Kryś: Radzie już podziękujemy
[2004-09-26 18:43:21]
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiTV) powstała na mocy ustawy o radiofonii i telewizji z dnia 29 grudnia 1992 r. (weszła w życie 1 marca 1993 r.). Od uchwalenia zaś konstytucji w 1997 jest ona ciałem konstytucyjnym. Zgodnie z artykułem 213. ust. 1 Konstytucji RP „Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji stoi na straży wolności słowa*, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji”. Jak komicznie i paradoksalnie brzmi ten zapis biorąc pod uwagę faktyczną działalność KRRiTV przekonamy się za chwilę. Kluczowy jest jednak fragment dotyczący członków Rady oraz trybu ich powoływania. W artykule 214. ust. 1 czytamy, że członków Krajowej Rady powołuje Sejm, Senat i Prezydent RP. Precyzuje go art. 7. ust. 1 ustawy o radiofonii i telewizji: „W skład Krajowej Rady wchodzi dziewięciu członków powoływanych: 4 przez Sejm, 2 przez Senat i 3 przez Prezydenta, spośród osób wyróżniających się wiedzą i doświadczeniem w zakresie środków masowego przekazu”. Zapis ten dowodzi, że z apolitycznością i obiektywizmem członkowie KRRiTV mają niewiele wspólnego. Również między bajki włożyć należy postulat, aby odznaczali się oni wiedzą o mediach. W znakomitej większości „ministrami” (tak należy zwracać się do członków Krajowej Rady – przyp. DK) zostawali politycy, i do tego bardzo wyraziści. Dodając do tego władzę jaką KRRiTV dysponuje (m.in. nadawanie koncesji nadawcom, wybieranie Rady Nadzorczej TVP) otrzymujemy jej prawdziwy obraz – instytucji, w której politykę i biznes łączą grube nici wzajemnych zależności. Ile za to wzięliście?! Początki istnienia Krajowe Rady obfitują w zatargi na linii Prezydent-Rada. Ówczesny prezydent, Lech Wałęsa sceptycznie podchodził do Polsatu, któremu KRRiTV udzieliła zgody na nadawanie telewizji satelitarnej. Wściekł się też, że w raporcie z monitoringu kampanii wyborczej Rada wytknęła mu nadużywanie prawa do prezentowania się w telewizji. Jednak prawdziwa burza miała dopiero nadejść. 1 marca 1994 r. o godz. 11 w świetle telewizyjnych kamer przewodniczący KRRiTV Marek Markiewicz (trafił do Krajowej Rady z prezydenckiej nominacji) podpisał ogólnopolską koncesję dla Polsatu. Na reakcję Wałęsy nie trzeba było długo czekać. Zadzwonił do Markiewicza i bez owijania w bawełnę ryknął: Ile za to wzięliście?! i trzasnął słuchawką. O godzinie 13. Marek Markiewicz nie był już przewodniczącym KRRiTV. Co prawda później Trybunał Konstytucyjny orzekł, że prezydent nie miał prawa odwołać Markiewicza z piastowanej przez niego funkcji przewodniczącego, ale było już za późno, gdyż prezydenccy prawnicy orzekli, że werdykt TK nie działa wstecz. Nowym przewodniczącym Krajowej Rady został ultrakatolicki nacjonalista, obrońca Radia Maryja Ryszard Bender (w KRRiTV również z namaszczenia Wałęsy). Długo nim nie był. Zaledwie kilka tygodni. Warto w tym momencie się zatrzymać i przyjrzeć procedurze przyznania Polsatowi koncesji. Jedną z najistotniejszych przesłanek branych pod uwagę w procesie przyznawania koncesji był kapitał, jakim dysponowali nadawcy. Polsat zebrał 10 mln dolarów i zapowiadał emisję akcji na drugie tyle. Markiewicz zapewniał wówczas, że nie było kandydatów z większym kapitałem niż Zygmunt Solorz. Mijał się z prawdą. I to bardzo. Zjednoczone Przedsiębiorstwa Rozrywkowe deklarowały 53 mln dolarów; TV 7: Elektrim, CLT z Luksemburga, Reuters - 30 mln dolarów; Antena 1, w tym Time Warner i sieci ABC, CNN - 25 mln dolarów; NTP Plus w tym Wytwórnia Filmów Dokumentalnych, amerykańskie CME - 20 mln dolarów.