“Chcielibyśmy zauważyć, że w materiałach szkoleniowych i instrukcjach Al-Kaidy kładzie się szczególny nacisk na użyteczność taktyki wysuwania fałszywych oskarżeń o nadużycia”.
Stało się to dzisiaj oficialną i często używaną odpowiedzią rzeczników prasowych Białego Domu, Departamentu Stanu i Pentagonu, na zarzuty, że Amerykanie „źle traktują” (czytaj: torturują) swoich więźniów. Powtarzane jest to również przez wielu zwolenników wojny w dyskusjach internetowych.
Można więc stwierdzić, że materiały szkoleniowe i instrukcje Białego Domu, Pentagonu i Departamentu Stanu kładą szczególny nacisk na użyteczność formułki “Chielibyśmy podkreślić, że w materiałach szkoleniowych i instrukcjach Al-Kaidy kładzie się szczególny nacisk na użyteczność taktyki wysuwania fałszywych oskarżeń o nadużycia”, w odpowiedzi na zarzuty o torturowanie więźniów przez Amerykę, wówczas gdy nie można znaleźć żadnego lepszego argumentu.
Ważnym i wymagającym podkreślenia faktem jest, że żaden z całej gamy rzeczników prasowych nigdy nie podał dokładnego cytatu z materiałów szkoleniowych używanych przez terrorystów z Al-Kaidy czy jakiejkowiek innej organizacji, odnoszącego się bezpośrednio do tortur. Jedynym jaki udało mi się znaleźć przypadkiem upubliczniena materiałów szkoleniowych terrorystów, jest wypowiedź przedstawiciela rządu amerykańskiego oparta na dokumencie zwanym “Instrukcją z Manchesteru”. Został on znaleziony w 2000 roku w komputerze podejrzanego o terroryzm mieszkańca tego miasta[1]. W części tego podręcznika udostępnionej opinii publicznej, nie ma żadnej jasnej i klarownej dyrektywy dotyczącej wysuwania fałszywych oskarżeń o niewłaściwe traktowanie, więc tym bardziej, w jawnej sprzeczności do opinii przedstawicieli USA, nie można było na tym położyć nacisku.
Instrukcja ta, napisana najprawdopodobniej w latach osiemdziesiątych, tyle mówi o torturach: “Każdy z braci, który zostanie poddany przesłuchaniu i torturom, powinien powiedzieć wszystko to, co uzgodnił wcześniej ze swoim przywódcą i się tego trzymać.” … “Służby bezpieczeństwa w naszych państwach aresztują braci i uzyskują potrzebne im informacje poprzez przesłuchania połączone z torturami”.
W Lekcji 18, znajdziemy fragment zacytowany przez przedstawiciela Stanów Zjednoczonych: "1. Przy rozpoczęciu procesu, bracia powinni po raz kolejny domagać się przed sędzią udowodnienia, że zeznania wydobyte od nich przez Służbę Bezpieczeństwa nie zostały uzyskane przy użyciu tortur 2. Należy składać zażalenia [na ręce sądu] na złe traktowanie podczas przebywania w areszcie. 3. Należy uzgodnić linę obrony braci z adwokatem, niezależnie od tego, czy został on wynajęty przez rodzinę czy też przydzielony z urzędu. 4. Brat powinien zrobić wszystko, co możliwe, by poznać nazwiska przesłuchujących go oficerów Służby.
Bezpieczeństwa, którzy brali udział w torturowaniu i podać je sędziemu. [Nazwiska te mogą zostać ustalone poprzez konsultację z innymi braćmi, którzy wcześniej mieli z tymi ludźmi do czynienia]."
Tekst w nawiasach jest oryginalny, część mogła zostać dodana przez tłumacza.
Z powodu udostępnienia przez administracje Blaira i Busha tylko wybranych części tego materiału, trudno jest ustalić, do jakiego stopnia usunięte fragmenty mogłyby podważyć mantrę Białego Domu / Pentagonu / Departamentu Stanu. Na przykład, do czego odnosi się sformułowanie “po raz kolejny” zawarte w punkcie 1 Lekcji 18? Może do jakiegoś istotnego wcześniejszego fragmentu nieudostępnionego opinii publicznej? I w jaki sposób pogodzić fragment o dopominaniu się o stwierdzenie użycia tortur z "taktyką fałszywych oskarżeń"? Punkt drugi może oznaczać nakłanianie do konfabulacji, jednak nie związanych z torturami, gdyż tą ewentualność wydaje się wyczerpywać punkt 1.
