Niniejszy krótki tekst daje obraz sytuacji polskich robotników zatrudnionych w rolnictwie w południowej Holandii. Jego głównym punktem jest opis ich warunków pracy i standardu życiowego. Autor jest antropologiem i komunistą (członkiem KPP), który pracował w fabryce kwiatów przez dwa miesiące od marca do maja 2004 r., a następnie przez szereg miesięcy w 2005 r. Te doświadczenia są jego głównym źródłem informacji. Rozmowy i historie zebrane przed i po wyjeździe, wszystkie dotyczące tego samego miejsca są drugim źródłem.
17 dużych fabryk kwiatów, każda o wartości ok. 3 mln euro są własnością jednej holenderskiej rodziny. „Boss”, właściciel kompanii, zatrudnia około 500 osób. Większość z nich pracuje na czarno. Największa część siły roboczej pochodzi z Polski. W szczycie sezonu jest możliwe znaleźć ponad 300 polskich robotników. „Boss” zatrudnia także osoby pochodzące z Wietnamu, Sri Lanki, Rumunii, Turcji, Afganistanu, Ukrainy, byłej Jugosławii i Nigerii.
Polscy robotnicy
Polskich robotników można podzielić na dwie grupy: zatrudnionych na stałe, mieszkających w Holandii i robotników sezonowych, przeważnie studentów. Zatrudnieni na stałe pochodzą ze wszystkich części Polski, zwłaszcza z obszarów wiejskich. Niektórzy z nich pracują dla „bossa” od ponad ośmiu lat, inni – od 3 do 1. Istnieje duża rotacja wśród zatrudnionych na stałe. Wielu regularnie odwiedza swoje rodziny w kraju i wraca do pracy w krótkim czasie. Wszyscy polscy robotnicy pracują na czarno.
1. Zakwaterowanie i transport
Robotnicy mieszkają na legalnych i dzikich polach namiotowych. Zatrudnieni na stałe wynajmują przyczepy kempingowe za 50-80euro za tydzień, sezonowi często mieszkają w namiotach chcąc ograniczyć koszty przeżycia. Niektórzy z najbardziej doświadczonych polskich robotników wynajmują domy. W sezonie wszystkie pola namiotowe są pełne ludzi szukających pracy, czekających na zatrudnienie i właśnie zwolnionych. Wynajęcie przyczepy kempingowej przez kogoś nowego w tym okresie jest praktycznie niemożliwe. Atmosfera na polach namiotowych jest zwykle opisywana jako „brzydka i zła”. Wielu jest bez pracy i pieniędzy. Ludzie okradają innych, jedną z akceptowanych form działania wśród polskich emigrantów są oszustwa w pośrednictwie przy załatwianiu pracy. Solidarność właściwie nie istnieje. Każdy troszczy się głównie o swoje własne sprawy.
Polscy robotnicy mieszkają także w fabrykach kwiatów. Obecnie jest to niemożliwe dla większych grup, lecz kilka lat temu w tychże fabrykach mieszkało do 40 robotników. Chcąc obniżyć koszty pobytu w Holandii śpią, jedzą i myją się w fabrykach. Fabryki są przeznaczone do pracy, a nie do mieszkania w nich, więc pozbawieni są wszelkich wygód. Obecnie mieszkanie w fabrykach jest surowo zakazane przez „bossa”, głównie ze względu na ogromne kary finansowe (grzywny).
Większość robotników używa samochodów lub rowerów, by dotrzeć do miejsca pracy. Pola namiotowe są zazwyczaj oddalone o 3-10 km. Robotnicy płacą kierowcy za benzynę i coś ekstra za usługę.
2. Dochody (zarobki)
Praca dla „bossa” jest często jedynym źródłem dochodu dla całych rodzin w Polsce. Średnią płacą jest 4 euro za godzinę (minimalną legalną płacą w Holandii jest 6 euro za godzinę). Jeśli „boss” zatrudniałby ludzi legalnie to musiałby płacić - z ubezpieczeniem, podatkami i innymi opłatami - około 16 euro za godzinę pracy każdej osoby, więc wkrótce okazałby niewypłacalny). Bardziej doświadczeni robotnicy dostają 4,5 lub 5 euro. Przeciętny czas pracy to 11 godzin, czyli można zarobić 44 euro dziennie. Większość skarży się na zwlekanie przy wypłatach. Polscy robotnicy czekają na wypłatę nawet ponad miesiąc. W tym czasie, pomimo ich pracy, nie dostają żadnej zapłaty. Największym zmartwieniem są wtedy problemy z zakwaterowaniem i żywnością. Brak organizacji w postaci związku pracowników uniemożliwia wszelkie naciski na "bossa". Taka sytuacja zmusza ich do zaakceptowania wszystkich reguł. Zwykle dostają swoje zarobki, lecz muszą na nie czekać. Przez ten okres czasu stacjonują w Holandii.