(1) Marek Markiewicz, po odwołaniu go z funkcji członka KRRiTV (wrzesień 1994 r.), otrzymał własny, autorski program w Polsacie. Prowadzi go do dziś. Przenieśmy się do czasów trochę bardziej współczesnych. Co w przeciągu ostatnich lat porabiała Rada w sprawach koncesji? Ten wirus Czarzasty Tak nazwał sekretarza KRRiTV Włodzimierza Czarzastego Adam Michnik w słynnej rozmowie z Lwem Rywinem (22 lipca 2002). Trudno się dziwić tej niechęci naczelnego „Gazety Wyborczej”, zważywszy na poczynania Czarzastego, który szkodził Agorze, wydawcy „GW”, jak tylko mógł. A mógł i to sporo. Zwłaszcza, że leżało to w jego szeroko pojętym interesie (spekulowano, że chce stworzyć „lewicowy” koncern medialny, taką kontr-Agorę). „Wyborcza” zaś odpowiadała mu pięknym za nadobne – opisując skrupulatnie jego działalność na swoich łamach. Chciałoby się powiedzieć: przyganiał kocioł garnkowi. Znana jest sprawa Twojego Radia Wałbrzych, któremu sekretarz Czarzasty (do spółki z ze swoim dobrym znajomym Witoldem Grabosiem, szefem Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty, a zarazem b. członkiem KRRiTV) miał odradzać sprzedaż udziałów Agorze, ostrzegając że wówczas mogą pojawić się problemy z przedłużeniem koncesji. Obiecał równocześnie pomoc w znalezieniu inwestora, który „nie spowoduje późniejszych problemów przy rekoncesjonowaniu”(2) Tym inwestorem miała być spółka CR-Media, z której szefem Ryszardem Wojciechowskim Czarzasty miał się w tej sprawie kontaktować osobiście. No i rzeczywiście - Wojciechowski wyraził zainteresowanie zakupem udziałów w wałbrzyskim radiu, jednakże negocjacje się przeciągały, co spowodowało, że właściciele Twojego Radia Wałbrzych podjęli w lipcu 2001 r. decyzje o sprzedaży udziałów Agorze. Była to decyzja samobójcza. Wałbrzyskiemu radiu bowiem nie przedłużono koncesji. Twoje Radio Wałbrzych nie poddało się jednak i wkroczyło na drogę sądową. NSA przyznał mu rację i cofnął decyzję Krajowej Rady. TRW wróciło do eteru. Włodzimierz Czarzasty w swoich propozycjach i „dobrych radach” nie widzi niczego niestosownego. Pod żadną presją nie zamierzam zmienić swojego dotychczasowego postępowania wobec rozgłośni lokalnych – zarzekał się wówczas dziennikarzom. - Mówiłem, mówię i będę mówił każdemu radiu regionalnemu, które będzie chciało zmienić właściciela, że najgorszym partnerem jest Agora, ponieważ Agora zawsze z rozgłośni regionalnych robi rozgłośnie muzyczne i doprowadza do tego, że zamiast nadawać informacje o kulturze, o sytuacji w danym regionie, nadają muzykę. Trudno mi jakoś uwierzyć w bezinteresowność i troskę pana sekretarza o kulturę regionalną. A Państwu? Podobne propozycje nie do odrzucenia, zdaniem prawnika RMF FM Kazimierza Gródka, Czarzasty składał stacjom PSR ze Szczecina i ProKolor z Opola. Tutaj również w zamian za koncesję część udziałów rozgłośni miała być odsprzedana spółce CR-Media. Radiostacji ProKolor ze Szczecina nie przedłużono koncesji. Odwołała się ona jednak do NSA, który unieważnił decyzję Rady. Teraz radio może się ubiegać o odszkodowanie, za które – rzecz jasna – zapłacą podatnicy. Głośno było również o krakowskim Radiu Blue FM. Krajowa Rada nie podając powodów nie odnowiła radiu koncesji. W jej obronie wystąpiły środowiska opiniotwórcze, słuchacze i politycy wszystkich liczących się w Krakowie partii, również SLD (radio było bowiem bardzo popularne i cenione). Bezskutecznie. Wolne częstotliwości otrzymało Radio Eska, faworyzowane przez Czarzastego. Blue FM podobnie jak ProKolor (obie należą do tej samej spółki – Multimedia) odwołało się do NSA. I wygrało. KRRiTV postanowiło jednak złożyć kasację od wyroku NSA. Sprawa jest w toku, zaś częstotliwość 97,7 FM w Krakowie nadal pozostaje pusta – wyrok NSA odnosi się bowiem również do decyzji przyznania częstotliwości Radiu Eska, które póki co musi ograniczyć się do nadawania wyłącznie przez Internet. Ponosi z tego tytułu olbrzymie straty finansowe, a co za tym idzie, będzie mogło wystąpić o odszkodowanie do Skarbu Państwa. Jakby tego było mało marka „Blue FM” została przez Fundację Rozwoju Kultury Ziemi Gdowskiej (właściciela radia) odsprzedana Agorze, zaś Andrzej Lenart, były szef Blue FM, poinformował dziennikarzy, że zgromadził ponowne środki na uruchomienie radia, które będzie się tym razem nazywać Red FM. Dodał też, że podobnie jak Eska wystąpi o zadośćuczynienie z tytułu poniesionych strat finansowych. Nie ma co, KRRiTV potrafi zrobić niezłe