Zandberg: Czas już iść...

[2004-03-08 21:02:19]

Kilka uwag przez Kongresem UP               

Do Kongresu UP zbliżamy się poobijani. Polityka trwania przy SLD za wszelką cenę i przełykania coraz to bardziej gorzkich pigułek serwowanych przez rząd zaowocowała prawie całkowitym zniknięciem Unii Pracy z mediów i świadomości społecznej. Ustępując raz po raz w ważnych dla lewicy społecznej sprawach, straciliśmy dużą dozę społecznej sympatii. Dziś, gdy rozmawiamy ze związkowcami czy działaczkami organizacji kobiecych, coraz częściej słychać zarzut: „Nie różnicie się niczym od SLD”.

Sojusz ciągnie nas za sobą w stronę centrum sceny politycznej - rezygnuje z walki o świeckie państwo, czyni liberalizm gospodarczy swoim wyznaniem wiary, chce stabilizować budżet kosztem ograniczenia transferów socjalnych. Powiedzmy sobie jasno – program realizowany dziś przez rząd nie ma wiele wspólnego z programem UP.

To nie jest nasz program

Koncepcje głoszone przez premiera – ze sformułowaną swego czasu, kuriozalną propozycją podatku liniowego i wiarą, że obniżka podatków automatycznie stworzy miejsca pracy - sytuują polski rząd na prawo nawet od socjalliberalizmu Blaira. Nie łudźmy się specjalnie, dziś to nie Unia Pracy, ale biurokratyczna bezwładność, siła trwania zastanych instytucji i rachityczne, ale ciągle jednak będące zagrożeniem protesty społeczne są prawdziwą przeszkodą w procesie likwidacji sektora publicznego i wycofywania państwa z gospodarki.

Rząd przypisuje sobie chętnie zasługę wyprowadzenia gospodarki na prostą, ale prawda jest taka, że poza opanowaniem (potencjalnego) kryzysu, zapowiedzianego dziurą Bauca, trudno wskazać, jakie działania gabinetu przyczyniły się do zwiększenia tempa wzrostu PKB. Przyczyn polepszenia sytuacji przedsiębiorstw można upatrywać na pewno we wzroście wydajności pracy, czyli – przekładając z polskiego na nasze - w ludziach pracujących dłużej i intensywniej (wykonując pracę zwolnionych koleżanek i kolegów) przy zamrożonych czy wręcz obniżonych płacach. Wywołane obawami spekulantów walutowych (bo przecież nie brakiem działań gabinetu względem NBP) obniżenie kursu złotówki pomogło eksporterom. Wreszcie, swoje zrobiła naturalna cykliczność gospodarki kapitalistycznej.

Mamy co prawda wzrost gospodarczy na poziomie 3%-3,5%, tyle że z punktu widzenia partii reprezentującej interesy pracownicze wzrost ten sam w sobie nie jest żadną wartością. Przyczynia się on po prostu do napełnienia portfeli biznesmenom. Rząd nie stworzył instrumentów gwarantujących, że wzrost przełoży się na – choćby częściowe - rozwiązanie największej bolączki społecznej, bezrobocia. Przeciwnie, w okresie ewidentnej dekoniunktury zdecydowano się na liberalizację prawa pracy – która, wbrew szumnym zapowiedziom min. Hausnera, nie przyniosła żadnych nowych miejsc pracy.

Wiara, że kapitalista, gdy tylko dać mu pieniądze do ręki, z ochotą zatrudni pracowników, jest oczywiście naiwna. Łatwo wskazać dziesiątki dużo wygodniejszych sposobów na zainwestowanie pieniędzy, od rynku walutowego zaczynając, a na obligacjach sektora publicznego kończąc. Z lektury programu UP wynika, że nigdy tej wiary nie podzielaliśmy. Powstaje zatem pytanie: Gdzie w Polsce, współrządzonej przez UP, jest państwo na rynku pracy? Gdzie są mechanizmy motywujące pracodawcę do zatrudniania? Ilu posłów UP zagłosowało przeciwko obniżce podatku dochodowego od osób prawnych, dającej kapitalistom pieniądze do ręki bez zobligowania ich do inwestycji w miejsca pracy?


