Teraz, po dwóch latach rządów lewicy, wraz z milionami obywateli, którzy losy swoje i państwa powierzyli koalicji SLD-UP, zapytuję: gdzie ta normalność i jaką przyszłość szykuje nam rząd? Rozgoryczeni zaprzepaszczaniem kilkunastoletniego dorobku polskiej socjaldemokracji i zatroskani z powodu niewytłumaczalnej polityki uprawianej przez największą partię lewicową, Sojusz Lewicy Demokratycznej, szukamy odpowiedzi na cisnące się pytania:
1. Dokąd zmierza Sojusz Lewicy Demokratycznej?
2. Co w SLD pozostało jeszcze z lewicowości oprócz nazwy partii?
3. Jakie decyzje lewicowe, prawdziwie lewicowe, podjął rząd koalicyjny SLD-UP w ciągu minionych dwóch lat?
4. Jakie ustawy o charakterze lewicowym uchwalił parlament, w którym dominującą rolę odgrywa koalicja SLD-UP?
5. Co SLD uczynił, żeby zdobywszy władzę przywrócić choćby niektóre ze świadczeń społecznych odebranych ludności przez prawicę? Gdy prawica nam je odbierała, zapewniano nas, że lewica nam je przywróci. (W 2001 roku mieliśmy tu w Gdańsku spotkania przedwyborcze pt. "Oferta SLD dla emerytów i rencistów" oraz "Oferta SLD dla kombatantów i weteranów wojennych". Było wiele obietnic. Teraz słychać zewsząd pytania: Co z tego zrealizowano? Zamiast spełnienia ówczesnych obietnic rząd pozbawia nas wielu takich świadczeń społecznych, których nie odważyła się odebrać prawica).
6. Co SLD uczynił przy pomocy rządu i parlamentu, żeby zmniejszyć lub choćby zahamować narastające rozwarstwienie ekonomiczne społeczeństwa i nierówności społeczne? Powinno to być główną troską lewicy. Co się stało z socjaldemokratyczną ideą sprawiedliwości społecznej? Czy zamiast lewicowych rozwiązań systemowych chce się ją osiągnąć przez organizowanie balów charytatywnych i różnego rodzaju imprez dobroczynnych, obrażających nas, ludzi lewicy, a najbardziej miliony bezrobotnych, pozbawionych prawa do zasiłku, oraz setki tysięcy bezdomnych? Na domiar złego te charytatywne ubawy nowobogackich i te dobroczynne gesty łaskawców utuczonych na grabieży majątku narodowego i krzywdzie ludu, organizowane są pod protektoratem prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, pierwszej damy RP oraz polityków lewicy(!).
7. Dlaczego kierownictwo SLD wciela w życie zasady darwinizmu społecznego, wspierając bogatych i najbogatszych, a odbierając kolejne kromki chleba najsłabszym i najuboższym? Nie będę tu wyliczać długiej listy tego, co w ciągu dwóch lat odebrano inwalidom, kombatantom, matkom, studentom i wielu innym grupom społecznym. Zatrzymam się na najnowszym programie rządowym wicepremiera Jerzego Hausnera, tzw. "Programie uporządkowania i ograniczenia wydatków publicznych".
Nie ulega wątpliwości, że finanse państwa - pozostawione w katastrofalnym stanie przez rząd Jerzego Buzka i Leszka Balcerowicza - wymagają uzdrowienia. Ale nie w sposób zaproponowany w programie Hausnera. Program ten bowiem w przeważającej części - w części dotyczącej spraw socjalnych - należy uznać za szkodliwy, poczwórnie szkodliwy:
1. szkodliwy dla kraju;
2. szkodliwy dla SLD;
3. szkodliwy dla społeczeństwa;
4. szkodliwy dla polskich przedsiębiorców.
Uzasadnię to pokrótce, bo na szersze i pełniejsze uzasadnienie brak tu miejsca.