zamieszanie. Tylko dlaczego My mamy za to płacić? Włodzimierz Czarzasty należał do słynnej „Grupy Trzymającej Władzę” - tako rzecze raport Zbigniewa Ziobry, będący, na dziś, ostatecznym raportem Komisji Śledczej im. Lwa Rywina. Inaczej uważa sąd, który orzekł, że nie było GTW, a Rywin działał sam. Jak było naprawdę? Zapewne nie dowiemy się tego nigdy. Warto też przypomnieć, że z powodu afery Rywina nastąpiła zmiana na stanowisku przewodniczącego KRRiTV. Juliusz Braun przestał pełnić tę funkcję po tym jak przed Komisją oznajmił, że w Krajowej Radzie dochodziło do „matactwa” przy nowelizacji ustawy o rtv. Głównym sprawcą owego „matactwa” miał być - wg Brauna – Czarzasty, który to miał wymyślić zapis antykoncentracyjny (uniemożliwiający zakup Polsatu przez Agorę) i lobbować za prywatyzacją TVP3. Czarzasty miał też zaoferować posłom swoją pomoc w pracach nad projektem nowelizacji ustawy o rtv, gdy ten już wyszedł z Rady. Przypomnijmy, że w toku prac miały miejsce „cuda nad ustawą”: jej projekt zmieniał się wielokrotnie z niezbyt jasnych i niewyjaśnionych dotąd powodów. Dzięki zeznaniom Brauna wyszło na jaw jeszcze coś: mianowicie jego kompletna indolencja. "Kłopot w tym, że KRRiTV ma dziesięciu członków i nie ma przewodniczącego. Na jej czele stoi facet, który nie ma jaj. Przecież Braun to człowiek małego kalibru. Właśnie dlatego Włodzimierz Czarzasty może sobie dowolnie harcować. Powinien dostać medal za zasługi od premiera Millera" – charakteryzował ówczesną sytuację w Radzie szef RMF-u Stanisław Tyczyński (3). Braun złożył dymisję, gdyż jak sam stwierdził, jego „wizja życia publicznego” jest nie do pogodzenia z wizją zaprezentowaną w czasie zeznań przed komisją śledczą przez sekretarza KRRiTV Włodzimierza Czarzastego. Powszechnie znana jest również niechęć Czarzastego, a co za tym idzie, Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji do RMF FM, czego wyrazem jest także zamieszczona wyżej wypowiedź szefa RMF-u (radio Blue FM też było pośrednio powiązane ze stacją Tyczyńskiego). Spór na linii RMF-KRRiTV rozpoczął się kiedy Rada przystępowała do tzw. procesu rekoncesyjnego. Trzeba bowiem wiedzieć, że koncesji udziela się nadawcom „na okres nie dłuższy niż 10 lat w przypadku telewizji i 7 lat w przypadku radiofonii” (art. 36 ust. 3 ustawy o rtv). Ponadto ustawa o rtv nie przewiduje automatycznego przedłużania koncesji – „starzy” nadawcy muszą starać się o koncesję „od zera” na równi z innymi podmiotami. 7 marca 2001 r. radio RMF FM otrzymało koncesję na nadawanie na tych samych co do tej pory częstotliwościach. Jednakże Krajowa Rada nie wyraził zgody – o co zabiegało radio – na tzw. rozszczepianie, czyli możliwość nadawania różnego programu i reklam w różnych regionach kraju o tej samej porze. Krajowa Rada tłumaczyła, że decyzją tą chroni małe, lokalne stacje – wykoncypowała, że jeżeli RMF FM utraci możliwość emitowania lokalnych reklam, to reklamodawcy pójdą do rozgłośni lokalnych. Okazało się jednak, że było to błędne rozumowanie. Decyzja Rady doprowadziła do tego, że ponad 100 dziennikarzy lokalnych, reporterów, korespondentów terenowych straciło pracę. Zamknięto też kilka oddziałów. Radio po przyznaniu mu nowej koncesji (bez zapisu o rozszczepianiu) zdecydowało się wkroczyć na drogę sądową przeciwko KRRiTV. Batalia przed sądami kolejnych instancji trwała ponad półtora roku. NSA stwierdził, że decyzja Rady została podjęta niezgodnie z prawem, ale nie z powodów podawanych przez RMF, lecz błędów proceduralnych. Sąd zwrócił uwagę na wadliwe uzasadnienie decyzji o odebraniu rozszczepień oraz na zbyt restrykcyjne przepisy dotyczące ewentualnych zmian w strukturze własnościowej spółki Radio Muzyka Fakty. „KRRiTV powołuje się na to, że stoi na straży wolności mediów i samodzielności nadawcy. Ale wygląda to tak, jakby wykonywała to prawo, stosując maksymę Orwella: że najlepszym sposobem zapewnienia wolności jest jej ograniczenie” – grzmiał sędzia Andrzej Kisielewicz. Póki co Krajowa Rada ma postanowienie nadrzędnego