Fisk: Podsumowanie pierwszej bitwy o Bagdad
[2003-04-09 00:23:58]
Zniszczonych zostało jeszcze pięć amerykańskich czołgów, twierdził później iracki minister informacji. Dla Irakijczyków, jeżdżących po ulicach Bagdadu i z radości strzelających z broni automatycznej w powietrze, było to słynne zwycięstwo. Trzeba za nie było zapłacić wysoką cenę w krwii i poległych. Do czasu gdy pojawiłem się na miejscu wczoraj, bardziej oczywiste i okropne pozostałości walk – ciała, krew i wymioty, zostały usunięte. Iracka armia i Pantagon robiły co mogły aby ukryć to pole śmierci pod kłamstwami. Zginęło tysiąc Irakijczyków, piał z radości Pentagon. Poległo 50 Amerykanów, chwalili się, bardziej umiarkowanie, Irakijczycy. Obie strony przyznały się do „strat” i od czytelnika zależy ocena jak mogło być naprawdę. 106 milimetrowe irackie działo przeciwpancerne, trzy transportery opancerzone, również irackie i ponad 25 ciężarówek i wyrzutni rakietowych, tak, również irackich, było płonącymi wrakami na ziemistej równinie wokół autostrady, zaledwie siedem mil od Bagdadu. Dopiero co przedostałem się przez tą masę rozszarpanego i wciąż gorącego metalu, pojawili się amerykańscy piloci, w swoich niewidzialnych samolotach, wyjących w powietrzu nad polem walki. Później zauważyłem amerykański czołg. Miał równą dziurę w pancerzu, prawie na pewno zrobioną przez 106 mm działo, możliwe że to samo, które właśnie widziałem, przewrócone do góry nogami w błocie, 200 metrów dalej. Wspiąłem się na niską wieżyczkę czołgu – Abrams ma lufę prawie na poziomie kadłuba, aby obniżyć jego sylwetkę – rozciągnąłem się na niej, aby zajrzeć do włazu. Nie, nie było tam martwych Amerykanów. Iracki porucznik twierdził, że jego ludzie wyjęli z wraku trzy ciała, wcześniej tego ranka, nie było jednak żadnych szczątków ludzkich. Akurat wtedy amerykański pilot zdecydował się przyjrzeć nam wszystkim. Dźwięk wysoko lecących samolotów nagle zmienił ton. Gdy dotarł do nas odgłos zwiększającego prędkość samolotu, zwróciliśmy oczy ku niebu. Zobaczyłem Ramseha – starego fotografa z Bejrutu, przyjaciela z czasów wojny domowej w Libanie – uciekającego wzdłuż drogi. Wiedziałem że jeśli on biegnie, należy zrobić to samo. Zeskoczyłem z wraku amerykańskiego czołgu i uciekałem po autostradzie, razem z tuzinem irackich żołnierzu i dziennikarzy. Samolot przeleciał nad nami. Czy jedynie się przyglądał? Czy, może nie był zadowolony że dziennikarze oglądają zniszczony amerykański czołg? Co naprawdę się tu stało? Dziura w pancerzu z pewnością pochodziła od małego, nadlatującego pocisku. Nie chcąc zostawiać uszkodzonego, ale możliwego do naprawy czołgu Irakijczykom, Amerykanie zdecydowali o zniszczeniu go przez atak lotnictwa. Wyjaśniałoby to leje oraz spore fragmenty asfaltu rozrzucone wokół pojazdu. Może załoga nie została uratowana? Może została wzięta do niewoli, ale wtedy Irakijczycy by nam o tym powiedzieli. Były jednak dwie lekcje taktyczne, które należałoby z tego wyciągnąć. Po pierwsze misja amerykanów była porażką. Ich kolumny pancerne nie przedarły się do miasta, jak mówił sztab amerykańsko – brytyjski na początku. Iracki opór je powstrzymał. Amerykańskie ataki – ataki lotnicze na poszczególne pojazdy, będące odpowiedzią, były prawdopodobnie prowadzone przez helikoptery Apache, ponieważ każdy dymiący wrak został