuczka Czubajsa - poświęcić interesy państwa rosyjskiego, zyski z narodowych bogactw i przez to obywateli Rosji dla celów politycznych. Przyczyną było to, że chciał on otrzymać wsparcie oligarchów dla powtórnego wyboru Jelcyna w roku 1996. Oddał im dziesiątkę najlepszych eksporterów w zamian za żelazne zobowiązanie, ze ci ludzie wesprą Jelcyna i sfinansują jego kampanię w 1996 roku.
Ekonomiczne interesy Rosji, prawo własności i dobry stan finansów państwa rosyjskiego, zostały złożone na ołtarzu wąskiego politycznego celu elekcji Borysa Jelcyna w roku 1996..
W ostatecznym rozrachunku rosyjska gospodarka popadła w najgorszy upadek od czasów napaści hitlerowskiej w roku 1941 - PKB spadło o 42%. Ludność została doprowadzona do nędzy. Wskaźnik śmiertelności gwałtownie podskoczył, a państwo rosyjskie w zasadzie zbankrutowało. W sierpniu 1998 rubel załamał się i rząd zaprzestał spłaty zadłużenia. Taki był wynik polityki nieuczciwie przeprowadzonej prywatyzacji.
.
Jak oligarchowie odpłacili się Jelcynowi w czasie wyborów w 1996 roku?
Częściowo za pomocą wpływów w mediach przez nich kupionych czy współfinansowanych. Rosyjskie środki masowego przekazu były niemal całkowicie zmonopolizowane przez państwo - które było poddane życzeniom samego Jelcyna - albo tych oligarchów. Dlatego mieliśmy niemal całkowite zaciemnienie wszystkich rywalizujących z nim kandydatów i potężną kampanię propagandową gloryfikującą ówczesnego prezydenta, mimo, iż to przez jego partactwo Rosja znajdowała się katastrofalnym stanie. To był pierwszy sposób.
Drugim sposób polegał na tym, że Berezowski, Czubajs i inni oligarchowie zorganizowali tajne finansowanie kampanii Jelcyna, zbierając w datkach na kampanię między sobą i od innych biznesmenów sumę mniej więcej trzysta razy większą od tej, na którą zezwalało prawo.
Jakiej wielkości sumy były w to zaangażowane?
Oficjalne maksimum, które każdy kandydat mógł otrzymać od prywatnych darczyńców (były także datki od państwa) wynosiło około 3 mln dolarów USA, za co w tym czasie w Rosji można było całkiem daleko dojść. Rzeczywista kwota zebrana i w większości wydana w czasie kampanii Jelcyna wyniosła 1-2 mld dolarów USA.
Jak ważną rolę w rozwoju tych rozmaitych koncepcji prywatyzacyjnych odegrali doradcy z zewnątrz, tacy jak MFW czy Jeff Sachs?
Niestety, wszystkie typy instytucji Zachodu, wliczając w to rządy takie jak amerykański w tym czasie, szacowne uniwersytety w rodzaju Harvardu, i międzynarodowe instytucje finansowe takie jak MFW ponoszą bezpośrednią odpowiedzialność i muszą odpowiedzieć za swoje współudział w tej katastrofie..
Zachodni politycy mogli mieć swój własny cyniczny powód dla pchania młodych reformatorów i ludzi z innych części rządu Jelcyna do przeprowadzenia prywatyzacji w ten sposób. Być może akademicy zostali po prostu wprowadzeni w błąd. Akademicy są często bardzo inteligentni, ale błądzą. W tym przypadku, niezwykle inteligentni ludzie przyjeżdżają do Rosji i mówią: "Słuchajcie, to jedyny sposób, abyście mogli to zrobić. Macie zastosować terapię szokową. Macie zrobić to szybko, macie zrobić to radykalnie" i tak dalej. Rosjanie okazali się głupcami przyjmując te rady bezwarunkowo. A zachodni eksperci, jeżeli naprawdę wierzyli, że dają dobre rady, byli także głupcami.
Rząd Jelcyna był bardzo wrażliwy na rady zachodnich rządów i instytucji naukowych i niemal niewolniczo stosował się do nich. A więc rola doradców przyjeżdżających z Zachodu była w tym czasie olbrzymia.
A tak dla kontrastu, wydaje się, że obcokrajowców nie było wśród grup zyskujących na prywatyzacji?
To prawda. Zagraniczni inwestorzy w rzeczywistości nie zyskali tak wiele na rosyjskiej prywatyzacji, aby można było powiedzieć, że zachodnie wielonarodowe korporacje tanio wykupiły Rosję.
Przy swoich wszystkich wadach, zachodni inwestorzy, instytucje finansowe i multikorporacje zachowują etyczne standardy, które ochroniły je od uczestnictwa w tego rodzaju rażąco oszukańczej intrydze, jaką była rosyjska prywatyzacja lat dziewięćdziesiątych.
Zachodni inwestorzy dążyli do tego, aby grać według zasad przyjętych w ich świecie. Oni inwestowali w te rosyjskie akcje i rosyjskie przedsiębiorstwa, kiedy były one już sprzedawane na giełdzie. Lub bywali przyznającymi kredyty rosyjskim firmom. Lub mogli przypadkowo kupić prawa do produkowania ropy. Ale oni jedynie mogli funkcjonować zgodnie z zasadami cywilizowanego rynku, nie wtajemniczono ich w wewnętrzną sytuację na rynku, na którym została zrobiona większość rosyjskich pieniędzy.
Czy istnieją jakieś przykłady prywatyzacji w Rosji, gdzie ona rzeczywiście funkcjonuje?
