Ciszewski: Mity radykalnej lewicy
[2002-08-08 11:10:50]
Mit o konieczności budowy partii marksistowskiej, a raczej konieczności budowy partii w obecnej sytuacji. Pojawia się on w bardzo wielu publikacjach i programach radykalnej lewicy. Cel jak najbardziej słuszny, tyle że oderwany od rzeczywistości. Większość osób głoszących ten postulat zapomina niestety o tym że partii nie da się zbudować z dnia na dzień. Ani historia, ani współczesna polityka nie znają takich przypadków. Oczywiście zdarza się że ugrupowanie powstaje bardzo szybko i zdobywa pewną popularność, jednak dzieje się tak jedynie w przypadku, gdy są w to zaangażowane duże pieniądze oraz wpływowe osoby (przykład Platformy Obywatelskiej). Lewica nie ma ani jednego ani drugiego. Zresztą nawet gdy partia taka ma pieniądze po początkowym sukcesie przeżywa stagnację i nie zdobywa większego poparcia, ponieważ ludzie nie czują się z nią związani. Podstawowym warunkiem, który musi zaistnieć przed powstaniem lewicowej partii jest wyjście do ludzi. Praca z nimi i poznawanie potrzeb społeczeństwa. To co było siłą przedwojennej PPS, oparcie w ruchu spółdzielczym i innych inicjatywach oddolnych. Do tego jednak należy przestać gadać i zacząć słuchać. Należy również mieć tym ludziom coś do zaoferowania, zamiast mętnych argumentów o władzy robotniczej itp. Postulaty należy dozować. Dlaczego na przykład nie wyjść od projektu samorządów pracowniczych? Można by wtedy dotrzeć do zakładów pracy i przekonywać pracowników do tej inicjatywy obywatelskiej. Mit o szreokiej akcji propagandowej. Można go zawrzeć w stwierdzeniu „prowadzimy szeroką akcję propagandową skierowaną do ludzi pracy”. Niestety patrząc na różne gazetki organizacji lewicowych można dojść do wniosku że akcja ta wcale nie jest szeroka (ze względu na ich nakład) ani skierowana do odpowiedniego odbiorcy. Trafia głównie do studentów i licealistów, a i to nie do końca. We frazeologii organizacji radykalnych pełno jest odniesień do filozofii czy historii. Wątpię aby przeciętny robotnik zrozumiał tak przedstawiane argumenty. Zresztą często są one totalnym bełkotem, o tym co powiedział Trocki, Rewolucji Październikowej itp. Efekt tego można łatwo sprawdzić pytając przechodniów czy znają jakąś organizację radykalnej lewicy. Część wymieni zapewne SLD. Public Relations jest dobre dla kapitalistów. Widać to niestety we wszelkich działaniach radykalnej lewicy. Łamie ona praktycznie wszystkie zasady prowadzenia skutecznej kampanii. Zaczynając od tego że działa w oderwaniu od rzeczywistości, o czym świadczą jej „akcje propagandowe”, a kończąc na tym że używa skompromitowanej symboliki. Licealista ze sztandarem ZSRR na demonstracji raczej ośmiesza całe przedsięwzięcie niż przekona kogokolwiek co do celowości protestu. Niektórzy jednak muszą się wyżyć. Bieganie ze sztandarem, najlepiej jeszcze w wojskowej kurtce i Leninem w klapie to dla nich sposób spędzenia wolnego czasu. Wprawdzie nic z tego nie płynie, ale to takie hobby. Dokładnie to samo dotyczy części anarchistów, którzy mają inną symbolikę, ale działają tak samo bezsensownie. Błędem jest również twierdzenie, że miarą sukcesu organizacji jest liczba przeprowadzonych przez nią pikiet. Działa to na zasadzie przechwałek – „a my zorganizowaliśmy więcej akcji od was”. Oczywiście udane akcje można policzyć na palcach. Miały one zwykle miejsce, gdy wszystkie grupy przygotowywały je razem. O to jest jednak coraz trudniej, ponieważ ostatnio prawie każdy ciągnie w swoją stronę i chce odebrać innym członków. Piętnastosobowa pikieta, o której gazety nie napiszą nawet w dziale „w skrócie” raczej ośmiesza cel w którym miała być zorganizowana. Kolejna kwestia związana z public relations to kontakty z mediami. Grupy radykalnej lewicy są zwykle zachwycone gdy media cokolwiek o nich powiedzą, na zasadzie „nie ważne jak mówią, ważne że mówią”. Problem jednak nie w tym żeby za wszelką cenę się pokazać, ale żeby pokazać się z dobrej strony. Oczywiste jest że obecne media nie będą lewicy tego ułatwiały, ze względu na to że są kontrolowane przez elity. Po co jednak ułatwiać im zadanie, na przykład poprzez konspiracyjne umawianie się na rozmowy, ukrywanie nazwisk czy robienie zdjęć zamaskowanym działaczom? Skoro chcemy dotrzeć do ludzi, to należy działać jawnie. Jeśli decydujemy się na działalność, dlaczego mamy wstydzić się własnego nazwiska? W