Sankcje nie przyniosą żadnego skutku, poza tym jest jeszcze dużo czasu negocjacje
Gdy kilka tygodni temu Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) potwierdziła, że Iran zdjął pieczęcie z placówek, w których prowadzone są prace nad technologią nuklearną, wielu ludzi zareagowało tak, jakby kolejnym krokiem miały być testy irańskiej broni atomowej.
W atmosferze podgrzewanej paniki, media nie omieszkały po raz tysięczny przypomnieć nam, że nowy prezydent Iranu, Mahmoud Ahmadineżad oświadczył kilka miesięcy temu, że Izrael "powinien zostać zmazany z mapy świata". Jak zatem takiemu będącemu śmiertelnym zagrożeniem reżimowi pozwolić na kontynuację nuklearnych planów?
Powiedzieć można wszystko, nie wolno jednak mylić słów z czynami czy choćby z intencjami osoby, która je wypowiada. Po pierwsze, Ahmadineżad cytował słowa założyciela Islamskiej Republiki Iranu, Ajatollaha Chomeiniego. Po drugie, ani za życia Chomeiniego, ani w ciągu szesnastu lat, które upłynęły od jego śmierci, Iran nie wykonał najmniejszego nawet kroku w kierunku usunięcia Izraela z mapy świata. A to dlatego, że oznaczało by to natychmiastową eksterminację narodu irańskiego.
Izrael natomiast był i wciąż pozostaje monopolistą nuklearnym na Bliskim Wschodzie, a doszło do tego zaraz po dniu, w którym Ahmadineżad przyszedł na świat. Posiada on wystarczająco dużo głowic nuklearnych, by w tym samym czasie uderzyć w każde irańskie i arabskie miasto liczące ponad 100 tysięcy mieszkańców.
Wypowiedź Ahmadineżada była idiotyczna. Była ona jednak również w jednakowym stopniu pozbawiona jakiegokolwiek znaczenia. Podobnie jak słynne słowa Reagana, które padły, gdy nie zdawał on sobie sprawy z włączonych mikrofonów: "Moi rodacy, z przyjemnością chciałbym wam oznajmić, że podpisałem rozporządzenie, które na zawsze wyeliminuje z gry Związek Radziecki. Atak rozpocznie się za pięć minut".
Nie budziło wówczas najmniejszych wątpliwości, że Reagan chciał wymazać z mapy świata to "imperium zła", jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie przypuszczał, że jego zamiarem rzeczywiście było rozpoczęcie ataku. Związek Radziecki również dysponował bronią atomową, co doprowadziłoby - w wyniku ataku odwetowego - do zniszczenia Stanów Zjednoczonych.
Ahmadineżad oczywiście nie żartował mówiąc, że chciałby, by Izrael zniknął z mapy świata. Wyrażał on jednak raczej swoje życzenie, a nie autentyczny zamiar podjęcia jakichkolwiek działań w tym kierunku. Iran przez całe swoje dorosłe życie miał i ma świadomość istnienia setek izraelskich głowic jądrowych.
Co więcej, nawet w przypadku posiadania własnej broni atomowej, Iran nie byłby skłonny do przeprowadzenia ataku na Izrael dokładnie z tych samych powodów, dla których Reagan nie zaatakowałby Związku Radzieckiego, i to pomimo tego, że Stany Zjednoczone posiadały tysiące rakiet z głowicami nuklearnymi.
Dlaczego zatem Iran chciałby posiadać broń atomową? Głównie dla zaspokojenia swojej narodowej dumy, połączonego z dążeniem do dotrzymania kroku swoim sąsiadom.
W przypadku Iranu broń atomowa zalicza się do kategorii "rzeczy, które fajnie jest mieć" i nie jest to dla tego kraju sprawa życia i śmierci. Izrael nie dysponuje siłami wystarczającymi do dokonania na Iran inwazji, a Stany Zjednoczone też nie są specjalnie skore do tego, by podbijać ten ogromny, górzysty i przesiąknięty nacjonalizmem kraj.
Irańczycy już od kilku dziesięcioleci wyrażali chęć uzyskania technologicznych i naukowych podstaw umożliwiających wyprodukowanie broni atomowej, nigdy jednak nie traktowali tego priorytetowo.
Ta postawa nie uległa dzisiaj żadnej zasadniczej zmianie. Gdy MAEA zażądała trzy lata temu od Iranu wyjaśnień dotyczących pewnych niezgodności związanych z irańskim programem nuklearnym, reżim w Teheranie zachował się zupełnie inaczej niż Korea Północna, która natychmiast wycofała się z Układu o Nierozprzestrzenianiu Broni Atomowej, by w jak najkrótszym czasie zbudować własną bombę atomową.
Iran natomiast dobrowolnie zgodził się, by MAEA zaplombowała znajdujące się w tym kraju ośrodki badań nad technologią nuklearną.
Dzisiaj plomby te zostały zdjęte z zamiarem wznowienia prac. Zwiększa to oczywiście prawdopodobieństwo wyprodukowania w końcu przez Iran broni atomowej, jednak - bądźmy szczerzy - nie można w żaden sposób temu zapobiec.
Prowadzona obecnie przez Stany Zjednoczone kampania, której celem jest nałożenie na Iran sankcji gospodarczych, skazana jest z góry na niepowodzenie, gdyż Iran nie złamał żadnych postanowień Układu o Nierozprzestrzenianiu Broni Atomowej.
Wręcz przeciwnie, jako sygnatariusz tego układu, ma on pełne prawo do rozwoju technologii nuklearnej w celach pokojowych, włączając w to proces wzbogacania uranu, który jest zasadniczym krokiem w kierunku zbudowania bomby atomowej. Niezależnie od wszystkiego, trudno sobie wyobrazić, by mocarstwa posiadające prawo weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ zgodziły się na nałożenie sankcji na głównego producenta ropy naftowej, opierając się tylko i wyłącznie na przypuszczeniu, że władze Iranu mogą chcieć złamać postanowienia tego układu.
Nie istnieje również żadna nagła potrzeba uzasadniająca takie posunięcie. Iran nigdy nie wykazywał jakiegoś nazdwyczajnego pośpiechu w dążeniu do uzyskania statusu mocarstwa nuklearnego.
I nawet jeśli CIA wykazuje niezwykły optymizm przewidując, że Iran może zbudować bombę atomową za około 10 lat, to jest jeszcze naprawdę dużo czasu i miejsca na cierpliwe negocjacje. I nie istnieje żaden powód, by dalej bawić się w ten polityczny teatr.
Gwynne Dyer
tłumaczenie: Sebastian Maćkowski