Ad 1. Program Hausnera w części socjalnej jest szkodliwy dla kraju, gdyż Polska dla swego rozwoju potrzebuje pokoju społecznego. Realizacja tego programu grozi niepokojami społecznymi. Wprawdzie pokój społeczny kosztuje, ale koszty braku pokoju społecznego byłyby niepomiernie wyższe niż koszty utrzymania pokoju społecznego. Zatem zwykły rachunek ekonomiczny każe optować za pokojem społecznym. Efektywność ekonomiczna nakładów na utrzymanie pokoju społecznego jest nieporównanie wyższa niż na uśmierzanie buntów społecznych czy wręcz rewolucji społecznej. Nie sposób pominąć przy tym względów humanitarnych, których lewica, zwłaszcza lewica nie może nie brać pod uwagę.
Wydatki na poprawę bytu społeczeństwa dałyby znacznie większe efekty w rozwoju gospodarczym kraju niż nabijanie kabzy bogaczom, zwłaszcza obcym kapitalistom, którzy zyski transferują za granicę, nie płacąc tu nawet podatku dochodowego; wskutek tego państwo nasze nie ma już pieniędzy na nic.
Jest rzeczą wątpliwą, żeby obniżenie podatku podmiotom gospodarczym do 19 proc. i ustanowienie dla nich podatku liniowego skłoniło ich do tworzenia nowych miejsc pracy, czym ten krok został podyktowany i uzasadniony, bo nic takiego się nie stało po poprzedniej obniżce podatku z 40 proc. do 27 proc. Przeciwnie, uważam, że zakładany z tego powodu ubytek 8 mld zł w samym tylko tegorocznym budżecie państwa spowoduje dalszą likwidację szkół, szpitali itd., itd., a tym samym wzrost bezrobocia nauczycieli, pracowników służby zdrowia i innych. A więc zamiast spadku bezrobocia, może nastąpić wzrost bezrobocia.
Ad 2. Program Hausnera w części socjalnej jest szkodliwy dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Jest on bowiem liberalny, antylewicowy, oparty na opracowaniu pt. "Model budżetu polityki społecznej", wykonanym dla Ministerstwa Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej koalicyjnego rządu SLD-UP przez liberalny Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową, w związku z czym ma on poparcie liberałów i kapitalistów, a kontestowany jest przez elektorat lewicowy. Najkrótszą i najcelniejszą jego recenzję dał Bogusław Grabowski z Rady Polityki Pieniężnej, który powiedział: "Cięcia socjalne to najlepsza część programu Hausnera" (za "Przeglądem" nr 48/2003, s.73). Cięcia te miały wynieść do 2007 roku 32 miliardy złotych, tj. mniej więcej tyle, ile podarowano przedsiębiorcom, obniżając im podatek CIT i PIT do 19% (4x8 mld zł = 32 mld zł). Potem zmniejszono cięcia do 31 mld zł. Czy należy się dziwić, że ta część programu wicepremiera Hausnera spotyka się z uznaniem liberałów, aczkolwiek z powodu owych drobnych redukcji oszczędności wywołuje grymasy na Platformie Obywatelskiej.
W związku z uznaniem przeciwników lewicy dla programu wicepremiera Hausnera nasuwa się następująca refleksja: August Bebel, przywódca i teoretyk socjaldemokracji niemieckiej w XIX i na pocz. XX wieku oraz organizator i przywódca II Międzynarodówki, zwykł był mawiać: "Jeżeli cię przeciwnik chwali, miej się na baczności, bo to znaczy, że źle postępujesz. Jeżeli cię gani, to jesteś na dobrej drodze". A my obserwujemy z bólem serca, jak nasi prominentni działacze SLD-wscy i przywódcy mizdrzą się do prawicy i do kleru, uważając, że łaska tych lewicożerców ich nobilituje.
Na marginesie uwaga: Ile podarowano właścicielom "jednorękich bandytów", obniżając im zryczałtowany podatek z 200 do 50 euro i nie egzekwując nawet tego? Pytanie nasuwa się samoistnie: Dlaczego w programie Hausnera nie uwzględniono tej pozycji? Nabijanie kabzy bogatym i odbieranie środków do życia ubogim to przejaw braku wrażliwości społecznej, jaka powinna cechować lewicę i kierowane przez nią państwo.
