Stępień: Afrykański pazur
[2005-06-26 10:00:44]
Zachód wymyślił sobie inną definicję przeniesienia odpowiedzialności z powrotem w ręce samych Afrykańczyków - mianowicie prywatyzacja i dalsza realizacja konsensusu waszyngtońskiego. Nic to, że prywatyzacja wg koncepcji konsensusu oznacza wyprzedaż majątku i całkowitą utratę kontroli państwa nad gospodarką. Zamiast tego mamy coś na kształt quasidyktatury korporacji silniejszych od samego państwa. Oznacza też własność prywatną, tam gdzie dotychczas był kolektywizm w rolnictwie (MFW prowadzi uroczą, lecz absurdalną walkę z kolektywizmem przy jednoczesnej promocji spółdzielczości na roli). Owszem, teraz coraz głośniej mówi się o porzuceniu konsensusu waszyngtońskiego. Ale nikt na Zachodzie nie dopuszcza do myśli koncepcji cofnięcia wyrządzonych krzywd. Zatem Shell dalej beztrosko będzie zarabiać na krwawych pieniądzach z Nigerii, a Demokratyczna Republika Konga nigdy demokratyczna się nie stanie. Tu zaznaczę – nie jestem przeciwnikiem prywatyzacji. Należy jednak zrozumieć mechanizm wyzysku w Afryce. Państwo jest nieobecne lub słabe. Jest nie umocowane w społeczności oraz w tradycji. Stąd ten sztuczny twór szybko poddaje się woli silniejszym i bardziej dojrzałym mechanizmom występującym w firmach czy w zachodnich demokracjach. Troska o dobro kraju jest dobrem łatwo zbywalnym u nisko płatnych urzędników, a prawo, o ile istnieje, nie zapewnia obywatelom ochrony. W dużo mniejszej skali podobne procesy można zresztą zaobserwować w Polsce. Znamienny jest przykład Bogoso Gold Limited będącym własnością kanadyjskiej firmy działającej w zachodniej Ghanie. Co ciekawe, udziały w Bogoso mieli też swego czasu rycerze światowego dobrobytu z Banku Światowego. W trakcie ich działalności dochodziło na terenie wydobycia do wyzysku ludności, łamania praw człowieka, nieodwracalnych zniszczeń w środowisku (niedopuszczalnych nawet według miejscowego prawa), bezprawnej utraty mienia czy pozbawienia dostępu do czystej wody, i to przy całkowitej bezczynności władz krajowych i lokalnych. Przykłady z życia wzięte: W wyniku działalności Bogosi na terenie Dumase doszło do zatrucia wszystkich okolicznych rzek i obecnie woda nawet nie nadaje się do upraw. Chłopiec w wieku 20 lat wracający do domu utracił rękę postrzelony przez żołnierzy pracujących dla Bogosi. Nigdy nie otrzymał żadnego odszkodowania czy przeprosin. W momencie uruchomienia nowej kopalni mieszkańcy Kojokrom zostali przesiedleni bez rekompensat, a w nowym miejscu nie mają jakiegokolwiek dostępu do ziem uprawnych. W okolicach Bodwire Egya i Anikoko firma utworzyła zbiornik na odpady, z którego zaczął wyciekać cyjanek wprost do okolicznych wód pitnych. Pomimo apeli, protestów i skarg mieszkańcy wiosek zmuszeni byli przeprowadzić się w nowe okolice w momencie, gdy dotychczasowe miejsce zamieszkania stały się niezdatne do prowadzenia normalnego życia. Sytuacja, gdzie inna firma kanadyjska pewnego dnia zamyka kopalnie i bez słowa wyjeżdża zostawiając na lodzie kilku tysięcy pracowników (czyli bez odpraw czy nawet zaległych pensji) jest w Afryce powszechnie stosowaną normą. Przypominam, że Ghana jest całkiem dobrze funkcjonującym krajem o relatywnie rozwiniętej administracji państwowej. Aż strach pomyśleć co się dzieje w innych, biedniejszych krajach Afryki. Zachód i firmy