* * *

Bezrobocie to nie jedyna wielka kwestia społeczna, na którą w debacie publicznej nikt nie udziela lewicowej odpowiedzi. Przed Polską stoi wyzwanie reformy niewydolnego systemu podatkowego.

Neoliberałowie chcą rozwiązać ten problem wprowadzając podatek liniowy. Dla lewicy jest to oczywiście rozwiązanie nie do przyjęcia. Ale trwanie przy obecnym systemie podatkowym także nie jest dobrym rozwiązaniem. Pełno w nim dziur, takich jak np. tak zwane „koszty prowadzenia działalności gospodarczej”. Tak zwane, bo dziś służą one często unikaniu opodatkowania przez biznesmenów i ich rodziny. Wykazywane przez przedsiębiorstwa zerowe saldo to oczywiście fikcja – realne zyski zmieniają się w czysto prywatne „służbowe” notebooki, samochody, podróże... Kosztami funkcjonowania państwa obłożeni są zaś niewspółmiernie ciężko pracownicy najemni, płacący podatek dochodowy.

Ponadnarodowe korporacje i najwięksi polscy biznesmeni uszczuplają dochody budżetowe, wykazując zerowe zyski dzięki transferowi zysków zagranicę. „Wrogiem” rządu, kosztem którego chce się załatać dziurę budżetową, są jednak emeryci, renciści i podopieczni pomocy społecznej. Biznesmenów, którzy pasożytują na sektorze publicznym, a potem unikają płacenia podatków w Polsce, przyjmuje się za to na rządowych salonach i pozwala im robić interesy kosztem skarbu państwa.

Co zrobiła centrolewica z oczywistymi niesprawiedliwościami systemu podatkowego, uderzającymi w pracowników? Co zrobił rząd, by ukrócić wpływy lekceważących obowiązki podatkowe wielkich kapitalistów? Co zrobiła przez 2 lata w rządzie Unia Pracy?...

* * *

Rząd realizuje faktycznie prawicową linię nie tylko w polityce wewnętrznej. Na naszych oczach, w imię „suwerenności narodowej”, Polska sabotuje próbę stworzenia organizmu, zdolnego stawić czoła neoliberalnej globalizacji. Ta „suwerenność” sprowadza się nota bene do lojalnego wykonywania poleceń przychodzących pocztą dyplomatyczną z Waszyngtonu – jak np. decyzja o udziale w wojnie i okupacji Iraku.

Premier Miller zdaje się uważać, że Polska powinna być w Unii koniem trojańskim USA, a wtedy zyska znaczniejszą pozycję międzynarodową. To przykład myślenia w archaicznych kategoriach geopolityki sprzed 20-30 lat. Przy budowaniu przez państwa UE wspólnego, federalnego bloku, pytanie nie brzmi: „czy wyrwiemy dla siebie większy kawałek, sabotując proces federalizacji?” tylko – „czy znajdziemy się w gronie państw, budujących taki organizm i czerpiących z tego później gospodarcze i geopolityczne korzyści, czy nie?”

Za sporem o Traktat Nicejski kryje się inny, fundamentalny: Czym ma być Unia Europejska? Zwolennicy obrony „Nicei” nie opowiadali się tak naprawdę po stronie takiego czy innego formalnego sposobu głosowania decyzji, ale za osłabieniem procesu integracji. Chcą Unii, którą łączy tylko wolny rynek i brak granic celnych, a sfera decyzji politycznych - i w znacznym stopniu gospodarczych – pozostaje domeną autonomicznych państw.

Przyjęcie takiej wizji Europy jest nie do pogodzenia z lewicowością. Uwolnienie rynku spod kontroli społecznej, pod jaką znajdował się w państwach narodowych, bez stworzenia równie silnych mechanizmów i ośrodków decyzyjnych na poziomie UE, oznacza de facto równanie pod względem społecznym do gospodarek najbardziej neoliberalnych. Kraje, które wprowadzą najniższe podatki dla kapitalistów, najmniej korzystne dla pracowników prawo pracy, najniższe płace, będą w wielu branżach wygrywać konkurencję i zmuszać inne państwa do dekonstrukcji istniejących tam systemów socjalnych: bezpłatnej edukacji, ochrony zdrowia, opieki społecznej.

