Dzieci-śmieci
[2002-08-11 02:09:53]
Wyjechali na wakacje... Sezon ogórkowy w pełni, więc okładki wielkonakładowej prasy przez chwilę mniej krzyczą o przetasowaniach na scenie politycznej, kolejnych skandalach finansowych czy choćby sportowych sukcesach reprezentantów Polski. Parlamentarzyści na urlopach, pretorianie Leszka Balcerowicza z Rady Polityki Pieniężnej zapewne również, więc jak tu i po co przynudzać po raz kolejny o sporze dotyczącym wysokości stóp procentowych? Są, rzecz jasna, ważne wydarzenia, które ogniskują uwagę opinii publicznej, bo to i pielgrzymka Jana Pawła II za pasem i wybory samorządowe na horyzoncie. Ale kiedy, jeśli nie w wakacje, pisma z górnej półki miałyby pozwolić sobie na odrobinę luzu i zbliżyć się do swych pobratymców pogardliwie nazywanych prasą brukową? Oto "Polityka" pod pretekstem dociekań na temat nasycenia kultury masowej mniej lub bardziej nachalną erotyką z radością wrzuca na okładkę tytuł "Nagi towar" z wizerunkiem roznegliżowanej pani w tle. Pod światłym przewodnictwem Jerzego Baczyńskiego i Janiny Paradowskiej trudno zapewne byłoby spekulować, czy Britney Spears jest, czy nie jest dziewicą, albo jaka jest orientacja seksualna lidera zespołu Ich Troje, ale wizyta w rodzinnym domu jednego z bohaterów którejś tam z rzędu edycji Big Brothera będzie jak najbardziej na miejscu. I nawet jeśli tu i ówdzie zdarzają się ponure wnioski, beztroska atmosfera letniej kanikuły potrafi nad nimi zapanować. W końcu takie jest życie: raz na wozie, raz pod wozem. Trudno przecież umartwiać się nadmiarem golizny w telewizji, jeśli wystarczy ruch oczu, by sponad gazety studiować pół- albo i całkiem nagie ciała sąsiadujących z nami plażowiczów. W lipcu i sierpniu miejsce sporów o wartości i debat makroekonomicznych chwilowo okupują teksty dotyczące bardziej przyziemnych problemów. Na stronach tzw. tygodników opinii w wakacje kurczy się sfera publiczna, rozrasta natomiast wszystko to, co związane z naszą prywatnością. Między tabloidami i pismami topowymi są jednak pewne różnice. Podczas gdy pierwsze z upodobaniem zaglądają do domów i sypialń poszczególnych gwiazd i gwiazdek, drugie usiłują odmalowywać obraz naszej codzienności w nieco bardziej uniwersalnym wymiarze. Najnowszy "Przegląd" na przykład donosi, że coraz więcej Polaków zamiast urlopowego wyjazdu wybiera działkę i grilla, a redakcja "Newsweeka" na okładce ostatniego numeru stawia pytanie, dlaczego mężczyźni nie chcą się żenić. Sondaże opinii i wypowiedzi autorytetów specjalizujących się w zakresie socjologii bądź psychologii społecznej zastępują tu pospolitą plotkę. Jakby nie mówić, „nasze preferencje seksualne” brzmią znacznie dostojniej niż „Kowalską widziano ostatnio z Nowakiem”. ...wszyscy nasi podopieczni W ten nurt, nazwijmy go: rodzinno-społeczny, wpisuje się również zestaw tekstów, które swym czytelnikom serwuje ostatni numer „Wprost”. Z okładki straszy niebieskooki blondynek wyposażony dodatkowo w wampirze zęby. Grozy dopełnia srogo brzmiący tytuł: „Dyktatura dzieci” oraz informacja mogąca zwalić z nóg niejednego zorientowanego wolnorynkowo rodzica: „Nastolatki pożerają go 80 proc. budżetów rodzinnych”. Ze środka numeru dowiadujemy się samych zatrważających rzeczy: dzieci rządzą w naszych domach, to dla nich kupujemy