Delick: Zerkanie w górę mapy

[2006-02-15 02:06:14]

Komentator ekonomiczny dziennika "Dagens Nyheter", Johan Schück, zauważył niedawno w artykule "Model nordycki pociągający dla reszty Europy" (DN z 29 października 2005), że z mdłego i nieudanego szczytu Unii w Hampton Court wracał premier Göran Persson na otwarcie kongresu szwedzkiej socjaldemokracji (SAP) w Malmö z uzasadnionym przekonaniem, iż sukcesów jego partii szczerze zazdroszczą mu przywódcy innych państw europejskich. Schück skonstatował to zresztą z pewnym zdziwieniem, zrozumiałym u każdego szwedzkiego obserwatora. Z pięciu państw nordyckich tylko trzy są członkami Unii: Finlandia, Szwecja i Dania. Schück – wprawdzie niepokalany liberał – jest zbyt dobrze wykształconym ekonomistą, aby nie zdawać sobie sprawy, że z roku na rok w różnych rankingach międzynarodowych Finlandia, Szwecja i Dania znacznie wyprzedzają inne państwa Unii, a często także USA. Jego zdziwienie ma przyczyny wewnątrzpolityczne. Göran Persson – 56-letni, bardzo otyły, łysy i podtatusiały mężczyzna bez poczucia humoru – jest jednym z najmniej lubianych premierów w historii Szwecji, a jego partii grozi porażka wyborcza we wrześniu przyszłego roku. Paradoks ten dostrzegli także co wnikliwsi komentatorzy zagraniczni, np. Polly Toynbee – która swój ostatni, głośny tekst o Szwecji zatytułowała "The most successful society the world has ever known" ("The Guardian" z 25 października) – możliwość zmiany rządu w kraju tak kwitnącym uznaje wręcz za polityczną perwersję.

Przyczyny niechęci wielu Szwedów do obecnego rządu są naturalnie złożone i nie ograniczają się tylko do aparycji czy sposobu bycia premiera, choć w polityce i one nie są bez znaczenia. Jedną z ważniejszych jest obecna sytuacja na rynku pracy. Z punktu widzenia większości innych krajów europejskich jest ona wspaniała. W końcu września bezrobocie jawne w Szwecji wynosiło 5,4 proc. To prawda, że jeżeli doliczymy do tego osoby zatrudniane w ramach "robót publicznych", otrzymamy 8 proc, ale inne państwa "starej Unii" też stosują ten typ interwencji, a mają bezrobocie jawne na poziomie 10 proc. Szwecja ma też jeden z najwyższych w Unii wskaźników zatrudnienia – 77,4 proc. (Polska – 51,7 proc.) i najwyższy w ogóle wskaźnik zatrudnienia ludzi starszych, w wieku 55-64 lat – 69,1 proc. (Polska – 26,2 proc.).

Jednak szwedzcy socjaldemokraci prowadzili zawsze politykę maksymalnego zatrudnienia i na początku obecnej kadencji Göran Persson nieostrożnie obiecał, że do roku 2006 bezrobocie spadnie do 4 proc., a spełnienie tej obietnicy uczynił wręcz sprawą honoru – swojego i swojej partii. Elektorat zawsze karze za złamanie obietnic, a elektorat szwedzki jest na to szczególnie czuły. W dodatku rządząca socjaldemokracja wpadła w pułapkę przesadnej wiary w permanentne kształcenie, realizowane ze szwedzkim perfekcjonizmem. Jak podają autorzy antologii Learning to Be Employable (Palgrave MacMillan 2004), w 1975 r. ok. 10 proc. zatrudnionych wykonywało prace poniżej swoich formalnych kwalifikacji; w roku 1997 było ich już 32 proc. W sytuacji polskiej tragedii bezrobocia trudno to może zrozumieć, ale człowiek wykonujący pracę poniżej jego kwalifikacji wcale nie jest zadowolony i odczuwa przeróżne frustracje.

