Marczuk: Gry i zabawy Adama Michnika
[2003-11-15 19:48:36]
W życiu prostych ludzi jest tak: jak babie ukradną kurę i zdecyduje się ona już zgłosić ten fakt odpowiednim organom, to mówi ona o zajściu ze szczegółami, bo zależy jej na ukaraniu złoczyńcy. Jeżeli jednak zdarzy się, iż poszkodowana nie chce pomóc w śledztwie, a jeszcze poucza policjanta, co powinien robić, to dostaje reprymendę, a sprawę się umarza. Tacy dziwacy zdarzają się jednak rzadko, bo zwykli śmiertelnicy z reguły nie mają odwagi zawracać głowy stróżom porządku po próżnicy. Okazuje się jednak, iż tego rodzaju logika postępowania maluczkich, jest dla możnych tego świata zbyt prostacka... Niespełna rok temu Adam Michnik na łamach prowadzonego przez siebie dziennika zgłosił popełnienie przestępstwa. Formalnie ma ono polegać na próbie wymuszenia przez znanego producenta filmowego, Lwa Rywina, łapówki na wydawcy "Gazety Wyborczej", spółce Agora. Tak naprawdę chodzi jednak o to, że firmie, która posiada ów dziennik, jakaś bliżej nieokreślona "grupa trzymająca władzę" zamierza ukraść prawo do rozwijania się, chyba, iż w zamian otrzyma określony haracz złożony z 17,5 miliona dolarów i obietnicy zaprzestania krytyki rządu Millera. Nic dziwnego, że skandal się zrobił niesamowity, jak zawsze, gdy jedni wpływowi i bogaci obywatele przykopią w kostkę innym zamożnym członkom establishmentu. Powołano sejmową komisję śledczą, której nie doczekały się dużo groźniejsze dla państwa afery w rodzaju FOZZ-u, ale w końcu kilkaset milionów złotych pieniędzy podatników rąbniętych z budżetu, to nie to samo, co kłótnia SLD i Agory. Mimo, iż śledztwo jeszcze trwa, można już bez ryzyka popełnienia błędu obstawiać, co uznane zostanie za największą niespodziankę w całej historii pracy dziewięciorga posłów. Z pewnością okaże się nią postawa... Adama Michnika, czyli jednej z osób, które zaliczyć można do skrzywdzonych ewentualnymi matactwami wokół całej sprawy. Ten sam człowiek, który zawiadomił opinię publiczną i prokuraturę o całej sprawie, nie wykazał wcale chęci, aby specjalnie zaangażowanym do jej rozwikłania posłom, pomóc wyjaśnić szczegóły afery Rywina. Zamiast tego, mieliśmy okazję oglądać żenujący pokaz buty i ignorancji w wykonaniu faceta, którego wielu uważa za "szarą eminencję" polskiej polityki. Adam Michnik zamiast po prostu odpowiadać na pytania komisji, przemawiał doń tonem mędrca dyktującego pamiętniki dla Historii, a nierzadko też podnosił głos, rzucając posłom złośliwostki i impertynencje czy pouczając ich, jak powinni wykonywać swoje zadania. To ostatnie było o tyle śmieszne, że w czasie całego dociekania prawdy w sprawie Rywina, co rusz wychodziły na jaw fakty poddające w wątpliwość profesjonalizm kierowanej przez niego redakcji. W całej tej sprawie "Wyborczą" prześladował wszak straszliwy pech – a to jeden z magnetofonów się zaciął, a to redaktor Smoleński spisując treść rozmowy "wyciął" coś machinalnie, a to znowu śledztwo prowadzone przez asów dziennikarstwa nie okazało się zbyt błyskotliwe... Ale od formy ważniejsza jest treść – a tu było jeszcze gorzej. Tym, co wręcz szokowało podczas przesłuchań naczelnego "Wyborczej", była niespotykana łatwość ferowania opinii czy wręcz wyroków, nie podpartych żadnymi dowodami. Naczelny z lubością snuł wielominutowe wywody mające przekonać komisję o istnieniu spisku przeciw Agorze, wymieniając przy tym konkretne osoby z imienia i nazwiska, ale pytany o fakty, wycofywał się szybko, tłumacząc, iż sprawę zna pobieżnie. Uparcie twierdził, iż między redakcją "Wyborczej" a jej wydawcą panuje szczelne rozgraniczenie – tzw. chiński mur - dla uniknięcia konfliktu interesów, a jednocześnie przyznał, iż korzystając ze swojej pozycji w świecie polityki, ułatwiał Agorze kontakt z rządem. Przyznawał, iż pisał komentarze na temat rzekomego prześladowania Agory przez autorów koncepcji ograniczenia monopolizacji mediów, ale – co sam stwierdził - jest ignorantem w tej dziedzinie i dlatego opierał się na ocenach Wandy Rapaczyńskiej. Jednym słowem – szef największej gazety w kraju, zaprezentował się jako człowiek całkowicie niewiarygodny, bo wypowiadający się w kwestiach, o których nie ma żadnego pojęcia i obrzucający błotem – pod przysięgą i przed kamerami – ludzi, których winy nie jest w stanie dowieźć. Skłonny do ulegania sugestiom do tego stopnia, że nawet nie jest w stanie zauważyć, gdy ktoś inny mówi jego głosem. Niezwykle interesująca okazała się także michnikowa interpretacja tajemnicy dziennikarskiej. Jak dotąd, przyjęło się uważać za oczywiste, iż w służy ona zachowaniu anonimowości źródeł ważnych informacji, jeżeli ich ujawnienie mogłoby narazić kogoś na restrykcje czy nieprzyjemności ze strony przełożonych, państwa itd. Nie ulega wątpliwości, iż Adam Michnik "twórczo" rozszerzył jej działanie na wszystko, co dzieje się w życiu żurnalisty, odmawiając podania wielu szczegółów tzw. dziennikarskiego śledztwa, jakie podobno on sam i jego ludzie prowadzili przed oficjalnym ogłoszeniem informacji przez "Gazetę Wyborczą". Podobnie należy traktować też buńczuczne oświadczenie tego świadka o tym, iż nie będzie on komisji opowiadał o swoich prywatnych rozmowach. Jest to o tyle dziwne, że przecież – wedle oświadczeń osób z "Agory" i "Wyborczej" – kryć nie ma czego, bo pan Adam i jego ludzie do niczego w swym dochodzeniu nie doszli... Biedactwa. Brak jednoznacznej reakcji komisji na te bredzenia tworzy wrażenie, iż każdy, kto będzie chciał uniknąć kłopotliwego zeznawania w sądzie, może to uczynić – wystarczy mieć legitymację dziennikarską... Wszystkie te gierki i popisy naczelnego "Wyborczej" można by potraktować z przymrużeniem oka – dziwaków wszak nie brakuje – gdyby nie fakt, że bawi się on tak wesoło nie za swoje pieniądze. Koszty śledztwa w sprawie krzywdy wyrządzonej rzekomo Agorze przez rząd Millera liczą się już w setkach tysięcy, a główny oskarżyciel coraz wyraźniej rżnie głupa. Pytanie tylko, jak się tego rodzaju zachowanie ma do troski o pieniądze podatników – deklarowanej w każdym numerze "Wyborczej"? Czy rzeczywiście Adamowi Michnikowi "nie jest wszystko jedno"? Artykuł pochodzi ze strony http://www.lewicowa.org/ |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?