Niezależnie od wszystkiego, problem jest w dużej mierze akademicki. Jest dostępna ogromna ilość oświadczeń amerykańskich strażników więziennych, innego personelu wojskowego jak i przedstawicieli Pentagonu, które potwierdzają stosowanie różnego rodzaju „nieprawidłowości” w więzieniach amerykańskich w Iraku, Afganistanie i w bazie Guantanamo, składają się one na nieprzebrana liczbę wstrząsających historii. Są wreszcie zdjęcia z Abu Ghraib. I jeszcze dobrze udokumentowane zjawisko przerzucania porwanych przez CIA osób do krajów, w których tortury są na porządku dziennym. Żadna z tych rzeczy nie pochodzi z podręczników szkoleniowych Al Kaidy.
-------------------
Wygrywamy, w pewnym sensie
Ich polityka jeszcze nie uległa zmianie, ale z każdym dniem coraz wyraźniej przechodzą do defensywy. Po wcześniejszych licznych i stanowczych odmowach podania daty opuszczenia Iraku przez wojska amerykańskie - wskutek nacisków ze strony Kongresu oraz środowisk spoza Kongresu - z ust niektórych przedstawicieli administracji cywilnej i wojskowej padło ostatnio kilka możliwych dat. Choć należy przypuszczać, że jest to tylko czcze gadanie, nic więcej niż dobry sposób by zamknąć usta krytykom.
Innym częstym w tych dniach zjawiskiem jest odpieranie przez nich zarzutów o to, że terroryzm, zwłaszcza ten wymierzony w Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię, jest prostą i logiczną konsekwencją polityki zagranicznej prowadzonej przez te oba kraje. Były rzecznik prasowy Departamentu Stanu James Rubin i korespondent New York Times zajmujący się polityką międzynarodową Thomas Friedman wezwali ostanio, że konieczne jest wskazanie palcem tych wszystkich "usprawiedliwiaczy." "Po każdym dużym ataku terrorystycznym, pojawiają się usprawiedliwiacze, by powiedzieć nam, dlaczego imperializm, zionizm, kolonializm i Irak stanowią usprawiedliwienie dla tych ataków. Tacy usprawiedliwiacze są tylko nieco mniej obrzydliwi niż sami terroryści i również powinni być napiętnowani."[2] (Zastanawiam się, czy zakładając że terrorytów skazuje się na dożywocie, Rubin i Friedman przystaliby na układ, że usprawiedliwiacze dostają 20 lat. Czy może opanowałby ich strach, że mogą zostać uznani za "zbyt miękkich"?)
Friedman i Rubin nie posuwają się w swoich rozważaniach do podważenia poglądu, że katastrofa humanitarna, znana w pewnych kręgach pod nazwą wojna w Iraku, jest główną przyczyną niektórych ataków terrorystycznych. Zresztą, większość Amerykanów i Brytyjczyków również dostrzega tutaj związek przyczynowo - skutkowy, co traktuję jako jeszcze jeden sukces ruchu antywojennego.
Tony Blair wydaje się dość agresywnie zaprzeczać twierdzeniu, że zamachowcy, którzy podłożyli bomby w Londynie byli w jakikolwiek sposób powodowani poparciem rządu brytyjskiego dla amerykańskich wojen w Afganistanie i Iraku. Podobnie jak Bush, nie może się on przyznać publicznie, że istnieje silna zależność między terroryzmem a ich pełnymi przygód wyprawami, które przeistaczają się w zbrodnie wojenne. Ogłoszenie czegoś takiego wiązałoby się z koniecznością zmiany polityki.
