Za największą porażkę tego rządu należy uznać brak realizacji wizji „Polski solidarnej”. Wprawdzie wprowadzono pewne rozwiązania pro-społeczne (jak „becikowe”, pozostawienie obniżonej akcyzy na paliwo czy zwiększenie środków na dożywianie dzieci), jednakże są to rozwiązania dalece niewystarczające wobec wielkich potrzeb. Rozwiązania, o których mowa, zostały wprowadzone tylko dlatego, że w budżecie pojawiły się dodatkowe środki, co jest efektem sporego obecnie wzrostu gospodarczego (opartego prawie wyłącznie na eksporcie, wynikającym z wejścia Polski do UE i tym samym pełnym otwarciem unijnych rynków zbytu dla naszych towarów). Tym samym dodatkowe środki na cele pro-społeczne nie burzą ogólnych proporcji w podziale dochodu narodowego, ale też nie pozwalają zwalczyć ogromnego rozwarstwienia społecznego oraz wielkich obszary niedostatku, a często biedy i nędzy. Znamienne, że rząd, a w ślad za nim klub parlamentarny PiS, byli przeciwko zwiększonej skali wypłacania „becikowego”, które ostatecznie zostało przegłosowane przez posłów LPR, Samoobrony oraz... PO (sic!). Dodajmy do tego zapowiedzianą w exposé premiera obniżkę podatków dla najbogatszych z 40 proc. na 32 proc. przy symbolicznej (z 19 na 18 proc.) obniżce podatków pozostałym podatnikom (a jest ich 95 proc. ogółu płacących podatki), oraz zastąpienie minister finansów Teresy Lubińskiej, opowiadającej się za ochroną wydatków socjalnych, asem liberałów - Zytą Gilowską. To uwidacznia prawdziwy charakter programu tego rządu. Jest on neoliberalny, kontynuuje politykę wszystkich poprzednich rządów III RP, z tą tylko różnicą, że dodano socjalną retorykę „Polski solidarnej” popartą dla pozorów „symbolicznymi” gestami na rzecz polityki pro-społecznej.
Gdyby chcieć rzeczywiście realizować ideę „Polski solidarnej”, należałoby poprzez radykalną zmianę całego systemu podatkowego, płacy minimalnej oraz świadczeń socjalnych spowodować, żeby zaistniała faktyczna „solidarność” pomiędzy bogatymi i biednymi, przedsiębiorcami i pracobiorcami. Tymczasem mamy do czynienia z neoliberalną wizją „solidarności” - czyli takiej, gdzie biedni pomagają biednym, czyli biedni płacą procentowo najwyższe podatki po to, żeby inni biedni otrzymywali symboliczne świadczenia socjalne. Nie o taką „solidarność” chodziło chyba wyborcom PiS...
Tymczasem ze strony PiS słyszymy, że państwo solidarne już mamy, teraz trzeba zniszczyć „złe układy”, cokolwiek by to znaczyło - a chyba oznacza po prostu tych, którzy nie należą do partii braci Kaczyńskich. Po oczyszczeniu państwa ze wszystkiego co złe - czyli postkomunistów, lekarzy, którzy chcą podwyżek, prawników, urzędników, biznesmenów (poza Romanem Kluską), nastąpi upragniony przez wszystkich dobrobyt oraz „sanacja moralna”. Czyli znowu trzeba będzie społeczeństwu czekać na poprawię nie wiadomo jak długo, bo parafrazując słowa Lenina, „w miarę oczyszczania państwa będzie narastać walka ze starym, złym układem” - będzie to więc proces ustawiczny i nigdy tak naprawdę niedokończony. Historia, jak widać, lubi się powtarzać, szczególnie gdy jej uczestnicy nie zadają sobie trudu, żeby ją poznać i po raz kolejny nie powtarzać....
Podsumowując, należy stwierdzić, że rząd PiS zawiódł tych wyborców, którzy uwierzyli, że może on zastąpić te funkcje lewicy, w których realizacji zawiodło SLD, wygrywające poprzednie wybory. Wielu z tamtych wyborców, którzy dali SLD aż 41 proc. poparcia, głosowało w ostatnich wyborach na PiS. Zresztą wszelkie badania opinii społecznej wskazują, że większość społeczeństwa jest za ochroną socjalną, dobrą publiczną edukacją i służbą zdrowia, równymi szansami i niepozostawianiem nikogo w nędzy bez pomocy państwa, a jednocześnie większość społeczeństwa jest za wolnym rynkiem. To wszystko można zrealizować, dowodem czego są choćby państwa skandynawskie. Potrzeba nam właśnie takiej nowoczesnej lewicy, czerpiącej wzorce z państw Północy. Lewicy, która potrafi znaleźć równowagę interesów różnych klas społecznych, w szczególności pracodawców i pracowników, na poziomie, który zapewnia poszanowanie i godność (wyrażoną choćby w godziwej płacy) każdej ze stron odwiecznego konfliktu interesów klasowych.
Łukasz Foltyn