Powiedzmy tu wyraźnie: Byłoby może uzasadnienie dla takich drastycznych cięć w wydatkach społecznych, i biedacy przypuszczalnie by się z tym pogodzili, gdyby wszystkie grupy społeczne potraktowano jednakowo, proporcjonalnie do zasobności ich portfeli, i gdyby nie było już innych możliwości ratowania finansów publicznych państwa. Ale tak nie jest! W dramatycznej bowiem sytuacji budżetu uszczuplono jego dochody, dając 8-miliardowy prezent najbogatszym, przez obniżenie im podatków.
Ad 3. Program Hausnera jest w przeważającej mierze antyspołeczny, szkodliwy dla społeczeństwa, zwłaszcza dla ponad 9-milionowej rzeszy emerytów i rencistów.
W okresie transformacji ustrojowej, w latach 1989-1999, liczba emerytów i rencistów wzrosła bez mała o 40% (od tego czasu maleje z przyczyn naturalnych). Wzrost ten był skutkiem dezaktywizacji zawodowej wielu ludzi w wieku zdolności do pracy, zwalnianych masowo z pracy, w tym wielu bez ich winy odsyłano na wcześniejsze emerytury. I nie można mieć dziś pretensji do emerytów, że jest ich tak wielu, skoro z urzędu kierowano ich na wcześniejsze emerytury. Wielu zaś spośród zwalnianych pracowników, mając zresztą do tego formalne i faktyczne podstawy, ratowało się przed bezrobociem ucieczką na rentę inwalidzką, którą otrzymywali w większości lege artis. Teraz chce się ich nękać weryfikacją.
Prof. Sadowski twierdzi, iż nieprawdą jest jakoby w Polsce było najwięcej emerytów. Według niego pod tym względem znajdujemy się w środku listy państw.
Nie jest też tak, jak głosi wicepremier Hausner i jego otoczenie, że polskim emerytom żyje się nienajgorzej. A jak jest faktycznie? Otóż przeciętna emerytura i renta pozarolnicza brutto wynosiła w 2002 roku 1039 zł, w tym emerytura 1177 zł, renta z tytułu niezdolności do pracy 847 zł, a renta rodzinna 1008 zł. Przeciętna emerytura i renta z pozarolniczego systemu ubezpieczeń społecznych stanowi tylko 49 proc. średniej płacy brutto pracowników najemnych, a przeciętna emerytura i renta rolników indywidualnych 33 proc. średniej płacy. 42 proc. osób pobierających renty inwalidzkie i 17 proc. pobierających renty rodzinne otrzymywało świadczenia do 600 zł brutto miesięcznie. Czy w świetle tego można się dziwić, że nie tylko emeryci, ale i schorowani inwalidzi, otrzymując głodowe renty, podejmują pracę zarobkową, aby przeżyć.
Sytuację emerytów i rencistów dodatkowo pogarsza fakt, że i wynagrodzenia pracownicze są wciąż niskie: w ujęciu realnym w 2002 roku nie osiągnęły jeszcze nawet poziomu z 1980 roku, w którym były o 5,5 punktu procentowego wyższe niż w roku 2002. A przecież ówczesny poziom wynagrodzeń budził niezadowolenie i wywołał bunt społeczny. W świetle powyższego tym bardziej dramatyczna jest sytuacja bytowa emerytów i rencistów.
W porównaniu z Europą Zachodnią nasze emerytury są ok. 5-krotnie niższe, chociaż PKB na 1 mieszkańca nie jest tam 5-krotnie wyższy, ale od 2 do 2,7 raza.
