Ciszewski: Alterglobalizm się zdewaluował
[2004-07-10 22:10:10]
Było to równoznaczne z odcięciem się także od środowisk konserwatywnych, określających się jako „antyglobalistyczne” i skupiających się na kwestiach suwerenności narodowej czy sprzeciwu wobec globalizacji kulturowej. Jednocześnie konserwatywna prawica nie kwestionuje jednak ekonomicznych podstaw systemu kapitalistycznego. Twierdzi że wystarczy podporządkować go narodowym interesom, w myśl zasady, że przecież pracodawca z tym samym paszportem co pracownik nie będzie wyzyskiwał i maksymalizował zysków kosztem zatrudnionych. Podobnie ma rzekomo być ze środowiskiem naturalnym, bo przecież „Polak nie będzie zanieczyszczał Polski”. Tego typu „antyglobalizm” lansuje obecnie w Polsce LPR i w coraz większym stopniu Samoobrona. Paradoksalnie wiąże się on z akceptacją neoliberalizmu na poziomie krajowym, co jest o tyle absurdalne, że system ten nie może funkcjonować w oderwaniu od wolnego rynku na szczeblu międzynarodowym. Roman Giertych na przykład kilkakrotnie wychwalał kapitalistyczne reformy Margaret Thatcher. Pęknięcie w ruchu Wydawało się że odcięcie się od tego typu „wrogów systemu”, również w sferze nazewnictwa będzie korzystne dla tworzącego się „ruchu ruchów”. I Europejskie Forum Społeczne pokazało, że istnieje możliwość dogadania się różnych grup, mających na celu zmianę systemu ekonomicznego. Nawet jeśli ich szczegółowe cele różniły się i to znacząco, to wróg, czyli międzynarodowe instytucje finansowe oraz ponadnarodowe korporacje wydawał się wspólny. Właśnie w imię wspólnej walki powstawały różnorakie sojusze. Tworzone były także grupy, takie jak ATTAC (Obywatelska Inicjatywa Opodatkowania Obrotu Kapitałowego), zajmujące się konkretnymi postulatami i zrzeszające działaczy z różnych środowisk. Pojawiła się nawet szansa, że nowy ruch będzie dość radykalny. Niestety między I, a II Europejskim Forum Społecznym powstały pierwsze poważniejsze pęknięcia w ruchu alterglobalizacyjnym. Padł on w dużej mierze ofiarą swojej popularności. O ile w początkach jego istnienia, na demonstracjach i antyszczytach dominowały rzesze osób nie zrzeszonych, czy zorganizowanych na zasadzie tzw. Affinity groups (1) , to po pewnym czasie pojawiło się wielu polityków partii establishmentowych. Pierwsze działanie wspierały grupy polityczne związane z radykalną lewicą, tudzież lewicową socjaldemokracją, taką jak włoska Partia Odrodzenia Komunistycznego (PRC). Gdy okazało się jak wielki kapitał polityczny stanowi opowiedzenie się po stronie alterglobalistów, spektrum to stawało się jednak coraz szersze. Z ruchem zaczęli nagle utożsamiać się na przykład francuscy socjaldemokraci z Partii Socjalistycznej, czy zbliżeni do nich politycznie Zieloni. Nie chodziło tu bynajmniej o jakieś zbuntowane struktury terenowe czy młodzieżówki tych ugrupowań, ale o czołowych polityków. O niektórych postulatach ciepło zaczął się nawet wyrażać kanclerz RFN Gerhard Schroeder, twierdząc, jakoby byli „pożyteczną konkurencją” dla rządzących (2) . Również kierownictwa partii tworzących w Parlamencie Europejskim frakcję Europejskich Zielonych zauważyły w alterglobalistach możliwość wypromowania swoich ugrupowań. Zieloni powstali w latach 80 jako partyjne ramię organizacji pozarządowych. Przedstawiali z początku wiele nowatorskich pomysłów, z których jednak niewiele wyszło. Z czasem ugrupowania tego nurtu stały się kolejnymi partiami, rywalizującymi o władzę i akceptującymi system, nawet w jego neoliberalnym wydaniu, a wyróżniającymi się jedynie nieco bardziej ekologicznym programem (3). Obecnie, zwłaszcza francuscy Zieloni poczuli możliwość odbudowy wizerunku partii reprezentującej kontestatorów. Ich lider Daniel Cohn-Bendit, który jeszcze niedawno nazywał krytyków systemu głupcami, nagle uznał się za jednego z kontestatorów. Polityk ten popierał swego czasu amerykańską agresję na Afganistan, teraz jednak występuje wspólnie z przeciwnikami okupacji Iraku. Zakrawa to na czysty koniunkturalizm, niestety niewiele osób to dostrzega. Alterglobaliści „dobrzy” i „źli” Taka postawa polityków odbija się na ruchu alterglobalizacyjnym. Wcześniej również był on wielonurtowy i bardzo różnorodny, opierał się jednak na kompromisie. Przejęcie części argumentów przez czołowe partie musiało jednak oznaczać odcięcie się od „radykałów”. Dotąd różne grupy rywalizowały