Obroną przed taką koleją rzeczy może być tylko unijne ustawodawstwo socjalne, harmonizacja podatków i praw społecznych obywateli oraz głęboka demokratyzacja UE. Używając dostępu do rynku unijnego jako karty przetargowej, zreformowana UE mogłaby walczyć na skalę globalną z destabilizującymi gospodarki spekulacjami na rynkach walutowych (przez jednostronne wprowadzenie na obszarze Unii podatku Tobina), czy dumpingiem socjalnym (wymuszając wprowadzenie do układów WTO klauzul gwarantujących respektowanie podstawowych praw pracowniczych, a także wprowadzając instytucję licencji na działalność multikorporacji na rynku europejskim, zobowiązujących firmy wszędzie, gdzie działają, do przestrzegania prawa pracy i wypłacania pracownikom godnych płac).

Jaką wizję Unii, poza pobrzękiwaniem szabelką, prezentuje polski rząd? W Polsce nie toczy się żadna debata o przyszłości Unii. W praktyce - Polska stara się osłabić instytucje europejskie. Znajdujemy się w jednym bloku z Wielką Brytanią, sabotującą jakiekolwiek próby współpracy socjalnej i podatkowej w ramach UE. Trudno się dziwić reakcjom zachodnioeuropejskiej opinii publicznej, która obawia się, że akcesja nowych krajów skończy się ostatecznym rozmontowaniem europejskiego modelu społecznego przez dziki neoliberalizm rodem z Polski czy Słowacji.

* * *

Na kluczowe tematy – bezrobocia, rozwarstwienia społecznego, przyszłości Unii Europejskiej - nie ma w Polsce właściwie debaty publicznej. Nie ma jej, bo nikt nie formułuje lewicowych kontrpropozycji dla status quo. Całe przestrzenie dyskursu publicznego stały się przedmiotem konsensusu wśród polityczno-biznesowo-medialnej oligarchii.

Co robi w tej sytuacji Unia Pracy? Dlaczego na płaszczyźnie ideowej w partii od czerwca zeszłego roku nie dzieje się właściwie nic, co odróżniałoby ją od liberalnego SLD? Jeśli tak ma być nadal, to po co w ogóle Unia Pracy ma istnieć?

Próby zbycia fundamentalnych pytań opowiastkami o tym, że SLD i Unia Pracy to zgrane małżeństwo, które kłóci się i dogaduje w domu, ale na zewnątrz występuje solidarnie, ktokolwiek mógłby uznać za prawdę, gdyby nie smutny fakt, że to „małżeństwo” realizuje politykę tylko jednego, liberalnego podmiotu. Programu gospodarczego Unii Pracy, programu lewicy społecznej właściwie w tym rządzie nie ma – to trzeba sobie jasno powiedzieć. Znalazły się tylko te jego elementy, które dało się wbudować w koncept liberalny, a i to – jak program budowy autostrad – z oporami.

Po co więc UP trwa w tej koalicji?

Są wytłumaczenia godne i mniej godne.

Godne, to takie, że na pojedynczych polach (infrastruktura, oraz pomimo oporu Millera w jakimś stopniu także sprawy światopoglądowe) można jeszcze coś w tym rządzie zrobić. Pytanie tylko, czy te pozytywy bilansują akceptację nie-lewicowej polityki ekonomicznej, poparcie dla imperialistycznej administracji Busha, firmowanie umizgów do Episkopatu..?