Nieprawdziwe jest twierdzenie wicepremiera Jerzego Hausnera: "Niczego (...) nikomu nie odbieramy". Odbierają! Chcą zabrać w ciągu czterech lat 32 mld zł, w tym na samej waloryzacji świadczeń oszczędności mają wynieść prawie 11 mld zł, na weryfikacji inwalidów 2,7 mld zł, na ograniczeniu wydatków na zasiłki chorobowe 1 miliard 647 milionów, na zmianie zasad przyznawania rent rodzinnych 900 milionów złotych. Chce się zabrać coroczną waloryzację emerytur i rent. Co to znaczy w praktyce? Jeżeli nie będzie waloryzacji co roku, lecz co kilka lat, aż skumulowana inflacja przekroczy 5 proc. i osiągnie nawet 10 proc., to przecież wstecz tych pieniędzy emerytom i rencistom się nie zwróci. Będzie to zubażanie przez kilka lat środowiska emerycko-rencistowskiego, po czym dopiero po kilku latach dokona się waloryzacji świadczeń dla tych, co dożyją. Nie jest też tak, jak głosi wicepremier Hausner, że koszty administracyjne corocznej waloryzacji byłyby wyższe niż sama wartość waloryzacji. Bo z tabeli 7 omawianego programu wynika, że oszczędności na kosztach administracyjnych z tytułu nieprzeprowadzania corocznej waloryzacji mają wynieść corocznie po nieco ponad 20 mln zł, a łącznie w ciągu czterolecia 81 570 tys. zł, tj. 0,75 proc. w stosunku do planowanej kwoty oszczędności na waloryzacji. Dziwne, że trudności dla ZUS-u powstają przy waloryzacji świadczeń, gdy trzeba podnieść emeryturę czy rentę o kilka lub kilkanaście złotych. Nie stwierdzono natomiast, o dziwo, żadnych trudności, gdy od 1 stycznia 2004 roku cichaczem obniżono świadczenia o 0,25 proc., zwiększając o tyle z kieszeni emerytów i rencistów, a także pracowników składki na ubezpieczenie zdrowotne. (Uczyniono to już po raz drugi, tak że obecnie zabiera się nam, z naszych kieszeni 0,50 proc. podstawy wymiaru. A mimo to coraz częściej pacjenci muszą płacić za porady specjalistyczne wysokie opłaty, gdyż lekarz specjalista przyjmuje pacjentów tylko prywatnie lub przyjmuje np. tylko 5 pacjentów ubezpieczonych, a dalszych prywatnie).
Przy tym wszystkim odbiera się bezpieczeństwo socjalne wielomilionowej rzeszy ludzi najuboższych: emerytów, kalek, wdów, sierot, matek samotnie wychowujących dzieci i innych nieszczęśników. Odbiera się im również nadzieję na poprawę bytu.
Należy zwrócić uwagę na fakt, że permanentne, od kilkunastu lat (w tym szczególnie w ostatnich dwóch latach) nękanie emerytów i rencistów, inwalidów, kombatantów i represjonowanych decyzjami i zapowiedziami decyzji odbierających różne świadczenia socjalne i uprawnienia, wywołuje u tych ludzi stresy, lęki i poczucie zagrożenia, a w efekcie rujnuje ich zdrowie. Zdrowie bowiem według definicji Światowej Organizacji Zdrowia jest stanem fizycznego, psychicznego i społecznego zadowolenia, a nie tylko brakiem choroby lub kalectwa. Stąd konstatacja, iż zaspokojenie potrzeb stanowi konieczny warunek zdrowia jednostki, a w konsekwencji także zdrowia całego społeczeństwa. Przywódcy lewicy i włodarze kraju powinni sobie zdawać z tego sprawę, że ponieważ nie ma w społeczeństwie psychicznego zadowolenia i pewności jutra, mamy coraz więcej frustracji i nerwic. Społeczeństwo jest po prostu chore. Program Hausnera pogorszy tę sytuację.
W związku z zamiarem nieprzeprowadzania corocznej waloryzacji świadczeń emerytalno-rentowych należy zauważyć, że państwo jest dłużnikiem emerytów i rencistów i choćby z tego powodu powinno z nawiązką waloryzować w najbliższych latach corocznie świadczenia, spłacając przy tej okazji długi wobec weteranów pracy i walki oraz inwalidów. Jakie to długi? Wymienię przykładowo trzy:
Pierwszy dług, który ciągnie się od wielu lat, to zapowiedziane przez rząd w 1995 roku, a nie zrealizowane nawet częściowo, coroczne począwszy od 1996 roku podnoszenie o 1 proc. kwoty bazowej waloryzacji świadczeń, aż do osiągnięcia 100 procent. Niespełnienie tej obietnicy powoduje narastanie "starego portfela" świadczeń emerytalno-rentowych. Do likwidacji tego długu państwa wobec emerytów i rencistów należałoby zatem wreszcie teraz przystąpić, wzbogacając o ten element program Hausnera.
