W efekcie rząd Busha znajduje się w pozycji uniemożliwiającej mu działanie. Chciałby wycofać się z godnością, zachowując pozory zwycięstwa. Jednak jeśli spróbuje to uczynić, spotka się z dzikim gniewem i oskarżeniem o oszustwo ze strony zwolenników wojny w kraju. Jeśli tego nie uczyni, spotka się z dzikim gniewem ze strony zwolenników wycofania wojsk. Ostatecznie rząd nie usatysfakcjonuje nikogo, w ostry sposób utraci twarz, a pamięć po nim otaczać będzie atmosfera hańby.
Spójrzmy, co się dzieje. W tym miesiącu generał George Casey, dowódca amerykańskich sił zbrojnych w Iraku, zasugerował, iż mogłoby być możliwe zredukowanie amerykańskiego kontyngentu wojskowego w Iraku w przyszłym roku o 30 tysięcy, pod warunkiem, że siły zbrojne rządu irackiego będą w stanie lepiej niż dotychczas radzić sobie z sytuacją w kraju. Niemal natychmiast stanowisko to zostało zaatakowane przez zwolenników wojny, a Pentagon zmienił oświadczenie na sugerujące, że być może nic takiego nie miałoby miejsca, gdyż siły irackie nie są jeszcze gotowe, by poradzić sobie z sytuacją, co z całą pewnością jest prawdą. Jednocześnie w głównych gazetach pojawiły się artykuły sugerujące, iż poziom uzbrojenia sił powstańczych konsekwentnie i znacząco się poprawia, zaś coraz wyższa liczba ofiar wśród żołnierzy amerykańskich z pewnością to potwierdza.
W toku debaty nad iracką konstytucją wyłoniły się dwa główne problemy. Jeden z nich to w jakim stopniu konstytucja doprowadzi do instytucjonalizacji prawa islamskiego. Niewykluczone, że przy odpowiedniej ilości czasu i zaufania możliwy byłby w tej sprawie kompromis, który w mniejszym czy większym stopniu usatysfakcjonowałby większość stron. Jednak druga kwestia jest bardziej niesforna. Kurdowie, którzy wciąż naprawdę chcą niepodległego państwa, nie zgodzą się na mniej niż strukturę federalną gwarantującą im autonomię, posiadanie własnej milicji oraz kontrolę nad Kirkukiem jako kurdyjską stolicą i jego złożami naftowymi jako ich zdobyczą. Szyici są obecnie podzieleni na tych, którzy czują się podobnie jak Kurdowie i chcą struktury federalnej, oraz tych, którzy preferują silny rząd centralny, o ile będą mogli sprawować kontrolę nad nim i nad jego zasobami, a sam rząd będzie miał charakter islamski. Natomiast sunnici rozpaczliwie dążą do utrzymania zjednoczonego państwa — takiego, w którym będą posiadać choćby minimalny udział we władzy i z całą pewnością nie pragną państwa rządzonego przez szyickie interpretacje islamu.
Stany Zjednoczone próbują od pewnego czasu zachęcać wszystkie strony do kompromisu, ale trudno dostrzec, na czym miałby on polegać. A zatem przed nami jest w tej chwili jedna z dwóch możliwości: albo Irakijczycy przysłonią wewnętrzne różnice — co nie potrwa długo — albo negocjacje gwałtownie się załamią. Żadna z tych możliwości nie zaspokaja oczekiwań Stanów Zjednoczonych. Oczywiście, istnieje jedno rozwiązanie, które mogłoby przerwać impas: wsparcie przez irackich polityków ruchu oporu w ramach nacjonalistycznego antyamerykańskiego natarcia, co pozwoliłoby zjednoczyć przynajmniej nie-kurdyjską część populacji. Takiego rozwoju wydarzeń nie można wykluczyć, a z perspektywy USA byłby to koszmar.
Lecz dla reżimu Busha najgorszy z tego wszystkiego jest obraz, jaki widać na froncie w kraju. Poziom poparcia dla prowadzenia przez Busha wojny w Iraku spadł do 36 procent. Już od jakiegoś czasu liczby konsekwentnie się zmniejszają i taka tendencja powinna się utrzymać. Biedny George Bush musi teraz bowiem zmierzyć się z protestem Cindy Sheehan. To 48-letnia matka żołnierza zabitego rok temu w Iraku. Rozzłoszczona wypowiedzią Busha o tym, że amerykańscy żołnierze zginęli w „szlachetnej sprawie”, postanowiła pojechać do Crawford w Teksasie i poprosić o spotkanie z prezydentem, by mógł on jej wyjaśnić, za jaką „szlachetną sprawę” zginął jej syn.
