Na temat roli rządu jako czynnika odpowiedzialnego za stworzenie warunków zmuszających polską młodzież do masowej emigracji zarobkowej, ma też sporo do powiedzenia inny agencyjny pracownik, z zawodu piekarz i bokser 25 letni Wacław Ilkowski. ‘Rząd musi się zmienić, dotyczy to zresztą całej sytuacji w kraju. Przede wszystkim, ci starzy powinni odejść i młodzi powinni mieć więcej do powiedzenia, mają przecież dużo pomysłów i nie są skorumpowani. Jest wielu ludzi którzy mogliby coś zmienić’.
Historia Natalii nie różni się od wielu innych. Smukła 23-letnia Edyta Stańczyk, była właścicielka sklepiku z odzieżą dziecięcą na targowisku, przywołuje swoje wspomnienia związane z przyjazdem do Anglii i pracą dla Consistenta. ‘Przyjechałam polepszyć swoje życie bo nie miałam dobrej pracy w Polsce. Słyszałam, że wszystko tu jest; eleganckie, piękne mieszkanie, dobre zarobki - 4.85 funtów za godzinę (stawka minimalna w Anglii), ale okazało się, że oszukują na każdym kroku.’ 4.85 funtów zmieniło się w 3 funty za godzinę po zapłaceniu, bezpośrednio z wypłat 56 funtów tygodniowo za mieszkanie. Jakby tego było mało przez miesiąc Edyta mieszkała w 3 pokojowym domu z dziesięciorgiem ludzi, za to z tylko jedną łazienką. Spała w śpiworze w saloniku, który dzieliła z pewnym chłopakiem. Gdy wreszcie tajemnicza i wścibska szefowa znana jako ‘Karolina’ przywiozła im materace, opowiada Edyta, ‘były one kompletnie zapluskwione, i w ogóle musieliśmy je wyrzucić’. Wizyty gości z zewnątrz były zabronione – za pomocą tej strategii agencja chciała odizolować i tak już wyalienowanych, nie znających języka pracowników od miejscowego środowiska i wiedzy o przysługujących im prawach.
Agencja, której usługi były gorąco polecane przez dalszych kolegów lub koleżanki w Polsce okazała się źródłem ostrego wyzysku. Na wstępie Consistent wymagał od każdego pracownika podpisania umowy, która określała go jako ‘podwykonawcę’ czyli samozatrudnionego – to już było bezprawiem ponieważ pracownicy nie mieli żadnej kontroli nad godzinami i warunkami swej pracy. Wymagana przez prawo opłata za rejestrację w Home Office wynosi maksymalnie 50 funtów od osoby, tymczasem agencja domaga się opłaty w wysokości od 100 funtów do 200 funtów! Co więcej, żaden pracownik zmuszony do zapłacenia tej sumy, do tej pory nie widział jakiegokolwiek dowodu, listu czy kwitu rejestracji. Mimo, że Polski Konsulat radzi aby nigdy nie rozstawać się z paszportem, nowi pracownicy nie mieli wyboru - zmuszani byli oddać swoje dokumenty „na wejście”. ‘Bez oddania paszportów nie byłoby mowy o żadnej pracy’ stwierdza Edyta.
Niektórzy od roku nie mogą odzyskać dokumentów, co uniemożliwia im wyjazd z Anglii, a także ponowne zarejestrowanie w Home Office lub w innej agencji. W ten sposób ci legalni imigranci stali się ‘sans papiers’, znowu na czarno, pozbawieni możliwości pracy i faktycznie zdelegalizowani.
