Smosarski: Kretynizm po polsku

[2005-10-04 17:55:28]

W rocznicę stanu wojennego młodzieżówka jednej z partii postkomunistycznych udała się pod dom Wojciecha Jaruzelskiego, aby odśpiewać ku jego czci "Miedzynarodówkę". Pół roku później, wkrótce po manifestacji górników, inna partyjna młodzież - z Partii Demokratycznej - manifestowała na Placu Zamkowym w Warszawie, przeciwko prawu górników do wczesniejszej emerytury i za przeznaczeniem zaoszczędzonych w ten sposób pieniędzy na tworzenie miejsc pracy dla absolwentów. Uzasadnione stało się pytanie, czy to system oświatowy w Polsce produkuje ludzi niezdolnych powiązać ze sobą najprostsze fakty czy po prostu cynizm mlodych politykierów przekracza nawet to do czego przyzwyczaili nas ich starsi koledzy po fachu?

Partyjne młodzieżówki oficjalnych partii tworzą zazwyczaj osobnicy w wieku lat dwudziestu paru, zazwyczaj studiujący, którzy zgadzają się na granie podrzędnej roli przez pewien czas, mając nadzieję na późniejszy awans albo załapanie się po znajomości na jakąś posadę z politycznego nadania bardziej wpływowych działaczy własnego ugrupowania. Ich polityczna działalność toczy się niemal zawsze według bardzo podobnego rytmu - prościutkie akcje uliczne nagłaśniane przez zaprzyjaźnionych dziennikarzy przeplatają się w niej z uczestnictwem w kolejnych kampaniach wyborczych, grupowej konsumpcji alkoholu przy okazji krajowych i zagranicznych konferencji towarzyszy zacięta rywalizacja o względy liderów partii, posady i pomniejsze bonusy.

Dla pozbawionych jakichkolwiek głębszych przekonań liderów pierwszego sortu, stanowią oni swoisty listek figowy mający świadczyć o istnieniu wartosci moralnych, a niejasny status działaczy "w krótkich majteczkach" umożliwia im głoszenie w miarę radykalnych poglądów, od których bonzowie "dorosłej" partii zawsze mogą się odciąć w razie spadku notowań popularności formacji. Jednym słowem - owe stajnie partyjnej młodzieży stanowią po prostu jedną z furtek do kariery dla tych, którzy czują, że w inny sposób nie uda się im dopchac do szmalu czy prestiżu. I tylko czasem, na obrzeżach tego bractwa, pojawi się jeden lub kilku dziwaków-ideowców, którzy szczerze wierzą w wartości, które głoszą. Ale zbyt są oni kłopotliwi, za dużo w nich chęci zmiany i krytyki, aby pragmatyczna struktura danej formacji mogła zaakceptować ich starania i dlatego scenariusze są zawsze tylko dwa: odejście albo zgoda na rezygnację z walki o ideały.

Jednakże to, co uczyniły obie młodzieżówki, wychodzi poza ramy oglądanego na co dzień przez społeczeństwo politycznego kabaretu, którego skecze pisane są i wygłaszane ze śmiertelną powagą. To wyraz wyjątkowego cynizmu i wstrząsającej pogardy młodych karierowiczów dla ludzi ciężkiej pracy walczących o swoje prawa w latach osiemdziesiątych i obecnie

Jakże bowiem inaczej ocenić można należy odśpiewanie jednej z najważniejszych pieśni ruchu robotniczego pod domem wojskowego watażki, odpowiedzialnego za krwawe represje wobec działaczy robotniczych i wyprowadzenie czołgów przezciw strajkującym załogom? Czy nie było to plunięcie w twarz rodzinom górników zamordowanych w kopalni "Wujek", którzy zresztą dotąd nie doczekali się osądzenia katów swoich najbliższych? I poniżenie dziesiątków tysięcy ludzi, którzy cierpieli prześladowania za działalnośc związkową i społeczną, bitych na dzielnicowych komisariatach, zastraszanych w domach i zakładach pracy, okradanych z nadziei, możliwości zarobkowania i praw obywatelskich. Czy nie była to kolejna obelga skierowana do tych, których szkalowano przez lata w mediach i na których szczuto sąsiadów, rodziny, kierowników zakładów pracy? A jednocześnie - czy wykonanie tej pieśni pod domem kata robotników przez grupę głupców szykujących się do roli przyszłej elity, nie stanowiło przypadkiem aktu poniżenia całej tradycji walki robotniczej, obojętnie, anarchistycznego, komunistycznego czy socjalistycznego nurtu?