międzynarodowe wykorzystują słabości instytucjonalne państw rozwijających się. Nie twierdzę, że robią to intencjonalnie, ale niewiele robią, żeby temu przeciwdziałać. Jak w tych warunkach i w takim bezładzie śmiemy zmuszać ich do prywatyzowania i ‘liberalizacji’? Coś zabrakło Zachodowi konsekwencji w tym co robi. Tak bez ładu, bez składu, bez nawet sygnału wizji. Czyżby czyste doktrynerstwo? Zapewne neoliberałowie zaczytujący się tymi wywodami zapytają: A jakie jest inne wyjście? Każda sytuacja jest inna. Każdy kraj ma inne potrzeby, inne braki. Czyli numer jeden: żadnych ‘cudownych rozwiązań’, żadnego mentorstwa, żadnej nasiąkniętej chciwością ideologii. Mamy taki mały kraj w Afryce. Takie światełko nadziei. Teraz małe coś dla adoratorów cyfr i czcicieli wskaźnika PKB. Jaki kraj w latach 1966-1991 odnotował najszybszy średnioroczny wzrost gospodarczy? Korea Południowa? Chiny? Tajwan? Źle. Nie ten kontynent. Nie ta kultura. Botswana. I nie dość tego – w latach 1992-2002 średnioroczny wzrost gospodarczy wynosił ponad 5%. W 1966 roku w momencie uzyskania niepodległości był trzecim najbiedniejszym krajem świata. Obecnie zaś posiada PKB na mieszkańca odpowiadające Polsce czy RPA i wciąż śmiga do przodu (za rok 2003/2004 6, 4%). Pytania typu ‘jak?’ lub bardziej dosadne ‘jakim cudem?’ są pewnie jak najbardziej na miejscu. Kontynent afrykański nie uchodzi za synonim rozwoju, a tym bardziej nie sposób spodziewać się, że kraj półpustynny odcięty od dostępu do morza i ośrodków rozwoju może być fenomenem na skalę światową. Tym bardziej, że ani widu ani słychu o ropie naftowej. Botswanie na pewno pomaga istnienie stabilnej, otwartej i wieloletniej demokracji (nawet jeśli władzę od momentu uzyskania niepodległości dzierży jedno ugrupowanie czyli Demokratyczna Partia Botswany). No i posiadanie największych na świecie złóż diamentów. Z drugiej jednak strony położenie kraju w niestabilnym rejonie świata oraz sąsiedztwo apartheidowskiej Republiki Południowej Afryki raczej nie wspierało budowania ‘Szwajcarii’ Afryki (tym bardziej, że wieloletni były prezydent kraju Seretse Khama ku zgorszeniu władz w Pretorii miał białą angielską pielęgniarkę za żonę). Jeśli jeszcze do tego dorzucić drugi najwyższy na świecie wskaźnik zarażenia HIV’em (po królestwie Suazi), doprawdy nie sposób pojąć jak temu małemu narodowi udało się i wciąż udaje w sposób stabilny kroczyć drogą rozwoju. Botswana w swojej historii nie uniknęła błędów oraz nie można nadmiernie idealizować jej osiągnięć. Kraj nie jest bezkrytycznym wzorcem rozwoju, ale większość ekonomistów rozwoju lekcje dla Afryki czerpie właśnie z tego kraju. Pomijam w tym artykule polityczne i kulturowe aspektu sukcesu botswańskiego modelu, żeby skupić się na roli jaką w rozwoju kraju miały (lub raczej nie miały) neoliberalne koncepcje Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Botswana służy od lat za model, na który powołuje się zarówno MFW jak i Bank Światowy. Ekonomiści z tych instytucji lubują się w promowaniu tych rozwiązań Botswany, które pokrywają się z ich fundamentalistycznymi przekonaniami, a ignorują (lub deprecjonują) składniki sukcesu wynikające z praktyk interwencjonistycznych, protekcjonistycznych oraz z paternalistycznej roli państwa w jej rozwoju. Botswana z powodu uzależnienia państwa od dwóch źródeł dochodów - bydła