Cóż takiego upamiętniać ma ów krajowy festiwal błysków i huków? Nic innego, jak tylko kolejną rocznicę udaremnienia przez służby specjalne króla Jakuba I (dla Szkotów Jakuba VI) katolickiego zamachu terrorystycznego, który w roku 1605 pozbawić miał Anglię i Szkocję monarchy, parlamentu i rządu, otwierając tym samym przed papistami perspektywę niczym nieskrępowanego destabilizowania kraju, przywrócenia wszelkich najbardziej absurdalnych z tutejszego punktu widzenia katolickich przesądów oraz oddania Anglików pod niepodzielną władzę wyśmienitych papieskich specjalistów od prowadzenia głęboko humanistycznych dyskusji intelektualnych, których standardy wyznaczał całkiem świeżej daty precedens związany z zakończonym pięć lat wcześniej talk showem zatytułowanym „Co z tym Światem?” Jak pamiętamy, to właśnie w roku 1600, po wieloletnich próbach przekonania Giordana Bruna o konieczności wyjścia naprzeciw wymogom rzymskiej racji stanu, Święta Inkwizycja ostatecznie postanowiła przywrócić normalność i umożliwić włoskiemu filozofowi zakosztowanie pełnej skali ziemskiej miłości oferowanej przez „kościół powszechny”. Po udanym zakończeniu debaty metafizycznej, Rzym przejawiał wyraźną skłonność do zaproponowania Anglikom podobnych rozwiązań w dziedzinie eklezjologii.
Jakub I (czy, jak kto woli, VI) nie przejawiał zbytniej ochoty na „pełne otwarcie się na Innego jako na Osobę” i dość konsekwentnie usiłował pacyfikować nastroje katolickich ekstremistów, prowadząc niezwykle wyważoną i w miarę tolerancyjną politykę wyznaniową. Niestety, jak wielu jego następców i poprzedników, znacznie przecenił emocjonalną dojrzałość wyznawców rzymskiej religii, którzy z charakterystycznym dla siebie uporem kontynuowali wszelkie możliwe działania mające doprowadzić do przywrócenia w Anglii porządku prawno-politycznego opartego na watykańskiej wykładni pojęcia prawa i sprawiedliwości.
Kiedy pod koniec października 1605 roku, królewscy urzędnicy odkryli prawdę o planowanym zamachu na monarchę i parlament, podjęli oni decyzję o schwytaniu spiskowców na gorącym uczynku i z pełną premedytacją pozwolili działać terrorystom, których ujęto właśnie 5 listopada, w dniu, w którym olbrzymie ilości nagromadzonego prochu strzelniczego miały raz na zawsze przekonać Anglików o niestosowności prowadzenia polityki niezgodnej z katolicką nauką społeczną. Zatrzymanych niedoszłych sprawców, z których niektórzy jeszcze przez jakiś czas próbowali uniknąć królewskiego odwetu, potraktowano według powszechnie obowiązujących w owym czasie standardów świata cywilizowanego, tzn.: poddano torturom, pozbawiono genitaliów, a następnie poćwiartowano i rzucono na pożarcie obficie wówczas występującym padlinożercom. Katolicka myśl polityczna nigdy już nie miała odegrać poważnego znaczenia w dziejach Anglii, a samo pojęcie katolicyzmu na wiele dziesięcioleci stało się na wyspie synonimem głupoty, zabobonu, braku zasad, zacietrzewienia i rażącej nieodpowiedzialności połączonej z bezmyślną żądzą niszczenia i podporządkowywania reguł społecznego współżycia absurdalnym nakazom wypływającym z totalitarnie interpretowanej doktryny religijnych ekstremistów.
W tej sytuacji, trudno dziwić się Anglikom, że z taką radością po dziś dzień upamiętniają triumf racjonalnej władzy nad irracjonalnym fideizmem. Kiedy spoglądałem w rozświetlone fajerwerkami niebo nad Londynem, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że mimo iż Wielka Brytania nie jest krajem wyśnionym przez nowożytnych racjonalistów, jej cywilizacyjne standardy mogą przyprawić o zawrót głowy niejednego mieszkańca okolic znanych z obfitości gryki, świeżopu i dzięcieliny.
Oto w porannej prasie można tu przeczytać, iż miejscowi lekarze z niepokojem śledzą kampanię medialną rozpętaną przez pewną panią, która domaga się zniesienia zapisu prawnego nakazującego zachowanie przed rodzicami w tajemnicy faktu wykonywania zabiegów przerywania ciąży u kobiet poniżej 16 roku życia. Argumentom powołującym się na „szczególne znaczenie władzy rodzicielskiej” przeciwstawia się w tej dyskusji tezę o zagrożeniu bezpieczeństwa, zdrowia i poczucia intymności młodych dziewcząt, dla których sam fakt zajścia w ciążę oraz podjęcie decyzji o jej usunięciu stanowią już i tak wystarczającą traumę. Chwilę później, w emitowanym przez publiczną telewizję programie religijnym, jesteśmy świadkami wywiadu z homoseksualnym biskupem kościoła anglikańskiego, który z ogromnym spokojem tłumaczy telewidzom, iż chrześcijańskie przykazanie miłości w żadnej mierze nie wyklucza pozostawania w emocjonalno-erotycznym związku z przedstawicielem tej samej płci. Wypowiedzi padające w trakcie towarzyszącej programowi ulicznej sondy, której uczestnicy nawet wówczas, gdy nie kryją swej niechęci wobec pomysłu akceptacji praktyk homoseksualnych wśród kleru, używają języka tak wyważonego, na jaki nie stać większości polskich polityków i „moralnych autorytetów”, tylko pogłębiają coraz silniejsze wrażenie, iż w kwestii standardów obywatelskiej i społecznej dojrzałości, znacznie bliżej nam do kolegów bin Ladena, niż bardzo przecież konserwatywnych Brytyjczyków.
Czy jest na to rada? Cóż, być może warto wspomnieć, że jedną z konsekwencji spisku z roku 1605, było odebranie katolikom prawa do parlamentarnej reprezentacji. Kiedy w roku 1829 zakaz ów zniesiono, na wyspie katolików już prawie nie było.
Tomasz Rafał Wiśniewski
Tekst pochodzi z "Nowego Tygodnika Popularnego".