To jednak nie koniec kosztów jakimi agencja pośrednictwa obarcza pracowników. Potrąca się im z pensji 12 funtów za przejazd do pracy przez sześć dni w tygodniu, niezależnie od tego czy pracowali czy nie. Za tę sumę przewozi się w ich w niebezpiecznych warunkach a do tego z naruszeniem przepisów ruchu drogowego. Samochody dysponujące ośmioma fotelami przewoziły 14 lub nawet 16 pasażerów. ‘Ludzie jechali po prostu w bagażnikach. Czasem dno minivana ocierało się o asfalt, baliśmy się’ tłumaczy Natalia’. Za takie przywileje, w czerwcu tego roku agencja podniosła opłatę za przejazd do 24 funtów tygodniowo pod pretekstem, że wzrosły koszty transportu i benzyny. Oczywiście ciasnota i łamanie praw nie zmniejszyły się ani trochę. Agencja potrącała też po 10 funtów od osoby tygodniowo za ‘czyszczenie dywanów’ – którego pracownicy wcale sobie nie życzyli, i za które musieli płacić także mieszkańcy domów gdzie nie było dywanów.
Rzecz jasna zabroniono też wstępowania do związków zawodowych. Kiedy grupa około dziesięciorga pracowników, z Edytą i Natalią na czele, zaczęła się potajemnie spotykać z działaczami Transport i General Workers Union – liczącego 800,000 członków bojowego związku pojawiła się szansa na przezwyciężenie poczucia bezsilności. ‘Stwierdziliśmy, że musimy coś zrobić’ opowiada Edyta, ‘Ludzie nie wytrzymują psychicznie, żyliśmy w warunkach uwłaczających prawom człowieka. Zaczęliśmy sobie wzajemnie pomagać. Dzięki kontaktom ze Związkiem zaczęliśmy działać. Związkowcy dali nam poczucie bezpieczeństwa, ochronę i powiedzieli o naszych prawach – że mamy prawo do 4.85 funtów za godzinę, a dostawaliśmy tylko 3 funtów, ze mamy prawo do odpoczynku i urlopu”.
Kiedy ludzie z agencji znaleźli ulotki związkowe nawołujące pracowników do organizacji przeciwko wyzyskowi i gwałceniu praw pracowniczych, pogłoska krążąca w fabryce głosiła, że Karolina poszukuje tych którzy skontaktowali się ze związkiem. Rzekomo jeden supervisererow powiedział, że Karolina ofiaruje 300 funtów za wskazanie związkowego buntownika. Natalia wspomina, ‘Powiedziano nam, że Karolina zacznie zwalniać po 5 osób pod rząd jeżeli „winowajcy” się nie przyznają, i że jest w stanie wymienić całą ekipę. To było straszne, że jeden człowiek ma taką silną przewagę nad drugim, czuliśmy się poniżeni z zszokowani całym tym bagnem, w które się wpakowaliśmy’.
Od dawna wiadomo było o „karach” stosowanych przez agencję, jeszcze w okresie pracy na czarno, kiedy ci którzy narazili się szefom Conststent’a, wychylając się i upominając o nie zapłacone wypłaty bywali wrzucani do samochodu przez agresywnych osiłków i zostawiani na poboczu autostrady, bez grosza, bez znajomości języka i bez orientacji w terenie. Edyta i Natalia były wśród siedmiorga członków związku TGWU, którzy na początku lipca złożyli wypowiedzenia. 23 letni Bartek Zgliczyński, posiadacz licencjatu z ekonomii i jeden z nowych członków związku tłumaczył ‘Ich (agencji) główną siłą było zastraszanie. Mówiono, że lepiej nie gadać, tyko odpracować swoje. Osoba, która się skarżyła czy narzekała, mogła stracić pracę lub otrzymać mniej godzin pracy. W tej agencji mogą się ukrywać osoby, które mają kryminalną przeszłość w Polsce, kontakty, powiązania z grupami przestępczymi. Te osoby mogą być niebezpieczne.’ Kiedy zapytałam o szczegóły, ten silnie zbudowany, cichy lider wyjaśnia, ‘Niebezpieczeństwo polega na sposobie w jaki nas traktowali; wyrzucali z domów, zabierali pieniądze straszyli, wypłaty ginęły w niewyjaśnionych okolicznościach’. ‘Pomagały im w tym dobre kontakty „na miejscu”, kontynuuje, prawdopodobnie policja, sądownictwo, adwokaci, politycy, którzy pomagali im budować całą tę strukturę agencji, której nie dało się podważyć od razu. Ktoś musiał też werbować i sprowadzać ludzi z Polski.