i diamentów – w pewnym sensie odpowiada typowemu modelowi gospodarki afrykańskiej, opierającej się na dominacji jednej lub kilku produktów. Tam jednak, gdzie dla innych krajów afrykańskich taka struktura gospodarki okazała się drogą do zguby, w Botswanie zrobiono z niego niewątpliwy atut. Dochody budżetowe pochodzące przede wszystkim z diamentów są szeroko reinwestowane. Jednak każda inwestycja musi mieć pokrycie dla kosztów bieżących w dochodach budżetowych pozadiamentowych (czyli po ludzku każda droga, kanalizacja, szkoła, szpital musi mieć bieżące pokrycie z podatków czy ceł, a nie z iluzorycznych wpływów diamentowych). Pozwoliło to uniknąć błędu szeroko rozpowszechnionego w Trzecim Świecie, gdzie po wybudowaniu wielkich inwestycji brakuje pieniędzy na ich utrzymanie i konserwację. Zresztą kwestia znalezienia pieniędzy na wydatki rządowe nigdy nie była problemem dla Botswany. Wręcz przeciwnie: od początku lat osiemdziesiątych do 2001 roku budżet państwa odnotowuje stałe nadwyżki budżetowe, czasami rzędu 10% PKB, którym w dodatku towarzyszą znaczne nadwyżki handlowe. W tej niecodziennej sytuacji makroekonomicznej Botswana uzbierała najwyższe na świecie rezerwy walutowe oraz oszczędności pieniężne w stosunku do PKB. Pod koniec 1996 roku rezerwy walutowe były równoważne 33 miesiącom importu (Polska miała w tym czasie rezerwy wystarczające na pokrycie około 180 dni), a oszczędności skarbu państwa w Banku Botswany wynosiły P7, 5 mln czyli dwukrotność wydatków bieżących rządu, 140% całkowitych wydatków czy około 70% PKB rocznego w tamtym roku (czyli teoretycznie Botswana może przez prawie dwa lata funkcjonować normalnie bez jakichkolwiek wpływów do budżetu). W roku finansowym 1996/1997 dochody z Banku Botswany (pochodzące głównie z zysków z lokat) stanowiły 25% budżetu kraju i były drugą pozycją budżetową (po diamentach – 48%). W 2001 roku dług Botswany wynosił jedynie $365 mln (5% PKB), a obsługa długu była równoważna 1% rocznego PKB. W wyniku owego nadmiaru funduszy Botswana znalazł się w niecodziennej roli dla kraju subsaharyjskiego pożyczkodawcy Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Rozwój wydatków miał charakter prospołeczny i przeważająca część inwestycji skierowana była na redukcję biedy i zapewnienie powszechnego dostępu do usług publicznych. W wyniku skupienia wydatków rządowych na redystrybucję dochodów w sektor socjalny (od 32% do 35% wydatków w latach 1985-1995) zbudowano imponujący system opieki zdrowotnej i szkolnictwa (wbrew zaleceniom MFW postulującemu wprowadzanie opłat, szkolnictwo podstawowe i średnie jest bezpłatne i obowiązkowe). Na tym rozległym i skąpo zaludnionym terytorium zapewniono do 1995 roku, że 86% populacji było w odległości 15 kilometrów od szpitala, a 78% miało nie dalej niż 8 kilometrów. Zanim odczuto skutki epidemii AIDS średnia długość życia należała do najdłuższych w Afryce i wynosiła około 68 lat. Godne podziwu jest to, że pomimo rozmiaru AIDS produktywność i zarobki w kraju wciąż rosną, a wzrost gospodarczy był w ostatnich latach dwukrotnie wyższy niż wynikałoby z prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Jak wspominano podstawowym źródłem dochodów kraju są diamenty. Normalnie taka monoprodukcja w gospodarce przyprawiałoby MFW o stały ból głowy (i tak też się w kuluarach MFW dzieje od