Czy Białorusią rządzi reżim bezwzględnie zwalczający opozycję?
– Jest u nas ok. 10 więźniów politycznych, mówi się też o kilku osobach, które zaginęły bez wieści. Powszechne są grzywny i kilku-, kilkunastodniowe areszty. Po „pomarańczowej rewolucji” na granicy z Ukrainą pojawiły się kontrole przewożonej prasy czy innych publikacji, potencjalnie groźnych dla Łukaszenki. Nieprawomyślni są wyrzucani z pracy, ale opozycyjne demonstracje raczej nie są brutalnie tłumione, zwłaszcza w obecności dziennikarzy.
Nie tylko politycy mają problemy. Zamykane są gazety, utrudniona jest działalność związków zawodowych i organizacji pozarządowych.
– „Navinki”, które współtworzyłem, największe na Białorusi pismo satyryczno-polityczne, zamknięto już w 2003 r. Redakcję dotknęły aresztowania i grzywny. Partie i stowarzyszenia, które mają swe biura w prywatnych mieszkaniach, a takich jest zdecydowana większość, nie mogą prowadzić działalności. Oficjalne związki zawodowe wspierają korporacyjną wizję ładu społecznego, niezależne zostały już tylko w kilku miastach. Niedawno wprowadzono surowe ograniczenia w zagranicznych transferach pieniężnych, zakazano też zewnętrznego finansowania seminariów czy szkoleń.
Na Łukaszenkę padł strach?
– Boi się, że podzieli los Kuczmy, zwłaszcza że w grudniu 2004 r. Condoleezza Rice, jako pierwszy tak wysoki polityk w USA, nazwała go dyktatorem, a amerykański Kongres zdecydował o finansowym wsparciu naszej opozycji.
Jak zareagował na „pomarańczową rewolucję” na Ukrainie?
– Bardzo krytycznie się do niej odnosił. Teraz zestawia panujący na Białorusi porządek z „kijowskim chaosem”. Ale te zarzuty podnosił już przed wyborami.
Kogo popierał podczas wyborów na Ukrainie? Janukowycza, który właśnie do stabilności odwoływał się podczas swojej kampanii wyborczej?
– Jego raczej się obawiał, sądząc, że Moskwa będzie ceniła go wyżej niż jego samego jako swojego partnera. Nigdy się z nim nie kontaktował, natomiast w październiku 2004 r. spotkał się z kandydatem ukraińskich komunistów, Petro Symonenką.
Ale podobnie jak Putin początkowo gratulował zwycięstwa Janukowyczowi...
– Tak, potem dołączył jeszcze do nich obu Igor Smirnow, lider samozwańczej Republiki Naddniestrzańskiej. Ostatecznie jednak wszyscy z nich za prezydenta Ukrainy uznali Juszczenkę; szczególnie ciepło mówił wówczas o nim Łukaszenka.
Czy ostatnie napięcia w stosunkach polsko-białoruskich można wiązać z obawami Łukaszenki o przyszłoroczne wybory?
– Nie sądzę. To nie Polska czy Polacy na Białorusi, ale Ukraina Juszczenki pozostaje głównym obiektem propagandowych ataków. Panujący na Białorusi porządek zestawia się z „kijowskim chaosem”. Władze dowodzą, że nie grozi im „pomarańczowa rewolucja”, bo w rzeczywistości na Białorusi doszło do niej już w 1994 r., gdy wybory wygrał Łukaszenka, szermujący hasłami rozprawienia się z oligarchami.
W Polsce pojawiają się opinie, że Łukaszenka broni lojalnych wobec siebie Polaków przed tymi, którzy są od niego niezależni.
– Związek Polaków na Białorusi za kadencji poprzedniego szefa Tadeusza Kruczkowskiego bynajmniej nie był prołukaszenkowski, choć starał się dobrze układać z władzami i odmówił współpracy z opozycyjnym prawicowym Frontem Narodowym. „Głos znad Niemna”, którego wydawanie wstrzymała nowa szefowa związku Andżelika Borys, publikował też materiały krytykujące Łukaszenkę.
Jak konflikty wokół związku mają się do swoistej białorusko-polskiej wojny propagandowej, która rozpętała się w ich następstwie?