Na pocieszenie - niewielkie - pozostaje konstatacja, że przecież mogło być jeszcze gorzej. Działacze Federacji Młodzieży Socjalistycznej mogli wszak wykonać pod domem generała Wojciecha Jaruzelskiego inną pieśń, w której mowa o tym, że "sztandar nasz jest czerwony, bo na nim robotnicza krew...". A wówczas skandal byłby jeszcze większy, bo choć chichot historii sprawił, że w marketingu politycznym dla swojej dyktatury Wojciech Jaruzelski bezczelnie wykorzystywał symbole ruchu robotniczego, to przecież krwi robotniczej utoczył wiele, ale nie z siebie, a z innych.

Pozujący dziś na patriotę, jeżeli nie na bohatera narodowego wyniosły kacyk, chroniony przed odpowiedzialnością karną za zbrodnie przez dawnych wrogów i pobierający emeryturę w wysokości, o której nawet śnić się nie może większości prześladowanych przez jego reżim osób, stanowi kolejny dowód na przegraną ideałów Sierpnia. Jest też hańbą dla narodu, który go wydał - choć nie dla lewicy, bo nigdy jej części nie stanowił. Autorytaryzm, kult munduru i tępej siły, pogarda i dla ludzi pracy i gotowość do ich represjonowania, szermowanie patriotyczną frazeologią, sprzedajność wobec obcych mocarstw, skłonnośc do sterowania zakładami pracy ponad głowami załóg - to nigdy nie były atrybuty lewicy. Że nie pamiętają o tym starcy, przez ponad czterdzieści lat tresowani do innego myślenia przez aparat propagandy stalinowskiej i poststalinowskiej kontrrewolucji, to jeszcze można starac się zrozumieć, ale gdy podobną postawę prezentuje młodzież, w dodatku dobrze wykształcona i posiadająca ambicje polityczne - to już naprawdę tragedia.

Aby jednak być sprawiedliwym, trzeba przyznać, że na cynizm i bezczelność młodzi eseldowcy monopolu nie mają i to nawet w swojej grupie wiekowej. Oto kilka dni po manifestacji górników pod siedzibą parlamentu, która wymusiła odejscie od planów odebrania przedstawicielom tej profesji prawa do emerytury po dwudziestu pięciu latach pracy, na stołecznym Placu Zamkowym pojawiła się młodzież przybrana w pomarańczowe barwy Partii Demokratycznej, protestująca przeciw utrzymaniu "przywilejów" pracowników kopalni. Zdaniem liberalnej studenterii uczestniczącej w tym pożałowania godnym widowisku, przedstawiciele rządu i posłowie nie powinni ugiąć się pod presją śląskiej klasy robotniczej, zaś pieniądze, które zostaną wydane na zapewnienie emerytur pomostowych ciężko harującym pod ziemią, należałoby przeznaczyć na wsparcie tworzenia miejsc pracy dla młodzieży. Tak więc, młodzi z partii Frasyniuka i Hausnera, domagali się odebrania pieniędzy górnikom i oddania ich na potrzeby... własnej grupy społecznej. I to pod hasłem walki z "przywilejami"...

Cóż, jaka jest sama Partia Demokratyczna, nietrudno ocenić, chociażby po osobie wysuniętej przez tę formację kandydatki do fotela prezydenta Rzeczpospolitej. Wspieranie Henryki Bochniarz, szefowej nasilniejszej konfederacji pracodawców pokazuje wyraźnie, że rozumienie demokracji przez "pomarańczowych" polega na aprobacie dominacji politycznej środowisk, które i tak są już uprzywilejowane ze względu na zasobność portfela - czyli z gruntu antydemokratycznego przełożenia bogactwa na władzę. Jednak w tej sytuacji, nie wizytówka partyjna antygórniczej demonstracji jest istotna, ale okoliczność, że z takimi postulatami występuje właśnie młodzież studencka.