ponad dwudziestu lat). Na szczęście jednak dla Botswany rząd postanowił ignorować narzekania MFW (i w mniejszym stopniu Banku Światowego) i zamiast na siłę przekierowywać gospodarkę postanowiła zrobić to co niesłychane – zadbać o interes państwa. Kluczowym inwestorem w wydobyciu diamentów jest południowoafrykański koncern De Beers sa, który od dawna ma pozycję na rynku nieoszlifowanych diamentów wzbudzający zazdrość OPEC. Przez większą część swojej historii był nie tylko monopolistą, ale także siłą napędową jednego z najbardziej udanych światowych syndykatów (specyficzna forma kartelu, gdzie firmy będące w zmowie sprzedają całą produkcję za pośrednictwem wspólnego przedsiębiorstwa handlowego). W bezpośrednim władaniu De Beers sa znajdowały się (i wciąż znajdują) najlepsze jakościowo kopalnie świata, w tym w RPA, Namibii, Tanzanii oraz w Botswanie. Dzięki porozumieniu z kilkoma innymi niezależnymi producentami De Beers sa kontroluje ponad 2/3 światowego wydobycia. W celu stabilizacji cen na rynku De Beers sa wprowadził mechanizm zapasu buforowego. Diamenty od producentów skupowane są regularnie i bez zakłóceń niezależnie od popytu na rynku. Nadmiar produkcji absorbowany jest do zapasu buforowego, natomiast niedobór pokrywany jest przez ten sam mechanizm. Utrzymuje to stabilność cen na rynku. W narodowym interesie Botswany i bezpieczeństwa jej wpływów budżetowych było więc utrzymanie syndykatu za wszelką cenę. Szczególnie wagę syndykatu pokazał kryzys na rynku diamentowym na początku lat 80. spowodowany spekulacjami w obrocie brylantami. Był to też moment, kiedy Botswana całkowicie uniezależniła się od międzynarodowych instytucji finansowych: rząd po wsze czasy utracił zaufanie do MFW, gdy ten mnożył Bostwanie przeszkody proceduralne w udzieleniu jej pożyczki, w kryzysowym dla kraju momencie. Opuszczona w potrzebie Botswana postanowiła wziąć kontrolę nad rynkiem diamentowym we własne ręce. Jak najlepiej tego dokonać? W sytuacji braku silnych krajowych jednostek gospodarczych uznano, że ochrona interesu krajowego musi stać się domeną rządu. Wbrew poglądom neoliberalnym rząd przekonał się, że pieniądze mają narodowość, więc najlepiej zadbać, żeby te pieniądze były botswańskie. W związku z tym skarb państwa Botswany poprzez szereg konsekwentnych ruchów inwestycyjnych zapewnił sobie 10% udziałów w De Beers sa. Powstała sytuacja, że Botswana jest nie tylko najważniejszym producentem diamentów na świecie, ale jako kraj ma największy na świecie wpływ na poziom cen, strategię oraz wielkość podaży. Co gorsza dla ideologów z MFW – nie ma zamiaru w jakiejkolwiek bliskiej przyszłości prywatyzować swoich udziałów w De Beers sa ani wpływać na zmianę polityki firmy. No i jeszcze to upodobanie rządu w Botswanie do protekcjonistycznych postaw na rynku rolnym. Nie dość, że w ramach Południowoafrykańskiej Unii Celnej (RPA, Suazi, Namibia, Botswana, Lesotho) posiada ona jedne z najwyższych na świecie zapór celnych na żywność, to jeszcze bezczelnie prowadzi interwencjonistyczną politykę rolną. Szczególnie duże inwestycje państwo poczyniło w sektorze produkcji wołowiny (państwo jest monopolistą na rynku przetwórstwa mięsnego), gdzie nieustannie modernizowano system weterynaryjny, ulepszano marketing zagraniczny produktów w Europie oraz zapewniono najbardziej rozwinięty system