Wiśniewski: Punkt zwrotny

[2004-03-27 08:55:28]

Stare porzekadło mówi, że jeśli wybory miałyby coś zmienić, już dawno by ich zakazano. Nie kwestionując zasadniczej intencji tkwiącej w tym sformułowaniu, wypada stwierdzić, że, na szczęście, zdarzają się jeszcze sytuacje, w których rzeczywistość zdaje kłam podobnym generalizacjom. Oczywiście, ostatnie wyniki wyborów w Hiszpanii nie stanowią same w sobie wystarczającego argumentu dla przyklaśnięcia podstawowemu konceptowi demokracji parlamentarnej, który polega na przekonaniu, że wszelkie poważne sprzeczności społeczne można rozwiązywać metodą cyklicznych plebiscytów wyborczych, jednak nie sposób nie ukorzyć głowy przed faktem, że zwycięstwo hiszpańskich socjalistów stanowi niewątpliwy, choć ciągle jeszcze wątły, promyk nadziei na zapanowanie w Europie cokolwiek bardziej cywilizowanych niż dotychczas standardów uprawiania polityki, przynajmniej w wymiarze międzynarodowym.

Jeszcze kilkadziesiąt godzin przed rozpoczęciem wyborów w Hiszpanii, wszelkie sondaże gwarantowały rządzącym neofaszystom Aznara dość komfortowy wynik głosowania, który w najgorszym razie skazywałby ich na konieczność zawiązywania koalicji ze słabiutkimi ugrupowaniami regionalnymi. Jednak atak Al-Kaidy na madrycki węzeł kolejowy, mimo wszelkich podejmowanych przez rząd Aznara próby wykorzystania go do własnych celów propagandowych zmusił, jak się okazało, hiszpańskich wyborców do refleksji daleko przekraczającej rozważania dotyczące wzrostu gospodarczego i aktualnej stopy inflacji.

Hiszpanie, którzy gremialnie sprzeciwiali się angażowaniu własnego kraju w iracką awanturę, przed 11 marca prawdopodobnie wychodzili z założenia, że uczestnictwo ich żołnierzy w okupowaniu dalekiego kraju jest konieczną ceną, którą muszą oni płacić za względną stabilność ekonomiczną i nadzieje na intensywny rozwój gospodarczy. Aznarowska propaganda usilnie utrzymywała ów mit przy życiu, co stawało się o tyle łatwiejsze, o ile socjaliści nie potrafili dotrzeć ze swoimi hasłami do serc ciągle łaknących dobrobytu rodaków.

Tragedia na madryckich stacjach z początku nie wyglądała na wydarzenie, które może tę sytuację zmienić. Natychmiastowa ofensywa propagandowa rządu, który z przerażającą nawet jak na ugrupowanie pokroju Partii Ludowej bezczelnością postanowił natychmiast zmobilizować obywateli i media do histerycznego spektaklu potępienia ETA, jako rzekomych sprawców zamachów, wydawała się początkowo przynosić spodziewane efekty.

Kiedy już następnego dnia po ataku, cały świat nie miał właściwie wątpliwości kim są jego wykonawcy i jakie kierowały nimi intencje, Aznar i jego szef bezpieczeństwa opowiadali w cieniu trumien niestworzone historie o krwiożerczych Baskach, których tylko rozpętany na niebotyczną skalę państwowy terror powstrzymać może od biologicznego unicestwienia narodu hiszpańskiego. Nikt, kto choćby odrobinę orientuje się w celach i strategii ETA, nie mógł jednak choćby na chwilę przypuszczać, że owe brednie mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością.

Znając doskonale zasady działania baskijskich lewicowych separatystów, zarówno hiszpański premier, jak i jego minister spraw wewnętrznych, z pełną cynizmu świadomością próbowali wykorzystać szok i ból swoich współobywateli, żeby ukryć przed nimi całkowite fiasko prowadzonej przez siebie polityki zagranicznej. Zakłamanie rządu hiszpańskiego sięgnęło nawet tak daleko, że postanowił on wykorzystać forum ONZ dla wytworzenia wrażenia, że „dowody” wskazujące na sprawstwo ETA są niepodważalne i jednoznaczne.