Inne, nieco mniej zaszczytne wytłumaczenie, to trwanie z zaciśniętymi zębami przy liberałach, aby nie dopuścić do władzy zaściankowej i autorytarnej prawicy. Tyle tylko, że realizując wspomnianą już politykę, zawodzimy elektorat, a więc gwarantujemy silniejsze rządy prawicy - odłożone w czasie, za to z gwarancją, że ludzie długo zapamiętają, jaka to „lewica” nimi rządziła w latach 2001-2004. Trzeba przy tym zaznaczyć, że można oczywiście być bardziej zaściankowym i klerykalnym, niż rząd Leszka Millera, ale udawanie, że obecny gabinet prowadzi konsekwentnie postępową politykę światopoglądową i twardo broni świeckości państwa, jest śmieszne. Swoisty wydźwięk ma też przestrzeganie przed niedemokratycznymi ciągotami prawicy, gdy wspieramy rząd biorący udział w awanturze irackiej – wbrew zdecydowanej większości społeczeństwa.

Jest wreszcie inne wytłumaczenie. Widzieliśmy już kilka lat temu ludzi, którzy go używali. Byli to posłowie AWS, podtrzymujący przy życiu dogorywający rząd Buzka (nota bene, o poparciu społecznym większym, niż to, którym cieszy się dzisiaj gabinet Leszka Millera). Kiedy zabrakło jakichkolwiek argumentów, mówili o stabilności państwa, o tym, że kadencja parlamentu trwa cztery lata, i o nieodpowiedzialnej krytyce ze strony lewicowej opozycji. Czy mamy do czynienia z tym samym syndromem? Kompromitująca koalicja z Jagielińskim, Jagiełłą i Mamińskim, aby tylko oddalić wybory, zdaje się niestety wspierać taką hipotezę...

Czas już iść...

Parę tygodni temu w komentarzach na portalu lewica.pl pojawił się następujący wpis: „Unia Pracy to mała łódeczka, przyczepiona do burty wielkiego, przegniłego korabia. Kapitan ciągle przekonuje załogę, że płynąć na przyczepkę jest dużo bezpieczniej, niż samemu zmagać się z oceanem. Tyle, że korab powoli tonie. Oczywiście, jest szansa że dopłynie do brzegu – ale mała łódeczka, jeśli nie odetnie cumy i nie spróbuje płynąć sama, będzie już wtedy od dawna pod wodą. Co najwyżej, z korabia zrzucą może drabinkę ratunkową dla lojalnego kapitana”...

Ponad 2/3 wyborców, którzy oddali głos na SLD i Unię Pracy, dziś nie chce głosować na listę centrolewicy. Są zawiedzeni odejściem od programu wyborczego, uległością wobec Kościoła Katolickiego, neoliberalizmem, zaangażowaniem w okupację Iraku. Jeśli UP chce utrzymać swoją wiarygodność jako partia konsekwentnej lewicy, to musi albo wymusić radykalną zmianę kursu polityki gospodarczej i światopoglądowej, albo po prostu opuścić koalicję, której polityka z lewicowością nie ma zbyt wiele wspólnego. Tertium non datur.

Polska scena polityczna potrzebuje partii lewicy społecznej. Jeśli na lewicy nie będzie alternatywy dla neoliberalnego SLD, to rozczarowany rządem Millera elektorat zagospodaruje Andrzej Lepper. Wtedy nic uchroni nas przed zwycięstwem populistów i konserwatywnej prawicy.

Taką alternatywę na lewicy może zbudować wokół siebie Unia Pracy – pod warunkiem, że przypomni sobie, po co istnieje...

Tekst ukazuje się równolegle na witrynie UP, w ramach dyskusji przez zbliżającym się Kongresem partii

Adrian Zandberg


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


26 listopada:

1942 - W Bihaciu w Bośni z inicjatywy komunistów powstała Antyfaszystowska Rada Wyzwolenia Narodowego Jugosławii (AVNOJ).

1968 - Na wniosek Polski, Konwencja ONZ wykluczyła przedawnienie zbrodni wojennych.

1968 - W Berlinie zmarł Arnold Zweig, niemiecki pisarz pochodzenia żydowskiego, socjalista, pacyfista.

1989 - Założono Bułgarską Partię Socjaldemokratyczną.

2006 - Rafael Correa zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Ekwadorze.

2015 - António Costa (Partia Socjalistyczna) został premierem Portugalii.


?
Lewica.pl na Facebooku