Zdecydujmy wreszcie. Wszyscy
Problem powraca, gdyż Parlament Europejski uchwalił rezolucję, która zaleca, aby kobiety w krajach kandydujących do Unii miały bezproblemowy dostęp do aborcji. Inne punkty rezolucji to: propozycja, by kobiety mogły kupować tzw. pigułkę dzień po, która nie dopuszcza do ciąży. Rekomenduje się także utworzenie centrów medycznych, gdzie kobieta mogłaby poddać się zabiegowi lub poinformowano by ją o innym rozwiązaniu, np. oddaniu dziecka do adopcji.
Mówi się o edukacji seksualnej i taniej antykoncepcji.
Najgłośniej i najszybciej zareagowali polscy biskupi. Najostrzejszy był abp Życiński, który powiedział, że "nie potrzebuje instrukcji z Brukseli, by dowiadywać się, kiedy może zabić dziecko". Politycy prawicowi zadowolili się przegłosowanym oświadczeniem sejmowej Komisji Europejskiej, w którym czytamy, że nikt nie będzie wywierał nacisku na parlament.
Politycy lewicy zadowolili się wyjściem z sali. Myśleli, że nie będzie kworum i do głosowania po prostu nie dojdzie. Pomylili się. Ich postawa zdumiewa Wandę Nowicką, przewodniczącą Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. - Przecież mogli zgłosić wniosek mniejszości, jakoś zaznaczyć swoją obecność - komentuje.
Jak dbać o zdrowie kobiety?
Dziś sytuacja jest absurdalna. Wielu polityków wykorzystuje integrację z Unią, by uniemożliwić kobietom prawo do decydowaniu o swoim brzuchu.
Politycy lewicy w czasie kampanii wyborczej, troszcząc się o elektorat, zapewniali, że po przejęciu władzy zliberalizują ustawę antyaborcyjną. Dziś twierdzą, że spokój społeczny i wchodzenie do Unii wraz ze wsparciem Kościoła wymagają niezmieniania przepisów. - Zapominają, że ustawa aborcyjna została wprowadzona wbrew woli społeczeństwa - przypomina Wanda Nowicka. - Z ostatnich badań opinii społecznej wynika, że prawie 60% Polaków uważa, że prawo powinno dopuszczać przerywanie ciąży z przyczyn społecznych.
- Oczywiście, rezolucja niczego nie zmienia, decyzja należy do polskiego parlamentu - zapewnia senator Marek Balicki, przewodniczący senackiej Komisji Zdrowia, zwolennik referendum. - Jednak wraz z rezolucją otrzymaliśmy sygnał, że inne kraje nas obserwują, że restrykcyjność ustawy zdumiewa świat. Po prostu Unia przypomina nam, że dbanie o zdrowie kobiety to dostępna antykoncepcja i bezpieczna aborcja - dodaje senator Balicki.
Zadowolony z rezolucji jest dr Zbigniew Izdebski, przewodniczący Towarzystwa Rozwoju Rodziny. - Przecież poruszono w niej nie tylko problem aborcji, ale i taniej antykoncepcji, także edukacji seksualnej - przypomina dr Izdebski. - Wszystko to, co w Polsce nie funkcjonuje.
Tańsza antykoncepcja
W ub.r. w Warszawie, obradowała europejska grupa Międzynarodowej Federacji Planowania Rodziny. Wtedy również sugerowano, że wstępująca do Europy Polska nie powinna dbać o zdrowie kobiety w tak specyficzny sposób, zakazując aborcji. Przypominano, że Polska podpisała kilka międzynarodowych zobowiązań, zgodnie z którymi ma dbać o zdrowie reprodukcyjne kobiety. Za tym okropnym określeniem kryją się właśnie tania antykoncepcja i legalna aborcja. Przedstawicielki federacji nie mogły zrozumieć, że resort zdrowia nie dofinansowuje tabletek antykoncepcyjnych, tak by mogły kupić je i biedniejsze Polki.
Wanda Nowicka ostrzega, byśmy nie lekceważyli rezolucji.
- Nigdy jeszcze tak poważne międzynarodowe gremium nie zajęło stanowiska w sprawie restrykcyjnej ustawy - tłumaczy. - W rezolucji wypomina się nam, że po latach funkcjonowania liberalnej ustawy, zdecydowaliśmy się na zaostrzenie. Już niedługo po wstąpieniu do UE problem aborcji nie będzie tylko naszą wewnętrzną sprawą. Państwa Unii to swoiste naczynia połączone. Polki będą wyjeżdżać do innych państw, by legalnie przeprowadzić aborcję. Trudno się dziwić, że UE wolałaby, byśmy tego problemu nie przerzucali na innych.
Ciężko chora ma rodzić
Przypomnę argumenty zwolenników liberalizacji ustawy:
- Liberalne prawo aborcyjne nikogo do aborcji nie zmusza. Zakaz aborcji jest natomiast równoznaczny z przymusem rodzenia.
- Nikt ze zwolenników liberalizacji nie jest propagatorem aborcji. Trzeba propagować antykoncepcję, ale jeśli dojdzie do niechcianej ciąży, rozwiązanie problemu to kwestia sumienia kobiety, nie prawa ustanowionego w większości przez starszych panów.
- Zdeterminowana kobieta i tak znajdzie lekarza, który przeprowadzi zabieg. Tyle że za duże pieniądze, nie zawsze w bezpiecznych warunkach. Droga do aborcji będzie kosztowna i może bardziej upokarzająca. To jedyny efekt ustawy. Bowiem dzieci nie rodzi się więcej.
O tym, że ustawa sprowadziła aborcję do podziemia, świadczą coroczne sprawozdania Ministerstwa Zdrowia, informujące o realizowaniu ustawy. Oficjalne statystyki podają, że w niektórych województwach przeprowadzono jeden zabieg przerwania ciąży. Absurd - wiadomo, że jest jeden zabieg w państwowym szpitalu, tysiące w prywatnych gabinetach. Czy chcemy takiego chorego prawa?
Dr Grzegorz Południewski, wiceprzewodniczący Towarzystwa Rozwoju Rodziny, przypomina, że ustawa antyaborcyjna została w Polsce wynaturzona. - Problemem jest nie tylko jej restrykcyjność - tłumaczy. - Niedopuszczalne jest, że nawet w nielicznych przypadkach zezwalających na aborcję, np. gdy zagrożone jest zdrowie matki, uniemożliwia się wykonanie zabiegu. Żąda się dodatkowych zaświadczeń, wreszcie jest za późno na zabieg, dochodzi do tragedii. Kobiety umierają lub rodzą ciężko chore dzieci, których nie są w stanie utrzymać.
"Apelujemy do Sejmu, żeby zastosował się do rezolucji Parlamentu Europejskiego i zmienił niesprawiedliwe, nieludzkie prawo, które przecież nie rozwiązuje problemu niechcianej ciąży", napisały przedstawicielki organizacji kobiecych. Podpisuję się pod tym apelem i proponuję - jeśli parlament nie chce brać na siebie tej odpowiedzialności, niech zgodzi się na referendum.
Iwona Konarska
Tekst ukazał się w ostatnim numerze magazynu „Przegląd”