luksusową odzież, kosmetyki i inne kosztowne gadżety. Zaproszeni do wyrażenia swych opinii piosenkarze (Zbigniew Hołdys i Ewa Bem) stwierdzają, że spełnianie zachcianek potomstwa jest dla nich rodzajem odreagowania szarzyzny PRL, w której sami dorastali. Ale bez opamiętania kupują nie tylko bogacze; również uboższych dopada szał dogadzania swoim pociechom. Niektórzy ponoć potrafią nawet zadłużyć się u znajomych lub banku, byleby tylko kupić synowi konsolę do gier albo szałową kieckę dla córki. Tymczasem nasze niewdzięczne dzieci - ostrzegają dziennikarze „Wprost” - są coraz bardziej pazerne i agresywne. Nawet najbardziej wyrafinowane prezenty nie są w stanie zahamować nasilającego się konfliktu między pokoleniami. Dla latorośli większymi autorytetami niż rodzice stają się gwiazdy kultury masowej. Wzorzec wychowania oparty na braku wszelkiej dyscypliny prowadzi do eskalacji dziecięcych zachcianek, a życie rodzinne obumiera, bo „starzy” nie mają czasu na rozmowy z „młodymi”. Gdy nie ma dzieci w domu ... - Nie rozumiemy się z dziećmi - stwierdza zgodnie duet Janusz Korwin-Mikke (UPR) i Jeremi Mordasewicz (konfederacja pracodawców prywatnych). Winna jest różnica wieku, ale również brak dyscypliny w domu i demoralizujące szkolnictwo państwowe. „Wprost” nie byłoby sobą, gdyby nie starało się zrzucić wszystkiego na homo sovieticusa i skryte ciągotki socjalistyczne. - „Może zawinił złudny, degenerujący model nadopiekuńczego państwa socjalnej gospodarki rynkowej, którego ofiarami padli zarówno rodzice, jak i ich marne pociechy?” - kończą swój tekst Grzegorz Sadowski, Marek Zieleniewski i wspierająca ich Agnieszka Sijka. Kończą niepomni, że chwilę wcześniej pod pręgierzem stawiali rozbuchaną konsumpcję i wieczny brak czasu, który zapracowani rodzice rekompensują swym dzieciom podwyżką kieszonkowego bądź kolejnym zakupem. Widocznie, gdy na czele pisma zawzięcie promującego neoliberalizm stoi ex-sekretarz KC PZPR, można sobie pozwolić na odrobinę dezynwoltury i najpierw skarżyć się, że rośnie nam pokolenie egoistów nastawionych na branie i zaspokajanie własnych potrzeb, mających za nic nawet ludzi bliskich, a potem sugerować, że to sprawka degenerującego modelu nadopiekuńczego państwa. Piszę to bynajmniej nie w celu naigrywania się z tygodnika, który każdy zgrzyt wolnorynkowej rzeczywistości smaruje frazesami o konieczności zerwania z dziedzictwem socjalizmu realnego bądź porzucenia tęsknot do zachodnioeuropejskiego państwa dobrobytu. Piszę przede wszystkim po to, aby przypomnieć za Ignatio Ramonetem, że nasze wyobrażenia o dzieciństwie skrywają daleko ciemniejszą rzeczywistość (angielska wersja „Le Monde Diplomatique” z lipca br.). W istocie przecież straszący nas ze stron „Wprost” horror postindustrialnej pajdokracji - tak z greki nazywa się rządy młokosów - to typowy horror wakacyjny, namiastka prawdziwego przerażenia. Rozumiem doskonale rozgoryczenie rodziców, którzy nie mogą znaleźć wspólnego języka z dziećmi, pomimo że kupili im już komputer i wysłali na zagraniczny obóz językowy, ale wiem również, że prócz młodocianych konsumentów jak w ulęgałce przebierających w asortymencie dostępnym na półkach hipermarketów, są na świecie dzieci, których problemy egzystencjalne mają znacznie bardziej dramatyczny charakter. I