Ciszewski: Terrorystyczny bumerang

[2005-09-12 19:54:00]

Zbliża się kolejna rocznica ataku na World Trade Center z 11 września 2001 roku. Mineło już kilka lat i związana z nim histeria, widoczna nawet w Polsce, w dużej mierze ucichła. Czekają nas jednak kolejne "odkrywcze" stwierdzenia w stylu "od tamtego czas świat nie jest już taki sam". Tymczasem 11 września to nic innego jak owoc wcześniejszej mocarstwowej polityki USA. Stany Zjednoczone same stworzyły terrorystyczny bumerang, które w nie w końcu uderzył.

Ojczyzna demokracji?

Od czasu ataku na WTC dyżurnym tłumaczeniem jego przyczyn jest zderzenie cywilizacji. Nienawidzący demokracji islam miałby więc atakować Zachód ze względu na odmienne wartości etyczne, kulturowe czy religijne. Podobnie brzmi amerykańska propaganda administracji prezydenta G. W. Busha. Prezentuje on czarno-białą wizję świata, podzielonego między dobrych, czyli Stany Zjednoczone i ich sojuszników oraz złych - terrorystów różnej maści. Ci drudzy mieliby atakować "wolny świat" z czystej żądzy zniszczenia.

Wystarczy jednak przyjrzeć się polityce Waszyngtonu, aby zobaczyć jak fałszywe są takie twierdzenia. Władze USA, chociaż od lat chcą odgrywać rolę pozytywnego charakteru, w rzeczywistości prowadzą jednak walkę o globalną dominację, nie przebierając w metodach. Zrobiły sobie tym licznych wrogów, nie tylko w kręgu kultury islamskiej. Niemal każdy kraj półkuli zachodniej zetknął się po 1945 roku z ingerencją USA w jego wewnętrzne sprawy. Niekiedy przyjmowały one jedynie formę wspierania manipulacji wyborczych, w innych przykładach dochodziło nawet do organizowania zamachów stanu czy zbrojnych interwencji. Ofiary wojskowych dyktatur wspieranych w imię antykomunizmu przez Waszyngton idą w dziesiątki tysięcy. Wieloletnie rządy wojskowych w Brazylii, Argentynie czy Chile to pasmo terroryzmu państwowego, zabójstw i tortur. Do rangi symbolu urasta fakt, że 11 września 1973 roku wspierana przez USA armia chilijska pod dowództwem generała Augusto Pinocheta dokonała mniej spektakularnego, ale bardziej krwawego aktu terroru niż atak na WTC. Obalenie demokratycznie wybranego prezydenta Salvadora Allende kosztowało życie co najmniej kilku tysięcy Chilijczyków, zabitych przez reżim.

Również same Stany Zjednoczone były wielokrotnie oskarżane o terroryzm, zwłaszcza w latach 80., gdy sponsorowały antykomunistyczną partyzantkę w Nikaragui. Partyzantka ta, a raczej grupa sponsorowanych przez CIA najemników, specjalizowała się w atakach na cele cywilne. Minowała cywilne porty i mordowała "komunistycznych" nauczycieli uczących bezpłatnie wiejskie dzieci.

Okazuje się więc, że strona "demokratyczna" wcale taką nie jest.

Reagan twórcą Al-Kaidy

11 września 2001 roku był jednak nie tyle zemstą gnębionych przez mocarstwową politykę USA, co atakiem ze strony islamskich fanatyków. Stany Zjednoczone otrzymały w ten sposób cios od organizacji, której jeden z głównych założycieli został w zeszłym roku pochowany z honorami przysługującemu prezydentowi kraju. Ronald Reagan był bowiem ojcem Al-Kaidy.