ze sobą, nie było jednak tak wyraźnego podziału. Nie było przede wszystkim dzielenia „alterglobalistów” na lepszych i gorszych, które pojawia się obecnie. Do tych pierwszych zalicza się przede wszystkim socjaldemokratów, partie zielonych oraz grupy pozarządowe zajmujące się na przykład problemami krajów trzeciego świata. Do drugich wszelkie grupy radykalnej lewicy czy anarchistów. Media, skoro nie mogą już uniknąć prezentowania alterglobalistów, wybrały sobie pewien wycinek ruchu, który promują. Wyróżnikiem ma być podobno posiadanie przez socjaldemokratów i zielonych programu pozytywnego. Tyle że programy pozytywne mają także bardziej radykalne grupy. Wyznacznikiem wydaje się więc raczej stosunek do systemu. Akceptowani są jedynie, ci którzy chcą tylko naprawiać gospodarkę wolnorynkową, wprowadzać kapitalizm z ludzką twarzą itp. Można powiedzieć że promowani są politycy, którzy w przypadku wzrostu popularności ich ugrupowań nie zrobią wielkiej krzywdy elitom finansowym. Co najwyżej będą im na przykład przypominać o „etyce biznesu”. Anarchiści czy radykalna lewica są natomiast pokazywani jako niekonstruktywni zadymiarze. Co ciekawe w taki wizerunek uwierzyła nawet część bardziej radykalnych polityków. Świadczy o tym fakt, że na przykład Piotr Ikonowicz, komentując dla „Rzeczpospolitej” wydarzenia w Genui, podczas szczytu G8, w roku 2001, powielał propagandę o anarchistycznych zadymiarzach. Aby wzmocnić efekt podziału na „dobrych” i „złych” alterglobalistów media często wyolbrzymiają rolę bojowych tendencji, takich jak Czarny Blok. Straszy się nim przed każdym antyszczytem, podczas gdy jest to tak naprawdę niewielka grupa ludzi, nie mających sprecyzowanych poglądów, a raczej szukających zadymy i poddających się modzie na radykalizm. Stanowią mniejszość nawet w ruchu anarchistycznym, do którego chcą się zaliczać. W porównaniu do na przykład anarchosyndykalistycznych związków zawodowych, jest ich jedynie garstka. Pasują jednak jak ulał do stereotypu „złego radykała”. Podziały podsycają także umiarkowani politycy, chcący zdominować ruch alterglobalizacyjny. Związany z francuską Partią Socjalistyczną Jacques Nikonoff, będący prezydentem ATTAC Francja powiedział że "wolnorynkowi liberałowie zawsze woleli radykalna lewice, ponieważ wiedza, ze nigdy nie wygrała i nigdy nie wygra" (4). Z drugiej strony nie ma też co ukrywać, że konflikty podsyca też część radykalnej lewicy (zwłaszcza niektóre tendencje trockistowskie) próbując przy okazji protestów przede wszystkim wzmacniać swoje partie, a nie poważnie zastanowić się nad negatywnymi skutkami globalizacji. Mamy więc ciągłe próby entryzmu (wrogich przejęć), co widać między innymi na przykładzie ruchu antywojennego (5). Problemy – im dalsze tym lepsze. Podział na „dobrych” i „złych” odbił się też na postulatach ruchu. To nie przypadek, że coraz więcej możemy usłyszeć o nędzy Trzeciego Świata, czy na przykład ochronie lasów deszczowych. Oczywiście postulaty te są ważne, dziwi jednak fakt, że słyszy się o nich najgłośniej w państwach najbardziej oddalonych od Afryki czy Ameryki Południowej. Przykład takiego bezsensownego zamienienia priorytetów mamy miedzy innymi w Polsce. Nawet „Gazeta Wyborcza” jest skłonna drukować teksty o tym, jaka nędza panuje w Afryce. W dziwny sposób mniej chętnie wspomina jednak o bezrobociu, czy łamaniu praw pracowniczych. Efekt jest taki, że gdy ludzie słyszą o globalizacji, to kojarzy się im ona z głodnymi murzyńskimi dziećmi, a nie faktem, że właśnie międzynarodowe procesy ekonomiczne odpowiadają za to że musza pracować więcej za te same pieniądze. Temat globalizacji dla przeciętnego Kowalskiego jest bardzo odległy ze względu na sposób jego przedstawienia w mediach. Po przeczytaniu niektórych tekstów „ekspertów” od ruchów społecznych można dojść do wniosku że „alterglobalista” to koniecznie wegetarianin, obrońca zwierząt futerkowych, pacyfista, bojownik o prawa Indian meksykańskich i redukcję długów Afryki. Całość obowiązkowo musi być podana w infantylno – naiwny i powierzchowny sposób, pasujący raczej do bandy dzieciaków niż krytyków systemu. Wierzyć w to zaczynają nawet niektórzy aktywiści. Podczas jednej z debat w telewizji od działaczki jednej z polskich partii „reprezentującej alterglobalistów” usłyszałem płomienną przemowę na temat biedy w Afryce. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że była to dyskusja o antyszczycie Europejskiego Forum Ekonomicznego, mającym odbyć się nie w Somalii, ale w Warszawie. Innym razem, podczas telewizyjnej debaty jeden z „alterglobalistów” zaczął nagle mówić o prywatyzacji wody w Boliwii i agresji na Irak. Tematy ważne, ale temat brzmiał przecież „Wpływ globalizacji na Polskę”. Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Polska nie leży przecież w Afryce, a działać należy biorąc pod uwagę lokalne uwarunkowania. Trudno oprzeć się wrażeniu że gros społeczeństwa odbiera te spory jako niezrozumiały bełkot. Takie „globalne” tematy są o tyle wygodne, że gdyby zająć się na przykład bezrobociem, to trzeba by bezpośrednio uderzyć w polskie elity, a tego media nie lubią. Mamy więc obronę wielorybów, trzeci świat itp. Nowi „alterglobaliści” Tematy zastępcze to też możliwość zaistnienia nowych „przyjaciół” ruchu. Nagle okazało się że ma on sympatyków nie tylko w centrowych partiach politycznych, ale nawet w kręgach biznesu. Dobrym przykładem jest George Soros, miliarder który występuje przeciw polityce USA i międzynarodowych instytucji finansowych, ale ani myśli kwestionować systemu. Pomoc dla biednych tak, zmiany aby wyeliminować biedą, nie, zdaje się mówić. W samych Stanach Zjednoczonych ATTAC funkcjonuje pod nazwą Inicjatywy na rzecz Podatku Tobina (TTI) i jest związany z lewym skrzydłem partii demokratycznej (6). Pomimo że ruch ruchów to szerokie porozumienie, ale w tym wypadku uważam że chyba nieco za daleko idące. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Przed antyszczytem Europejskiego Forum Ekonomicznego, podczas jednej z debat, rzecznik EFE, Andrzej Jonas przyznał że podziela pewne obawy co do konsekwencji globalizacji. Niektórzy zapewne uwierzyli, że fakt że nawet przeciwnicy zgadzają się z różnymi argumentami ruchu to sukces. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że stanowi to część sprytnej kampanii medialno – politycznej. Skoro ruchu nie udało się rozbić represjami, to można go ugłaskać, zapraszając na przykład bardziej umiarkowanych jego przedstawicieli na bankiety i „wspólne debaty”. W zadziwiający sposób owi „bankietowi alterglobaliści” w późniejszych wystąpieniach tracą już „parę” i są bardzo grzeczni (osądowi czytelników pozostawiam odpowiedź na pytanie, kto w Polsce reprezentuje ten model polityczny). Nie należy się jednak tym wszystkim załamywać. Fakt że pojęcie „alterglobalizm” tak się zdewaluowało nie oznacza jeszcze że zostało ono całkowicie zawłaszczone przez umiarkowanych reformatorów i politykierów. Najważniejsze jest tworzenie sieci bardziej radykalnych organizacji i zajmowanie się bliskimi ludziom problemami. Tematy powinny być dobierane zgodnie z lokalną specyfiką i możliwie łatwo opracowywane, tak aby były zrozumiałe dla przeciętnego obywatela. Warto pomyśleć na przykład nad możliwościami wprowadzenia lokalnie budżetu partycypacyjnego lub jakichś jego elementów. Wiele mówi o tym jak wspaniale działa on w Porto Alegre, natomiast nie zaprząta sobie głowy jego praktycznym funkcjonowaniem. Nie możemy też zdawać się na dyżurnych reprezentantów w mediach. Jeśli członkowie ruchu uznają że wystarczy aby na sprawie znało się kilku „ekspertów”, to znaczy że przegraliśmy. W prawdziwym „alterglobalizmie” nie chodzi przecież o oddawanie władzy politykom i parlamentarzystom, a aktywność obywatelską. Ważne jest też, aby ślepo nie zachwycać się imprezami, takimi jak Europejskie Fora Społeczne, które mają przecież wiele wad (ostatnie miało niestety bardzo dużo) i umieć myśleć krytycznie, zamiast dostosowywać się do „alterglobalistycznych” mód. (1) Sposób organizacji opierającej się na kolektywach równoprawnych działaczy, zajmujących się konkretnym wycinkiem działalności. Wywodzi się z ideologii anarchistycznej. (2)Christiane Grefe, Mathias Greffrath, Harald Schumann, Czego chcą krytycy globalizacji, Kraków 2004, Str. 194. (3)Stefan Rudnik, Partia Zielonych w systemie politycznym RFN, Słupsk 1994, str. 43-45. (4)Alex Callinicos, "Socialist Worker", 6 September 2003. (5)The leaked internal bulletin of SWP Ireland www.infoshop.org/inews/stories.php?story=02/02/3336534 (6)www.ceedweb.org/iirp/ |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Nauka o religiach winna łączyć a nie dzielić
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?