– Sam Łukaszenka obawia się ZPB, uważając, że jest on wygodnym narzędziem dla zagranicy, które pozwala na finansowanie środowisk niezależnych od władz. Ale ten konflikt nie ma charakteru narodowościowego; propaganda wymierzona jest nie w Polaków, lecz przeciw „szpiegom” i „piątej kolumnie”.
Większość Polaków na Białorusi jest według Łukaszenki przeciwna stosunkom panującym w Polsce – bezrobociu, wysokim czynszom etc. Myślę, że „naszych Polaków” Łukaszenka najchętniej widzi podobnie jak Stalin Żydów, którym „ofiarowano” na Dalekim Wschodzie ZSRR obwód autonomiczny w okolicach Birobidżanu, sowiecką kontrpropozycję wobec ruchu syjonistycznego. Sądzę, że okolice Grodna mają być takim „Birobidżanem dla Polaków”. Na tym tle krytyka Ukrainy i Juszczenki jest znacznie powszechniejsza i bardziej dosadna.
Białoruską opozycję łączy przejęty wzorem Ukrainy kolor pomarańczowy i różnego rodzaju szykany za jego eksponowanie. A co ją dzieli?
– Prawica próbuje walczyć z Łukaszanką na poziomie debaty ideowej, lewica angażuje się raczej w sprawy społeczne. Choć dominuje prawica, to lewica społeczna ma coraz więcej pomysłów i inicjatyw; do wielu z nich przyłączają się również prawicowcy.
Łukaszenka, pokazywany w Polsce jako postkomunistyczny satrapa, ostatnio coraz częściej sięga do retoryki neoliberalnej.
– Marzy mu przynależność kraju do światowego klubu kapitalistycznego, zapowiada wstąpienie do WTO. Dotąd psioczył na globalizację i chciał chronić białoruski rynek m.in. ograniczeniami importu (nawet z Rosji), teraz mówi o otwieraniu granic na przepływ towarów i kapitałów. Z kredytu otrzymanego z Banku Światowego wkrótce po tym, gdy jego dyrektorem został Paul Wolfowitz, Łukaszenka planuje sfinansować utworzenie specjalnej strefy ekonomicznej w miejscu najbardziej dotkniętym skutkami katastrofy w elektrowni atomowej Czarnobylu w 1985 r. Tematy socjalne są wyciszane, o sprawach pracowniczych też raczej się milczy. Rząd Łukaszenki od 5 lat nie organizuje manifestacji 1-majowych, a na pochody opozycji wysyła milicję.
Jak wygląda sprawa z prywatyzacją?
– Zupełnie zmienił się oficjalny język, kluczowego znaczenia nabrało słowo „rentowność”. Kołchozy uznawane są teraz za niewydolne, prywatyzuje się ich ziemię – zwykle trafia ona w ręce dotychczasowych dyrektorów. Łukaszenka zapowiada reformę przedsiębiorstw komunalnych: zapewnia, że ceny ich usług nie wzrosną, ale jednocześnie wie już dokładnie, że 1/3 ich pracowników będzie zwolniona, bo są nieefektywni. Groteskowość nowego języka ekonomicznego w zderzeniu naszą rzeczywistością polityczną w całej pełni objawiła się w czerwcu br. , gdy Łukaszenka oddając do użytku memoriał czczący wkład Stalina w zwycięstwo podczas II wojny światowej zapowiedział, że ma być on „rentowny”, czyli utrzymywać się z biletów kupowanych przez odwiedzających go turystów.
Czy zapowiedź masowych zwolnień nie budzi obaw społecznych?
– Oczywiście, ludzie mają podstawy, by się bać. Majątki przejmowane są przez wiernych Łukaszence dyrektorów, ale nawet wśród nich panuje duża rotacja – władca pilnuje, by nikt nie wyskoczył ponad innych i nie mógł mu zagrozić. W najgorszej jednak sytuacji są zwykli pracownicy. Dziś zamiast stałych umów o pracę podpisują jedynie 5-letnie kontrakty, które co roku muszą być odnawiane. Bardzo utrudnia to jakikolwiek sprzeciw, bo w przypadku buntu czy zbytniej dociekliwości już po roku można stracić stanowisko. Białoruś jest pierwszym państwem byłego ZSRR, w którym wprowadzono tego typu rozwiązania. Oficjalne związki nawet nie zająknęły się przeciw temu.