Jednak rzeczywistość wciąż kłuje w oczy. Jeden ze sprawców nieudanych zamachów Londynie z 21 lipca (bomby nie wybuchły), Osman Hussain (znany równieć jako Isaac Hamdi), został aresztowany w Rzymie. Opowiedział on "jak podejrzani godzinami oglądali w telewizji programy pokazujące pogrążone w rozpaczy irackie wdowy i dzieci, jak też fotografie cywilnych ofiar konfliktu. Zeznał on również przed prokuratorem, że "ogarniało ich uczucie nienawiści i przekonanie, że konieczne jest danie jakiegoś sygnału, zrobienie czegoś." Powiedział tez, że "więcej czasu dyskutowaliśmy o pracy, polityce, wojnie w Iraku niż poświecaliśmy modlitwie. Zawsze byliśmy w posiadaniu nowych filmów z Iraku, głównie takich, które pokazywały irackie kobiety i dzieci zabite przez amerykańskich i brytyjskich żołnierzy."[3] "Bomby w Londynie z 7 lipca?" powiedział Hamdi, "To jest iracką codziennością."[4]
Podobnie zaniepokojonym tak stanowczym protestem wobec polityki zagranicznej USA okazał się Sekretarz Wojny Donald Rumsfeld, który, po atakach na Londyn, posunął się do napisania artykułu w Financial Times. Już na wstępie objawił on czytelnikom fakt, który można było posklejać ze słów powycinanych nożyczkami z czasopisma: "Wojska koalicyjne prowadzą działania w Afganistanie i Iraku na wyraźne życzenie tamtejszych wybranych demokratycznie rządów." Hmmm, rozumiem, żadnego słowa o masowych bombardowaniach, inwazji i okupacji.
Wszystko to było spontanicznym, niewymuszonym zaproszeniem pełnym kwiatów i buziaków. Chyba się Rumsfeldowi wydaje, albo chce tak myśleć, że nikt wokoło nie ma żadnego pojęcia o ostatnich wydarzeniach. W dalszej częsci artykułu Rumsfeld wydaje się mieć nadzieję, że nie ma też nikogo na tym świecie, kto by pamiętał wydarzenia nieco starsze. Pisze on: "Niektórzy wydają sie wierzyć, że wypełnając żądania ektremistów - włączając w to wycofanie wojsk z Iraku i Afganistanu - można skutecznie wyeliminować ich motywację i, wraz z tym, zapobiec kolejnym atakom. Należy jednak pamiętać, że kiedy terroryści przeprowadzili atak na Amerykę 11 września 2001 roku, radykalny islamski rząd sprawujący władzę w Afganistanie udzielał schronienia liderom Al-Kaidy, nie niepokojony w zasadzie przez społeczność międzynarodową. A Saddam Hussein, niemal przyssany do władzy w Iraku, wydawał się powoli zyskiwać poparcie dla swoich wysiłków o zniesienie sankcji gospodarczych nałożonych przez ONZ."[5]
Jednak już przez 11 września, lista poważnych zarzutów wobec Ameryki była bardzo długa, wystarczyłoby na tuzin Al-Kaid:
* zestrzelenie dwóch samolotów libijskich w 1981
* zbombardowanie Beirutu w 1983 i 1984
* zbombardowanie Libii w 1986
* ostrzelanie i zatopienie okrętu irańskiego w 1987
* zestrzelenie irańskiego samolotu pasażerskiego w 1988
* zestrzelenie kolejnych dwóch samolotów libijskich w 1989
* potężne bombardowania irackiej ludności cywilnej w 1991
* powtarzające się bombardowania Iraku i okrutne sankcje trwające kolejne 12 lat
* zbombardowanie Afganistanu i Sudanu w 1998
* stałe poparcie dla Izraela mimo zniszczenia i tortur, jakich dopuszcza się on wobec Palestyńczyków
* stałe potępienie oporu wobec tych praktyk ze strony Palestyńczyków
* znaczna wojskowa i technologiczna obecność w najświętszych miejscach Islamu: w Arabii Saudyjskiej i krajach Zatoki Perskiej
* długoletnie wspieranie niedemokratycznych, autorytarnych reżimów na Środkowym Wschodzie: od Szacha w Iranie do Saudów.