Ten jeden zakończony sukcesem przypadek prywatyzacji w Rosji miał miejsce na bardzo wczesnym etapie, który wiązał się z prywatyzacją małych sklepów i bardzo małych przedsiębiorstw takich jak małe stolarnie, warsztaty włókiennicze i może kilka małych zakładów przetwórstwa spożywczego. Zrobiono to za pomocą gotówki i dużą liczbę z tych firm sprzedano za uczciwe pieniądze. Wiele z nich zostało kupionych przez kierowników, którzy naprawdę chcieli, aby dalej pracowały. Oni byli świadomi faktu, że oni włożyli w przedsiębiorstw własne prawdziwe pieniądze. To było bardziej zdrowe i realistyczne działanie niż to miało miejsce wówczas, gdy te olbrzymie, niewiarygodnie bogate kompanie wysprzedawano za grosze.
Dobry był też plan prywatyzacji, w którym ludzie dostali swoje mieszkania za nominalną cenę. Wiele osób dostało coś, co posiadało prawdziwa wartość. Ale tak się dzieje się na małą skalę.
Rząd Jelcyna powinien był postępować w taki sposób. Oni mogli zacząć od małych sklepów, drobnych przedsiębiorstw, małych działek ziemi, a potem przenosić to do góry stopniowo do nieco większych i fragmentami jeszcze większych. Ten rynek ma się rozwijać. Nie można właściwie zrobić tego w ciągu roku czy dwóch. Nie można wierzyć, że prywatyzowanie olbrzymiej większości zasobów bogactw naturalnych w dwa lata nagle jest tym, co stworzy rynek albo da coś komuś innemu poza garstką wtajemniczonych bogaczy.
Co stało się z grabieżczo prywatyzowanymi firmami? Czy państwo wzięło je z powrotem? Czy te przedsiębiorstwa dalej działają?
Olbrzymia liczba tych firm, które szybko stoczyły się na dno, zwłaszcza, gdy chodzi o sektor produkcyjny, uległa prawdziwej katastrofie i dziś jest to tylko masa zardzewiałego metalu, milczące ruiny. Ale sektor zasobów naturalnych w dalszym ciągu istnieje i dalej są niewiarygodnie bogate, ponieważ większość z posiadanych przez nich bogactw naturalnych jest ciągle w ziemi i nie da się ich zupełnie rozgrabić.
To, co się stało pokazuje, że większość tzw. oligarchów była bardzo złymi kierownikami. Dopiero po tym jak, pojawił się prezydent Putin, po bankructwie państwa rosyjskiego, dewaluacji rubla i załamaniu związanym z zadłużeniem w roku 1998, nastąpiła zmiana tonu w rosyjskim rządzie i oddolna fala poczucia zniewagi w rosyjskim społeczeństwie. Oligarchowie zrozumieli, że muszą zmienić soją taktykę. Oni nie mogą zwyczajnie zdzierać aktywów i zdzierać bogactw z tych przedsiębiorstw. Oni wykonali swoją grabież i teraz jeżeli chcą dalej posiadać swoje przedsiębiorstwa, muszą nagle działać jak prawdziwi menedżerowie i ciągnąć firmy w górę.
Jest coś w tym, że Putin wiele wyczyścił kiedy doszedł do władzy. Tego się nikt nie spodziewał. Ludzie tacy jak Berezowski spodziewali się po nim, że będzie miał mdły charakter.
Ale nieformalny układ uderzył. Putin powiedział, że nie chce spoglądać w przeszłość i przestępcze sposoby, w jakie oligarchowie zdobyli przedsiębiorstwa, ale od teraz muszą płacić podatki i przestać wyciągać wszystkie pieniądze z tych przedsiębiorstw i lokować je na kontach osobistych zagranicą. Musieli oni zyski z przedsiębiorstw zacząć inwestować w ich rozwój lub przynajmniej reinwestować je w rosyjską gospodarkę. I tych finansistów, którzy zgodzili się zacząć działać inaczej i teraz postępują w bardziej cywilizowany sposób. Było kilku takich, którzy nie chcieli się zmienić, więc zabrali całe bogactwo, jakie tylko zdołali wywieźć i obecnie mieszkają zagranicą.
Żaden pojedynczy ważny rosyjski przemysłowiec czy finansista do dnia dzisiejszego nie stanął przed sądem za żaden ważny czyn karygodny lub po zarzutem działalności przestępczej, co pokazuje słabość systemu prawnego Rosji.
Czy istnieją znaczące dobra pozostawione w Rosji poza prywatyzacją?
Są to te wielkie tereny rolnicze oraz miejskie nieruchomości. Teraz legalnie można kupić budynek w mieście takim jak Moskwa, ale nie da się kupić terenu pod niego. Rząd właśnie wprowadził w zeszłym roku prawo umożliwiające władzom miejskim prywatyzowanie terenów miejskich. Ten proces powinien być nadzorowany. Mam tylko nadzieję, że ta prywatyzacja terenów miejskich nie będzie wprowadzana w tak niszczącym i grabieżczym stylu, jak to się stało przy prywatyzacji bogactwa zasobów naturalnych Rosji.
tłumaczenie: Andrzej Smosarski
Paul Klebnikov jest autorem książki "Ojciec chrzestny Kremla: Borys Berezowski i grabież Rosji". Pracuje jako redaktor w czasopiśmie Forbes i po roku 1989 pisuje korespondencje z Rosji. Doskonale włada językiem rosyjskim, otrzymał cztery prasowe wyróżnienia za swoje opisywanie świata biznesu w tym kraju. Ma doktorat z historii Rosji, zdobyty w London School of Economics. Wywiad ukazał się w styczniowym numerze "Multinational Monitor".