35. kongres SAP zakończył się w sposób tradycyjny: stojąc pod czerwonymi sztandarami i wśród czerwonych róż (kwiat ten jest symbolem partii) Göran Persson zaintonował Międzynarodówkę. Wcześniej obiecał dokończenie budowy det gröna folkhemmet ("zielonego domu ludu"), w którym "solidarność ma priorytet nad obniżką podatków" i – jak to z lekką ironią stwierdził jeden z prawicowych komentatorów – rozdawał miliardy (np. 10 miliardów SEK na lepszą opiekę nad ludźmi starymi). No cóż – ma z czego rozdawać.

SAP jest nie tylko najpotężniejszą socjaldemokracją świata, ale pod wieloma względami partią unikalną. Od roku 1932 szwedzka prawica sprawowała rządy zaledwie przez 9 lat i zawsze gospodarczo kończyły się one źle. Socjaldemokracja rządziła przez 64 lata, w tym twórca szwedzkiego welfare state, Tage Erlander był premierem przez 23 lata, co w demokracjach parlamentarnych też stanowi swoisty rekord.

Model szwedzki od początku był wyjątkowo dobrze opracowany teoretycznie przez ekonomistów tworzących tzw. Szkołę Sztokholmską (Stockholmsskolan), której filarami byli Gunnar Myrdal, Erik Lindal, Erik Lundberg, Bertil Ohlin i Dag Hammarskjöld. Nie były to postacie tuzinkowe – dwóch laureatów ekonomicznego Nobla oraz późniejszy Sekretarz Generalny ONZ. Ze Szkołą Sztokholmską związany był też Ernst Wigforss, dwukrotny minister finansów, dzięki któremu Szwecja uniknęła skutków wielkiej depresji lat 30. Wigforss pod wpływem idei tzw. Guild Socialism. Bardzo ciekawe, że w Polsce zupełnie nieznany jest fakt, iż na szwedzką socjaldemokrację większy wpływ niż Marks czy Bernstein, mieli Fabian Society i oxfordzki profesor Georg Douglas Howard Cole, współzałożyciel National Guild Leage. Jednak praktyczną formę svenska modellen – zwłaszcza w zakresie aktywnej polityki zatrudnienia – nadali dwaj ekonomiści związani z Organizacją Krajową (LO) związków zawodowych: Gösta Rehn i Rudolf Meidner. Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszej Polsce nawet zacytowanie tytułu pracy Rehna z roku 1988 – Full sysselsättning utan inflation (Pełne zatrudnienie bez inflacji) może budzić oburzenie, choć przecież takie zatrudnienie jest praktycznie możliwe, aczkolwiek sprzeczne z ekonomicznymi dogmatami. Sama byłam kiedyś na spotkaniu, na którym monetarysta Bengt Assarsson dziarsko pisał wzory na tablicy i wyliczał, że NAIRU (non-accelerating inflation rate of unemployment) musi (sic!) w Szwecji wynosić 10,5 proc. W czasie obecnej kadencji rządu Perssona bezrobocie spadało już do obiecanych 4 proc, a inflacja wynosiła wówczas 0,9 proc. Na koniec września 2005 wzrosła "aż" do 1 proc. Przy tym główna stopa procentowa szwedzkiego Banku Centralnego (stopa repo) jest trzykrotnie niższa niż w Polsce, a kredyt – bardzo tani, zaś konkurencyjność – jedna z najwyższych na świecie.

Ideową podstawą modelu szwedzkiego są tzw. trzy równości. 1) równość jako zasada czystej gry (równe szanse dla wszystkich, gdzie tylko to możliwe); 2) równość podziału (czyli redystrybucja oparta o transfery niezależne często od dochodów, gdyż wtedy nie są jałmużną – stąd np. family allowance czy państwowe zasiłki na studia, tzw. studiebidrag, wypłacane są automatycznie nawet dla dzieci miliarderów); 3) równość obywatelska dziś definiowana jako brak instytucjonalnego prześladowania ze względu na płeć, przynależność etniczną lub religijną, orientację seksualną.