subsydiów w Afryce (warunki działalności hodowców w Botswanie są właściwie niewiele gorsze od tych dostępnych w UE). To zresztą nie koniec ‘nacjonalistycznych’ zapędów rządu w Botswanie. Rozwój usług czy przemysłu przetwórczego w trzecim świecie w warunkach postępującej globalizacji niejako wymusza na uczestnikach globalnej gospodarki dysponowanie umiejętnościami, które w rzeczywistości są nieosiągalne bez długoletnich inwestycji w szkolnictwo. Stąd też nawet przedsiębiorczy osobnik okazuje się nie mieć wystarczającego obeznania w efektywnym zarządzaniu firmą nawet małej wielkości. Gospodarki afrykańskie muszą działać na rynku globalnym, stąd niemożliwe jest walka o konkurencyjność na skalę kraju (chyba, że przerzuci się kraj na autarkiczną gospodarkę), lecz wymuszona jest walka globalna. Niedorozwój kapitału oraz braki kadrowe powoduje, że obywatele kraju startują ze słabszej pozycji i bez aktywnego wsparcia państwa (który bądź co bądź działa w interesie obywateli) nie są w stanie sprostać globalnym wymaganiom marketingowym czy jakościowym produktów. Doświadczenia Botswany w praktyce wykazały, że pozostawienie gospodarki kraju działaniom rynku, otwarcie się na świat i minimalizacja zakresu ingerencji państwa, czego powszechnie domagają się od krajów afrykańskich neoliberałowie z Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), przyczyniłby się do radykalizacji rozwarstwienia dochodów, upadku rodzimej przetwórczości, utraty kontroli nad gospodarką na rzecz obcego kraju (na południu Afryki szeroko rozpowszechniony jest lęk przed RPA) czy korporacji oraz zaistnienia tzw. ‘choroby holenderskiej’ (górnictwo jako jedyny efektywny przemysł kraju wyparłby inne gałęzie gospodarki). Partia rządząca oraz ekonomiści ministerstwa finansów mieli liberalne poglądy gospodarcze, przez co socjalistyczny model gospodarki stał się nierealny, ale równie dalekie były im abstrakcyjne poglądy ekonomiczne z MFW. Słowem kluczem w korytarzach rządu był ‘pragmatyzm’. Postawiono więc w Botswanie na liberalny system gospodarczy, w którym występują silne tendencje interwencjonistyczne państwa i kontrolowany sektor finansowy. Dla Botswany szczęśliwie się złożyło, że ogromne wpływy budżetowe ze sprzedaży diamentów i tak musiały podlegać redystrybucji na rzecz pozostałej gospodarki w celu zharmonizowania rozwoju kraju. Jednym z najprostszych rozwiązań rządu była nieustanna rozbudowa administracji publicznej kraju, która jako jedna z filarów gospodarki redukowała problem bezrobocia, a zarazem pobudzała wzrost jako odbiorca dóbr finalnych od krajowych producentów (zwiększanie ilości zakupionych produktów od rodzimych wytwórców jest wręcz częścią polityki rządowej). Tzw. kwestie singapurskie, które doprowadziły do upadku nowej rundy WTO, postulowały wolną konkurencję w zakresie zamówień publicznych, co uniemożliwiłoby Botswanie rozwój rodzimej przetwórczości przez zakupy rządowe. Inną praktyką ekonomiczną w Botswanie na rzecz pobudzania pozagórniczych gałęzi gospodarki było oparcie rozwoju kraju na swoistych państwowych holdingach oraz spółkach skarbu państwa, które są integralnym elementem tamtejszego krajobrazu gospodarczego. Słusznie uznano, że w warunkach niedorozwoju nie jest możliwa mobilizacja zarówno oszczędności, jak i inwestycji prywatnych w celu pobudzenia wzrostu. Stąd