Wybory jak na złość były w pełni demokratyczne, ba - cieszyły się wysoką frekwencją. Tym samym rządy państw zachodnich stanęły przed trudnym zadaniem, jak zaakceptować rząd, by jednocześnie nie wyjść na tych, którzy popierają terroryzm? Dzisiejsze doniesienia IAR-u wskazują, że deklaratywne wyrzeczenie się przemocy powinno wystarczyć: „Przedstawiciele "kwartetu" spotkali się w Waszyngtonie na nadzwyczajnych konsultacjach po zwycięstwie Hamasu w palestyńskich wyborach parlamentarnych. Amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice powiedziała, że bliskowschodni proces pokojowy wymaga, aby jego uczestnicy wyrzekli się przemocy i terroru, złożyli broń i uznali prawo Izraela do istnienia.”
Dość wyważone stanowisko „Kwartetu” pozostaje w ostrej sprzeczności z głosami większości medialnych komentatorów, którzy są raczej załamani wynikami wyborów. Jednak czy rzeczywiście należy bać się Hamasu?
Słowa, słowa, słowa
Patrząc na wypowiedzi tzw. liderów Hamasu, faktycznie można mieć wrażenie, że grozi nam wojna, a przynajmniej zamachy na wielką skalę: „Jeden z przywódców - Mahmud Al Zahar powiedział, że porozumienie izraelsko-palestyńskie z Oslo umarło, zaś cała historyczna Palestyna należy tylko do Palestyńczyków, Arabów i muzułmanów. Szejk Ismael Haniya zapowiedział kontynuowanie walki aż do wyzwolenia całej Palestyny. Uznał, że zwycięstwo w wyborach potwierdziło strategię walki zbrojnej Hamasu przeciw Izraelowi.”
Jednak czy wiadomo, co tak naprawdę myśli Hamas? I czy członkowie tego ugrupowania zajmują się przede wszystkim atakami na Izrael? Patrząc na statut partii, mogłoby się wydawać, że faktycznie tak jest.
Jednak kilka elementów pozwala mi wierzyć, że Hamas ma możliwość przejścia drogi, jaką częściowo przeszedł Hezbollah (działający początkowo głównie jako ugrupowanie zbrojne, obecnie także partia polityczna w Libanie) i Fatah, który także początkowo był kojarzony głównie z atakami i w swojej karcie miał zapis o zniszczeniu Izraela.
Po pierwsze Hamas prawie nie ma liderów, gdyż Izrael dość skutecznie eliminował większość przywódców tego ugrupowania. Szejk Jasin został zabity, podobnie Abdel Aziz al-Rantissi, Salah Szahade i Ibrahim al-Makadmeh, a nowi nie zdążyli „dorosnąć” do swojej roli.
Ci, którzy obecnie są najgłośniejsi w mediach, niekoniecznie są tymi, którzy mają największy wpływ wewnątrz organizacji. Biorąc pod uwagę relatywnie krótki żywot tego typu liderów, zakładałbym raczej, że istnieją też osoby, które nie głoszą tego typu haseł i posiadają dość silną pozycję w Hamasie. Chociażby dlatego, że przez wiele lat działały w jego strukturach.
Poza tym ludzki radykalizm bierze się często z poczucia, że nie ma się niczego do stracenia. Nie jest to charakterystyczne tylko dla Palestyńczyków, ale dla ludzi na całym świecie. Tym samym, po otrzymaniu wysokich stanowisk, stałych pensji i prawdopodobnie w wielu przypadkach możliwość zatrudnienia w ramach aparatu państwowego swoich krewnych i znajomych pojawią się wartości, z których szkoda będzie rezygnować popierając jakiś atak samobójczy. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, ale wielu członków Hamasu zastanowi się raz jeszcze, czy woli walkę, czy negocjacje. Dopóki nie ma czego stracić – nie ma powodu do zastanawiania się.
Czy Palestyńczycy popierają Hamas, czy akcje zbrojne?