wobec niej organu, jakim jest NSA, w głębokim poważaniu. Ostatnio (czerwiec br.) Włodzimierz Czarzasty zasłynął akcją wymierzoną w Broker FM (grupa kapitałowa, w skład której wchodzi RMF FM) tuż przed jego wejściem na giełdę. Wysłał do różnych redakcji pismo (rzecz jasna „Wyborcza” go nie otrzymała – ot, kolejny dowód miłości, jaką darzy pan sekretarz „organ Michnika”), w którym pisze m.in., że „po zapoznaniu się z dokumentami finansowymi spółki RMF FM (...)” doszedł do wniosku, iż „należy wyjaśnić, czy dane finansowe ujawnione w tych dokumentach nie wskazują na możliwość utraty przez tę spółkę kontroli nad działalnością nadawcy”. Co ciekawe to oświadczenie zbiegło się z raportem opublikowanym przez firmę CR Media Consulting (16 czerwca – raport, 17 czerwca - pismo Czarzastego), w którym ostro skrytykowano plany spółki. Zbieg okoliczności? Nie sądzę. Właścicielem CR Media Consulting jest spółka CR Media. Pamiętacie Państwo? To ją „proponował” Czarzasty radiostacjom chcącym odsprzedać część swoich akcji. To ona miała być owym inwestorem „niepowodującym problemów przy rekoncesjonowaniu”. Broker FM zarzucił sekretarzowi KRRiTV działanie na szkodę spółki. Zdecydował się też na pozwanie jego i firmy CR Media Consulting do sądu. Właściciel RMF FM chce aby wypłacili mu oni 31,5 mln zł (3 mln zł to zadośćuczynienie, reszta zaś odszkodowanie). Sprawa jest w toku. Na straży WC Oprócz nadawania koncesji i walki z nadawcami, Rada zajmuje się też inną, jakże radosną twórczością. Zdaje się, że Urząd z ulicy Mysiej 5 nie zniknął z nastaniem III RP. Po prostu KRRiTV przejęła jego obowiązki. Powszechnie panująca poprawność polityczna nie pozwala nazywać rzeczy po imieniu. Dotyczy to zwłaszcza wszelkiego rodzaju aktów prawnych. W ustawie o radiofonii i telewizji nie napisano, że jednym z zadań KRRiTV jest cenzurowanie mediów. Ależ skąd! Zadaniem KRRiTV jest TYLKO „sprawowanie w granicach określonych ustawą kontroli działalności nadawców” (art. 6 ust. 2 pkt 4 ustawy o rtv). Dalej w tej samej ustawie są zapisy, które dają szerokie pole do popisu w owym „sprawowaniu kontroli”. A mianowicie zgodnie z Art. 18 ust. 1 „Audycje lub inne przekazy nie mogą propagować działań sprzecznych z prawem, z polską racją stanu oraz postaw i poglądów sprzecznych z moralnością i dobrem społecznym (...)” O jaką moralność chodzi dowiadujemy się z ust. 2 - „Audycje lub inne przekazy powinny szanować przekonania religijne odbiorców, a zwłaszcza chrześcijański system wartości”. Żeby jeszcze bardziej wyjaśnić, co jest zgodne z Wartościami Chrześcijańskimi (WC) zapisano w ust. 4, że zabronione są programy „zagrażające fizycznemu, psychicznemu lub moralnemu rozwojowi niepełnoletnich, w szczególności zawierające treści pornograficzne lub w sposób nadmierny eksponujące przemoc”. No i pro forma w ust. 7 zobligowano nadawców do dbania o „poprawność języka swoich programów i przeciwdziałania jego wulgaryzacji”. KRRiTV skrupulatnie i z wielkim pietyzmem wykorzystuje w/w przepisy. Po prostu lubi się popisywać. W przeciągu ostatnich kilku lat byliśmy wielokrotnie świadkami kołtuństwa z jej strony. Chociażby za panowania Juliusza Brauna (wywodzącego się z UW). Wówczas to Rada nałożyła kary za m.in. film „Psychopata” (100 tys. zł), erotyk „Mężczyzna, który patrzy” (50 tys. zł), za reality-shows: „Gladiatorzy” (200 tys. zł) i „Big Brother Bitwa” (300 tys. zł – rekord!), w którym to „lansowano swobodę obyczajową i zachowania oderwane od uczuć”. Jakby ktoś nie wiedział to chodziło o fiku-miku Frytki i Kena w jakuzi. Dostało się też stacji TV4 za nadanie „Tropikalnej gorączki” (nagroda jury ekumenicznego w Cannes) znanego reżysera Spike’a Lee. 100 tys. zł kary. Jeżeli ktoś liczył, że po wybraniu byłej posłanki SLD Danuty Waniek na stanowisko przewodniczącej Krajowej Rady sytuacja ulegnie zmianie, to był naiwny. SLD ma pozycję dominującą w Radzie od 1997 r. Może de facto liczyć na 5 głosów, a to wystarcza (KRRiTV liczy 9 członków) by wygrać każde głosowanie. Danuta