też, pomimo prozachodnich postaw twórcy cudu gospodarczego w Botswanie, Quett Masire, zdecydowano się na stworzenie silnego systemu przedsiębiorstw państwowych. Do połowy lat 90. powstało przynajmniej 25 takich organizacji, które funkcjonowały w każdym sektorze socjoekonomii kraju. Powołano do życia monopole usługowe w dziedzinach energetyki (Botswana Power Corporation; BPC), utylizacji wody i ścieków (Water Utilities Corporation; WUC), telekomunikacji (Botswana Telecommunications Corporation; BTC) oraz transportu (Air Botswana i Botswana Railways), a także m.in. rozbudowano silnie sektor bankowości - stworzono system państwowych banków, które specjalizowały się w takich dziedzinach jak mikropożyczki, pomoc mieszkaniowa czy finansowanie projektów rozwojowych – te dziedziny działalności banków był zawsze konsekwentnie ignorowane w zaleceniach MFW. Jednak kluczową instytucją dla kraju pozostaje holding Botswana Development Corporation (BDC). BDC, powstała w 1970 roku, ma wyraźnie określoną misję: promocji rozwoju miejscowej produkcji poprzez uczestnictwo w krajowych przedsięwzięciach przemysłowych i komercyjnych. Zgodnie z tak wyznaczoną misją główne metody działania korporacji polegają na: przyciąganiu inwestorów zagranicznych do współpracy z miejscowym kapitałem indywidualnie lub na zasadzie joint venture z samą BDC oraz samodzielnym zakładaniem przedsiębiorstw z zamiarem rozwinięcia danej branży działalności w kraju. Korporacja ta, uzupełniona przez państwowy system banków oraz instytucji państwowych, swoją działalnością wspierała w utworzeniu i kierowaniu ponad 100 przedsiębiorstw (do 1995 roku 112) operujących w dziedzinach tak odległych sobie jak piwowarstwo, produkcja mebli czy cementu, turystykę, a nawet giełdę papierów wartościowych czy organizacje charytatywne. Jej znaczenie uwidacznia jednak dopiero fakt, że praktycznie każda znacząca firma z inwestorem zagranicznym operująca poza górnictwem gdzieś na swojej drodze funkcjonowała jako joint venture z BDC. Generalnie inwestycje BDC są tak znaczące, że ciężko wyobrazić sobie jakikolwiek postęp w kierunku uzyskania niezależności ekonomicznej bez jej aktywnego udziału. Dodatkowo, ponieważ korporacja operuje głównie na zasadzie joint ventures z partnerami prywatnymi, jest ona zasadniczo wolna od zewnętrznych nacisków, aby osiągać bezpośrednie cele społeczne. Stąd też jest ona w stanie przynosić zyski w warunkach wolnego rynku, tym samym przyczyniając się do tworzenia kapitału w sektorze publicznym dla dalszych inwestycji rozwojowych. Istnienie BDC nie wynika z chęci kontrolowania gospodarki przez rząd, lecz jest wynikiem niedostatecznej inicjatywy gospodarczej ludności oraz braków w infrastrukturze transportowej i społecznej. BDC jest więc bardziej koniecznością niż zachcianką władz. Nie ulega też wątpliwości, że korporacja służy narodowym celom, a nie interesom grup nacisku czy też indywidualnych polityków. W inwestycjach holdingu widać wyraźnie, że kieruje się on polityką rozwojową rządu, przez co skrupulatnie rozbudowuje bazę ekonomiczną poprzez działania na rzecz rozwoju przetwórstwa i ostatnio sektora usług finansowych. Organizacja BDC jest w opinii wielu ekonomistów na tyle skuteczna, że pomimo drobnych słabości zalecana jest jako rozwiązanie modelowe dla regionu. Warto zaznaczyć, że działania