Historia tej organizacji rozpoczeła się wraz z atakiem armii radzieckiej na Afganistan, który miał miejsce w roku 1979. Opór najeźdźcom stawili wówczas islamscy fundamentaliści z organizacji Stowarzyszenie Islamskie. Początkowo ich liderzy przenieśli się do sąsiedniego Pakistanu, kraju będącego sojusznikiem USA w regionie. Zyskali oni ciche poparcie pakistańskich władz. Tamtejszy wywiad wojskowy ISI pomagał organizować pierwsze oddziały partyzanckie i przerzucać dla nich broń. Na terytorium Pakistanu powstały też bazy rekrutacyjne dla ochotników pragnących walczyć w "świętej wojnie" w Afganistanie. Islamiści nie dokonaliby jednak wiele, gdyby nie pomoc potężnych sponsorów. Ich działalność wsparła amerykańska Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) oraz arabscy szejkowie. Waszyngton chciał, aby Afganistan stał się "Wietnamem dla ZSRR". Wraz z arabskimi milionerami zorganizował siatkę fundacji mających wspierać afgańskich partyzantów. Do połowy lat 80. kanałami tymi przepłynęło co najmniej 250 milionów dolarów. Trafiały one do najbardziej radykalnych islamskich bojowników. Głównym sojusznikiem USA stał się wówczas Gulbuddin Hekmatiar - najbardziej fanatyczny z afgańskich przywódców. Jego ludzie oblewali na przykład kwasem kobiety, które ośmieliły się chodzić z odkrytymi twarzami. Niszczyli też telewizory, kina i zakazywali słuchania muzyki. Byli oni pierwowzorem późniejszych talibów, których rządy w ramach "wojny z terroryzmem" obaliła interwencja wojsk G.W. Busha.

W latach 80. nastąpiło umiędzynarodowienie konfliktu. Powstały kolejne organizacje zajmujące się nie tylko wsparciem finansowym partyzantów, ale również rekrutowaniem międzynarodowych ochotników. W celu rozbudzenia w świecie islamskim entuzjazmu dla tych inicjatyw, między innymi za pieniądze CIA promowano pojęcie "świętej wojny". Część z powstałych wówczas struktur istnieje do dziś i jest uważanych za zaplecze Osamy bin Ladena.

Sam Osama bin Laden pojawia się na polu walki w roku 1984. Przybywa wówczas do Afganistanu wraz z grupą arabskich ochotników. Jego oddział dysponuje bronią i środkami łączności zakupionymi za pośrednictwem CIA. Kontaktują się z nim amerykańscy doradcy wojskowi oraz członkowie brytyjskich oddziałów specjalnych SAS. Dwa lata później bin Laden decyduje się rozpocząć samodzielne operacje bojowe. Razem z oddziałem złożonym wyłącznie z zagranicznych ochotników stacza, ze zmiennym szczęściem, kilka większych bitew z armią radziecką. Rozwój sił mudżahedinów staje się możliwy dzięki otworzeniu na całym świecie biur rekrutacyjnych. Jedno z nich powstało nawet w Nowym Jorku. Przewinęło się przez nie około 35 tysięcy bojowników. Wielu z nich już wcześniej było zamieszanych w akty terroryzmu. Ówczesny towarzysz bin Ladena, obecnie jeden z najbardziej poszukiwanych przez FBI przywódców Al-Kaidy, Egipcjanin Ayman al-Zawahiri brał prawdopodobnie udział w zabójstwie prezydenta Egiptu, Anwara Sadata.

W roku 1988 po raz pierwszy pojawia się nazwa Al.-Kaida, czyli "Baza". Została ona stworzona w celu usprawnienia rekrutacji. Zajmowała się ochotnikami po ich przybyciu do Afganistanu.

Późne lata 80. to również intensyfikacja zaangażowania CIA. Organizowała ona dla bojowników szkolenia w technikach walki wykorzystywanych przez późniejszych terrorystów. Otrzymali oni na przykład rakiety przeciwlotnicze Stinger. Służyły one nie tylko do ataków na radzieckie samoloty i helikoptery wojskowe. Kilkakrotnie ostrzelane zostały także samoloty cywilne startujące z lotniska w stolicy Afganistanu, Kabulu.

Prawdopodobnie to wyrzutnie dostarczone przez CIA mudżahedinom posłużyły w roku 2002 do próby zestrzelenia izraelskiego samolotu pasażerskiego w Kenii.

Czym tłumaczyć takie wsparcie USA właśnie dla arabskich ochotników pokroju Bin Ladena? Byli po prostu najbardziej skuteczni. Nie bali się śmierci, gdyż wierzyli w nagrodę po śmierci. Nie zmieniali więc stron konfliktu jak czyniły to lokalne milicje różnych watażków. Woleli zginąć niż się poddać. Poza tym sami zabijali najwięcej żołnierzy radzieckich, w dużej mierze dlatego, że nie uznawali brania jeńców. Schwytanych torturowali i mordowali, budzili więc powszechny lęk, nawet u części miejscowej ludności.