Wyglądało na to, że choć podobne kłamstwo ma zazwyczaj niezwykle krótkie nogi, tym razem Aznarowi i spółce wystarczy czasu, aby doprowadzić do sukcesu wyborczego a następnie, już z nowym mandatem parlamentarnym, po cichu przeprosić za pomyłkę i wygodnie rozsiąść się wraz z Brytyjczykami i Polakami w amerykańskiej loży szyderców ustawionej naprzeciwko tych, którzy w pocie czoło usiłują wypracować nową wizję zjednoczonej Europy. Kalkulacja jednak zawiodła. W odruchu samozachowawczego instynktu, hiszpańskie społeczeństwo odmówiło poparcia politykom, którzy z pełną świadomością ryzyka usilnie pracowali nad sprowadzeniem nad Madryt zagrożeń, których jeszcze niedawno, nikt o zdrowych zmysłach w Europie nie oczekiwał. Bez względu bowiem na czyjekolwiek intencje, Europa po 11 marca jest naprawdę inna.

Owa inność ma jednak swoich wyraźnie określonych architektów. Można po imieniu wymienić Tony’ego Blaira, Leszka Millera, Aleksandra Kwaśniewskiego, Silvio Berlusconiego oraz właśnie Jose Marię Aznara jako tych, którzy osobiście odpowiadają za sprowadzenie nad europejskie miasta złowróżbnych gróźb brodatych fundamentalistów.

Zaangażowanie się w agresję i okupację Iraku nie mogło nie ujść uwadze przywódców wojującego islamizmu, którzy wręcz na własną prośbę naszych przywódców poczęli poszukiwać w atlasach nazw europejskich miast i głównych węzłów komunikacyjnych. Trudno będzie teraz ten proces odwrócić, szczególnie, kiedy choćby z takiej Warszawy płyną w dalszym ciągu zapewnienia o niezłomnej woli kontynuacji owej najbrudniejszej na razie wojny XXI stulecia.

Z drugiej jednak strony, Al-Kaida swoim zamachem dokonała być może przełomu w niezwykle inercyjnym mechanizmie europejskiego podejmowania decyzji i w konsekwencji pozwoliła na znaczne przekształcenie europejskiego układu sił. Nie ulega bowiem wątpliwości, że hiszpańscy socjaliści nie tylko wyłamią się z depczącej prawo międzynarodowe proamerykańskiej koalicji śmierci ale jednocześnie - całkowicie zmienią front w kontynentalnej debacie nad kształtem europejskiej integracji.

Wygląda więc na to, że Leszek Miller, czy też jakikolwiek jego następca pozostanie osamotniony w odgrywaniu napisanej pod amerykańskie dyktando farsy zatytułowanej „Umrzeć za Niceę”. Antyeuropejskie stanowisko Polski, tak usilnie dotychczas wspierane przez falangistów Aznara dozna poważnego osłabienia i w konsekwencji - perspektywy osiągnięcia unijnej jedności zaczną przybierać znacznie bardziej wyrazisty kontur. Jednocześnie, nie sposób nie przyznać racji strategom z Al-Kaidy, że przewidywany przez nich „efekt domina” może w istocie doprowadzić do dezintegracji irackiej koalicji okupacyjnej szczególnie, że na przykład we Włoszech - społeczny opór wobec napaści na Irak był być może najsilniejszy na całym kontynencie. Gdyby tak się stało, ostatnim ogniwem spajającym nasz kontynent z amerykańskimi przestępstwami wojennymi nad Eufratem i Tygrysem pozostawałaby Polska.

Nie jest to z jednej strony perspektywa wesoła dla nikogo, kto zamieszkuje tereny między Odrą a Bugiem. Z drugiej jednak, uświadamia powagę chwili i spoczywającą na nas wszystkich odpowiedzialność. Bez wyciągnięcia z tego konsekwencji, nie będzie nam nigdy wolno powiedzieć, że byliśmy niewinni.

Tomasz Rafał Wiśniewski


Tekst ukazał się w Nowym Tygodniku Popularnym

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


26 listopada:

1911 - W Dravil zmarł Paul Lafargue, filozof marksistowski, działacz i teoretyk francuskiego oraz międzynarodowego ruchu robotniczego.

1942 - W Bihaciu w Bośni z inicjatywy komunistów powstała Antyfaszystowska Rada Wyzwolenia Narodowego Jugosławii (AVNOJ).

1968 - Na wniosek Polski, Konwencja ONZ wykluczyła przedawnienie zbrodni wojennych.

1968 - W Berlinie zmarł Arnold Zweig, niemiecki pisarz pochodzenia żydowskiego, socjalista, pacyfista.

1989 - Założono Bułgarską Partię Socjaldemokratyczną.

2006 - Rafael Correa zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Ekwadorze.

2015 - António Costa (Partia Socjalistyczna) został premierem Portugalii.


?
Lewica.pl na Facebooku