prorozwojowe rządu są na tyle skuteczne, że roczny wzrost w sektorze przemysłu przetwórczego należy do najwyższych na świecie od ponad 35 lat, a w okresie 1965-1985 był wyższy jedynie w Chinach, Południowej Korei, Singapurze, Indonezji i Libii. Kolejny wyróżnik Botswany to podejście do kwestii pomocy zagranicznej. W Afryce istnieją poważne problemy z ofiarodawcami zagranicznymi (w tym MFW i Bank Światowy). Często podchodzą do negocjacji pomocowych z pozycji władzy i nagminnie narzucają szantażem szereg warunków dotyczących uzyskania pomocy (m.in. wiązanie pomocy). Inwestycje rzadko są konstruktywnie konsultowane z beneficjentami, przez co nie posiadają zgody lokalnych społeczności. Dlatego mechanizmy pomocowe określa się często mianem ‘demokracji bez wyboru’ (choiceless democracy). Powszechna krytyka ze strony państw afrykańskich wskazuje, że pomoc zagraniczna charakteryzuje się słabą jakością, gdyż dawcy autorytarnie wydają pieniądze, a następnie ‘myją ręce’ nie zważając na rezultaty inwestycji. Praktyka w Botswanie wytworzyła całkowicie inny model współpracy rządu z dawcami. System planowania rozwoju w Botswanie określa długoterminowe priorytety rządowe, które pozwalają ustalić, na jakiego rodzaju wsparcie zagraniczne jest obecnie zapotrzebowanie. Dzięki temu rząd jest w stanie tworzyć ‘listy zakupów’ na projekty rozwojowe. Duży nacisk kładzie się na konieczność dotrzymania słowa między stronami (dotyczy to również dawcy!) oraz na zapewnieniu dużej przejrzystości wydatków i działań. Rząd Botswany natomiast konsekwentnie wymusza na pomocodawcach realizację zamierzeń pod groźbą zakazu (!) udzielania pomocy. Przypadki odrzucania pomocy przez Botswanę są powszechne, a do przyczyn rezygnacji zalicza się: słabą ‘jakość’ instytucjonalną dawców (charakteryzuje się tym, że ofiarują pieniądze na inwestycje, ale nie chcą bezpośrednio zaangażować się wsparciem technicznym w jego realizację), niezgodność z celami rozwojowymi kraju czy brakiem wiary w korzyści z inwestycji (co ciekawe najczęściej odrzuca się pomoc z USAID). Liczne neoklasyczne analizy doświadczeń rozwojowych na Dalekim Wschodzie w drugiej połowie XX wieku w sposób tendencyjny redukują rolę państwa w ich ‘historiach sukcesu’, przedstawiając obraz krajów jako liberalne ekonomicznie i z rynkowo zorientowanymi dziejami postępu. Tymczasem rewizja literatury na temat zrównoważowego rozwoju w Azji wykazuje, że kraje te miały ściśle kontrolowaną ekonomię z kluczową interwencyjną rolą państwa, choć funkcjonowały w kapitalistycznym otoczeniu gospodarczym. Takie ‘zarządzane wolne rynki’ zapewniały wysokie poziomy akumulacji i efektywną absorpcję technologii. W tym sensie Botswana stanowi kopię rozwiązania azjatyckiego, jednocześnie należy pamiętać, że ustanawianie mechanizmów systemu administrowania kraju przebiegało w dużej mierze niezależnie i równolegle z tygrysami Dalekiego Wschodu. Po części pokazuje to, że model tygrysów azjatyckich może się przyjąć w Afryce. Niektórzy pewnie stwierdzą, że azjatycki model gospodarczy w Afryce będzie w najlepszym wypadku mało efektywny, a w najgorszym korupcjogenny. Tymczasem według organizacji Transparency International Botswana jest najmniej skorumpowanym krajem Afryki i w klasyfikacji CPI (Corruption Perception Index) znajdowało się w 2002 roku na 24 miejscu przed Francją