Bin Laden okazał się na tyle skuteczny w swym "antykomunistycznym dżihadzie", że spotkał się z nim ówczesny doradca Sekretarza Stanu USA, Zbigniew Brzeziński. Zachowało się nawet zdjęcie, na którym Bin Laden pokazuje swojemu sojusznikowi broń, której używa. Zapytany o to wiele lat później Brzeziński odparł: "Co było ważniejsze patrząc z punktu widzenia historii świata? Taliban czy upadek Imperium Radzieckiego? Garstka biegających muzułmanów, czy też wyzwolenie Europy Środkowej i zakończenie Zimnej Wojny?"

Terroryści puszczeni samopas

Gdy w roku 1989 Armia Radziecka wycofała się z Afganistanu, w kraju tym pozostały tysiące islamskich bojowników z całego świata arabskiego. Większość z nich wróciła do swoich krajów, nie planując bynajmniej złożenia broni. Dążyli do obalenia autorytarnych świeckich rządów w krajach takich jak Pakistan, Egipt czy Jemen i zastąpienia ich islamskimi. Wielu z tych ludzi do dzisiaj pozostaje lokalnymi liderami grup terrorystycznych, szkoląc następne pokolenie bojowników.

Nienaruszone zostały także dawne powiązania Bin Ladena. Dzięki nim jego ludzie byli w stanie werbować zamachowców samobójców, w tym również
tych, którzy uderzyli samolotami w WTC i Pentagon. System werbunkowy wprawdzie jest obecnie bardziej zakonspirowany, ale jego zasady nie zmieniły się. Nadal jest prowadzony za pośrednictwem legalnych grup, oficjalnie zajmujących się pomocą charytatywną czy działalnością religijną.

Również sytuacja w Afganistanie sprzyjała rozwojowi siatki terrorystycznej bin Ladena. Zyskał on poparcie części ludności kraju, dzięki podtrzymywanemu przez propagandę jego ludzi wizerunkowi zwycięskiego pogromcy niewiernych. Sama skala zniszczeń w Afganistanie także sprzyjała radykałom. Wydaje się ona niewyobrażalna dla ludzi Zachodu. Liczba ofiar wszystkich zamachów terrorystycznych islamistów wydaje się przy niej niewielka. Zginęło, zostało rannych lub na trwałe straciło zdrowie około 2 milionów osób, czyli niemal połowa mieszkańców.

Infrastruktura kraju została zrujnowana. Afgańczycy oczekiwali że Zachód pomoże swoim niedawnym sojusznikom w odbudowie. Tymczasem zaraz po wycofaniu się Armii radzieckiej, Stany Zjednoczone straciły zainteresowanie regionem. Afgańczycy odebrali to jako dowód na to, że niewierni traktowali ich instrumentalnie i zaufali islamistom. Talibowie doszli do władzy dzięki temu że zapewnili pewną stabilizację. Położyli na przykład kres działaniom grabiących ludność cywilną watażkom.

Niestety odpowiedź na islamski terroryzm którą prezentują Stany Zjednoczone i ich sojusznicy jest najgorszą z możliwych. Wojna nie jest zwalczaniem przyczyn, a jedynie niektórych skutków zjawiska. Jeśli Amerykanie już raz poparzyli się tworząc terrorystów, nie powinni bawić się dalej ogniem, przygotowując grunt dla nowych. Ich polityka nadal pozostaje wielkomocarstwowa, a traktowanie reszty świata jako dodatku do USA wcześniej czy później dotkliwie się na nich zemści.

Szkoda tylko że przez krótkowzroczność rodzimych polityków zagrożona jest również Polska, biorąca udział w "antyterrorystycznej" awanturze.

Piotr Ciszewski



Tekst ukazał sie w "Impulsie", dodatku dziennika "Trybuna"

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


26 listopada:

1942 - W Bihaciu w Bośni z inicjatywy komunistów powstała Antyfaszystowska Rada Wyzwolenia Narodowego Jugosławii (AVNOJ).

1968 - Na wniosek Polski, Konwencja ONZ wykluczyła przedawnienie zbrodni wojennych.

1968 - W Berlinie zmarł Arnold Zweig, niemiecki pisarz pochodzenia żydowskiego, socjalista, pacyfista.

1989 - Założono Bułgarską Partię Socjaldemokratyczną.

2006 - Rafael Correa zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Ekwadorze.

2015 - António Costa (Partia Socjalistyczna) został premierem Portugalii.


?
Lewica.pl na Facebooku