Skandynawowie łączą sukces ekonomiczny z państwem dobrobytu, ale szwedzcy socjaldemokraci znajdują się w obliczu ryzyka utraty zaufania.
Premier jest u władzy od dziewięciu lat i ludzie są już znużeni jego osobą. Mówi się, że niezbyt lubiany lider powinien był wcześniej utorować drogę komuś innemu. Nowy konserwatywny przeciwnik dla długo urzędującego rządu lewicy jest młody, dynamiczny, deklaruje umiarkowanie – zjednoczył podzielone siły prawicy. Tak więc socjaldemokratyczny rząd staje w obliczu porażki, zadanej przez najbardziej śmiercionośny z ludzkich instynktów – nudę. Odwieczny impuls „czas na zmianę” może spowodować, że coś prawicowego, celowo słabo zdefiniowanego, zastąpi udany rząd, tylko przez wzgląd na potrzebę nowej twarzy u władzy.
Brzmi znajomo? To właśnie Szwecja, którą w bieżącym roku czekają wybory, a gdzie prawica prowadzi w sondażach – chociaż jej przewaga maleje. Jak to się dzieje, że rząd Görana Perssona może być zagrożony, skoro pod wieloma względami radzi sobie tak dobrze? Przewiduje się, że wskaźniki wzrostu utrzymają się na poziomie około 3 procent, czyli wyższym niż w Unii Europejskiej. Stopy procentowe wynoszą zaledwie 1,5 punktu procentowego, mamy do czynienia z boomem eksportowym, a firmy-giganty – Volvo, Ikea, Tetra Pak, Eriksson – opierają się jak na razie sile rozwijających się krajów. Jedynie poziom bezrobocia jest odbierany jako wysoki – oficjalnie wynosi on 5,8 procent, ale w rzeczywistości jest wyższy, doliczając korzystające z państwowego funduszu zatrudnienia – chociaż i tak spadł z ponad 8 procent, odkąd Persson przejął władzę.
Służby publiczne są bezkonkurencyjne, na czele z powszechną opieką nad dziećmi, świadczoną przez wykwalifikowanych pracowników po studiach, szkołami wypuszczającymi kadry bardziej wykształcone niż w Wielkiej Brytanii i dobrymi świadczeniami medycznymi (chociaż i tu ludzie narzekają, że trzeba z wyprzedzeniem wyznaczać wizyty u lekarzy pierwszego kontaktu). Sztokholm błyszczy w promieniach jesiennego słońca, dumnie prezentując piękne ulice, dobrze działający transport publiczny, zadbane budynki i otwarte przestrzenie, a wartość obywatelstwa wyziera z każdego kamienia chodnikowego. I tak właśnie powinno być, skoro dochody z podatków stanowią 51 procent PKB. Co więcej, Szwecja ma pokaźne nadwyżki budżetowe.
Jak więc działa nordycki model? Przede wszystkim wspiera wolny rynek i promuje elastyczność zawodową, oferując wszystko to, czego przekształcający się pracodawcy potrzebują, aby dostosować firmę do zmieniających się potrzeb. Działanie takie zdobywają poparcie silnych związków zawodowych ze względu na hojność świadczeń z „siatki bezpieczeństwa”, która amortyzuje częste, niespokojne zmiany. Swoisty pakt pomiędzy państwem, pracodawcami i pracownikami jest właśnie tym magicznym składnikiem nordyckiego modelu. Szczodre świadczenia socjalne nie są tylko dodatkiem – one są sekretem ekonomicznego sukcesu. Cięcia w systemie zabezpieczeń socjalnych spowodowałyby zachwianie całą tą strukturą. Dlatego właśnie szwedzka lewica jest tak sceptyczna wobec Unii Europejskiej; obawia się bowiem, najprawdopodobniej anglosaskiej, ingerencji w ten właśnie system.
Czemu więc rząd nie idzie triumfalnie na zbliżające się wybory? Płynie też stąd kilka ostrzeżeń dla brytyjskich labourzystów. Szwecja i, do pewnego stopnia także inne, pełne sukcesów gospodarki skandynawskie, straciła swoje niekwestionowane poczucie celu i dumy. Starsi socjaldemokraci narzekają, że młodzi przyjmują cały zastany stan rzeczy bez uświadomienia sobie, jak bardzo wyjątkowym są społeczeństwem. Zadanie odnowienia wizji po latach u władzy wydaje się być ponad siły, grzęznących w codziennych szczegółach rządzenia, socjaldemokratów. Tak więc stają się oni narażeni na atak młodego lidera opozycji, który deklaruje się jako umiarkowany prawicowiec. Deklaruje także, że jego koalicja akceptuje fakt, iż Szwedzi nie chcą obniżki podatków ani cięć w świadczeniach publicznych. Obiecał, że przynajmniej przez pierwszy rok nie będzie zmian ani w podatkach, ani w wydatkach. Socjaldemokraci wyrażają zadowolenie tym, jak bardzo przeciągnęli prawicę w swoją stronę politycznego centrum. Ale należy pamiętać, że kiedy ostatnio, na początku lat 90., prawica była u władzy, wyrządziła wówczas długotrwałe szkody dla socjaldemokratycznych instytucji, które potem z mozołem odbudowywano.