Mówiąc w ogromnym skrócie, model szwedzki opiera się o:
- bardzo rozbudowany sektor publiczny;
- aktywną politykę zatrudnienia (także szwedzka prawica zdaje sobie sprawę, że polityka na rynku pracy nie może się tylko ograniczać do manipulowania stopą procentową);
- obowiązek układów zbiorowych, umożliwiających realizację świętej w Szwecji zasady „taka sama płaca za taką samą pracę”;
- potężne związki zawodowe, stojące na straży praw pracowniczych i zasady „ostatni przyszedł – pierwszy pójdzie” (gdy firmy muszą zwalniać pracowników, to w pierwszej kolejności najmłodszych, o najkrótszym stażu pracy);
- pewien solidaryzm płacowy (szwedzka struktura płac jest nadal dość płaska)
- duży egalitaryzm: dla Szwecji współczynnik Gini’ego (2003) wynosi 25 (dla Polski – 31,6; dla USA – 40,8).
Dodajmy do tego, że Szwecja ma najniższy na świecie wskaźnik ubóstwa (Human Poverty Index): HPI-2 w Szwecji wynosi 6,7 (w USA – 15,8 sic!). Szwecja i inne państwa nordyckie samym swoim istnieniem kwestionują w sposób empiryczny neoliberalny mit, według którego wysoka stopa podatkowa uniemożliwia przyzwoity wzrost i wysokie zatrudnienie. Gospodarcze sukcesy svenska modellen Balcerowicz, Belka, Hausner i ich medialni akolici mogą tylko totalnie przemilczać. Polscy neoliberałowie – niczym dawne Politbiuro partii, w której na ogół byli aktywistami – nie interesują się bowiem, jak jest, gdyż wiedzą, jak ma być zgodnie z ich "naukową" ekonomią.

Na szczęście Europą nie rządzą fanatyczni doktrynerzy i politycy Unii rzeczywiście coraz częściej zerkają w górę mapy. Model nordyckich welfare states okazał się najlepiej przystosowany do globalizacji i gospodarczo wyraźnie góruje nad innymi rozwiązaniami. To prawda, że w początku lat 90. Szwecja przeżyła poważny kryzys. Nie był on jednak – jak się w Polsce twierdzi – spowodowany "rozwydrzeniem socjalnym".

Szwedzki kryzys zaczął się dokładnie 25 września 1990, gdy mało znana nawet w Szwecji firma finansowa Nyckeln przyznała się do strat kredytowych rzędu 250 milionów SEK i ogłosiła niewypłacalność. I tak ruszyła lawina – zdarzało się, że bankrutowały 2-3 firmy finansowe jednego dnia, łącznie przestało istnieć 2/3 firm tego typu (a więc ponad 200). Z jednym wyjątkiem (Handelsbanken) zostały zachwiane wszystkie szwedzkie banki i rząd musiał powołać specjalne "bankowe pogotowie ratunkowe" (Bankakuten). Straty kredytowe osiągnęły sumę 200 miliardów SEK. Do tego dołączył się atak rynków walutowych na sztywny kurs korony. Do jej "popłynięcia" przyczynili się nie tylko międzynarodowi spekulanci typu funduszu Quantum G. Sorosa, ale przede wszystkim szwedzkie firmy ubezpieczeniowe i fundusze emerytalne – to wtedy jeden ze szwedzkich maklerów przyznał otwarcie, ze obowiązuje ich tylko lojalność wobec akcjonariuszy i klientów, a nie własnego państwa. Szwedzki kryzys opracowany był przez wielu ekonomistów (najdokładniejszą chyba analizę wykonał profesor Åbo Akademi, Ari Kokko). Wszyscy oni są zgodni, że przyczyną kryzysu była zbyt pośpiesznie przeprowadzona deregulacja rynku finansowego i to w okresie wyjątkowego "przegrzania" szwedzkiej gospodarki: pełne zatrudnienie (bezrobocie wahało się w granicach 1-1,5 proc.!), wysoka konsumpcja i wyjątkowo duże zyski wielkich szwedzkich koncernów z eksportu połączyły się z nadmiarem spekulacyjnego pieniądza, który szukał ujścia.
Kryzys szwedzki był więc przede wszystkim kryzysem sektora prywatnego (to jego zadłużenie wzrosło o 50 proc. szwedzkiego PKB), miał charakter finansowy, a zapłacili za niego wszyscy podatnicy.