przeciwnym wypadku rozmówcy znajdują się przecież w kategorii „świry” lub „ciekawostki polityczne”. Jeśli z góry wiemy że dziennikarz dostał zadanie ośmieszenia nas i zrobi to żebyśmy nie wiadomo co powiedzieli, to czy jest sens w ogóle się z nim umawiać? Ciekawym przykładem zachowania, które miało być wyrażeniem poglądów politycznych było zorganizowanie przez jedną z grup pikiety antyfaszystowskiej podczas programu telewizyjnego emitowanego na żywo. Z pewnością protest przeciwko udziałowi w nim nacjonalistów i rasistów był słuszny, jednak czy nie wystarczyło wypowiedzieć wspólne oświadczenie i masowo opuścić salę? Czy trzeba było robić szopkę tylko po to, aby pokazać się z transparentem? Efekt jest taki, że ludzie którzy wzięli udział w tym przedstawieniu nie zostaną zaproszeni do telewizji, żeby nie wiadomo co mądrego mieli do powiedzenia, a faszyści okazali się umiarkowanymi młodymi ludźmi, których czepiają się jacyś wariaci. Słuszny protest odniósł więc skutek przeciwny do zamierzonego. Bierzemy udział tylko w akcjach, które się nam podobają. Raczej nie mit tylko patologia, polegająca na tym że jeśli akcja nie jest do końca lewicowa, czy nie wiadomo jak wyjdzie, organizacja wstrzymuje się od działania. Najlepszy jest tu przykład Warszawy. Grupy radykalnej lewicy nie są tu znowu tak nieliczne. Działają praktycznie wszystkie organizacje. Tyle że gdy ma miejsce jakiś protest czy strajk, nie pojawia się zwykle więcej niż kilkanaście osób. Oczywiste jest że robotnicy na swoich protestach nie cytują marksa, a czasem prezentują nawet poglądy prawicowe i antysemickie. Dzieje się tak dlatego że lewica do nich nie dociera, nie tłumaczy że obecny rząd nie reprezentuje lewicowej polityki. Nawet jeśli przedstawiciele rewolucyjnej organizacji pojawiają się w zakładach pracy, to ze względu na styl swoich wypowiedzi i argumenty są traktowani jak wariaci. Rozwiązaniem byłoby w obecnej sytuacji na przykład skontaktowanie się z Ogólnopolskim Komitetem Protestacyjnym. Byłoby to tym łatwiejsze że organizacje radykalnej lewicy nie mają na razie wielkich ambicji politycznych, przez co nie będą podejrzewane o to że chcą zdobywać głosy i oszukać pracowników. W przypadku prawicowców pojawiających się na protestach, pracownicy nie mają już takiej pewności. Są oni przecież reprezentantami konkretnych partii politycznych. Kolejnym błędem jest brak mobilizowania się na akcje. Na przykład gdy część organizatorów C22 stwierdziła że to się nie uda i nie będą mobilizowali swoich struktur, przedsięwzięcie nie mogło się udać. Ci sami działacze, którzy tak chętnie odwołują się do historii ruchu robotniczego nie zdają sobie sprawy że Lenin czy Durruti nigdy nie powiedzieli by przed demonstracją „to się nie uda nie mobilizujemy ludzi”. Największą kompromitacją byłoby, gdyby w Polsce protesty antyglobalizacyjne, czy jakiekolwiek inne prowadzone przez radykalną lewicę czy anarchistów zakończyły się, ponieważ przyszła sesja, albo zaczęły się wakacje. Poważny działacz musi uświadomić sobie, że polityka to nie zabawa, ani sposób na spędzenie wolnego czasu. To tylko kilka najważniejszych mitów pokutujących w środowiskach radykalnej lewicy. Dotyczą one również (z wyłączeniem kwestii budowy partii) anarchistów. Niestety każda radykalna organizacja popełnia kilka z przytoczonych błędów. Najsmutniejszy jest fakt ich odporności na krytykę, którą przyjmują jako zdradę, odejście od linii politycznej itp. Wyszczególnione tutaj błędy w działaniu są nawet w stanie uznać za swoje sukcesy (!). Nie patrzą natomiast na Europę, gdzie właśnie dzięki dostosowaniu do warunków radykalna lewica odbiera głosy socjaldemokratom i zyskuje coraz większe poparcie. W Polsce tymczasem pomimo że wydawałoby się że sytuacja sprzyja jej rozwojowi, radykalna lewica to nadal kilkanaście niewielkich grupek, które nie powiększają stanu członkowskiego. Dogmatyzm jest największym wrogiem postępu i w żadnym stopniu nie wiąże się z ideologią marksistowską. Sam Karol Marks powiedział, komentując dogmatyzm swoich francuskich zwolenników: „Wszystko, co mogę w związku z tym powiedzieć o sobie, to że nie jestem marksistą” . Czy to samo powiedziałby, gdyby mógł usłyszeć polską radykalną lewicę? |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Nauka o religiach winna łączyć a nie dzielić
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?