jest ich wiele, o wiele więcej niż czytelników „Wprost” ... to jesteśmy niegrzeczni - Ponad 211 milionów dzieci w wieku 5-14 lat jest zmuszonych do pracy zarobkowej - naczelny „LMD” przytacza dane Międzynarodowej Organizacji Pracy. Ten globalny problem dotyczy głównie państw rozwijających się, ale zdarza się również w krajach bogatych. Niskie koszty pracy - marzenie wielu polskich publicystów - najłatwiej osiągnąć właśnie dzięki zatrudnianiu dzieci, którym płaci się znacznie mniej niż dorosłym. Bez niego wiele państw utraciłoby swą atrakcyjność dla zagranicznych inwestorów. Pracę dzieci - pisze dalej Ramonet - gotowe są eksploatować międzynarodowe korporacje. Dotyczy to zwłaszcza kompanii produkujących wyroby tytoniowe, banany i kakao. W Malawi, gdzie przemysł tytoniowy jest głównym pracodawcą, dziesiątki tysięcy dzieci pracują przy zbiorach i suszeniu liści tytoniu. W Ekwadorze 7-, 8-letnie dzieci pracują na plantacjach bananów po 12 godzin dziennie. Niewolniczo pracują tysiące dzieci, sprzedawanych przez przymierających głodem rodziców na plantacje Wybrzeża Kości Słoniowej, światowego potentata produkcji kakao. W bogatych państwach, do których Polska przecież się nie zalicza, ciężko, niekiedy w niebezpiecznych warunkach, pracuje 2,5 mln dzieci poniżej 15 roku życia i około 11,5 mln między 15 a 17 rokiem życia. Są one zatrudniane przede wszystkim w rolnictwie, budownictwie, manufakturach obuwniczych, przemyśle tekstylnym. Rzecz dotyczy 120 tys. młodocianych w USA, 200 tys. w Hiszpanii i 400 tys. we Włoszech. - Liczby porażają - stwierdza Ramonet. Ponad miliard dzieci musi przeżyć za mniej niż dolara dziennie. Ponad 100 mln w ogóle nie chodzi do szkoły. Co trzy sekundy na świecie umiera jedno dziecko poniżej 5 roku życia (w roku 11 mln). W latach 1990-2000 w rezultacie wojen, ponad milion dzieci zostało sierotami bądź zostało oddzielonych od swoich rodzin. Ponad 300 tys. zostało powołanych do armii, ponad 2 mln zginęło podczas wojen domowych, ponad 6 mln zostało rannych bądź okaleczonych na całe życie. 12 mln straciło domy rodzinne, a 20 mln zostało wygnanych. Każdego roku ponad 700 tys. dzieci pada ofiarą handlarzy. Są one przetrzymywane wbrew swej woli i wykorzystywane do świadczenia usług seksualnych bądź zaspokajania popytu na tanią siłę roboczą. Szczególnie żałosny jest los dziewcząt. To one stanowią 60 proc. spośród dzieci, które nie uczęszczają do szkoły. Częściej też cierpią z powodu niedożywienia i złego traktowania przez rodzinę. Jest ich znacznie więcej niż chłopców wśród dzieci porzucanych lub wręcz mordowanych wkrótce po urodzeniu jako nieprzydatne albo zbyt drogie w utrzymaniu. W niektórych regionach Afryki i Azji odsetek dziewczynek zainfekowanych AIDS jest pięć razy wyższy niż wśród ich rówieśników chłopców. Jeszcze kilka dni i nocy i wszystko wróci do normy? Pojmuję, że w oczach redaktorów „Wprost” rozbrykanie polskiej dziatwy jawić się może jako rezultat zgubnych wpływów wietrzonych wszędzie „centralizmu”, „interwencjonizmu” i przebrzydłego „etatyzmu”. Nie wydaje mi się jednak, by nawet w swych najśmielszych popisach retorycznych byli oni w stanie obarczyć odpowiedzialnością za nędzę i poniżenie milionów dzieci na świecie rozrośnięte ponad miarę państwo opiekuńcze. Bo jeśli nawet