Przeciętny polski robotnik, pracujący na czarno, dostaje 4 euro za godzinę. Inni robotnicy dostają dużo więcej za tą samą pracę. Jest to oczywiste pogwałcenie pkt.2 art. 23 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, który stanowi, że „każdy człowiek, bez żadnej dyskryminacji, ma prawo do równej płacy za równą pracę”. Lecz robotnicy nie skarżą się na to. Wszyscy oni znają te warunki i akceptują je. Wszyscy mówią, że odpowiedzialne za to są kolejne polskie rządy, które, pośrednio, zmuszają ich do wyjazdu i pracy za granicą.
3. Dzień roboczy
Praca zaczyna się codziennie o 6 rano. Polscy robotnicy są wyznaczani do najcięższych prac w fabryce lub w polu. Wymaga się od nich więcej pracy niż od innych, zwłaszcza Holendrów. Jeśli „boss” jest blisko, muszą pracować dwa razy szybciej i skuteczniej. To jest tak zwana „Chaka”. Półgodzinne przerwy są o 10, 12 i 15. Kawa i herbata jest za darmo. Koniec pracy jest zwykle o 18, lecz czasami robotnicy muszą pracować dłużej, do czasu, gdy wszystkie prace są ukończone. W niedzielę praca może skończyć się wcześniej. Nie ma dni wolnych, nawet w Wielkanoc. Po pracy robotnicy wracają na pole namiotowe, zwykle oglądają przez 2-3 godziny telewizję i idą spać. Każdy dzień z wyjątkiem soboty jest taki sam. Ludzie zwykle są zbyt zmęczeni, by zrobić coś innego. Wielu nie odwiedziło żadnego innego holenderskiego miasta.
Następnym dużym problemem jest mobbing. "Boss" jest znany z braku szacunku do kobiet. Seksualne prowokacje są na porządku dziennym. Samotne kobiety maja problemy z odrzuceniem seksualnych ofert. Są wystraszone perspektywą utratą pracy i często pozwalają "bossowi" na dużo więcej niż gdyby nie były robotnicami. „Wzruszające”, zwłaszcza w miejscach publicznych i otwarte oferty są najczęstszą formą mobbingu.
4. Organizacja społeczna
Wśród polskich robotników nie ma organizacji społecznej, dbającej o ich interesy. Nie ma związku robotników ani wzajemnej solidarności. Najbardziej znaną formą społeczna jest „grupa”. „Grupa” składa się z ludzi, którzy znają się nawzajem, pochodzą z tego samego miejsca, zwykle razem przyjechali. Nie jest zasadą, że cała „grupa” dostaje pracę. Robotnicy wietnamscy, świetnie zorganizowani i wspierający się nawzajem, nazywają polskich robotników „głupkami”, ponieważ brakuje im organizacji. Wietnamscy robotnicy jako „podmiot społeczny” nie mają problemów z dostawaniem regularnie zapłaty od "bossa".
Jedyną formą organizacji, moim zdaniem, jest transport. Właściciele samochodów zwykle pomagają w transporcie. Pomiędzy Polską a Holandia regularnie kursują busy. Podróż w jedną stronę kosztuje 80 euro. Istnieje możliwość wysłania pieniądzy do Polski za niewielką opłatą. Kierowca busa jest osobą, która to zrobi. Jest to bardzo pewny i tani sposób wysyłania pieniędzy do domu.
Wnioski
Emigracja polskiej klasy robotniczej po 1989 roku jest jednym z pierwszych rezultatów transformacji. Obecna sytuacja w naszym kraju - masowe bezrobocie i ubóstwo, zwłaszcza w wiejskich rejonach - zmuszają ludzi do szukania pracy w innych krajach, w tym w Holandii. Wielu z nich nie udaje się znaleźć pracy i wracają z powrotem. Natomiast ci, którzy zostają, muszą akceptować nieludzie warunki. Dla polskich robotników, ciężko pracujących po 11-12 godzin każdego dni, praca jest wszystkim. Wielu robotników, pomimo warunków, jest dosyć zadowolonych. Posiadanie nielegalnej pracy za granicą jest ogromnym ułatwieniem dla całych rodzin. Pieniądze zarobione w fabrykach kwiatów przez te „maszyny robocze” są w ojczyźnie przeznaczane na podstawowe potrzeby, jak jedzenie, edukacja dzieci czy przedszkola. Jest to główna przesłanka prognozy, że nawet eliminacja części nielegalnej pracy nie może rozwiązać wszystkich prawdziwych problemów.
B. Babieski
Tłumaczenie: AC
Tekst ukazał się pierwotnie w holenderskiej wersji w gazecie "Manifest", organie Nowej Komunistycznej Partii Holandii. Wstęp pochodzi od redakcji tejże gazety.