Podstawą do przyznania górnikom prawa do wcześniejszej emerytury jest uznanie specjalnego charakteru ich pracy. Samo przebywanie pod ziemią rodzi niebezpieczeństwo utraty życia i nieustanną obawę rodziny o los bliskiej osoby; katalog chorób zawodowych u ludzi pracujących w zaduchu, pyle, a nierzadko i w wodzie, jest wystarczająco długi, aby skrócić długość ich życia o ponad dekadę. Za wszystkie te niedogodności Ślązacy przez lata pobierali wprawdzie godziwe pensje pozwalające na uzyskanie statusu swoistej arystokracji robotniczej, jednoczesnie jednak przyszło im zapłacić za nie niespotykaną dewastacją środowiska naturalnego całego regionu oraz wymuszonym ukierunkowaniem na jeden typ gospodarowania (przemysł ciężki), co dziś skutkuje wyjątkowo ponuro. Z pieniędzy ze sprzedaży "czarnego złota" korzystała przez lata cała Polska, zyskując osiedla mieszkaniowe, drogi, szkoły "tysiąclatki" i wiele innych dóbr, bez konieczności ponoszenia strat biologicznych porównywalnych do Śląska.

To prawda, że wartość pracy górników uległa w odczuciu społecznym znacznemu obniżeniu w chwili, gdy popyt na polski węgiel spadł w wyniku zmian w technologii zużycia energii przez przemysł i odbiorców indywidualnych oraz starcia z konkurencją kopalń amerykańskich, australijskich i innych. Przez wiele lat górnictwo było dotowane, co nigdy nie jest sytuacją zdrową ekonomicznie i może rodzić pytania o celowość istnienia danej gałęzi gospodarki. Ale nikt o zdrowych zmysłach nie jest w stanie zakwestionować wyjątkowości trudu, ryzyka śmierci i utraty zdrowia w tym zawodzie.

Górnicy więc żądają wiele, ale swoje oczekiwania opierają na tym, że wcześniej wiele dadzą. A co współrodakom dała dotąd młodzież z Partii Demokratycznej, która domaga się, aby państwo szczególnie dbało o młodzież - tu w rozumieniu oczywiście absolwentów wyższej uczelni? Otóż, jak każda młodzież - nic lub prawie nic, bowiem z natury rzeczy, studenci i absolwenci nie zdążyli jeszcze przyczynić się walnie do wzrostu PKB, polepszenia jakości przestrzeni społecznej czy chwały polskiej nauki.

Co więcej, osoby te mimo braku wielkich zasług dla bliźnich, otrzymały - w przeważającej liczbie - na realizację swojej ścieżki edukacyjnej wcale pokaźne dotacje, bo przecież publiczna oświata od poziomu szkoły podstawowej aż po uniwersytet nie karmi się powietrzem. Warto przypomnieć, iż słynne studenckie chałtury możliwe są przede wszystkim dzięki opłacaniu przez podatników szeregu ubezpieczeń za wszystkich pobierających nauki do ukończenia 26 roku życia (co zresztą stanowi swoistą dyskryminację nieuczących się na rynku pracy), a stypendia - w porównaniu z wysokością płacy minimalnej wcale nie takie niskie - bierze do kieszeni kilkaset tysięcy osób.

W obliczu tych wszystkich faktów, ową "pomarańczową" demonstrację młodzieży z Partii Demokratycznej uznać należy za przejaw wyjątkowej bezczelności. Oto ci, którzy już wiele dostali, a niewiele jeszcze dali innym, organizują manifestację, domagającą się odebrania dotacji do miejsc pracy ciężko harujących pod ziemią robotników i wydania tych funduszy na miejsca pracy dla siebie samych. Istotne tu staje się pytanie: czy społeczeństwo właśnie po to wydaje olbrzymie kwoty na edukację wyższą pewnej grupy obywateli, aby potem traktować ją jako grupę specjalnego wsparcia? I dalsze kwestie: jeżeli już ma być w tym kraju kapitalizm (a tak sadzą zwolennicy liberalnej PD), to kto w zasadzie ma w tym kraju tworzyć niedotowane miejsca pracy? Czy aby nie właśnie absolwenci wyższych uczelni?

