Ciszewski, Szumlewicz: Polemika na temat lewicy
[2005-01-21 11:19:42]
W roku wyborów parlamentarnych i prezydenckich lewica jest całkowicie nieprzygotowana. Nie chodzi tu bynajmniej o brak inicjatyw uznawanych przez środki przekazu za lewicowe. Przedstawiciele SLD, SdPL czy UP mają usta pełne frazesów o „wrażliwości społecznej” oraz „lewicowości”. Problem w tym że główne ugrupowania lewej strony sceny politycznej, włącznie z tworzącą UL UP nie maja absolutnie żadnego sensownego pomysłu na strategię i zdecydowane odróżnienie się od prawicy oraz centrum. Brakuje im nawet woli do bardziej zdecydowanych działań reformistycznych, nie wspominając nawet o zakwestionowaniu kapitalizmu. Mamy więc do czynienia z całkowitą dominacją postulatów prawicowych w dziedzinie gospodarki. Jeśli podobno „socjaldemokratyczny” Leszek Miller twierdzi że państwo nie powinno ingerować w gospodarkę i chwali się swoimi kontaktami z wielkim biznesem, to mamy pełny obraz nędzy ideowej polskiej oficjalnej „lewicy”. Nędza ta objawia się we wszelkich debatach z liberałami. Jeśli przedstawiciel lewicy parlamentarnej zostanie oskarżony o „podważanie istoty gospodarki rynkowej” od razu tłumaczy się i wykręca. „Lewica” światopoglądowa Nie dziwi więc zbytnio fakt, że im bliżej wyborów, tym bardziej politycy tego typu uciekają od niewygodnych tematów. Ponieważ w dziedzinie ekonomii, a nawet pomocy zwykłym ludziom na szczeblu lokalnym, nie mają większych osiągnięć, wolą zająć się jedynie kwestiami światopoglądowymi. W ich pojęciu to właśnie one odróżniają „postępową” lewicę od zacofanej i wstecznej prawicy. Dobrym przykładem jest tu senator Szyszkowska z SLD, która pisze książkę o lewicy w XXI wieku, a jednocześnie z rozbrajającą szczerością przyznaje się że nie zna się na ekonomii. Serwuje za to nowolewicowe hasła światopoglądowe, które uznaje za kanon lewicowości. Poglądy tego typu nie są niestety odosobnione. Nadal brakuje grup zajmujących się alternatywami dla neoliberalizmu. Debatę ekonomiczną zastępują więc albo slogany w wypadku większości radykałów, albo kapitulacja oraz wspieranie obecnego systemu gospodarczego w przypadku „socjaldemokratów”. Nawet wśród konsekwentnej lewicy wspólne akcje ze środowiskami pracowniczymi, które przecież powinny stanowić bazę ruchu, stanowią rzadkość. W zeszłym roku miało miejsce tylko kilka tego typu inicjatyw. Kwitnie za to „lewica” światopoglądowa, która nie chce nawet wyciągnąć ręki do najbiedniejszych. Woli za to współpracę z organizacjami feministycznymi oraz reprezentującymi mniejszości seksualne. Problem w tym że tego typu grupy wcale nie muszą być z założenia lewicowe. Wręcz przeciwnie, w Polsce, działanie przeciw władzy korporacji czy nierównościom ekonomicznym, jest im w ogromnej większości przypadków obce. Prezentują one typową postawę klienta. Lewica jest im potrzebna jeśli pomoże zorganizować manifestację, czy nagłośnić projekt jakiejś inicjatywy ustawodawczej. Poza wąską, bezpośrednio dotyczącą ich sferą światopoglądową, nie są niczym zainteresowane. Tego typu problem występował też za granicą. Naomi Klein, w swojej książce „No Logo” pisze wprost, że swego czasu kanadyjskie i amerykańskie środowiska postępowe zaprzepaściły szansę na przeciwstawienie się neoliberalizmowi, gdy dochodził on do głosu, ponieważ zajmowały się większą reprezentacją kobiet w zarządach firm, czy wizerunkiem gejów w mediach . Wykorzystały to oczywiście korporacje, które wplotły w swoje kampanie marketingowe „postępowość” światopoglądową. Zaczęły wręcz kreować modę na bycie feministką czy gejem. Miało to maskować rzeczywisty wyzysk i oszustwa, a jednocześnie spacyfikowało „postępowców”, zadowolonych że ktoś stosuje się do ich postulatów Wygląda na to że po raz kolejny okazuje się iż polski ruch feministyczny jest w dużym stopniu opóźniony o