Skoro Łukaszenka przeobraża się w piewcę kapitalizmu, to chyba ułatwia to funkcjonowanie lewicowej opozycji?
– Opozycja prawicowa, np. liberalna Partia Obywatelska, zaprotestowała przeciwko zapowiadanym zwolnieniom w sektorze komunalnym, choć sama ma identyczne zapisy we własnym programie. Zgadza się z Łukaszenką co do konieczności prywatyzacji i integracji naszej gospodarki z gospodarką światową. Lewica jest wyraźnie słabsza, ale nie ma u niej podobnych dwuznaczności, że jednocześnie jest się za i przeciw. Opozycja liberalno-demokratyczna przemilcza lewicowy punkt widzenia na sprawy społeczno-ekonomiczne, choć relacjonuje naszą aktywność kulturalną, a nawet czynnie się w nią włącza. Na lewo przechyliła się natomiast partia socjaldemokratyczna, dotąd raczej typowi antykomunistyczni prawicowcy.
A jeśli na Białorusi wybuchnie rewolucja, jaki przybierze ona kształt?
– Na pewno będzie miała charakter socjalny, przeprowadzą ją ludzie niezadowoleni z niskiego poziomu życia, problemów z pracą i wysokimi cenami. Opozycja liberalna może przejąć kontrolę nad tym buntem (tak, jak to się stało w Kirgizji). Lewica społeczna może jednak śmiało konkurować z liberałami, bo jest znacznie od nich aktywniejsza na polu kultury, ekologii czy innych projektów społecznych, a nie czysto politycznych. Np. na akcje lewicowej organizacji Razam (lider: Jurij Głuszakow) przychodzą również liberałowie, a nawet i nacjonaliści.
Jednak mówienie dziś o rewolucji ma charakter wróżenia z fusów, zwłaszcza jeśli myślimy o czymś więcej niż codzienne występy garstki polityków przed kilkudziesięcznotysięcznym tłumem zgromadzonym przed telebimami.
Według sondaży Łukaszenkę popiera obecnie zdecydowana większość Białorusinów; w wyborach mógłby liczyć nawet na więcej niż 70 proc. głosów.
– Dziś społeczeństwo nie spodziewa się żadnych zmian, ale na Ukrainie też długo tak było – nawet gdy sondaże dawały wyraźną przewagę Juszczence, ludzie nie wierzyli w jego zwycięstwo. W przedwyborczych miesiącach sytuacja zmienia się bardzo szybko. Wygląda na to, że głównym pretendentami do prezydentury ze strony centrolewicowej opozycji będą Aleksander Kozulin, lider socjaldemokratycznej Hramady, były rektor uniwersytetu w Mińsku albo Siergiej Kaliakin z Partii Komunistycznej.
Ale gdy mówimy o świadomości społecznej, to wybory są jedynie jednym z jej wielu elementów. Sytuacji, z jaką mamy do czynienia na Białorusi nie da się zmienić poprzez kampanię wyborczą, nawet najbardziej widowiskową.
Co jeszcze pozostaje?
Często zapomina się o wielu sprawach, które mają kolosalne znaczenie. Np. w przyszłym roku mija 20 rocznica katastrofy nuklearnej w elektrownii w Czarnobylu. Choć miała ona miejsce na terenie dzisiejszej Ukrainy, najbardziej ucierpiała Białoruś i jej mieszkańcy. W rocznicę tego zdarzenia chcemy zorganizować duże spotkanie, które będzie formą społecznej dokumentacji katastrofy i popularyzacji wiedzy o niej.
Rozmawiał Marek Tobolewski
Wywiad ukazał się w "Nowym Robotniku" nr 18 (22).
* OLEG NOVIKOV – jeden z założycieli Białoruskiej Federacji Anarchistycznej w 1992 r., i zastępca redaktora naczelnego lewicowo-satyrycznego pisma „Navinki” (12 tys. nakładu), zamkniętego przez władze w 2003 r., lewicowy publicysta najważniejszego tygodnika kulturalnego na Białorusi „Nasza Niwa” (nakład: 5 tys., www.nn.by) i współpracownik serwisu www.leftbelarus.org.