czy Portugalią (Polska miało 49 miejsce, a RPA 36). Wieloletnia konsekwentna polityka rządu wobec De Beers sa spowodowała, że obecnie jest jedynym państwem, który ma efektywną, choć ograniczoną kontrolę nad światowym rynkiem diamentowym. Przeróżne joint ventures i przedsiębiorstwa publiczne z BDC na czele nie mają na celu upaństwowienia gospodarki, ale zapewnienie, żeby inwestorzy zagraniczni działali w sposób uczciwy wobec obywateli kraju i uniemożliwienie obcemu kapitałowi dyrygowanie gospodarką. Jednocześnie na szeroką zakrojoną skalę pomoc zagraniczna dla kraju podlega ścisłej kontroli, tak, że decydentami w sprawach wydatkowania funduszy są nie pożyczkodawcy, lecz pożyczkobiorcy (czyli rząd). Może ktoś pomoże mi odnaleźć ten skuteczny model rozwoju w zaleceniach MFW i Banku Światowego? Proszę się nie trudzić. To jak szukanie igły w neoliberalnym stogu siana. Może dlatego na rozmowy z przedstawicielami tych instytucji często deleguje się w Botswanie urzędników niższego szczebla, a rezultaty tych rozmów są często ignorowane przez ministerstwo finansów. Tylko, że Botswana ze swoją tradycją stabilności politycznej, niezależnością finansową i szacunkiem w międzynarodowych kręgach ekonomistów rozwoju może sobie na takie wybryki pozwolić. Doświadczenia Botswany pokazują, że można tworzyć liberalny i prorynkowy model rozwoju kraju bez konieczności popadania w fundamentalizm. Co więcej pragmatyzm i postawy antyrynkowe jak interwencjonizm państwa jako przeciwwaga dla korporacji jest nawet pożądany. Liberalizacja rynków finansowych i prywatyzacja bez zadbania o odpowiedni rozwój instytucjonalny państwa to natomiast droga do gospodarczego samobójstwa. Ciężko wspierać ‘wolne rynki’ w sytuacji, gdy strona silniejsza (kraje OECD) od postaw antyrynkowych nie stroni, a wręcz z lubością je wspiera na własnym ogródku (ograniczenia importowe, subsydia rolne, bariery pozataryfowe importu). Niestety inne kraje zdane na dyktaturę MFW z powodu długów zagranicznych i niestabilności politycznej podlegają dyktatowi jedynej słusznej neoliberalnej drogi rozwoju. Tymczasem wielu ekonomistów afrykańskich naciska na podążania za botswańską drogą rozwoju... Czyli pragmatyczne i powolne umocowanie fundamentów administracyjnych, demokratycznych i prawnych, współwłasność państwa w rozwoju kraju oraz duży nacisk na prospołeczne wydatki. Szkoda tylko, że tak jak „dzieci i ryby” nie mają żadnego głosu. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
22 listopada:
1819 - W Nuneaton urodziła się George Eliot, właśc. Mary Ann Evans, angielska pisarka należąca do czołowych twórczyń epoki wiktoriańskiej.
1869 - W Paryżu urodził się André Gide, pisarz francuski. Autor m.in. "Lochów Watykanu". Laureat Nagrody Nobla w 1947 r.
1908 - W Łodzi urodził się Szymon Charnam pseud. Szajek, czołowy działacz Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Zastrzelony podczas przemówienia do robotników fabryki Bidermana.
1942 - W Radomiu grupa wypadowa GL dokonała akcji odwetowej na niemieckie kino Apollo.
1944 - Grupa bojowa Armii Ludowej okręgu Bielsko wykoleiła pociąg towarowy na stacji w Gliwicach.
1967 - Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję wzywającą Izrael do wycofania się z okupowanych ziem palestyńskich.
2006 - W Warszawie zmarł Lucjan Motyka, działacz OMTUR i PPS.
?