Roszczeniowość obywateli wobec państwa w Polsce rzeczywiście bywa nadmierna, ale tylko u grup dobrze wykształconych i uposażonych. Setki tysięcy studentów i absolwentów szkół wyższych żyje w przekonaniu, że coś im się należy od państwa, skoro wiele lat poświęcili nauce. Tymczasem, to, że ktoś pozyskał wiedzę z dziedziny archeologii, politologii czy medycyny stanowi wyłącznie jego prywatną sprawę, a z punktu widzenia podatnika dopłacanie do zatrudnienia osoby, która już otrzymała dotację na naukę jest mniej logiczne niż tego rodzaju wsparcie do osoby o niskich kwalifikacjach, która z "renty" edukacyjnej nie korzystała. Dotowanie kształcenia współobywateli ma się opłacać społeczeństwu własnie ze względu na to, że korzystający z niego osobnicy, po zakończeniu edukacji, charakteryzować się będą większą zaradnością, a nie zgrywać sieroty boże i wyrywać pieniądze jakimś wymęczonym i schorowanym od pracy robotnikom z wykształceniem podstawowym czy zawodowym.

Oczywiście, młodzi zwolennicy obecnego systemu, na pytanie, dlaczego nie są w stanie zakładać prężnych firm i konkurować na globalnym rynku zawsze znajdą tysiące wymówek. Na przeszkodzie rzekomo stają im to wysokie podatki, to wysokie pensje, to wszechobecna korupcja, to koniecznośc płacenia składek ubezpieczeniowych. Te obciążenia, istniejące w każdym cywilizowanym kraju, mają być wytłumaczeniem skrywającym nieprzyjemny dla ich świadomości fakt, że z punktu widzenia systemu, który tak ukochali, stanowią po prostu kolejną grupę nieudaczników. Dokładnie takich samych jak pogardzani przez nich górnicy...

Oczywiście, prawdą jest, iż sytuacja młodzieży na rynku pracy (dwa razy wyższe bezrobocie) i w sferze dochodowej jest wyjatkowo zła - to potwierdzają zgodnie specjaliści od polityki społecznej. Młodzi ludzie najbardziej zauroczyli się kapitalizmem i otrzymali za to bardzo surową karę. Pretensje należy jednak kierować do "wybitnych" działaczy politycznych i gospodarczych rządzących Polską w ostatnich latach, których w Partii Demokratycznej nie brak, i od strony Władysława Frasyniuka i z grupy, z ktorej przywędrował do tego ugrupowania Jerzy Hausner. To oni przez lata opowiadali społeczeństwu, że wystarczy zdobyć wykształcenie, aby żyć dobrze - jakby w tej dziedzinie nie działało prawo popytu i podaży i masowa produkcja absolwentów wyższych uczelni przy budowaniu księżycowej gospodarki nie musiała zaowocować bezrobociem i spadkiem płac także wobec nich.

Miliony ludzi w Polsce otrzymują dotacje do swoich miejsc pracy. Są wśród nich górnicy, są też liczni studenci, absolwenci. Kłopot w tym, że ci ostatni bywają bardziej roszczeniowi niż osoby o gorszej pozycji na rynku pracy. Jednocześnie, jak wykazały obie manifestacje partyjnych młodzieżówek - ani wykształcenie ani zaangażowanie polityczne nie daje pewności, że nie mamy do czynienia z grupą politycznych matołów albo zwykłych szakali, którzy starają się zbić interes na promocji zwykłego draństwa. Śpiewanie pieśni robotniczych pod domem oprawcy robotników oraz domaganie się wsparcia państwa dla lepiej wykształconych kosztem ludzi najcięższej pracy, to przykłady niebywałego zdziczenia obyczajów u tych, którzy prą do politycznej kariery. Pozostaje nadzieja, że ich wpływ na nasze życie pozostanie niewielki, a pogarda dla świata pracy, tak jawnie demonstrowana, nie znajdzie nigdy pola do wykorzystania w życiu.

Andrzej Smosarski


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


26 listopada:

1911 - W Dravil zmarł Paul Lafargue, filozof marksistowski, działacz i teoretyk francuskiego oraz międzynarodowego ruchu robotniczego.

1942 - W Bihaciu w Bośni z inicjatywy komunistów powstała Antyfaszystowska Rada Wyzwolenia Narodowego Jugosławii (AVNOJ).

1968 - Na wniosek Polski, Konwencja ONZ wykluczyła przedawnienie zbrodni wojennych.

1968 - W Berlinie zmarł Arnold Zweig, niemiecki pisarz pochodzenia żydowskiego, socjalista, pacyfista.

1989 - Założono Bułgarską Partię Socjaldemokratyczną.

2006 - Rafael Correa zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Ekwadorze.

2015 - António Costa (Partia Socjalistyczna) został premierem Portugalii.


?
Lewica.pl na Facebooku