Jakie są pierwsze efekty polityki nowej ekipy? Dla szerokich rzesz społecznych są to przede wszystkim wprowadzone od 1 stycznia podwyżki cen. Oprócz tego podjęta została - wbrew większości opinii społecznej - decyzja o kontynuowaniu obecności naszych wojsk w okupacji Iraku. Te właśnie decyzje są najistotniejsze.
Rząd Kazimierza Marcinkiewicza nadal jednak sprytnie angażuje zainteresowanie opinii publicznej w sprawy mniej istotne, których medialne nagłaśnianie sprawia dużo szumu. W czasie, kiedy cała Polska wydaje się żyć problemem tzw. becikowego, PiS sprawnie realizuje swoje polityczne cele, przejmując kontrolę nad mediami, spółkami skarbu państwa i w sposób rzeczywisty realizując liberalną politykę gospodarczą, którą trudno określić inaczej, jak kontynuacją polityki rządu Marka Belki. Kłopot z tym mają nie tylko parlamentarni koalicjanci, którzy udzielili swojego poparcia powstającemu rządowi Marcinkiewicza - w rodzaju Ligi Polskich Rodzin czy Samoobrony, ale także parlamentarna i pozaparlamentarna opozycja, mniej lub bardziej słusznie określająca się mianem lewicy.
W zasadzie - mimo że od wyborów parlamentarno-prezydenckich upłynęło już dość czasu - środowiska lewicowe nie wyciągnęły z tej lekcji żadnych wniosków. Kręcą się przez cały ten czas wokół własnego ogona, nie mając żadnego pomysłu na przyszłość. Co jakiś czas kolejne lewicowe formacje wzywają - i słusznie - do jednoczenia się środowisk lewicowych oraz przeciwstawienia się monopolowi prawicowej władzy. Okazją ku temu mają być zbliżające się wybory samorządowe, a także - na co zdają się liczyć przynajmniej niektórzy - przyspieszone wybory parlamentarne. Niestety, wszystko wskazuje na to, że w nadchodzących wyborach samorządowych PiS powtórzy swój sukces wyborczy, a liczenie na to, że partia Kaczyńskich odda władzę, organizując przyspieszone wybory parlamentarne, jest myśleniem życzeniowym i mocno naiwnym. Nie ma żadnego powodu, dla którego PiS chciałoby doprowadzić do przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Na razie, skutecznie zepchnęło do defensywy zarówno parlamentarnych koalicjantów z LPR i Samoobrony, jak i parlamentarną opozycję PO i SLD.
Pojawiające się na lewicy głosy budowania wspólnego bloku, który ma stanowić alternatywę dla rządzącej prawicy - w formule, w jakiej się je proponuje, groźne dla prawicy nie są. Z uporem godnym lepszej sprawy, usiłuje się wylansować tezę o tym, że alternatywą dla rządów prawicy ma być zbudowanie na siłę lewicowego bloku z ugrupowań politycznych, które żadną lewicą nie były, nie są, i co najistotniejsze - nigdy nie będą. Ostatnią taką próbą jest inicjatywa tzw. Centrolewu, którego podstawę stanowić ma SdPl Marka Borowskiego i Partia Demokratyczna Władysława Frasyniuka, Jerzego Hausnera i Marka Belki. Nie pierwszy to już raz mamy do czynienia z sytuacją, w której na siłę, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, lewicową alternatywą chce się określać formacje polityczne i ludzi, którzy sami o sobie w ten sposób mówić nie chcą. Centrolew ma być kolejnym pomysłem na to, jak oszukać społeczeństwo, prezentując pod nowym szyldem i z nową fasadą polityczny twór, który nie tylko nie ma szans na przetrwanie, ale nawet nie ma szans na realne powstanie.
Dokładnie taki sam manewr zastosowany został przed wyborami parlamentarnymi, kiedy powstawała Partia Demokratyczna. Jej losy powinny być nauczką dla tych, którzy obecnie powielają te pomysły. Nie ma szans na to, aby ktokolwiek rozsądny uwierzył, że partia Władysława Frasyniuka - która ma twarz pani Henryki Bochniarz, kandydatki Demokratów w wyborach prezydenckich - ma cokolwiek wspólnego z lewicą. Demokraci Frasyniuka, z Bochniarzową, Rosatim, Hausnerem i Belką w tle, mogą się raczej skutecznie ścigać z Platforma Obywatelską w głoszeniu liberalnych haseł gospodarczych, czy uprawianiu swojej antyzwiązkowej i antypracowniczej retoryki niż pretendować do miana lewicy. Wystarczy przypomnieć ich stanowisko w sprawie liberalizacji kodeksu pracy, czy choćby ostatnie zajadłe ataki na górników, którym za wszelką cenę chcą odebrać ciężko wywalczone uprawnienia emerytalne. Mimo mojego krytycznego stosunku do SdPl i samego Marka Borowskiego, który ponosi największą odpowiedzialność za rozbicie polskiej lewicy, zdziwienie budzi to, dlaczego z takim zapałem środowisko Marka Borowskiego dąży do zrobienia z Frasyniuka i jego otoczenia jądra, wokół którego ma się jednoczyć polska lewica.