-------------------
Najnowszy rozdział wojny z terrorem
Popełnione z zimną krwią morderstwo 27-letniego Brazylijczyka, Jean Charles de Menezesa dokonane przez policję londyńską może stać się kolejnym symbolem Wojny z Terrorem i dołączyć do pozostałych, takich jak zakapturzony i podłączony przewodami do prądu mężczyzna w więzieniu Abu Ghraib. Wszystko wskazuje na to, że policja podała szereg nieprawdziwych informacji, że Menezes ubrany był w wypchaną kurtkę, że przed nimi uciekał przeskakując przez bramki metra oraz, że był "bezpośrednio związany" ze śledztwem w sprawie podłożenia bomb w Londynie. Ale jeśli nawet to wszystko okazałoby się prawdą, czy stanowiłoby usprawiedliwienie dla tej egzekucji? Można odwrócić pytanie: a co by było gdyby on faktycznie chciał się wysadzić w jednej ze stacji londyńskiego metra? Gdyby tak było, to dlaczego nie zdetonował bomby w miarę jak zbliżała się do niego policja, czy jak już go pojmała? Czy brak jakiejkolwiek eksplozji nie powinien być natychmiast odczytany jako dowód, że doszło do śmiertelnej pomyłki?
-------------------
Obustronne straty
Trzynastego lipca ponad 40 dzieci zostało zabitych lub rannych gdy zamachowiec – samobójca zdetonował bombę w zamachu na żołnierza amerykańskiego rozdającego dzieciom cukierki. To straszne wydarzenie ze zrozumiałych względów spodowało w mediach fale potępienia dla irackiego ruchu oporu, bez próby spojrzenia z nieco innej perspektywy na to zdarzenie. Warto zauważyć, że wielokrotnie w ciągu ostatnich lat, w Afganistanie, Iraku czy byłej Jugosławii, amerykańskie bombardowania wymierzone w stawiające opór oddziały bojowników, siały również śmierć wśród ludności cywilnej zabijając tysiące ludzi. Wówczas przedstawiciele Stanów Zjednoczonych mówili, że „złoczyńcy” przynajmniej częściwo ponoszą za to odpowiedzialność, gdyż świadomie rozlokowali się oni w pobliżu cywilów, wiedząc, że mogą być celem amerykańskiego ataku. Czy nie można dokładnie takiego samego rozumowania zastosować do wydarzenia z 13 lipca? Czy amerykański żołnierz nie uświadamiał sobie, że stając w pobliżu dzieci może być on również celem ataku? Dlaczego wobec tego znajdował się tak blisko dzieci?
-------------------
Świętość wyborów
Jak ogłoszono w lipcu, Marynarka Wojenna USA (Navy) wydała potajemnie 1.6 miliona dolarów, aby wpłynąć na wynik przeprowadzonego w 2001 roku w Vieques w Puerto Rico referendum na temat kontynuacji używania okolicznych terenów jako poligonów ćwiczeniowych do testowania bomb. Przeciwnicy przekonywali, że działalność prowadzona na poligonie szkodzi środowisku naturalnemu i zdrowiu 9100 mieszkańców Vieques[6].
W tym samym miesiącu dowiedzieliśmy się, że Waszyngton wsparł równeż ważne propagandowo wybory w Iraku, przeznaczając środki finansowe dla kandydatów ugrupowania kontrolowanego przez Iyada Allawiego, grającego rolę premiera, który dał się poznać jako prawdziwy sojusznik Ameryki.[7]
Możemy zatem do listy kampanii wborczych, w których Ameryka maczała swe palce dołożyć wymienione powyżej dwa przykłady. Z mojego ostrożnego wyliczenia wynika, że od 1950 roku miało to miejsce około 35 razy w 30 różnych państwach. Wyłączając oczywiście wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych.[8]
"Panie Castro, raz, choć jednej raz, niech Pan pokaże, że nie boi się prawdziwych wyborów." - George W. Bush, 2002[9]
-------------------
Che Clinton?
Jeżeli Hillary Clinton rzeczywiście marzy o Białym Domu, to już niedługo możemy oczekiwać dużo większej kpiny z intelektu podobnej do tej zaprezentowanej w książce Edwarda Kleina, "Prawda o Hillary". Krytycy nie pozostawili na książce suchej nitki, zarzucając jej lizusostwo. Moim zdaniem zaś, autor wyraźnie pokazał, że nie potrafi w prawidłowy sposób przyporządkować poglądów i zachowań do kategorii opisujących różnorodność politycznego spektrum. I to uważam za poważny błąd.