Drugim długiem jest ów krzywdzący "stary portfel" świadczeń, który jest zmorą emerytów i rencistów i który należałoby wreszcie zlikwidować. Obliczenia wykazują, że np. świadczenia tych emerytów, którzy przeszli na emeryturę w latach 1980., byłyby obecnie przy innych warunkach nie zmienionych o 45 proc. wyższe, gdyby przeszli na emeryturę w 2002 roku. Oto co znaczy "stary portfel". Lewica powinna podać pomocną dłoń tym biednym starcom, rozjaśnić im ostatnie chwile ich życia.
Trzeci dług powstał w latach 1990. w wyniku zamiany korzystniejszej waloryzacji płacowej świadczeń na niekorzystną waloryzację cenową czy cenowo-płacową. Przywrócenie waloryzacji płacowej, hamującej względną pauperyzację emerytów i rencistów w stosunku do pracowników najemnych, byłoby zadośćuczynieniem rządu lewicowego za wieloletnie upośledzenie materialne doznawane przez to środowisko.
Ad 4. Hausnera program dalszego pauperyzowania emerytów i rencistów, i dodatkowego wzbogacania najbogatszych kosztem najbiedniejszych będzie na dłuższą metę działać na niekorzyść również przedsiębiorców. Decydenci powinni dostrzec w ubóstwie wielomilionowej rzeszy emerytów, rencistów, inwalidów, kombatantów i poszkodowanych nie tylko problem społeczny, ale i jego ważkie skutki ekonomiczne. Oszczędzanie państwa na emeryturach i rentach podobnie zresztą jak i na wynagrodzeniach pracowniczych i dochodach rolników wywołuje swoisty paradoks, odkryty w latach 30. ubiegłego wieku przez światowej rangi polskiego ekonomistę Michała Kaleckiego oraz Anglika Johna Maynarda Keynesa. Według nich skutkiem powszechnego obniżenia dochodów jest powszechny spadek wydatków, który pociąga za sobą spadek popytu konsumpcyjnego, ten zaś skutkuje zmniejszeniem produkcji i wzrostem bezrobocia. Kapitalizm bowiem jest systemem napędzanym przez popyt. Uznanie tej tezy wywarło istotny wpływ na politykę gospodarczą krajów kapitalistycznych i stało się jedną z podstaw teoretycznych "państwa dobrobytu" (Welfare State). Przyczyniło się to do nieznanego w przeszłości tempa wzrostu gospodarki kapitalistycznej po drugiej wojnie światowej. Zatem poprawa bytu emerytów i rencistów, podobnie jak i pracowników najemnych i rolników, wiedzie do szybszego wzrostu gospodarczego, ten zaś pozwoli na dalsze podniesienie stopy życiowej ludności, co znów prowadzić będzie do jeszcze szybszego wzrostu gospodarczego, i tak dalej do spirali rozwoju cywilizacyjnego kraju i dobrobytu ludności.