Taka dyskusja nie powinna mieć w ogóle miejsca, jednak już się rozpoczęła i oto całe grono zacnych ludzi całkiem poważnie zastanawia się, czy lewica z Demokratami ma sens. Ba, do tego zupełnie absurdalnego zjawiska po kolei odnosić się muszą inne formacje lewicowe. Z obowiązku i politycznej poprawności odnosić się muszą z ostrożnością i szacunkiem, aby przypadkiem nie narazić się na zarzut stawania w poprzek inicjatywom jednoczenia lewicy. Ta sprytna gra jest chyba najlepszym pomysłem Borowskiego na to, w jaki sposób głosząc hasła zjednoczeniowe, w rzeczywistości nie dopuścić do zjednoczenia lewicy i utrzymywać w stałej izolacji SLD, a także inne lewicowe środowiska, partie polityczne i związki zawodowe, które żadną miarą nie pogodzą się z tym, aby ich lewicowość była dookreślana przez liberałów z PD.
Zamiast prosocjalnych związków zawodowych, czy mało strawnych dla SdPl "radykałów" z Polskiej Partii Pracy, PPS, APP "Racja" lub KPP, wolą oni przecież - o czym wiadomo nie od dziś - poprawnych i europejskich Demokratów. Z punktu widzenia Marka Borowskiego jest to manewr skuteczny i efektowny. Z punktu widzenia przyszłości polskiej lewicy, fatalny. Kto bowiem zechce w przyszłości słuchać o jakiejkolwiek lewicy, jeśli dziś wmówi się społeczeństwu, że lewica w Polsce i tendencje zjednoczeniowe tej lewicy, to między innymi Partia Demokratyczna i tworzony w oparciu o jej działaczy Centrolew. Kto uwierzy w szczere intencje lewicowej wrażliwości społecznej, nastawienia się na rozwiązywanie najważniejszych problemów społecznych: bezrobocia, niskich płac, wykluczenia społecznego, łamania praw pracowniczych i swobód związkowych, ograniczania wolności obywatelskich i angażowania się w brudną wojnę, jeśli dziś, na lewicy, zamiast dyskusji o tym, mamy dyskusję panów marszałka Borowskiego z ekipą Partii Demokratycznej Frasyniuka, Hausnera i Rosatiego, o odnawianiu przez te osoby, oblicza polskiej lewicy.
Niestety mleko już się rozlało i zło, jakie z tego wyniknie dla przyszłości polskiej lewicy, już się dokonało. Tak się jakoś dziwnie składa, że kolejny raz, w tle tego wszystkiego, niepoślednią rolę odgrywa Marek Borowski. Oto bowiem, kiedy w połowie grudnia lider SLD, Wojciech Olejniczak, podczas odbywającej się Rady Krajowej wołał: "Razem będziemy silniejsi - do wszystkich partnerów mówię: chodźcie razem", Marek Borowski natychmiast mu odpowiedział - razem owszem, ale razem z Partią Demokratyczną, a Władysław Frasyniuk kontynuował - z SLD nam nie po drodze. "Sojusz nadal nie zmazał win" - kręci nosem lider Demokratów. Tak oto okazuje się, że recenzentem lewicowości w Polsce jest Partia Demokratyczna z jej liderami Frasyniukiem
i Hausnerem.
Szeregowi członkowie SLD dawno już przestali rozumieć, dlaczego ich kierownictwo ciągle każe im kajać się przed SdPl-em Borowskiego. Dlaczego muszą przepraszać za to, że SLD jest w parlamencie a SdPl nie. Wstydzić się tego, że SLD ma nadal 8 - 9 procent poparcia, a "słuszny" SdPl 2 lub 3 procent. Dlaczego ciągle muszą przepraszać za grzechy, które w równej mierze są dziełem tych, którzy dziś tworzą SdPl, a obnoszą się ze swoim niepokalanym poczęciem. Dlaczego w końcu członkowie SLD mają zakładać worek pokutny i sypać głowę popiołem przed działaczami PD, którzy są ich spowiednikami i roszczą sobie prawo do rozgrzeszania, choć bardzo wielu z obecnych działaczy PD zawdzięcza swoje kariery właśnie SLD.