kilkanaście lat w stosunku do Zachodu. Jest to tym dziwniejsze, że w Polsce kobiety to jedna z grup, które najdotkliwiej odczuły skutki transformacji. Są najczęściej gorzej opłacane od mężczyzn i w wielu wypadkach molestowane w pracy. Nie widać na przykład zainteresowania losem kobiet zatrudnionych w supermarketach, a szkoda, bo jest to bardzo dobre pole do wykazania się przez działaczki feministyczne i połączenia kwestii równościowych z ekonomicznymi Tymczasem feministki i „lewica” światopoglądowa główny punkt uczyniły z prawa do aborcji. Jest ono ważne, ale wcale nie najważniejsze. Dziwi poza tym że nawet w tym przypadku pomijany jest kontekst społeczny. Więcej słychać sloganów o tym że „moje ciało należy do mnie” niż rzeczowych argumentów na temat ciężkiej sytuacji społecznej. Jednym z dobitnych przykładów odejścia ruchu feministycznego w Polsce od lewicowych korzeni są demonstracje 8 marca. Są one pokazami postmodernizmu na których niektóre działaczki licytują się w światopoglądowej postępowości, wygłaszaniu ekstrawaganckich kwestii i bezsensowności haseł na transparentach. Święto ustanowione przez socjalistki, domagające się prawa do głosu oraz godnej pracy, zostało sprowadzone do rangi antyklerykalnego happeningu. Te radykalne światopoglądowo demonstracje są obstawiane perzez tak „przyjazne” kobietom ugrupowania jak SLD, czy SdPL. Feministkom nie przeszkadza fakt że idą razem z partiami likwidującymi fundusz alimentacyjny i tnącymi socjal. Nawet jeśli wcześniej się na to oburzały, to na manifach bratają się z ową „lewicą” w imię walki o prawa do aborcji przeciw klerowi. Dla „lewicy” światopoglądowej jest to z kolei okazja do pokazania lewicowości. Takie zachowanie nie dziwi, jeśli spojrzeć na fakt że wielu zwolenników i zwolenniczek koncepcji postępowości światopoglądowej to zawodowi działacze. Część grup feministycznych organizuje nawet konferencje za pieniądze USAID, amerykańskiej agencji, która zajmuje się promocją społeczeństwa obywatelskiego i przy okazji neoliberalizmu ekonomicznego. Wszystkie akcenty niewygodne dla sponsorów są więc spychane na plan dalszy. Niektóre dyżurne działaczki, takie jak Magdalena Środa, idolka „postępowców” przyznają otwarcie że nie są lewicowe . „Lewica” światopoglądowa nie interesuje się także środowiskami pracowniczymi ze względu na ich rzekome zacofanie „Bo nie lubią one feministek, gejów” itp. Wynika to jednak przede wszystkim z tego że oba środowiska prezentują różne światy. Z jednej przedstawiciele i przedstawicielki klas wyższych i średnich oraz inteligencja, z drugiej zwykli, prości ludzie, którzy nie rozumieją postmodernistycznych wygłupów i naukowego języka. „Lewica” światopoglądowa dąży więc w dużej mierze do elitaryzmu, stworzenia grupy działaczy żyjących z dotacji, tworzących kółka dyskusyjne i robiących akcje jedynie w sprawach światopoglądowych (no, może czasami dla odmiany niezobowiązująco występujących np. przeciw wojnie, ale już nie krytykujących rządu, w którym „są przecież porządni ludzie”). Nieco inaczej przedstawia się sprawa ze środowiskami mniejszości seksualnych. Poparcie dla nich uznawane jest przez niektórych polityków za powód do uznawania się za skrajną lewicę. Dlatego demonstracje mniejszości seksualnych często przemieniają się w wiece wyborcze. Część parlamentarzystów SLD, SdPL czy UP próbuje udowodnić w ten sposób swoją lewicowość i zyskać poparcie radykałów. Jednocześnie jest to dla nich idealna sytuacja aby pokazać jak są gnębieni przez prawicę. Dlatego uczestnicy demonstracji dają się bezkarnie atakować nacjonalistom. Jeśli środowiska radykalnej lewicy czy anarchistów chcą odpowiedzieć na ataki są wręcz zniechęcane przez organizatorów „bo to pokojowy marsz”. Nietrudno wyobrazić sobie, że zastosowanie podobnej filozofii na wszystkich akcjach lewicowych