Waniek, współczesna Pani Dulska, wraz z przyjaciółmi z „lewicy” dzielnie stoi więc na straży Wartości Chrześcijańskich, walczy z golizną i deprawacją nieletnich. W lipcu br. KRRiTV ogłosiła swój sprzeciw wobec umieszczenia na cyfrowej platformie Cyfra + erotycznego kanału XXL. Rada nie przyjmowała do wiadomości racjonalnych tłumaczeń Cyfry +, że aby móc odbierać ten kanał trzeba spełnić wiele wymogów formalnych, że nie jest on ogólnodostępny, lecz przeznaczony dla osób dorosłych, że jest podwójnie kodowany i blokowany kodem dostępu (przy każdym połączeniu trzeba wpisywać specjalny kod). No i że można go odbierać tylko między 23 a 6 rano. KRRiTV to nie przekonało. Będąc „wybitnym” gremium eksperckim znającym się na wszystkim orzekła, że XXL nie jest prywatną sprawą każdego abonenta, gdyż „media masowe trafiają w przestrzeń publiczną, a nie prywatną”. Szkopuł jednak w tym, że ten erotyczny kanał nadawany jest z terytorium Francji i spełnia wszelkie wymogi tamtejszego prawa. I to nie zniechęciło naszych szermierzy pruderii z Krajowej Rady. Postanowili wysłać pismo do Conseil Superieur d’Audiovisue (CSA), francuskiego odpowiednika KRRiTV, w którym wezwali do... zakazania emisji XXL (sic!). Odpowiedź CSA mogła być tylko jedna: kanał działa legalnie od lat i nie łamie francuskiego prawa. Wcześniej, bo w czerwcu br., KRRiTV przegrała proces w sądzie administracyjnym z Polsatem o kodowany kanał Playboy TV, na którego nadawanie Rada nie wyrażała zgody. Trzy lata dzielnie walczyła, wymyślając kolejne przeszkody formalne, aż w końcu poległa w sądzie. TVP oberwała zaś za „Balladę o lekkim zabarwieniu erotycznym”, która to wg pani przewodniczącej Waniek zawierała treści „niebezpieczne dla zdrowia fizycznego i moralnego” oraz demoralizowała nieletnich. Kara: 10 tys. zł. O całkowitym niezrozumieniu przez radę przesłania tej telenoweli dokumentalnej nie warto nawet wspominać. Krajowa Rada wie lepiej i koniec. Upiekło się telewizji publicznej przy „Bellissimie”. Przewodnicząca Waniek ograniczyła się tylko do „zwrócenia uwagi”, że film ten zawierał sceny erotyczne, a wyemitowany został w tzw. czasie chronionym, co jest „niedopuszczalne”. Czasami Rada przekracza granice śmieszności i staje się po prostu żałosna. Danuta Waniek zainspirowana listem jednego z czytelników „Rzeczpospiltej” interweniowała w TVP w sprawie młodzieżowego programu „Rower Błażeja”. O co poszło? Prowadzący program młodzi ludzie pytali swoich rówieśników o stosowanie środków antykoncepcyjnych i – o zgrozo! – o doświadczenia biseksualne. Pani przewodnicząca postanowiła uzmysłowić bezwstydnemu szczeniactwu, że skupiło się na „informacjach o charakterze instruktażowym” pomijając „akcenty wychowawcze i edukacyjne”. Zwróciła się też do nadawcy o „zwiększenie kontroli i rozważny, odpowiedzialny dobór materiałów filmowych szczególnie w czasie, gdy program telewizyjny oglądają dzieci i młodzież”. No właśnie! Co to będzie jak taki nastolatek dowie się co to jest prezerwatywa i że tego wcale się nie połyka?! Pani Waniek radziłbym też jak najszybciej pojechać do Czech, odkopać grób Bohumila Hrabala i sprawdzić czy też aby on nie przewrócił się w tym grobie (ze śmiechu) na wieść o tym, że KRRiTV zbeształa Polskie Radio za czytanie na antenie jego książki „Obsługiwałem angielskiego króla”. Powód: rozpowszechnianie treści erotycznych. Po łbie dostało się też MTV za program „Jackass” (flagowy program stacji MTV). Krajowa Rada zaprotestowała przeciwko emitowaniu tak szokujących scen (okaleczanie własnego ciała, zjadanie kału czy picie moczu itp.) w tzw. czasie chronionym. Nie zgodziła się również na włączenie programu do oferty sieci kablowych. Poza tym Rada poskarżyła się swojemu brytyjskiemu odpowiednikowi, że MTV... deprawuje polską młodzież. To tylko niektóre z dokonań KRRiTV w ostatnim czasie. Zadziwiające jest, że to aptekarstwo w wypełnianiu ustawowych zadań działa tylko w jedną stronę. Jakoś Rada nie podchodzi tak skrupultanie do art. 18 ust. 1 cytowanej już ustawy, który