Okazuje się, że świadectwo lewicowej moralności wystawiać ma partia, która jest spadkobierczynią spuścizny po byłej Unii Wolności, której to sztandarową postacią, ikoną wręcz, jest Leszek Balcerowicz. Autor przemian ustrojowych ostatnich lat, które wielu milionom Polaków kojarzą się z biedą, bezrobociem, likwidowaniem ich zakładów pracy oraz ograniczaniem uprawnień socjalnych. Czy ludzie skrzywdzeni polityką przemian ustrojowych ostatnich 17 lat takiej lewicy oczekują? Kto z tych milionów wyrzuconych z pracy, bezrobotnych, żyjących poniżej minimum socjalnego, wykluczonych i piętnowanych podpisze się pod ogłoszonym przez Centrolew zawołaniem, że "za nienaruszalny dorobek III Rzeczypospolitej uważamy transformację gospodarczą"?
W tym samym czasie media donoszą również o propozycjach, jakie Władysław Frasyniuk w imieniu Partii Demokratycznej składa Platformie Obywatelskiej, snując wizje wspólnej koalicji Platformy Obywatelskiej i PD. W tej koalicji może być również SdPl Marka Borowskiego - zachęcają liderzy PD. "Może, ale nie musi" - stwierdza od razu Frasyniuk. Widać więc, że już nie tylko SLD mu śmierdzi, ale nawet SdPl nie jest do końca godne tak zacnego grona. Wielu życzliwych radziło mi, aby nie krytykować inicjatywy Centrolewu, bo to ostatnie, ukochane dziecko Pana Prezydenta. Tak czy tak, powstanie nowa formacja lewicy pod patronatem Aleksandra Kwaśniewskiego, w skład której wejdą SdPl, PD, SLD i część PO. Że w myśl tego scenariusza, za jakieś pół roku, społeczeństwo zmęczone rządami PiS i Kaczyńskich, zatęskni za normalnością i wtedy Aleksander Kwaśnieski wróci do Polski na białym koniu, stanie na czele tej nowoczesnej, proeuropejskiej formacji, zwycięży w wyborach i od tej pory wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. Ten bajkowy scenariusz może się jednak nie spełnić. Powiem więcej - ci, którzy dziś na niego liczą, żyją złudzeniami. Aleksander Kwaśniewski nie tylko nie wróci na białym koniu, ale na żadnym. Ukochane dziecko kolejny raz może okazać się niechcianym, opuszczonym bękartem, a pokładane w nim nadzieje spalą na panewce. Co wtedy? Prysną złudzenia. Życie to nie bajka, zamiast happy endu będzie gorycz i rozczarowanie. Aby tego uniknąć, już dziś warto się zastanowić, czy można budować polityczne scenariusze na złudzeniach?
Dla Polskiej Partii Pracy oczywistym jest, że inicjatywa Centrolewu jest tak naprawdę kolejną próbą podszycia się pod idee jednoczenia polskiej lewicy. Współpraca ta, nim jeszcze na dobre się zaczęła, może zostać skompromitowana. Wszelkie próby wmawiania społeczeństwu, że alternatywą dla prawicowych rządów Prawa i Sprawiedliwości oraz braci Kaczyńskich, jest tworzenie w Polsce formacji socjalliberalnej, są kompromitacją tych, którzy je lansują i tych, którzy w nich uczestniczą.
Dla normalnych ludzi, pojęcie socjalliberalizmu jest tak samo sztuczne, jak skrzyżowanie kota z myszą. W genetyce jest to pewnie możliwe, tylko komu i czemu ma służyć - nie wiadomo. Taka hybryda może powstać, ale żyć długo nie będzie i zawsze traktowana będzie jak dziwoląg i egzotyczna ciekawostka. Nie jako poważna propozycja dla ludzi, którzy oczekują odbudowania rzeczywistej i uczciwej lewicy.
Lewicy, która zajmie się najpoważniejszymi problemami społecznymi. Lewicy, która przedstawi rzetelny program rozwiązywania problemów najbiedniejszych, skrzywdzonych i wykluczonych. Nie będzie natomiast kolejną grą pozorów, obliczoną wyłącznie na to, jak stary, bezwartościowy i przeterminowany towar wcisnąć ludziom w nowym, atrakcyjnym opakowaniu.
Bogusław Ziętek
Tekst ukazał się w dzienniku "Trybuna".