nadwyżka produkcji i przerost konsumpcji w bogatych państwach przyczyniają się walnie do problemów wychowawczych, które nękają rodziny na Zachodzie i Północy, to drugą stronę medalu stanowią dzieci z Południa i Wschodu, nie tylko odcięte od dobrodziejstw zaawansowanej cywilizacji technologicznej, ale wręcz zagrożone w swym biologicznym przetrwaniu. Skoro autorzy „Wprost” nie mają recept dla polskich rodzin pogrążających się w konsumpcji pod dyktando młodocianych dyktatorów, trudno oczekiwać od nich rozwiązań na bolączki trapiące cały świat. Tych trzeba szukać gdzie indziej niż w piśmie redaktora Króla. Zdumiewa jedno: „Wprost” sięgnął po temat dziecięcy nie tylko w środku sezonu ogórkowego, ale też niemal w przededniu 60. rocznicy śmierci Janusza Korczaka, najwybitniejszego i najbardziej znanego w świecie polskiego pedagoga, zamordowanego przez nazistów w komorze śmierci w Treblince wraz ze swymi podopiecznymi. W wspomnieniu metod wychowawczych Korczaka opublikowanym w lutym na łamach „Gazety Wyborczej”, Jacek Kuroń napisał, że potrzebny jest nam nowy ład przyszłości, w którym liczy się nie tylko zysk, lecz znajdzie się także miejsce dla wszystkich dziś wykluczonych poza nawias społeczeństwa. By do tego doszło potrzebne jest uświadomienie, że to nie pogoń za indywidualnym sukcesem, ale twórcza współpraca między ludźmi stanowi najsilniejszą motywację człowieka. A tą właśnie drogą podążał Stary Doktor. Idea powszechnej kultury narodowej winna uwzględniać potrzeby najuboższych. Tylko wspólnota ludzi wolnych od ucisku jest w stanie uwolnić społeczeństwo od nędzy. Wierny tym przekonaniom Korczak misją swego życia uczynił sprawę dzieci, w równej mierze polskich i żydowskich, tych biednych, jak i bogatych. Pisał - przypomina Kuroń - że jeśli chcemy zmienić świat, musimy zmienić wychowanie. By dziecko respektowało nasz ład, wartości i instytucje, musimy obdarzyć go szacunkiem. Nie kolejnym gadżetem albo posłaniem do prywatnej szkoły, jak to się widzi indagowanemu przez „Wprost” Januszowi Korwin-Mikkemu, ale właśnie szacunkiem. Dziecko to człowiek; trzeba zabezpieczyć je przed podporządkowaniem, nadzorem, ujarzmianiem przez nas; dać mu swobodę rozporządzania własnym ciałem, własnym dniem dzisiejszym, własną tożsamością. Naszego szacunku brakuje zarówno młodocianym tyranom, jak i - zwłaszcza - dzieciom zmuszanym do pracy ponad siły czy wręcz sprzedawanym w niewolę. W ten sposób wychowanie staje się partnerskim współdziałaniem dorosłych z dziećmi, które też przecież kiedyś będą dorosłe. A społeczeństwo, u podstaw którego leży sprawiedliwość, braterstwo, równość praw i obowiązków, nigdy nie będzie społeczeństwem skazanym na pajdokrację czy stosującym eksploatację i eksterminację dzieci, tylko dlatego, że są młodsze i słabsze. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Nauka o religiach winna łączyć a nie dzielić
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
25 listopada:
1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.
1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.
1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").
1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.
2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.
2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.
?