trafiony przez małe rakiety, z bliskiej odległości. Druga lekcja dotyczyła sił irackich: nie powinny one podciągać swoich czołgów i ciężarówek tak blisko frontu. Nawet jeśli zniszczyły one sześć czołgów przeciwnika, jak chwalił się ambitnie minister, stało się to kosztem ponad pięciokrotnie większych start wśród swoich pojazdów i dział. Stanowiska artylerii były spalone, a działa dalekiego zasięgu rozbite i rozrzucone w błocie i kurzu. Musiałem szybko przejechać obok żelaznego szkieletu irackiej ciężarówki z amunicją, która otrzymała bezpośrednie trafienie. Jej resztki były otoczone stekami strzępów poczerniałych skrzyń amunicji, które wybuchły. Nie było nawet po co pytać, co stało się z kierowcą. W kategoriach wojskowych – pomijając wszelki przechwałki Amerykanów o „sukcesie” powstrzymanego rajdu – Irakijczycy utrzymali jak na razie swoje pozycje, podzczas bitwy o Bagdad. Musieli jednak stracić setki ludzi. Widziałem 15 ciał zwożonych z pola walki, gdy furgonetką, która je wiozła, przecięła mi drogę w sobotę. Obute nogi poległych wystawały za tylny zderzak. Były to desperackie dni. Coś czego nie mógł ukryć przed światem nawet iracki minister informacji Mohammed Saeed Al-Sahaf. Jego popołudniowa konferencja prasowa – o 14.30 – była prowadzona przy huku eksplozji, brzmiących jak ostrzał artyleryjski i moździerzowy. „Skąd pan wie że to odgłosy ostrzału?” spytał jednego z upartych reporterów. „Może to być odgłos ataków lotniczych tych łotrów i najemników.” Było jednak jedno ciekawe odniesienie w przemowie ministra: ciągle mówił o amerykańskiej taktyce testowania irackiej obrony poprzez atakowanie, aby chwilę później w momencie kontrataku obrońców, wycofać się. „To się stało na lotnisku”, powiedział. „Nadeszli, ale ich odepchnęliśmy i ostrzelaliśmy z artylerii, a oni wycofali się z powrotem do Abu Ghoraib. Jednak gdy zatrzymaliśmy się, powrócili.” Amerykańska okupacja lotniska miała służyć „filmowaniu i propagandzie.” Jednak dwa razy powracało to samo stwierdzenie „Oni nadchodzą, my ich zatrzymujemy i ostrzeliwujemy, a gdy zatrzymujemy się, wracają.” Czy amerykański rzecznik prasowy nie ująłby tego lepiej? Wczoraj, późnym popołudniem, były doniesienia, że amerykanie znowu stosują tą taktykę, tym razem w podmiejskiej dzielnicy mieszkaniowej Manosur. Z pewnością aktywność lotnictwa nad miastem wzrastała o zmroku, gdy samoloty przelatywały nisko nad Bagdadem, zrzucając zaopatrzenie w strefach na zachód od rzeki Tygrys, zaledwie kilkaset metrów od miejsca sobotnio niedzielnych walk. Rzeczywiście, kurz i dym z eksplozji, zmieszane z podpalonymi przez Irakijczyków szybami naftowymi wokół Bagdadu, sprawiały że widoczność była ograniczona do kilkuset metrów. Pomimo to na ulicach widać było cywilne samochody, załadowane materacami, ubraniami, naczyniami i skrzynkami. Bardziej zamożni mieszkańcy, posiadający domy w innych, spokojniejszych prowincjach Iraku, opuszczali domy. Kolejną oznaką niebezpieczeństwa był brak codziennych Bagdadzkich gazet. Nikt nie umiał wyjaśnić, dlaczego „Quaddasiyeh” i „Al.-Iraq”, a nawet uprzywilejowany „Iraq Daily” nie pojawiły się na stoiskach i co bardziej istotne, dlaczego „Babel”, dziennik, należący do syna Saddama Kusaja, nie był drukowany. To był rzeczywiście znak czasów. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?