mówi, że audycje „nie mogą zawierać treści dyskryminujących ze względu na rasę, płeć lub narodowość”. Co bardziej zorientowani Czytelnicy domyślają się już zapewne o kogo, a może raczej, o co chodzi? Tadeusza nic nie rusza Imperium o. Tadeusza Rydzyka (m.in. Radio Maryja, TV Trwam), dzielnie tropiące wszelkie żydo-masońskie spiski, ma się dobrze. Ojciec Dyrektor specjalnie nie przejmuje się KRRiTV i jej „zastrzeżeniami”. Krajowa Rada zabiera się bowiem do niego, jak pies do jeża. W grudniu 2002 r. KRRiTV przeprowadziła monitoring radiostacji Rydzyka. W raporcie napisano, że Radio Maryja propagowało zachowania sprzeczne z prawem, sprzyjało inicjatywom „zagrażającym zdrowiu lub bezpieczeństwu”, szerzyło antysemityzm, treści dyskryminujące mniejszości narodowe i kryptoreklamę. Te „kilka istotnych uchybień” powoduje, że „koncesja jest wykonywana w sposób sprzeczny z ustawą o rtv” – czytamy w raporcie z monitoringu. I co? I nic. Skończyło się na groźbach i przesłaniu w tej sprawie pism do prowincjała warszawskiej prowincji redemptorystów, prymasa, przewodniczącego Episkopatu i Rzecznika Praw Obywatelskich. KRRiTV podkuliła ogon, ale nie złożyła broni. Postanowiła jeszcze raz poddać stację ojdyra Rydzyka monitoringowi, aby sprawdzić czy wziął sobie do serca jej zastrzeżenia z poprzedniej kontroli. Miało to miejsce na przełomie lutego i marca 2003 r. Raport pokontrolny stwierdzał, że nadal na antenie radia pojawiają się treści antysemickie, które „są nie do uniknięcia w telefonicznych wypowiedziach słuchaczy, ale nic nie usprawiedliwia braku właściwych reakcji, zwłaszcza ze strony kapłanów prowadzących audycje”. Dalej czytamy, że „z reguły reakcje [na antysemickie wypowiedzi dzwoniących do radia słuchaczy – przyp. DK] nie dotyczą meritum sprawy, zawierają mniej lub bardziej wyraźną aprobatę dla często sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem sądów słuchaczy nie mówiąc już o tym, że nie wykorzystują okazji do przedstawienia właściwego w tych sprawach stanowiska Kościoła”. Warto też w tym momencie nadmienić, że argument (często podnoszony przez o. Rydzyka) jakoby nie można nic w sprawie antysemickich wypowiedzi zrobić, gdyż trudno przewidzieć, co powie dzwoniący do radia słuchacz, jest delikatnie mówiąc naciągany. Od czasu bowiem słynnej afery pt. „Trzy słowa do ojca prowadzącego” [tutaj można ściągnąć zapis mp3 tej "rozmowy"] wprowadzono zabezpieczenie: głos dzwoniących idzie z kilkusekundowym opóźnieniem, co pozwala na przerwanie rozmowy, gdyby powiedzieli oni coś nieodpowiedniego. Dzięki temu nikt już nie rzuci mięsem na antenie. Rydzyk mógłby to samo zrobić w przypadku antysemickich tyrad wygłaszanych w „RM”, ale rzecz jasna nie zrobi tego. Bo po co? A poza tym: kto go do tego zmusi? Krajowa Rada nie zrobiła nic w tej sprawie. Mało tego: nadała Radiu Maryja status tzw. nadawcy społecznego. W myśl ustawy o rtv nadawcą społecznym jest nadawca, którego „program upowszechnia działalność wychowawczą i edukacyjną, działalność charytatywną, respektuje chrześcijański system wartości za podstawę przyjmując uniwersalne zasady etyki oraz zmierza do ugruntowania tożsamości narodowej” ponadto nie może nadawać „reklam lub telesprzedaży oraz sponsorowanych audycji lub innych przekazów” oraz „nie pobiera opłat z tytułu rozpowszechniania, rozprowadzania lub odbierania jego programu” (art. 4 ppkt 1a). No i rzecz jasna zwalnia z opłaty za udzielenie koncesji. Z Rydzyka jest taki „nadawca społeczny” jak ze mnie rzymski katolik. Trzeba jednak przyznać KRRiTV, że próbowała zachowywać pozory. Postanowiła otóż przypilić o. Tadeusza za to, że nadaje reklamy i kryptoreklamy, grożąc mu utratą statusu „nadawcy społecznego”. Rada zwróciła uwagę na dżingle reklamujące „Nasz Dziennik” na antenie Radia Maryja, na promowanie Wyższej Szkoły Komunikacji Społecznej i Medialnej (należącej do Ojca Dyrektora), telewizji Trwam oraz wymienianie przez prowadzących sponsorów różnych przedsięwzięć. No i co? I jak zwykle nic. Krajowa Rada za krótka jest także na TV Trwam. Gdy w czerwcu 2003 r. Szymon Niemiec w imieniu Międzynarodowego Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek na Rzecz Kultury w Polsce wyraził swój protest wobec wyemitowanego na antenie rydzykowej telewizji dokumentu pt. „Stworzeni do miłości” KRRiTV ograniczyła się jedynie do zwrócenie uwagi telewizji Trwam, że w myśl decyzji WHO homoseksualizm nie jest chorobą. I tyle. Koszty Ile kosztuje utrzymywanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji? Ze „Sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z rocznego okresu działalności” (Warszawa, marzec 2004) dowiadujemy się, że w roku 2003 Rada wydała blisko 23 mln zł. 20 mln pochodziło z budżetu państwa, zaś niecałe 3 mln to dochody budżetowe rady z tytułu m.in. opłat koncesyjnych, kar nałożonych na nadawców itp. W KRRiTV zatrudnionych jest ponad 160 osób. Członkowie Krajowej Rady (jest ich 9) mają pensję podsekretarzy stanu (ok. 14 tys. zł). Do tego dochodzi tzw. fundusz dyspozycyjny – do 500 zł miesięcznie (lunche, kolacyjki w restauracjach itp.). Niektórym „ministrom” KRRiTV opłaca mieszkania (jeżeli są spoza Warszawy). No i rzecz jasna każdemu członkowi rady przysługuje gabinet z sekretarką, asystent oraz służbowy samochód z kierowcą. Nie należy też zapominać, że wskutek radosnej twórczości KRRiTV na polu koncesyjnym Skarb Państwa może ponieść olbrzymie koszty z powodu odszkodowań, o które zamierzają się ubiegać radiostacje. Sama Agora zaskarżyła do sądu 11 decyzji koncesyjnych Krajowej Rady. Wygrała już z Radą czterokrotnie. Orzeczenie NSA zaś otwiera drogę do ubiegania się o zadośćuczynienia i odszkodowania. Czy minister finansów bierze to pod uwagę konstruując budżet? Pora się pożegnać Postulat likwidacji Krajowej Rady pojawiał się już nieraz w dyskursie publicznym. Tylko, że jakoś zawsze kończyło się na deklaracjach. Dziś mało jest partii, które expresis verbis mówiłyby o tym, że Rada jest ciałem zbędnym. Chętnie zgilotynowałaby ją Samoobrona oraz – o dziwo - LPR. Także pozaparlamentarny DPL odnosi się krytycznie do Krajowej Rady. Robert Falkenberg, wiceprzewodniczący RK DPL mówi, że Radę należy zlikwidować. Zastrzega jednak, że „zastąpić ją można jedynie strukturami które bronić będą świeckości państwa, bronić będą i małych i dużych nadawców, a priorytetem przy udzielaniu koncesji nie będzie kapitał, tylko forma i treść przekazu. Dodaje też, że „organ taki powinien chronić polskich drobnych nadawców, ilość koncesji dla nowych stacji radiowych powinna być przykładowo w stosunku 20:1, czyli na 20 małych 1 duża. Warunkiem zaś przyznania koncesji dużej stacji powinna być kompletna apolityczność, oraz neutralność światopoglądowa, chyba że stacja chce być jedynie medium przekazu religijnego - wtedy należy jej nakazać apolityczność.” Inne ugrupowania proponują zreformowanie KRRiTV. Platforma Obywatelska, która jeszcze nie tak dawno głosami swoich liderów (Tuska i Rokity) głosiła, że należy zlikwidować radę (bo „jest to ciało chore z definicji” – D. Tusk), teraz postuluje, aby „kandydatów [na członków KRRiTV – DK] zgłaszała kapituła złożona z przedstawicieli ogólnokrajowych organizacji twórczych oraz uniwersytetów, które mają wydziały kształcące w dziedzinie mediów. Dopiero spośród tych kandydatów Sejm i Senat wybierałby członków Rady.” (Iwona Śledzińska-Katarasińska, PO). PiS uważa, że w KRRiTV powinni znaleźć się „ludzie z autorytetem, niezależnie myślący”, ale generalnie jest OK. W podobnym duchu wypowiada się SLD, który twierdzi, że możnaby poprawić dobór kandydatów (większy nacisk na „walory profesjonalne” – cytat z wypowiedzi J. Jaskierni). PSL zaś, ustami byłego członka KRRiTV Michała Strąka, proponuje by wybrać do Rady przedstawicieli nadawców (mediów publicznych, prywatnych i „kablarzy”), pozostawiając formalny sposób wyboru członków Krajowej Rady przez Sejm, Senat i Prezydenta. Unia Pracy opowiada się za „zmianą formuły Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (którą powinny wyłaniać