To ciekawe, że Blair i Milburn nieprawdziwie podają Szwecję jako przykład socjaldemokratycznego kraju, który prywatyzuje swoje służby publiczne. „Skoro Szwecja to robi, to cóż złego może w tym być” – pytają nieszczerze. Prawda jest taka, że wszystko to dokonało się kiedyś w Szwecji, ale stała za tym właśnie szwedzka prawica, kiedy po raz ostatni była u władzy. Zezwoliła wtedy na segregację w szkołach, które obecnie są mocno zróżnicowane klasowo, podczas gdy kiedyś kraj ten szczycił się bezklasowością w edukacji. Prawica pozwoliła także na zakładanie małych, prywatnych szkół, pozostających jednak w państwowym sektorze. Prawie ze wszystkich takich szkół korzystają wyłącznie wyższe warstwy klasy średniej. To także prawica sprywatyzowała szpitale, chociaż tylko trzy – jeden przekształcony w zwykłe przedsiębiorstwo prywatne, a dwa pozostałe zamienione na organizacje not-for-profits. Tak więc szwedzcy socjaldemokraci odebrali jako ironiczne zaproszenie przez Tony’ego Blaira jednego z ich polityków na konwencję Partii Pracy, w celu udowodnienia, że nawet Szwecja prywatyzuje służbę zdrowia. Socjaldemokratom udało się bowiem przeforsować ustawę zabraniającą jakiemukolwiek przedsiębiorstwu czerpania zysków ze świadczenia usług medycznych – prywatni usługodawcy mogą otrzymać jedynie 90 proc. państwowej „ceny” za jednego pacjenta, podczas gdy, dziwnym trafem, labourzyści oferują prywatnym usługodawcom dodatkowe 15 proc. Wreszcie to szwedzka prawica zezwoliła na istnienie prywatnych żłobków i przedszkoli wewnątrz sieci zabezpieczenia, przeważnie świadczących gorsze usługi niż ośrodki państwowe. Prawicowy rząd przetrwał krótko, ale zrobił dużo - wielu Szwedów uznaje dokonania prawicy za nieodwracalne szkody. Tony Blair wydaje się podążać właśnie za szwedzką prawicą, nie zaś za socjaldemokratami.
Szwedzcy socjaldemokraci znaleźli się w obliczu wyborczej porażki nie dlatego, że istnieje jakikolwiek społeczny apetyt na prywatyzację. Prawica musiała odrzucić wszelkie tego typu postulaty. Jest ona obecnie ledwie odróżnialna od lewicy, obiecuje nie dokonywać żadnych zmian w podatkach i wydatkach - przywdziała owczą skórę. Zagrożeniem dla socjaldemokratów jest to, że ludzie są nimi znudzeni. Zapomnieli już o poprzednich rządach prawicy, a nowa twarz z nowymi, mglistymi obietnicami obniżenia bezrobocia wydaje się iść po zwycięstwo. Prawica była w Szwecji u władzy jedynie przez 9 z 74 ostatnich lat, zdobywając ją tylko, gdy sprawy w kraju przybierały zły obrót. Perwersją byłoby, gdyby wygrała, kiedy sprawy mają się dobrze.
Wyczuwa się jednak w powietrzu uczucie strachu. Szwedom wydaje się brakować pewności siebie, wydają się być onieśmieleni światowymi ostrzeżeniami neokonserwatystów. Pomimo silnej gospodarki, zaczynają się martwić. Czy globalizacja uderzy? A jeśli tak, to czy będzie ją można ten atak opanować? Szwecja i inne kraje skandynawskie powinny chwalić się swoim modelem ekonomicznym - dużo bardziej udanym niż w pozostałych krajach Unii Europejskiej; tymczasem najlepiej prosperujące społeczeństwa, jakie znał świat, wydają się tracić zimną krew. Jeśli Szwedzi zagłosują za prawicą, zachowają się jak ludzie z zawrotami głowy, którzy tak boją się upadku, że aż sami postanawiają rzucić się na podłogę, żeby mieć to już za sobą. Prawica nie ma żadnych konkretnych odpowiedzi na złe przeczucia Szwedów odnośnie przyszłości, ale zawsze była dobra we wzniecaniu i podsycaniu alarmu. Jeśli lewica straci swój optymizm, straci także i władzę.
Brytyjscy labourzyści będą te zmagania uważnie obserwowali. Młodzi ministrowie Partii Pracy mają już bliskie kontakty z rządem Perssona, jako że sami rozważają, jak powinien zachowywać się długo urzędujący rząd w celu odświeżenia swojego wizerunku. Nawet dobre rządy mogą upaść, gdy tracą rozpęd i schodzą z rozwojowego toru. Socjaldemokraci twierdzą, że odzyskają pewność siebie i zwyciężą. Podobnie labourzyści – muszą strzec się rozprzestrzeniającego się strachu, który zajmuje miejsce nadziei.
Polly Toynbee
tłumaczenie: Bartłomiej Kacper Przybylski
Artykuł ukazał się w brytyjskim dzienniku "The Guardian".