Skąd wziąć na to pieniądze? Czy jest alternatywa dla programu Hausnera? Oto przykładowo tylko niektóre źródła i możliwości:
(1) Zrealizować rzeczywiście, a nie pozornie postulat tańszego państwa, tzn. przede wszystkim odchudzić rozdętą administrację publiczną. W 1989 roku, w panującym wówczas systemie nakazowo-rozdzielczym, a w związku z tym niezwykle rozbudowaną administracją, zatrudnienie w administracji państwowej i samorządowej (terenowej) wynosiło niespełna 162 tys. osób, a w 2002 roku prawie 339 tys. Zamiast zmniejszenia wzrosło z górą w dwójnasób. Z tego administracja państwowa wzrosła z 43 tys. do bez mała 158 tys., czyli grubo ponad trzy i pół raza. Stało się to pomimo komputeryzacji urzędów, której przedtem nie było, a która zwiększa wydajność pracy urzędników i powinna spowodować redukcję ich zatrudnienia. Gdyby zmniejszyć całą administrację do wielkości choćby takiej, jak w 1989 roku, a to przecież nie powinno być ostatnie słowo w tej sprawie, to na samych płacach (przyjmując do obliczenia średnie wynagrodzenie brutto w 2002 roku) zaoszczędzonoby 5,8 mld zł, z tego 4,2 mld zł w administracji centralnej i 1,6 mld zł w administracji samorządowej. A przecież sprawa nie ogranicza się do kosztów osobowych, lecz obejmuje również wysokie koszty rzeczowe. (To, co zaproponował Jerzy Hausner w ww. Programie, jest niewielką cząstką tego, co powinno być zrobione w tej dziedzinie). 24 listopada ub. r. w radiowych Sygnałach Dnia przewodnicząca KRRiTV użalała się, że nie przyznano jej kilku dodatkowych etatów, a zatrudnia, poza członkami Rady, 160 pracowników. Co oni tam robią?! Urząd Prezydenta II Rzeczypospolitej, kiedy prezydent miał szerszy zakres kompetencji niż obecnie, zatrudniał 50-60 osób, a dzisiaj 10 razy więcej. Do czego? Do przyznawania odznaczeń, nadawania tytułu naukowego, stopni oficerskich i przyjmowania gości zagranicznych? A po co Polsce Instytut Pamięci Narodowej z pensjami, jakich nie ma w normalnym wymiarze sprawiedliwości? Do wichrzenia i rozdrapywania zabliźnionych ran, czy do antylewicowej indoktrynacji? Przykłady przerostów administracyjnych można by mnożyć. A jednocześnie za mało jest etatów w aparacie skarbowym, w policji i w niektórych innych ogniwach aparatu państwowego.
(2) Rygorystycznie egzekwować należne podatki od przedsiębiorstw. Obecnie większość przedsiębiorstw, zwłaszcza zagranicznych, nie płaci podatku dochodowego, bo jest rzekomo deficytowa. Prof. Rutkowski ze Szczecina obliczył, że na skutek tych oszukańczych manipulacji podatkowych budżet państwa stracił w latach 1997-2000 8 mld złotych, a prof. Kaleta z Wrocławia podał, iż wskutek tej czarnej strefy gospodarczej tracimy 20 proc. dochodu narodowego. Od tego czasu nic się nie zmieniło na lepsze. Aby zredukować te straty, trzeba mieć wolę polityczną wyeliminowania tego szkodliwego zjawiska poprzez zwiększenie liczby pracowników kontroli skarbowej, kosztem innych działów administracji państwowej, po to by zwiększyć częstotliwość i skuteczność kontroli skarbowej. W krajach zachodnich przedsiębiorstwo kontrolowane jest przynajmniej raz w roku, a u nas raz na cztery i pół roku.
(3) Unormować niedopuszczalny fakt, że wiele firm prowadzących działalność gospodarczą w Polsce płaci podatek za granicą.
(4) Pełniej ściągać cła. Niebawem nie będzie to dotyczyło granic z państwami Unii Europejskiej, ale pozostaną granice z innymi państwami. Dotychczas tysiące TIR-ów przejeżdżają przez nasz granice bez cła. Szacuje się, że na skutek niepobierania ceł traciliśmy rocznie 2-3 mld złotych. Dzieje się tak m.in. dlatego, że mimo ogromnych przerostów administracji państwowej celników zatrudniamy znacznie mniej niż inne kraje. Obliczono, że jeden celnik zarabia na 5-6 celników.
(5) Wycofać się z wadliwej reformy systemu ubezpieczeń społecznych, co mogłoby przynieść jeszcze wielomiliardowe oszczędności.