Clinton, w świecie Kleina, jest "lewicowcem", a nie centrystką, co słowem i czynem ona sama i jej mąż wielokrotnie udowodnili. Klein nie uznaje jej po prostu za liberała, ale właśnie za "lewicowca", więcej nawet, nie za zwykłego ’lewicowca" ale za "radykalnego lewicowca". Tak, to jest właśnie termin, którego używa. Opisuje w ten sposób kobietę, która w latach osiemdziesiątych wspierała Contras w Nikaragui, podczas gdy jej mąż był gubernatorem Arkansas. Contras, jeżeli przypadkiem nie pamiętacie, była to armia zatrudniona przez Reagana w jego, używającej wszystkich możliwych środków, wojnie prowadzonej w celu zniszczenia postępowych programów socjalnych i ekonomicznych wprowadzanych przez rząd Nikaragui. Zajmowali się oni podpalaniem szkół i szpitali, gwałceniem i torturowaniem ludzi, zaminowali wybrzeże, bombardowali i zabijali ludzi z samolotów używając karabinów maszynowych. To ich uroczy dżentelmen Reagan lubił tytułować "bojownikami o pokój".
Roger Morris, w swojej doskonałej książce o Clintonach, "Partnerzy Władzy", opisuje w szczegółach, jak Hillary Clinton brała udział w zbiórkach pieniędzy na pomoc dla Contras oraz jej aktywność w działaniach przeciwko ludziom i programom potępiającym Contras, czy w ogólności politykę prowadzoną przez Reagana. "W późnych latach osiemdziesiątych (1987-88)," jak pisze Morris, "pomimo, że znane już były najstraszniejsze rewelacje dotyczące afery Iran - Contras, koledzy słyszeli panią Clinton, jak potępiała grupy kościelne oraz inne organizacje w Nikaragui i Salwadorze, które działały tam na rzecz reform socjalnych."[10]
Czyżby poglądy Clintonów na wojnę w Iraku i politykę imperializmu amerykańskiego były bardziej postępowe? Jeżeli ona jest radykalnym lewicowcem, to jak Edward Klein - który słowem nie wspomina w swej książce o Contras - nazwałby Noama Chomsky’ego? Jak nazwałby Fidela Castro? Czy Włodzimierza Lenina? Ten rodzaj idiotyzmu ideologicznego przenika na wylot amerykańskie środki masowego przekazu i odgrywa wcale niemałą rolę w kompletnym zniechęceniu i rezygnacji w uczestnictwie w życiu politycznym obecnym wśród częsci elektoratu.
-------------------
Przypisy:
[1] Federal News Service, 21 lipca 2005, konferencja prasowa w Departamencie Stanu. Podręcznik jest dostępny online: www.usdoj.gov/ag/trainingmanual.htm
[2] New York Times, 22 lipca 2005
[3] The Observer (Londyn), 31 lipca 2005
[4] Agence France Presse, 31 lipca 2005
[5] Financial Times (Londyn), 1 sierpnia 2005
[6] Associated Press, 22 lipca 2005
[7] Seymour Hersh, New Yorker, 25 lipca 2005
[8] Najnowszy wykaz można znaleźć w uzupełnionym wydaniu ksiązki Williama Bluma "Rogue State: A Guide to the World’s Only Superpower", rozdział 18, która powinna ukazać się w październiku.
[9] Los Angeles Times, 21 maj 2002
[10] Roger Morris, "Partnerzy Władzy" (1996), s.415
William Blum
Tłumaczenie: Sebastian Mackowski
William Blum jest autorem książek:
Killing Hope: US Military and CIA Interventions Since World War 2
Rogue State: A Guide to the World’s Only Superpower (polskie wydanie www.panstwozla.pl)
West-Bloc Dissident: A Cold War Memoir
Freeing the World to Death: Essays on the American Empire
Więcej informacji o Autorze dostępnych jest na stronie www.killinghope.org