Gdy dziś pisma o tak różnej orientacji, jak "Le Monde" czy amerykański "Newsweek", drukują o Szwecji laudacje, a europejscy politycy z zazdrością zerkają w górę mapy, to mają na myśli nie tyle egalitaryzm czy indeks ubóstwa, co przede wszystkim konkurencyjność i produktywność. Jak to jest możliwe, że w tegorocznym rankingu WEF wśród czterech krajów o najwyższym GCI (Growth Competitiveness Index) są trzy państwa nordyckie, w tym dwa (Szwecja i Dania) o najwyższych podatkach na świecie? Dlaczego w rankingu HDI (Human Development Index) Norden zawsze wyprzedza USA? Jakim cudem w Danii – która w myśl teorii neoliberałów powinna już w uścisku fiskalnej hydry wydawać ostatnie tchnienie – bezrobotnych jest tylko 7,2 proc. młodzieży do lat 24? (Dla porównania: w USA – 11,6 proc., w Polsce – 36,6 proc. – sic!). Być może myli się amerykański profesor Richard Florida, uznający Szwecję za najbardziej kreatywny kraj świata, ale dlaczego w indeksie innowacyjności Komisji Europejskiej Szwecja i Finlandia znowu znajdują się na miejscu drugim i trzecim? Dlaczego Information Society Index – opracowany przez jedną z najlepszych na świecie firm doradczych, IDC – znowu lokuje tę "cholerną Szwecję" na drugim miejscu? Podobnych pytań można by postawić bardzo wiele.

Własny system Szwedzi najczęściej nazywają folkhemmet (dom ludu, dom narodu). Chociaż terminu tego użył po raz pierwszy luterański biskup, Manfred Björkquist, to do politycznego wokabularza wprowadził go socjaldemokratyczny poseł (późniejszy premier, 1932-46), Per Albin Hansson, który w styczniu 1928 zapowiadał w riksdagu zbudowanie domu ludu, w którym nie będzie bękartów. Teraz na kongresie SAP w Malmö zapowiedział premier Persson dokończenie budowy "zielonego domu ludu": do roku 2020 ma się Szwecja stać pierwszym państwem na świecie niezależnym gospodarczo od ropy naftowej. Wydaje się to bajką, ale nie jest zupełnie nieprawdopodobne. Choć w ciągu ostatnich dwóch kadencji szwedzka produkcja przemysłowa wzrosła o 44 proc., wydatnie zmniejszyło się zużycie paliw płynnych. Gdy chodzi o ogrzewanie domów, Szwecja bardzo łatwo może przejść z ropy na inną energię, aczkolwiek "zielony dom ludu" będzie wymagać anulowania decyzji o zamykaniu reaktorów, choć taka była wyrażona w referendum wola szwedzkiego narodu. Już dziś są zresztą w Szwecji domy wielorodzinne, które ponad połowę zużywanej energii ogrzewczej czerpią z tzw. źródeł ekologicznych (baterie słoneczne, geotermia etc.). Największym problemem jest transport. Dlatego specjalnie powołana komisja studyjna ma opracować różne scenariusze i różne instrumenty (także podatkowo-dystrybucyjne), skłaniające użytkowników do przechodzenia na samochody o mieszanych rodzajach paliwa, ze szczególnym wykorzystaniem biogazu i spirytusu. Hasło "zielony dom ludu" świadczy o szalonych ambicjach szwedzkich socjaldemokratów, którym jednak dotychczas zawsze udało się realizować technologiczne obietnice. Gdy w roku 1964 ogłosili, że w ciągu 10 lat zbudują milion mieszkań, nie wierzył w to nikt na świecie, a i mało kto w Szwecji. W okresie tym zbudowano dokładnie 1 006 400 mieszkań.

Anna Delick


Artykuł ukazał się w "Krytyce Politycznej".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku