Kuroń: Rozumiem Ukraińców

[2002-05-24 22:58:13]

Poniżej prezentujemy dwa teksty pochodzące z Gazety Wyborczej autorstwa Jacka Kuronia, lwowiaka z urodzenia, który w swojej karierze politycznej pełnił między innymi funkcję przewodniczącego sejmowej komisji ds. mniejszości narodowych i etnicznych.


22-05-02


Miejmy odwagę przyznać - w konflikcie o Cmentarzu Orląt nie idzie o napisy. Chodzi o to, że lwowski panteon to symbol triumfu polskiego oręża w sercu Ukrainy. Więc jeśli już coś chcemy dopisać, to dopiszmy w dwóch językach: bohatersko poległym w walce o niepodległą Polskę... Ukrainę... w bratobójczej walce

Urodziłem i wychowałem się we Lwowie, tam do dziesiątego roku życia mieszkałem. Kolumnadę Cmentarza Orląt mam cały czas w oczach, widać ją było z różnych punktów miasta, dominowała nad nim. Oczywiście wychowywano mnie w kulcie Orląt Lwowskich, co nie przeszkadzało, że we wczesnym dzieciństwie kolegowałem się z Ukraińcami. Konflikt polsko-ukraiński nabrzmiały przed wojną był bardzo żywy we Lwowie. Wojna go jeszcze zaostrzyła. Myślę, że to, czego nam wówczas, a teraz zresztą również, brakowało, to świadomości, że Ukraińcy i Polacy, żyli, żyją i będą żyli na tych ziemiach we wspólnej ojczyźnie. Ta właśnie kwestia wydaje mi się najważniejsza dla zrozumienia zarówno wzajemnej wrogości, jak i wzajemnej bliskości. Mój ojciec pochodził z Zagłębia Dąbrowskiego, dzięki temu miał na sprawy polsko-ukraińskie spojrzenie z zewnątrz i stąd zrodziła się jego żywiołowa proukraińskość, czego już nie mogłem nauczyć się od rodziny ze strony mamy pochodzącej z tych właśnie stron. A było i tak, że mężowie moich ciotek nauczycielek byli byłymi Ukraińcami, bo oni, wchodząc w inteligencję polską, zacierali swoje ukraińskie korzenie. Miałem wujka straszliwie proendeckiego, z którym poważnie ścierałem się w sprawach ukraińskich, a który dopiero bardzo już stary, powiedział mi, no cóż my należymy do tych, co gente Ruthenus natione Polonus [z pochodzenia Rusini, z narodowości Polacy - red.]. Po raz pierwszy przyznał się, że jest Ukraińcem. To pokazuje też sytuację Ukraińców na tych terenach.

Polska zdradziła Ukrainę

W momencie gdy w 1918 r. odradzała się Polska, Litwa, Czechosłowacja i mogła odrodzić się Ukraina, nie umieliśmy się ze sobą porozumieć, więc wojna na wszystkich tych granicach była nieuchronna. To była straszliwa zapowiedź klęski 1939 r.

Wojna 1918 r. o Lwów musiała wybuchnąć, gdyż Lwów, można to śmiało powiedzieć, był sercem Ukrainy, to tam ze względu na liberalizm CK Austrii, rozwijały się ukraińskie niepodległościowe instytucje i instytucje życia naukowego i społecznego. Polskie również i z tego samego powodu. Tak jak po polskiej stronie istniało tam stowarzyszenie Sokół, to po ukraińskiej Sokił, tam brał swój początek ukraiński Płast i polskie harcerstwo, istniały oddziały strzelców Piłsudskiego, a po ukraińskiej stronie Strzelców Siczowych. Był polski uniwersytet, ale też Naukowe Stowarzyszenie im. Tarasa Szewczenki, które faktycznie pełniło rolę ukraińskiego uniwersytetu.

Nie można było budować niepodległej Ukrainy bez Lwowa, Polskę było łatwiej, bo mieliśmy również Kraków, choć Lwów odgrywał bardzo ważną rolę i był też w pewnym sensie sercem powojennej Polski w dużej mierze dzięki wojnie z 1918 r. Tamtą wojnę Polacy musieli wygrać, nie tylko dlatego, jak mówi Jurij Andruchowycz, że byli u siebie - bo rzeczywiście miasto było zamieszkane w zdecydowanej większości przez Polaków, którzy je dobrze znali. Wygrano też dlatego, że do konfliktu po stronie polskiej włączyła się dobrze wyekwipowana i wyszkolona we Francji Armia Hallera, dodam, że wbrew umowom międzynarodowym. Akurat ta armia, sformowana na Zachodzie, miała zastrzeżone, że nie weźmie udziału w walkach polsko-ukraińskich. Ale udział wzięła i to przesądziło o wyniku tej wojny.

Była to więc, jakby na to nie patrzeć, kolejna wojna bratobójcza, kolejna wojna w rodzinie i kolejny gwóźdź do trumny RP i Ukrainy. Ale wojna 1918 r. musiała być. Potem wojska ukraińskie Petlury w porozumieniu z Piłsudskim wzięły udział w wojnie z bolszewikami. A podpisując Traktat Ryski, Polska zdradziła te wojska i Ukrainę.

Warto też pamiętać, że Piłsudski, podpisując umowę z Petlurą, wyznaczył teren niepodległej Ukrainy za Zbruczem i czekał na powstanie, bo spodziewał się ukraińskiego powstania na zapleczu, ale ono nie mogło wybuchnąć, ukraińskie siły niepodległościowe były lepiej zorganizowane, posiadały realne zaplecze tu, w Galicji. Stąd można było zaczynać odrodzenie narodowe, tu wcześniej ono się zaczęło - tylko, że było antypolskie.

Po Traktacie Ryskim Piłsudski pojechał do Szczypiorna, gdzie byli internowani żołnierze Petlury, gdzie powiedział: "Panowie Ukraińcy, ja was przepraszam".

Nie o cmentarz się kłócimy

Ale we Lwowie stanął Cmentarz Orląt Lwowskich i po dzień dzisiejszy wygląda, że się o ten cmentarz kłócimy. A to nie prawda, my nie o cmentarz się kłócimy. My się kłócimy o coś całkiem innego. We Lwowie w związku z bratobójczą wojną polsko-ukraińską ustawiono monument triumfu oręża polskiego. Nie pod Warszawą, dla uświęcenia bitwy o Warszawę, która przesadziła losy wojny z 1920 r. i o niepodległości Polski, ale we Lwowie! W odpowiedzi na doświadczenie bratobójczej wojny, która według mnie zapowiedziała to, co się stało w 1939 r.

Rachunek wzajemnych krzywd można robić długo.

Przypadkiem jestem Polakiem - przypadkiem, bo się nim urodziłem, to było mi dane, więc myślę, że stać mnie na to, żeby powiedzieć, że jakby tego rachunku nie robić, to prawdą jest to, co mówią Ukraińcy. Ukraina Polski nigdy nie pozbawiła niepodległości, a Polska Ukrainę na pewno dwa razy i ten drugi raz to było w 1918 r., gdy w następstwie wojny z Polską padła Zachodnio-Ukraińska Republika Ludowa. Ukraińcy mówią, że tych wypadków było więcej, ale myślę, że te dwa, to też nie mało. Traktat Ryski był niewątpliwym rozbiorem Ukrainy.

Cały ten krzyk, który się rozległ teraz w mediach, że nie rozumiemy, czemu radni miasta Lwowa wciąż coś mają do zarzucenia w sprawie Cmentarza Orląt, jest infantylny. Ani Ukraińcom, ani nam Polakom nie idzie o te napisy. Miejmy odwagę to powiedzieć. Przecież lwowskim radnym nie o to chodzi, że tam są niewłaściwe przymiotniki: o "niepodległą" Polskę, czy "bohatersko zginęli", i my wiemy, że przyczyny są inne. Jasne jest, że w bratobójczej wojnie po obu stronach polegli ludzie w bohaterskiej walce i po obu stronach walczono o niepodległość. Chodzi o to, że zmuszamy Ukraińców do zaakceptowania, aby ten panteon triumfu oręża polskiego stał w mieście, które oni uważają za serce Ukrainy, aby przypominał im o tamtej klęsce z 1918 r. W Polsce nie ma w żadnym miejscu i w żadnym mieście panteonu triumfu oręża niemieckiego, rosyjskiego czy żadnego innego. Polska by się na to nie zgodziła.

Polska mówi - nie

Po obu stronach granicy polsko-ukraińskiej są groby i polskie, i ukraińskie. I po obu stronach mamy straszne kłopoty z upamiętnieniem zmarłych. Przypomnę kilka przykładów po polskiej stronie, o których dziś pisząc i mówiąc o cmentarzu Orląt, nikt nie wspomina. Przypomnijmy sobie, z jakim trudem, nie na pograniczu, ale w Kaliszu, Krakowie, odnawiano pomniki żołnierzy Petlury, sojuszników (sic!) Piłsudskiego.

W Kaliszu zrobiono mało, ale przynajmniej część z tego, co należy zrobić, choć Ukraińcy zapewne chcieliby, aby odnowiono całość. Są jednak miejsca, gdzie od lat zgłaszane postulaty ugrzęzły, jak np. w Łańcucie, Wadowicach czy Strzałkowie. W tych miejscach przed wojną istniały cmentarze, na których chowano od kilkuset do kilku tysięcy ukraińskich wojskowych - często generałów, podoficerów, szeregowych żołnierzy oraz cywilów, stały tam pomniki. Teraz pozostały zniszczone krzyże, krzaki, trawa... Nikogo w Polsce nie dziwiło, że Rada Ochrony Pamięci domaga się od Związku Ukraińców, by napisy na pomnikach, i to nie tylko, jak się u nas powszechnie uważa pomnikach UPA, a ukraińskich cywilnych ofiar konfliktu z lat 1944-1947, były dwujęzyczne. A we Lwowie czemuś to razi.

W lipcu 2000 r. zaplanowano pochówek żołnierzy UPA, ekshumowanych z dołów w Birczy i Lisznej, strona ukraińska prosiła premiera Buzka i marszałka Płażyńskiego o przesunięcie terminu pochówku o tydzień, polska strona nie uznała za stosowne zgodzić się. I to po tym, jak szczątki z Lisznej leżały w Zakładzie Medycyny Sądowej w Rzeszowie osiem lat, z Birczy dwa lata, bo nie było zgody na pochówek. W 1918 r. w obozie w Wadowicach przetrzymywano 15 tys. internowanych Ukraińców z Galicji, ponoć około 1,5 tys. z nich zmarło z chorób, niedożywienia - czy mamy tam jakieś upamiętnienie?... Jest jeszcze Łańcut, gdzie z odsłoniętego w 1937 r. ukraińskiego pomnika w 1974 roku zdjęto napis o pochowanych tam Ukraińcach, a dodano o żołnierzach polskich.

Ściana nienawiści

Za każdym razem, bo we wszystkich tych sprawach interweniowałem, stawałem wobec ściany niezrozumienia i nienawiści; ludność miejscowa nie chciała się zgodzić na pochówek żołnierzy UPA, bohatersko poległych i w walce o niepodległość - tylko że byli to Ukraińcy bohatersko polegli w walce o niepodległość Ukrainy.

Ale to nie wszystko, przypomnijmy w moim odczuciu coś znacznie gorszego. W polskim obozie koncentracyjnym w Jaworznie więziono w latach 1947-49 Ukraińców, przedtem Niemców, potem nieletnich z polskiego podziemia niepodległościowego, ale przede wszystkim Ukraińców. Większość więziono bez wyroków, tylko podejrzanych o współpracę lub pomoc UPA, w tym wiele kobiet, nieletnich, księży. Zginęło tam 161 osób, więziono prawie 4 tys. I my, Polacy dobrej woli, wraz ze Związkiem Ukraińców w Polsce od dziesięciu lat walczymy o przyznanie odszkodowań, ulg w opiece lekarskiej dla byłych więźniów Jaworzna, dziś w większości ludzi starych - bezskutecznie. Pozostało przy życiu 168 osób więzionych bez wyroków sądowych w tym obozie. Od lat nie możemy się doprosić, słyszymy oficjalnie lub nieoficjalnie, że być może byli to jednak UP-owcy, że nie należy im się!

Wspólna ojczyzna

Więc nie róbmy - my Polacy - zdziwionych min! Mówmy wprost, że ważny jest dla nas ten panteon, nie mówmy o jakiś napisach, słowach, to infantylne, w każdym razie po polskiej stronie. Ukraińców rozumiem, im jest niezręcznie, idzie o wielką politykę, Polska jest dla Ukrainy olbrzymią szansą polityczną w drodze do Europy, więc jest to forma uniku, jakby tu jak najmniej urazić Polskę, a jednocześnie ocalić swoją dumę.

Nie proponuję, aby zburzyć ten panteon, już nic nie burzmy, ale spróbujmy zrozumieć się wzajemnie. Spróbujmy sobie wyobrazić, że taki panteon stoi w Przemyślu i jest on upamiętnieniem zwycięstwa oręża ukraińskiego! Jeśli już coś chcemy dopisywać, to może strona polska zgodziłaby się napisać w dwóch językach: Bohatersko poległym w walce o niepodległą Polskę...Ukrainę... w bratobójczej walce.

Lepiej nie stawiajmy panteonów po żadnej stronie, uczcijmy pamięć poległych w zadumie nad tragedią, losami ludzi tam żyjących i ze świadomością, że to jest nasza wspólna ojczyzna, po obu stronach tak czy inaczej postawionej granicy - wspólna ojczyzna Polaków, Ukraińców, dla każdego z nas to jest jego ojczyzna.


21-06-97


Stosunki polsko-ukraińskie stały się jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą sprawą w polskiej polityce zagranicznej. Wiem, że bardzo wielu ludzi ocenę taką uzna za co najmniej przesadzoną. Przywykliśmy w polityce zagranicznej myśleć tylko o Rosji, Niemczech i mocarstwach zachodnich. Nie mam zamiaru pomniejszać znaczenia dla nas któregokolwiek z tych państw. Ale ostatnimi laty zmienił się świat i wraz z nim priorytety naszej polityki zagranicznej też się muszą zmienić.

Rozwijające się NATO i Unia Europejska wykreowały potężne i z zasady przychylne Polsce siły, a w związku z tym zasadniczo zmienił się charakter Niemiec. Z Zachodu już nie tylko nic nam nie zagraża, ale możemy i powinniśmy czerpać stamtąd siłę.

W rezultacie Wschód stał się dla nas najważniejszym problemem i zadaniem. Przy tym - jak twierdzą życzliwi nam politycy z Europy Zachodniej i Stanów - wartość Polski dla Zachodu będzie tym większa, im lepsze będą nasze stosunki ze Wschodem.

Przywykliśmy, że kiedy mówimy Wschód - myślimy: Rosja. Oczywiście żadnemu polskiemu rządowi nie może być obojętne, czy Rosja jest zaborcza czy demokratyczna i jak bardzo jej granice są oddalone od naszych. Dlatego właśnie w centrum naszej polityki zagranicznej staje niepodległa, zaprzyjaźniona z nami Ukraina. Fakt, że oddziela nas ona od Rosji, jest - a w każdym razie powinien być - oczywisty.

Jest jednak jeszcze jeden, wcale nie mniej ważny powód, by traktować sprawę niepodległości Ukrainy jako ważną również dla nas. Gdyby Rosja wchłonęła Ukrainę, musiałaby się stać, zgodnie z logiką podboju, państwem zaborczym. Mówią tak również niektórzy moi przyjaciele Rosjanie, co podkreślam, bo przyjaźń polsko-ukraińska nie powinna być budowana na antyrosyjskości, choć to najłatwiejsze.

Cieszy fakt, że byliśmy pierwszym państwem, które uznało niepodległość Ukrainy. Bardzo cieszy ogłoszona w maju wspólna deklaracja prezydentów naszych dwóch państw.

Niestety, nawet najpiękniejsze deklaracje władz państwowych nie zastąpią przyjaźni narodów. Tymczasem w prowadzonych w Polsce badaniach nad niechęcią do ludzi innej narodowości Ukraińcy zajmują najgorszą pozycję. Na Ukrainie na razie nie prowadzi się takich badań, ale moi rozliczni przyjaciele Ukraińcy sądzą, że i tu wynik byłby podobny, zwłaszcza w Ukrainie Zachodniej. Tymczasem tam właśnie najsilniejsze są dążenia niepodległościowe. A zatem ci, którzy są z naszego narodowego punktu widzenia najbardziej wartościowi, przodują w uprzedzeniach wobec nas.

Jak widać, w najważniejszej dla naszych narodów sprawie - sprawie zbliżenia - budujemy na piasku wzajemnych antagonizmów. Na Ukrainie żyją Polacy, w Polsce żyją Ukraińcy - i jedni, i drudzy są przedmiotem niechęci, co pogłębia to, co nas dzieli, a przecież mogłoby zbliżać nas do siebie.

Prawdziwą tragedią naszych stosunków jest fakt, że wzajemne uprzedzenia, żeby nie powiedzieć - nienawiść, krzewią się poprzez przekaz pokoleń. A biada ludom, które go przerwą. Każde pokolenie musi wnosić swój wkład w ten przekaz, rozwijać go i przekształcać, ale pomysł tych, którzy liczą, że młodych ludzi przestanie obchodzić przeszłość, jest groźny.

Dlatego za największy może sukces w staraniach o zbliżenie polsko-ukraińskie uważam seminaria historyczne, inicjowane i organizowane dzięki porozumieniu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej i Związku Ukraińców w Polsce. Już samo to porozumienie zapoczątkowuje przekaz pokoleniowy między naszymi narodami.

Światowy Związek Żołnierzy AK to ludzie, którzy uczestniczyli w wojnie. Związek Ukraińców - to w pierwszym rzędzie ci, którzy urodzili się w transportach akcji "Wisła" bądź na miejscach wygnania. Jedni i drudzy wspólnie postanowili odwołać się do historyków i badać przeszłość, niejednokrotnie bolesną, ale prawdziwą. W myśl tej umowy historyków, którzy uczestniczą w seminariach, zgłaszają i zatwierdzają obie strony, a po każdym z nich sporządza się wspólne protokoły.

Odbyło się już pierwsze seminarium na Ukrainie (w zeszłym roku w Łucku), drugie w Polsce (pod koniec maja w Warszawie); następne zaplanowano znów na Ukrainie, a kolejne w Polsce... Rozbieżności z jednego seminarium stają się przedmiotem dyskusji podczas następnego.

Nie są to łatwe rozmowy, ale obie strony bardzo chcą wzajemnie się zrozumieć. Mowa tu jednak o szczególnej sytuacji, gdy uczestnikami dyskusji są fachowcy nastawieni na dialog. Kiedy na co dzień rozmawia się o stosunkach z Polską z ukraińskimi niepodległościowcami, to niezależnie od ich indywidualnej zdolności do samokrytycyzmu usłyszymy oceny naznaczone poczuciem wielkiej krzywdy.

W tej perspektywie krew przelana na Wołyniu czy w Galicji Wschodniej wsiąka w ziemię ukraińską. I jeśli to jest krew polska - to jest to bolesne, ale walkę o niepodległość łatwo usprawiedliwiać.

Z kolei Polacy na tych ziemiach nie byli i nie są przybyszami. Wrośli w nią dorobkiem pokoleń, co widać w miastach, zwłaszcza we Lwowie, po dzień dzisiejszy. Byli więc u siebie i bronili Ojczyzny - a czyny popełnione, kiedy się jej broni, też łatwo usprawiedliwiać.

Historia naszych ziem tak się ułożyła - czy raczej tak ją ukształtowaliśmy - że od XIV, XV wieku poczynając ludy je zamieszkujące tworzyły wspólnie Rzeczypospolitą Narodów. Mamy więc - Polacy, Litwini, Białorusini i Ukraińcy - wspólny rodowód we wspólnej Ojczyźnie. Zdarzały się w niej konflikty klasowe czy raczej stanowe, religijne - zresztą nieporównywalnie łagodniejsze niż w zachodniej Europie. Nie należy jednak, jak często się czyni, tłumaczyć owych konfliktów poprzez odwołanie do dzisiejszego rozumienia pojęcia "naród".

W XVIII, XIX wieku na naszych ziemiach zaczęła się kształtować nowoczesna świadomość narodowa. Warto jednak pamiętać, że proces kształtowania się narodów w tej części Europy był bardzo skomplikowany. Przecież Adam Mickiewicz rozpoczyna nasz największy narodowy poemat słowami: "Litwo, Ojczyzno moja..."; a jeśli spojrzeć na "Pana Tadeusza" z dzisiejszej perspektywy, owa Litwa okaże się także Białorusią.

Zdawał sobie sprawę z tego skomplikowania Piłsudski i dlatego w swojej myśli niepodległościowej stawiał na federację. W żadnym razie nie chodziło mu o polski podbój ziem I Rzeczypospolitej, lecz o związek równoprawnych narodów. Idea ta przegrała nie tylko z Sowietami, ale także z polskim nacjonalizmem - w sytuacji, gdy rodziła się świadomość narodowa, pobudzał on nacjonalizm tych narodów, które czuły się przez niepodległość Polski zagrożone.

W wieku XIX i w początkach XX nowoczesna świadomość narodowa Ukraińców kształtowała się przede wszystkim w Galicji. Korzystali oni z narodowościowej autonomii kulturalnej i politycznej panującej w cesarstwie austriackim.

Z warunków tych korzystali także Polacy, z różnych względów do tego zadania lepiej przygotowani; dysponowali przecież także innymi ośrodkami, mogli odwoływać się do wcześniejszego dorobku emigracji. Niemniej to Galicja, a zwłaszcza Lwów, stanowiła centrum polskich dążeń niepodległościowych.

Ukraiński ruch niepodległościowy korzystał także z polskich wzorców. We Lwowie Ukraińcy tworzyli instytucje naukowe i oświatowe, organizacje społeczne, partie polityczne, szkoły różnego stopnia, skauting i wydawnictwa. Przybywali tu z Rosji nie tylko polscy, ale i ukraińscy uchodźcy. Może warto dla ilustracji wspomnieć, że w ślad za polskim Związkiem Strzeleckim powstało ukraińskie Towarzystwo Strzelców Siczowych, którego statut był przetłumaczonym na ukraiński statutem polskiego Strzelca. Dodajmy, że w ślad za polskimi Legionami powstał Legion Ukraiński, a ukraiński hymn narodowy zaczyna się od słów: "Szcze ne wmerła Ukraina...".



Nie ulega wątpliwości, że Galicja Wschodnia z centrum we Lwowie stała się głównym ośrodkiem ukraińskich dążeń niepodległościowych. Podobną rolę, choć na mniejszą skalę, odgrywał ten region wobec Polski. W ten sposób kształtująca się polska i ukraińska nowoczesna myśl niepodległościowa już od samych początków znalazły się w konflikcie. Wszystko wskazuje na to, że żadna ze stron nie zdawała sobie sprawy z tych uwarunkowań i z determinacji strony drugiej.

Podobnie wyglądały stosunki Polaków z Litwinami i Białorusinami; konflikt z tymi ostatnimi był łagodniejszy, ponieważ tendencje niepodległościowe były u nich słabsze (co zresztą dzisiaj się mści).

Wolno chyba pokusić się o twierdzenie, że narody I Rzeczypospolitej, kształtujące nowoczesną myśl niepodległościową w niewoli obcych mocarstw, mogły to czynić tylko albo we wzajemnej współpracy, albo przeciw sobie. Ta pierwsza droga okazała się niemożliwa i w związku z tym te z nich, które wybiły się na niepodległość, osiągnęły ją na krótko - każde z nich bowiem było osamotnione wobec ekspansywnych mocarstw, Niemiec i Rosji.

Opisane tu znaczenie Galicji Wschodniej i Lwowa dla ukraińskiego ruchu niepodległościowego i znaczenie tego regionu dla społeczeństwa polskiego wskazują, że wojna polsko-ukraińska o ten region, do jakiej doszło w latach 1918-19, była nieuchronna. Ze względu na opisaną tu logikę własności Ojczyzn każda ze stron mówiła o napaści i agresji.

Każde zwycięstwo w tej wojnie musiało pozostawić głębokie rany po obu stronach, zwłaszcza przegranej. Okazała się nią strona ukraińska. Antybolszewicki pakt Piłsudski - Petlura zakładał rezygnację przez przyszłe państwo ukraińskie z Galicji Wschodniej i zachodniego Wołynia, praktycznie więc z ziem sięgających aż do rzeki Zbrucz.

Znacząco osłabiło to zaangażowanie Ukraińców w wojnę 1920 roku. Podpisany przez Polskę i sowiecką Rosję traktat ryski całkowicie przekreślał ich aspiracje niepodległościowe. Zostaliśmy skazani na wrogie sowieckie sąsiedztwo i stałe ukraińskie spiski wewnątrz państwa. Ukraińcy zaś zostali skazani na politykę zarazem antysowiecką i antypolską, co czyniło z nich potencjalnych sojuszników imperialnych Niemiec.

W granicach państwa polskiego znalazły się niemal wszystkie ukraińskie siły niepodległościowe. Przy tym nawet najbardziej ograniczona polska demokracja parlamentarna dawała Ukraińcom szanse aktywności nieporównywalne z tym, co było możliwe w ZSRR. Nie miejsce tu na opisywanie jakże prężnej aktywności społecznej, gospodarczej, oświatowej, kulturalnej i politycznej Ukraińców w II Rzeczypospolitej. Dzięki niej mogli oni nadal rozwijać i kształtować swą świadomość narodową, która zaczęła się rodzić w XIX wieku w Galicji.

Ziemie na zachód od Zbrucza stawały się w ten sposób kolebką niepodległej Ukrainy. Ukraińcy nie mogli z nich zrezygnować, nie rezygnując z aspiracji niepodległościowych. Polacy z kolei budowali swoją z trudem odzyskaną państwowość jako kontynuację I Rzeczypospolitej. Oni też nie mogli zrezygnować z tych ziem, tym bardziej że licznie je zamieszkiwali i wznieśli na nich swoje świątynie, domy, pomniki kultury.

Dlatego też w polityce państwa polskiego na tych ziemiach decydujący wpływ miały siły antyukraińskie, a tym samym w polityce ukraińskiej dominowały siły antypolskie. W opisanych warunkach nie było miejsca na kompromis. Partie umiarkowane przegrywały. Wygrywał szowinizm.

Państwo posiada zawsze rozliczne środki represji, ale nie jest w stanie osłabić ruchu wyzwoleńczego; może go tylko zepchnąć w ekstremizm, który rodzi terror. Eskalacja wrogości po obu stronach godzi w niewinnych i sama się nakręca. Dlatego w czasie II wojny światowej doszło do walk polsko-ukraińskich, które były nie mniej okrutne i godziły w ludność cywilną w nie mniejszym stopniu niż cała wojna. Walki te - i związane z nimi represje wobec ludności cywilnej - toczyły się i po zakończeniu wojny.



Historycy obu naszych narodów muszą, kontynuując dzieło rozpoczęte w Łucku i Warszawie, opisać całą prawdę tamtych lat. Obie strony muszą zdobyć się na potępienie tego, co winno być potępione. Wymierzanie sprawiedliwości, nawet w przypadku odległych w czasie czynów, ma wielkie znaczenie dla współczesności i przyszłości. W tej sprawie najważniejsza jest prawda, a ta może być tylko obiektywna. Wymaga to dociekliwych badań, prowadzonych przez wzajemnie się kontrolujące obie strony, oraz debaty z udziałem możliwie najbardziej bezstronnych uczonych.

Wszyscy musimy zaakceptować prawo ludzi do czczenia pamięci ofiar - to jest do pielęgnowania grobów swoich poległych i pomordowanych. Ta prawda jest i pozostanie subiektywna. Koniecznie jednak musimy pilnować, aby epitafia czciły pamięć tych, którzy już nie żyją, nie zaś godziły w uczucia żywych.

Tymczasem postępujemy dokładnie odwrotnie, grając grobami w polityczne gry. Na terytorium Polski zdewastowane są cmentarze żołnierzy ukraińskich walczących ramię w ramię z Polakami w wojnie bolszewickiej, a także groby ludności cywilnej. Z kolei na Ukrainie, na Wołyniu, wstrzymano budowę cmentarzy AK-owskich, a lokalne władze we Lwowie zgłaszają rozliczne uwagi do konserwacji grobów Orląt na Cmentarzu Łyczakowskim.

Wpadliśmy - my, narody, które wyrosły z I Rzeczypospolitej - w historyczną pułapkę, z której korzystały, a może i ją zastawiły, mocarstwa zaborcze. Chciałbym napisać, że właśnie teraz przełamaliśmy fatum i nasze dziedzictwo wprzęgliśmy w rozkwit dziedziczących je narodów. Mamy taką szansę, ale jest to wielkie i trudne zadanie.



Jacek Kuroń



drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
DEMONSTRACJA: ZATRZYMAĆ IZRAELSKĄ MACHINĘ ŚMIERCI
Warszawa, Plac Zamkowy
5 października (sobota), godz.13.00
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek

Więcej ogłoszeń...


2 listopada:

1847 - W Cherbourgu urodził się Georges Sorel, francuski teoretyk rewolucyjnego syndykalizmu.

1860 - W Czołowie urodził się Marcin Kasprzak, drukarz, działacz ruchu robotniczego. Członek kolejno SPD, II Proletariatu, PPS zaboru pruskiego, SDKPiL.

1944 - Zmarł Karol Irzykowski, prozaik, dramaturg, krytyk literacki, teoretyk filmu, współpracownik "Robotnika".

1949 - Przyznano niepodległość Indonezji.

1975 - W Ostii zamordowano Piera Paola Pasoliniego, włoskiego reżysera filmowego, teoretyka filmu i pisarza o poglądach lewicowych.

1997 - Zmarł Günter Biermann, polityk SPD. W latach 1961-83 - przez 6 kadencji - deputowany tej partii do Bundestagu.


?
Lewica.pl na Facebooku