(6) Zaniechać finansowania z budżetu państwa szkół niepublicznych na równi z publicznymi. Szkoły niepubliczne, prywatne działają na zasadach prywatnych przedsiębiorstw i kształcą dzieci bogaczy. Finansowanie ich przez państwo powoduje finansowe i kadrowe upośledzenie szkół publicznych, a ich uczniów, pochodzących z mniej zamożnych i ubogich rodzin, skazuje na nierówne szanse edukacyjne i gorszy start życiowy. Degraduje ich już w dzieciństwie do drugiej kategorii obywateli. Czy rząd lewicowy powinien tolerować ten stan rzeczy?
(7) Wycofać się z niechlubnej i sprzecznej z ideałami lewicowymi awantury irackiej, która po wysłaniu tam drugiej zmiany naszych żołnierzy będzie nas kosztować już 700 milionów USD. Poza tym wzorem Czechów należałoby zamienić niekorzystny kontrakt na zakup amerykańskich samolotów F-16 na rzecz korzystniejszego kontraktu na samolot europejski.
(8) Wprowadzić wizy dla obywateli USA przybywających do Polski oraz opłaty od starających się o wizę w takiej samej wysokości, jaka pobierana jest przez konsulaty USA od Polaków. Nie chodzi tu o żaden prestiżowy odwet, ale o wielomilionowe przychody do budżetu, tracone corocznie przez ubogą Polskę na rzecz bogatej Ameryki.
(9) Spełnić wreszcie zapowiedź zawartą w przedwyborczym oświadczeniu Koalicyjnego Komitetu Wyborczego SLD-UP z 17 sierpnia 2001 roku o wyegzekwowaniu zapłaty od każdego, kto przejął majątek narodowy, nie płacąc realnej wartości. Były tam gromkie słowa. I co? I nic. Nie do powtórzenia są straszne przypuszczenia krążące w społeczeństwie, dlaczego nie realizuje się tej zapowiedzi. Ale one drążą umysły elektoratu i nastawiają go przeciw naszej formacji. A tego faktu nie wolno lekceważyć.
(10) Można by też uzyskać znaczne środki finansowe, gdyby ograniczyć nadmierne przywileje finansowe Kościoła. Chodzi o niebagatelną kwotę. Jak podał tygodnik "Fakty i Mity", według ostrożnych szacunków Kościół katolicki w Polsce inkasuje na czysto ze wszelkich źródeł ponad 10 MILIARDÓW ZŁOTYCH rocznie. Jeśliby się udało ograniczyć tę kwotę choćby tylko o połowę, to i tak byłaby to kwota niebotyczna, wielomiliardowa, nieopodatkowana(!).
Oto niektóre elementy alternatywy dla programu Hausnera. Gdyby dysponować jego sztabami kadrowymi, wysoko płatnymi zespołami doradców i ekspertów, instytutami naukowymi, dostępem do różnorakich informacji, finansami i grantami można by przedstawić pełniejszy program alternatywny, lewicowy, przeciwstawny prawicowemu programowi Jerzego Hausnera, wicepremiera w niby-lewicowym rządzie.
Rajmund Rybiński
Autor jest związany z lewicowym Klubem Współczesnej Myśli Politycznej, funkcjonującym w Trójmieście
PS. 24 stycznia 2004 roku rady krajowe Sojuszu Lewicy Demokratycznej (jednogłośnie) i Unii Pracy (przy głosie sprzeciwu) udzieliły poparcia dla programu Jerzego Hausnera, po nieznacznym retuszu. Obawiam się, że jest to decyzja o samounicestwieniu obu tych partii. Obym się mylił, obym był fałszywym prorokiem. 27 stycznia Rada Ministrów zaaprobowała ów program i postanowiła skierować go do Sejmu. Tak więc krok za krokiem idziemy po samobójczej ścieżce ku samozagładzie, mając usta pełne państwowotwórczych sloganów, przekonujących, że program Hausnera jest jedyną deską ratunku dla Polski i dla każdej polskiej rodziny. Teraz dokument ten czeka na zatwierdzenie przez Sejm i Senat oraz podpis prezydenta RP. Co nas czeka za tą metą, jeśli ją przekroczymy?