George W. Bush nie miał oczywiście odwagi, by się z nią spotkać. Wysłał do niej swoich ludzi. Jej zaś to nie wystarczy i chce widzieć się z Bushem osobiście. Powiedziała, że będzie czuwać przed domem Busha dopóki on się z nią nie spotka lub sama zostanie aresztowana. Z początku prasa ją ignorowała. Jednak teraz inne matki żołnierzy przebywających w Iraku przyłączają się do niej. Otrzymuje moralne wsparcie od coraz większej liczby ludzi, którzy wcześniej popierali tę wojnę. Prasa krajowa zaś uczyniła z niej sławną gwiazdę, niekiedy porównując ją do Rosy Park, czarnoskórej kobiety, która swą odmową zajęcia tylniego miejsca w autobusie w Atlancie pół wieku temu wywołała iskrę, która przeobraziła walkę o prawa Czarnych w sprawę pierwszoplanową.
Bush nie spotka się z nią, ponieważ wie, że nie ma jej nic do powiedzenia. Spotkanie to oznaczałoby porażkę. Ale porażką jest też brak spotkania. Presja w kierunku wycofania wojsk z Iraku staje się obecnie częścią głównego nurtu opinii publicznej. Nie dlatego, że amerykańska opinia publiczna uważa, iż Stany Zjednoczone sprawują imperialistyczną władzę w Iraku, ale dlatego, że wydaje się, że nie ma światła w tunelu. Czy raczej, jest światło, ale takie, jakie narysował ostatnio zgryźliwy karykaturzysta kanadyjski współpracujący z „Calgary Sun”. Ukazał on amerykańskiego żołnierza, który w ciemnym tunelu zbliża się do osoby, do ciała której przytroczona jest wiązka ładunków wybuchowych. Światło pochodzi z zapałki, którą żołnierz przykłada do knota, w wyniku czego obaj eksplodują. W miesiącu następującym po atakach w Londynie i wysokiej liczbie ofiar wśród amerykańskich żołnierzy w Iraku, jest to właśnie to światło, które opinia publiczna w Stanach Zjednoczonych zaczyna dostrzegać. Chcą wyjść. Bush tkwi w nierozwiązalnym dylemacie. Wojna jest przegrana.
Immanuel Wallerstein
Tłumaczenie: Marcin Starnawski
Copyright by Immanuel Wallerstein. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dozwolone jest pobieranie, przekazywanie za pomocą elektroniczną lub poczty e-mail niniejszego tekstu innym osobom, a także publikacja w niekomercyjnych serwisach internetowych. W celu tłumaczenia i opublikowania tekstu lub jego fragmentów w wersji drukowanej i/lub innej, w tym na komercyjnych stronach internetowych, kontakt z autorem na adres: immanuel.wallerstein (at) yale.edu; fax: 1-203-432-6976.
Celem cyklicznych komentarzy Immanuela Wallersteina (http://fbc.binghamton.edu/cmpg.htm), publikowanych dwa razy w miesiącu, jest refleksja nad sytuacją współczesnego świata, widzianą nie z perspektywy bieżących „tematów dnia”, lecz w kontekście długofalowym.
Oryginalny artykuł: The U.S. Has Lost the Iraq War, Fernand Braudel Center, Binghamton University, Komentarz nr 167 z 15.08.2005
Immanuel Wallerstein - socjolog, historyk, ekonomista. W latach 1994-98 przewodniczący Międzynarodowego Towarzystwa Socjologicznego. Wykładał m.in. na uniwersytetach Columbia i Yale, jest członkiem Maison des Sciences Humanes w Paryżu. Jest autorem słynnego 3-tomowego dzieła The Modern World-System. Po polsku ukazała się jego książka Koniec świata jaki znamy (Scholar, Warszawa 2004), recenzowana na łamach Recyklingu Idei nr 2/2004.
Polskie tłumaczenie ukazało się w piśmie Recykling Idei.