Mamy zatem wojnę w Iraku. W tej wojnie my, nasza zachodnia cywilizacja, występujemy uzbrojeni nie tylko w najnowsze technologie, ale także we wszystkie racje polityczne i etyczne; walczymy pod sztandarami praw człowieka, demokracji, wolności i miłości. Ale czy tak jest rzeczywiście?
Przyjmijmy na moment taki właśnie punkt widzenia. Oto mamy z jednej strony okrutnych barbarzyńców, którzy ciemiężą swoich poddanych, z drugiej strony zaś nas, którzy z prezydentem Bushem na czele chcemy zaprowadzić na świecie ład moralny. Tylko proszę pamiętać, że barbarzyńcy mogą się bronić jeszcze miesiące, a nawet lata. By w Iraku ostatecznie zwyciężyła koalicja zmontowana przez USA, musiałaby ona zaprowadzić w tym kraju własne wartości polityczno-moralne, a zatem musiałaby nawrócić muzułmanów na naszą, zachodnią cywilizację.
Tego jednak zrobić się nie da. Trzeba sobie powiedzieć otwarcie: jeśli chcemy, aby Irakijczycy przyjęli nasze wartości kulturowe, musimy sięgnąć po terror. Ale prawdę mówiąc, nie wierzę, aby nam się to powiodło. Jeśli zatem nie będziemy mogli ich nawrócić, pozostanie nam ich zabić.
I w taki oto sposób rozpętaliśmy wojnę cywilizacji. I nie łudźmy się, że skończy się ona wraz ze zdobyciem Bagdadu. Ta wojna będzie trwać tak długo, jak długo będzie żył ostatni "obcy", który nie zechce przyjąć wartości naszej cywilizacji.
Jacek Kuroń
Oświadczenie opublikowane w sobotnio-niedzielnym wydaniu Gazety Wyborczej