Kiedy ci, którzy odważyli się działać ze związkiem złożyli swoje wypowiedzenia, zostali zwolnieni na drugi dzień. Stało się to wbrew gwarancjom o dwutygodniowym okresie wypowiedzenia na mieszkanie i tygodniowym na pracę. Do tej pory siedmioro związkowców nie otrzymało ostatnich należących się im wypłat. W drodze powrotnej z Londynu do swoich domów, dowiedzieli się, że w jednym czeka na nich trzech mężczyzn. Kiedy po 20 minutach pukania i głośnego domagania się wstępu drzwi nareszcie się otworzyły powiedziano im aby ‘wyp****lali z mieszkania’ bo w przeciwnym razie zostaną usunięci siłą. W ten sposób zostali na ulicy z torbami i walizkami.
Teraz, z pomocą związku TGWU, siedmioro buntowników znalazło nowe kwatery i wytoczyło Consistentowi sprawę w sądzie pracy o nielegalne praktyki. Agencja jest oskarżona o nie sprawiedliwe zwolnienie ich za przynależność do związku zawodowego, bezprawne wymuszanie opłat (za czyszczenie dywanów lub dojazdy) i za nie honorowanie prawa do urlopu’. Sprawa sądowa wzmocniła organizacyjny nurt w Crewe, i dalej w Donkasterze gdzie pracownicy stawiają opór wyzyskowi i gwałtom tamtejszych agencji. Edyta jest pewna, że wygrają swoja sprawę, i że agencja już się boi - na przykład niedawno zapowiedziano, że od 27-ego lipca będą zniesione opłaty za czyszczenie dywanów. To małe zwycięstwo dowodzące, że wspólna zbiorowa solidarność i odwaga pracowników, katalizowana przez wsparcie związku zawodowego, daje wyniki. ‘Czujemy się pewniejsi, dowartościowani’ cieszy się Edyta, ‘Człowiek który mieszka w Anglii musi przede wszystkim znać swoją wartość, nie może pozwolić na to żeby agencje pomiatały ludźmi. Czujemy, że sprawiedliwość jest po naszej stronie i wygramy’. Bartek też jest zdecydowany, ‘Mam tę satysfakcję, że zaprowadziliśmy ich tam gdzie powinni trafić już dawno – do sądu! To sprawiedliwość także dla tych wszystkich, którzy w przeszłości zostali pokrzywdzeni przez agencję. Consistentowi należy się wielka kara. Traktowali ludzi jak roboty, jak przedmioty, które miały tylko zarabiać dla nich duże pieniądze’.
Zapytałam co radziliby innym Polakom planującym zarobkowy wyjazd do Anglii. Bartek mówi ‘Niech przeanalizują dokładnie umowę i sprawdzą zatrudniającą ich agencje już w Polsce. Powinni też skontaktować się z ludźmi który pracowali dla tej agencji poprzednio, bo pojadą w ciemno, nie znając prawdziwego oblicza tej agencji i zostaną wykorzystani tak samo jak my, przez Consistent. Jeżeli mogą to powinni się zorganizować przed wyjazdem do Anglii i zaczerpnąć jak najwięcej informacji dotyczących Agencji, w której mają zamiar pracować’. Dobrze widać, że wzajemna oddolna pomoc, wsparta przez lokalnych, angielskich związkowców stwarza warunki do przebicia barier strachu, nieufności i wątpliwości. ‘Jedną osobę łatwiej usunąć czy uciszyć, niż dziesięć osób. W tym drugim przypadku po prostu się nie da’. W tym momencie związek TGWU stara się o zwrot wszystkich ‘skradzionych’ pieniędzy za „czyszczenie dywanów”. Wspiera też tworzenie komitetów pracowniczych i sieci samopomocy polskich pracowników agencyjnych i tymczasowych w Anglii. Walka Trwa.
* nazwiska zostały zmienione na prośbę bohaterów tekstu.
Ewa Jasiewicz
Artykuł pochodzi z "Impulsu", dodatku dziennika "Trybuna"