doprowadziłoby do całkowitej klęski. Czy jest więc sens stawać w obronie działaczy gejowskich i socjaldemokratów zbijających kapitał polityczny na tym że dają się poniewierać? Co ciekawsze środowiska homoseksualne, podobnie jak feministyczne, wcale nie są z założenia postępowe w kwestiach ekonomicznych. Reprezentują całe spektrum ideologiczne. Dominuje jednak liberalizm, bo pomimo że przedstawiciele mniejszości seksualnych są we wszystkich klasach społecznych, aktywnie udzielają się głównie ci z klas wyższych. Ze względu na zamożność łatwiej jest im przyznać się do swoich preferencji. W niektórych środowiskach artystycznych bycie gejem czy lesbijką jest nawet uważane za modne i „kontrkulturowe”. Ludziom reprezentującym takie grupy trudno zrozumieć lewicowe postulaty ekonomiczne. Nawet jeśli je zrozumieją, to nie będą głosować wbrew swoim interesom ekonomicznym. Część radykalnej lewicy, która nie angażuje się bezpośrednio w działalność feministyczną czy na rzecz mniejszości seksualnych jest przez „lewicę” światopoglądową oskarżana o zbytni ekonomizm i pomijanie ważnych problemów. Tymczasem sprawa przedstawia się inaczej. Radykalna lewica powinna z rezerwą podchodzić do „postępowców”. To część feministek, gejów czy lesbijek za mało interesuje się lewicą. W ruchach tych musi dojść do przewartościowania aby rzeczywiście mogły być sojusznikami lewicy. Powinny postawić sobie pytanie, czy ich ideałem jest wyemancypowana busineswoman, czytająca „Cosmopolitan” i uważająca sprzątanie w domu za formę wyzysku, co oczywiście nie przeszkadza jej zatrudniać na czarno i za grosze sprzątaczki? Może chodzi też o to, aby gej milioner mógł poślubić swojego partnera, a fakt że płaci pracownikom marne grosze, to już inna sprawa? Jeśli tak, to sojusze z ludźmi popierającymi takie rozwiązania są równoznaczne z wyrzeczeniem się lewicowości. Lewica ekonomiczno – intelektualna W wyraźnej opozycji do uznawania za centralne kwestii światopoglądowych stoją środowiska związane z Ryszardem Bugajem. Są one skupione w Forum Polska Praca, klubie politycznym, który aspiruje do stania się w przyszłości zalążkiem politycznej reprezentacji pracowników. Zakłada on skupienie się na sprawach ekonomicznych, jako najważniejszych. Trudno nie przyznać tu racji członkom FPP. Sam Bugaj bardzo skutecznie polemizował w mediach z przedstawicielami UL-u, zarzucając im brak konsekwencji i nawet podstaw programu gospodarczego. Tyle że w wypowiedziach zwolenników Bugaja i jego samego pobrzmiewa niechęć do radykalizmu. W oświadczeniu dotyczącym UL napisał on że inicjatywa jest skazana na niepowodzenie, między innymi dlatego, że w jej ramach funkcjonują ugrupowania „zadymiarskie”. Zapewne chodzi tu o Nową Lewicę, która określa się jako partia antykapitalistyczna i często bierze udział w różnych demonstracjach. Bugaj powiela tym samym kapitalistyczno – socjaldemokratyczne podziały na dobrych reformistów i złych radykałów. Działacze FPP dowodzą na każdym kroku, że chcą być lewicowymi intelektualistami. W swojej deklaracji sugerują jednak że chcieliby aby w Polsce powstała reprezentacja sił pracowniczych. Jeśli więc sami chcą taką alternatywę tworzyć, to są bardzo niekonsekwentni. Czy chcą dokonać tego przez intelektualny klub dyskusyjny, spotykający się przy kawce, czy może drogą rozmów ze związkowymi biurokratami. W historii istniały już intelektualne kółka socjalistyczne, tyle że żadnemu nie udało się stworzyć realnego ruchu. Alternatywę dla neoliberalizmu można stworzyć tylko w toku akcji bezpośrednich, demonstracji oraz pracy ze zwykłymi ludźmi. Społeczeństwo nie rozumie akademickiego języka i ciągłych debat. Bardziej przemawiają do niego akcje bezpośrednie niż tony makulatury z odezwami, uchwałami i stanowiskami. Głównym minusem lewicy intelektualnej jest fakt, że może ona funkcjonować