ze swego grona środowiska twórcze, artystyczne i naukowe) i za zapewnieniem im ciągłości dopływu środków finansowych z abonamentu” („Po pierwsze praca. Program UP”). Tak samo uważa APP „Racja” (nawiasem mówiąc fragment dotyczący KRRiTV w programie „Racji” został żywcem przepisany z programu UP). PPS jest zdania, że należy znowelizować ustawę o radiofonii tak, żeby „kryterium nominacji członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji stanowiło wyłącznie fachowe przygotowanie kandydatów”. Inne partie lewicy pozaparlamentarnej nie mają sprecyzowanych stanowisk w sprawie KRRiTV. Wszelkie próby uzdrowienia, zreformowania KRRiTV uważam za mydlenie oczu. Stanowią one dowód politycznej kalkulacji bądź naiwności. Mało tego: odwracają uwagę od istoty problemu z Krajową Radą. Skupiają się bowiem na procedurze powoływania i na samych jej członkach. Partie proponują aby byli to: eksperci, autorytety, profesorowie i kto tam jeszcze. Nie podważają one jednak politycznej nominacji (za wyjątkiem UP i „Racji”), jaką stanowi wybór członków przez Sejm, Senat i Prezydenta. Infantylną zaś jest wiara, że w/w organy wybiorą apolitycznych członków. Każda partia ma „swoich” dyżurnych profesorów, ekspertów, „niezależnie myślących” (jak to ujął poseł Marek Jurek z PiS-u) etc. Takich też będą rekomendować, takich też w wyniku politycznych porozumień będą wybierać do Rady. Nawet idące dalej propozycje Unii Pracy i APP „Racja” nie są w stanie zagwarantować apolityczności tej instytucji – wszelkiej maści lobbyści dotrą wszędzie, nawet do kapituły złożonej z przedstawicieli środowisk twórczych czy uniwersyteckich. Główny problem z Krajową Radą tkwi bowiem w niej samej, a ściślej w jej konstrukcji. Ustawodawcy stworzyli w 1992 r., świadomie bądź nie, potworka, swoiste państwo w państwie. Jak inaczej bowiem nazwać instytucję, która ma nieograniczoną władzę w sferze ładu medialnego; udzielającą (bądź nie) koncesje nadawcom według własnego widzimisie, narażając przy tym Skarb Państwa na straty z powodu odszkodowań; obsadzającą rady nadzorcze publicznego radia i telewizji; cenzurującą w kołtuńskim szale filmy i programy, przyzwalając jednocześnie na jawne głoszenie antysemickich wypowiedzi w Radiu Maryja i TV Trwam; broniącą Wartości Chrześcijańskich w państwie konstytucyjnie neutralnym światopoglądowo? Jak inaczej nazwać instytucję, która ma tak rozległe uprawnienia, że nakłada na obywateli podatek (abonament radiowo-telewizyjny), wchodząc tym samym w kompetencje parlamentu (vide orzecznie Trybunału Konstytucyjnego z 9 września br.)? No, jak? Gdy zlikwiduje się Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, jej kompetencje i zadania przejmą na siebie inne instytucje. Ulegną one, swego rodzaju, rozmyciu. KRRiTV jest silna bowiem siłą tychże rozległych uprawnień. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby częstotliwości rozdzielał w systemie przetargów Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty (co prawda, szef tego urzędu nominację otrzymuje od premiera, ale to również mogłoby ulec zmianie; od czego są konkursy, korpus służby cywilnej etc. – to jednak temat na osobny artykuł). Jeżeli zaś dochodzi do łamania prawa przez nadawców to od czego jest prokuratura i niezawisłe sądy? Żeby zlikwidować KRRiTV trzeba zmienić konstytucję, co jednak nie powinno stanowić problemu: większość partii chce ją dziś zmieniać. Dlaczego przy okazji nie skasować Krajowej Rady? Trzeba, że użyję metafory z pewnego znanego polskiego filmu, „wyrwać tego chwasta”, bo nigdy nie zrobimy z niego pięknej i pożytecznej rośliny. Przynajmniej ja w to nie wierzę. * Wszelkie pogrubienia pochodzą od autora (1) http://muzeum.gazeta.pl/Iso/Plus/Reportaz/Matys/970sol.html (2) z oświadczenia prezesa Twojego Radia Wałbrzych Macieja Strzeleckiego (Wałbrzych, 29 lipca 2002) [www.serwisprasowy.pl/~dziennikarze/wsnm/uploads/zawiadomienie.doc] (3) W wywiadzie dla "Przekroju" nr 42 (19.10.2003) |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?