Należy pamiętać, że Hamas to nie tylko skrzydło zbrojne. To także pomoc społeczna, opieka socjalna, szkoły, żłobki, pożyczki i cała infrastruktura pseudo-państwowa, której nie mógł zapewnić Fatah. Co po części nie jest winą samego Fatahu, ale także polityki Izraela, jak i zbrojnych rajdów na tereny palestyńskie. W efekcie Hamas ma wielu młodych zwolenników, którzy są wdzięczni organizacji nie tyle – albo nie tylko - za ataki na Izrael, co za zapewnienie im i ich dzieciom wykształcenia oraz podstawowych środków pozwalających na przeżycie.
W podobnym tonie wypowiada się, cytowany przez agencje prasowe, nestor izraelskiej polityki Szymon Peres, który przyznał, że wyniki wyborów zaskoczyły go. Uważa jednak, że część Palestyńczyków głosowała nie tyle za Hamasem, ile przeciw wszechobecnej korupcji, winiąc za nią rządzący Fatah. Peres uważa, że pomimo wyników wyborów, większość Palestyńczyków opowiada się za pokojem, a przeciwko zbrojnej walce z Izraelem.
Stoi to w sprzeczności z inną medialną opinią, że stopień poparcia dla Hamasu równa się stopniowi poparcia dla zamachów zbrojnych. W mojej ocenie jest to założenie błędne.
Palestyńczycy nie są jakimś krwiożerczym wycinkiem ludzkości, przeświadczonym o tym, że ich ulubionym zajęciem jest wysadzanie się w izraelskich autobusach. Nie są to też ludzie opętani rządzą mordu i utopienia wszystkich Izraelczyków w morzu. Są to ludzie, którzy w swojej masie chcą godnie żyć i, zgodnie z piramidą potrzeb Maslowa, potrzebują przede wszystkim: zabezpieczenia socjalnego, poczucia bezpieczeństwa, a dopiero następnie mogą zajmować się polityką. Fatah im tego nie zapewnił.
Nie znaczy to wcale, że w Hamasie nie ma skrzydła zbrojnego, którego jedynym celem jest walka – bo oczywiście jest ono bardzo silne. Ale z pewnością nie jest jedyne i, jeżeliby pozwolić na ewolucję Hamasu, podejrzewam, że za jakiś czas oderwałoby się ono od głównego nurtu partii, która musi iść na ustępstwa – ale stopniowo, by nie tracić twarzy.
Hamas – Izrael – możliwość współpracy
Wydaje się, że dla Hamasu granicą ustępstw jest Palestyna obejmująca tereny Zachodniego Brzegu, Wschodniej Jerozolimy i Strefę Gazy. Nie sądzę, żeby nawet najbardziej ugodowe skrzydło tego ugrupowania ustąpiło z tych żądań, do których, w mojej ocenie, Palestyńczycy mają pełne prawo. Prawo to są im gotowi przyznać również politycy zachodni, ale nie wiadomo, czy jest na to gotowy również Izrael. Natomiast nikt nie pozwoli Hamasowi na ataki na Izrael i dążenie do jego zniszczenia.
Czy jestem optymistą, co do rozwoju sytuacji? Niestety nie. O ile wierzę w to, że Hamas jest zdolny do przekształcenia się w klasyczną organizację polityczną, o tyle nie wierzę, że nastąpi to na tyle szybko, żeby Izrael nie stracił cierpliwości. Hamas nie może sobie pozwolić na zbyt szybkie i radykalne zmiany, a wewnętrzna sytuacja Izraela stawia pod znakiem zapytania jakiekolwiek układy z Hamasem. Ruch jest po stronie silniejszego Izraela, który prawdopodobnie zechce wykorzystać tę siłę przy pierwszej nadarzającej się okazji. W mojej ocenie grożą nam walki i chaos, ale miejmy nadzieję, że się mylę.
Marek Kubicki
Tekst pochodzi z portalu arabia.pl.