latami w niezmiennej formie i krytykować tych, którzy próbują coś robić, oceniając rzeczywistość przez pryzmat modeli teoretycznych. Takie oddalenie od realiów prowadzi, podobnie jak koncepcja czysto światopoglądowa do elitaryzmu i tworzenia kółek wzajemnej adoracji. Ponieważ ich członkowie to zwykle naukowcy, więc nijak nie umieją wczuć się w położenie zwykłych ludzi pracy. Bugaj i jego zwolennicy mają doświadczenie w tego typu bezowocnych działaniach. Jeszcze gdy byli w UP wydawali „Przegląd Społeczny” – wybitnie nudne oraz niezrozumiałe pismo, które byli w stanie przeczytać ze zrozumieniem jedynie autorzy artykułów i może niektórzy akademicy. Jego wpływ na środowiska pracownicze był praktycznie zerowy, zarówno ze względu na tematykę, jak i zawiły język. Niestety, ale wszystko wskazuje na to że podobny będzie los FPP. Co więcej, zerka ona w stronę ”społecznej” prawicy, ponieważ całkowicie odrzuca postulaty światopoglądowe. Nie ma też ambicji aby być czymś więcej niż klasyczną i to bardzo umiarkowaną socjaldemokracją. Nie prezentuje więc nawet gospodarczej alternatywy dla neoliberalizmu i pomysłów prawicy. Wręcz przeciwnie. W swoich oświadczeniach zwolennicy Bugaja w niezamierzony sposób pokazują, że kwestionowanie gospodarki rynkowej jest populizmem, czyli jednoznacznie kapitulują przed pomysłami ekonomicznymi prawicy. Żadna z tych dwóch skrajnych koncepcji podejścia do spraw światopoglądowych nie jest w stanie pomóc lewicy, ani socjaldemokratycznej, ani tym bardziej radykalnej. Podstawą działania powinno być bowiem połączenie postulatów ekonomicznych, które są kluczowe z akcentami światopoglądowymi. Odrzucanie lub marginalizowanie jednego albo drugiego elementu przez jakieś ugrupowanie jest równoznaczne z wyzbyciem się przez nie lewicowości. Niestety spora część polskich polityków nie jest w stanie tego pojąć. WIELE EMANCYPACJI, JEDNA LEWICA? Zacznę od tego, że moje poglądy ekonomiczne nie różnią się od tych Piotra. Nie można zatem okreslać mojej polemiki w ten sposób, że z jednej strony mamy do czynienia z radykalizmem ekonomicznym, z drugiej zaś - "obyczajowym". Ujmuję to określenie w cudzysłów, ponieważ wydaje mi się demagogiczne, podobnie jak cześć argumentów Piotra. Wynika z nich, iż jeśli feministki robią demonstrację, w których nie ma haseł socjalnych, należy odwrócić się od feministek. Jeśli antyklerykalizm pociąga neoliberałów, należy zeń zrezygnować. Czy to nie jest właśnie to, czego chce prawica? Wynikałoby stąd, że skoro niektóre prawicowe osoby uznają potrzebę elementarnych liberalnych praw, my powinniśmy być przeciwko nim, co stanowi absurd. Oczywiście, słyszałam dawno temu (dzisiaj sytuacja uległa zmianie pod tym względem) feministki, które mówiły że ze związkowcami nie będą współpracować bo oni są antyfeministyczni - wydało mi się to szalenie głupie. Tak samo głupie, jak niechęć niektórych ludzi z lewicy do współpracy z feministkami. Kiedy wreszcie zrozumieją oni, że obrona kobiet jest lewicowa po prostu, a nie po spełnieniu różnych innych warunków? Prawo do aborcji to prawo ekonomiczne, choćby Magdalena Środa ujmowała je z liberalnego punktu widzenia. Ryszard Bugaj, który uważa je za niepotrzebne, daje wyraz tylko swojej populistycznej prawicowości, nie zaś "prawdziwej lewicowości", do jakiej zresztą ostatnimi czasy nawet przestał aspirować. Oczywiście, jego zwolenników należy próbować przekonać, albowiem wszystkich należy próbowac przekonać, a zwłaszcza tych, których poglądy mają w sobie coś lewicowego. Środowiska broniące gejów i kobiet, tak jak i ruch antyklerykalny, bez wątpienia mają w sobie coś lewicowego. Rzecz jasna, powtarzają czasem obiegowe, neoliberalne bzdury, za których rozpowszechnianie odpowiedzialne są wszystkie główne media w Polsce. Żeby środowiska emancypacyjne przestały je powtarzać, trzeba im pokazywać, że prawicowość w Polsce to spójny program neoliberalno konserwatywny, któremu przeciwstawiamy spójny program lewicowo progresywny, czyli po prostu lewicowy. Nie ma w nim miejsca dla podatku liniowego, prywatyzacji usług publicznych, zakazu aborcji, religii w szkole, przymusowej heteroseksualności oraz wielu innych tyleż rozpowszechnionych, co nonsensownych i szkodliwych poglądów. Ogólnie, występuje pewna prawidłowość, dostrzeżona i zabsolutyzowana przez Piotra. Prawicowość "tradycyjna" lepiej się zakorzenia wsród środowisk dyskryminowanych ekonomicznie, podczas gdy prawicowość rzekomo "nowoczesna" uwodzi środowiska dyskryminowane w inny sposób. Jak wspomniałam, wynika to ze skomasowanej propagandy mediów. Obecnie są one w 99% prawicowe, a ich poglądy nie wynikaja wcale z bezładnej pogoni za zyskiem, tylko z zakrojonego na szeroką skalę zamysłu strategicznego, realizującego się od 15 lat w Polsce. Zamysł ten, przetestowany wcześniej w wielu krajach, polega na ukazywaniu ohydnego korporacyjnego wyzysku jako czegoś nowoczesnego, ohydnego zaś wyzysku w stylu przedwojennym jako czegoś sprawdzonego, bezpiecznego. W ten sprytny sposób usuwa się ze sceny publicznej wszelkie poglądy lewicowe lub co gorsza, piętnuje je jako winne nieszczęś wynikających z ich braku. Za koszty neoliberalizmu, takie jak dezintegracja życia społecznego, powszechny egoizm, a nawet pauperyzacja szerokich mas odpowiedzialne okazują się progresywizm, "zepsucie" i "rozpieszczenie", czyli, mówiąc po ludzku, humanitarne traktowanie dzieci i więźniów, emancypacja kobiet, swobody obyczajowe, ba! samo państwo socjalne, którego upadek spowodował negastywne skutki, o jakie oskarża się jego nadmiar. Jako antidotum na te bolączki proponuje się wzmocnienie aparatu penitencjarnego, dyscyplinę, silnych przywódcw, jednym słowem - autorytaryzm. W tym samym czasie za wszystkie negatywne skutki owego wstecznego biegu wini się same zmanipulowane masy, które zaczynają jawić się jako główny wróg wszelkiego progresywizmu. Środowiska pokrzywdzone robią się skłócone, napuszczone na siebie nawzajem, a prawica w tym czasie robi swoje, czyli zamienia wspólne ludzkie bytowanie w piekło. W ten sposób działa mechanizm społecznego przeniesienia. Choć jest to problem psychologiczny, to jednak bardzo związany z ekonomią. Polega na tym, ze wskazuje się fałszywego winnego i robi na niego nagonkę, dzięki czemu prawdziwi winni mogą spać spokojnie i w bardzo miękkiej pościeli. Takie nastroje w Polsce rozsiewają "Fakt" i "Nasz Dziennik". Lewica nigdy nic nie wygra na tolerowaniu manipulacji, ciemnoty i szczucia na "rozpieszczonych więźniów", gejów czy Żydow jako rzekomych krwiopijców biednego polskiego narodu. Ryszard Bugaj, który lekceważy niebezpieczeństwa związane z "prawicą ubogich", popełnia także niegodziwość w celowym bagatelizowaniu gehenny kobiet. Myli się przy tym, uważając ją jedynie za składnik obyczajów, podczas gdy dzisiejszy polski antyfeminizm jest bezpośrednio, a nie tylko w programie PO, powiązany z najskrajniejszymi formami neoliberalizmu. Poprzez oddelegowanie wszelkich funkcji opiekuńczych do domu, w ręce bezpłatnie pracujących kobiet, społeczna dekonstrukcja tych funkcji zyskuje uzasadnienie. Dominacja nad kobietami ponadto stanowi pewną gratyfikację dla mężczyzn, których sytuacja socjalna się pogarsza - mają wprawdzie gorzej, ale ze zwycięzcami łączy ich płeć i wspólny wróg - feminizm czy w ogole żeńska niezależność. Widać to bardzo mocno w Polsce, gdzie przemoc domowa w stosunku do kobiet jest ogromna i celowo prawie nie karana. Kobiety to nie tylko najsrożej doświadczone ofiary kapitalistycznych przemian (wyzysk, zrzeczenie się przez państwo obowiązku opieki nad dziećmi), a także przemian obyczajowych (konsumpcyjny seksizm i katolicka wizja "naturalnego" niewolnictwa kobiet). To także kozły ofiarne męskich ofiar. Mające cierpieć w milczeniu i poniżeniu, w czym znakomicie pomaga religia. W przypadku gejów i lesbijek jest nieco inaczej. Jako osoby napiętnowane społecznie ukrywają się często w enklawach i starają za wszelką cenę robić wrażenie ludzi sukcesu. Na tę fasadę dają się nabrać zmanipulowane masy, winiące homoseksualistów za krzywdy ze strony grup naprawdę silnych. Mniejszości seksualne nadają się na takie zastępcze ofiary znakomicie. Tak jak Żydzi w Republice Weimarskiej, są zarazem wyraziści i się ukrywają. Kojarzą się z luksusowym światem, wspomaganiem się nawzajem, a z drugiej strony są bezbronni, tak że można bezkarnie ich nienawidzić i prześladować. Ich przedstawiciele i przedstawicielki są poddawani notorycznej nagonce, niszczeni psychicznie przez wszechobecną przemoc symboliczną. Dręczeni przez rodzinę, kościół, obyczaje. Na ogół nie mogą się ujawnić i tylko ich koledzy wiedzą, kim naprawde są. Jak więc można utrzymywać, że to nielewicowe bronić tych grup? Orientacja seksualna to nie jakiś zbytek, tylko sprawa ciała i jego potrzeb. Jednym słowem sprawa lewicy. Wcale nie "obyczajowa" tylko konkretna i materialna. Obyczajowa to jest religia, ponieważ stanowi alienację materialnych potrzeb. Powracając do istoty sporu. Piotr Ciszewski dokonał przeciwstawienia: lewica postępowa w kwestiach nieekonomicznych ale wsteczna lub obojętna względem ekonomicznych versus lewica niepostępowa w kwestiach nieekonomicznych i niemal rownie mało postępowa w kwestiach ekonomicznych, którym jednak przyznaje należną im uwagę. Oba te stanowiska zostały słusznie potępione. Zastrzeżenia jednak budzą pewne poboczne założenia autora lub nie tyle założenia, co sformułowania. Wynika z nich, że ruchy niesłusznie zwane "obyczajowymi" cokolwiek "przesadzają" ze swoimi roszczeniami, zaniedbując inne, istotniejsze. W rzeczywistości jest inaczej. Otóż polskie środowiska emancypacyjne - podobnie jak lewicowe środowiska skupione na kwestiach ekonomicznych, traktowanych nawet w najradykalniejszych grupach nader reformistycznie - domagają się nie za wiele, ale za mało. Ich program jest bardzo ugodowy w kwestiach, o które walczą. Nie chcąc jątrzyć, lub po prostu chcac być słyszane, przyjmują ramy polskiego dyskursu (także ekonomicznego), przez co ich własny program staje się momentami niezborny, niekonsekwentny, a tym samym mniej przekonujący. Na pewno jednak "antyobyczajowa" pseudolewica w stylu Bugaja nie stanowi tu przeciwwagi, ponieważ a) sprzyja autorytaryzmowi, który roztacza mętne i niespełnialne obietnice socjalne, b) jest ugodowa wobec rozpowszechnionych w polskich mediach prawicowych nonsensów dotyczących ekonomii. Ograniczenia polskich środowisk po lewej stronie składają się na piekielny polski krajobraz, gdzie używa się właściwie wyłącznie języka prawicy (pisał o tym w ostatnim "Bez Dogmatu" Piotr Szumlewicz). Wszyscy, którzy chcieliby zmienić Polskę w miejsce zdatne do życia, powinni zjednoczyć swoje wysiłki i zrobić to nie tylko ze względów strategicznych, ale i logicznych. Zrozumienie, iż rożne typy emancypacji są nie tylko niesprzeczne, ale potrzebują się nawzajem, to może nie połowa zwycięstwa, ale jeden z jego niezbędnych warunków. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
23 listopada:
1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".
1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.
1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.
1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.
1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.
1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.
1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.
1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.
2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.
?